Leave a Comment
Główny bohater filmu to znany hollywoodzki aktor DJ Miller. Ten zakochany w sobie mężczyzna źle znosi porzucenie, zatem, gdy pewnego dnia odchodzi od niego „narzeczona”, swoje smutki zaczyna topić w alkoholu. Agent gwiazdora widząc, jak bardzo zaniedbuje on nie tylko swoje obowiązki, ale też wszelką dbałość o siebie samego, postanawia interweniować. Namawia aktora, aby zrobił sobie przerwę pracy i wypoczął w egzotycznym dla siebie miejscu, a mianowicie w Hiszpanii. DJ Miller daje się nakłonić na ten pomysł, nie spodziewając się, iż stopień egzotyki, którą napotka na miejscu, szybko go przerośnie. Dziwnym trafem bowiem przed ostatnią bramką na lotnisku główny bohater zderza się z lecącym na misję w Afryce doktorem Millerem. W zamieszaniu mężczyźni zamieniają się biletami, po czym trafiają do niewłaściwych samolotów. Po lądowaniu zamiast luksusowych wakacji w Europie gwiazda Hollywood zastaje więc spartańskie warunki chrześcijańskiej misji w Afryce. Taki stan rzeczy nie przypada Millerowi do gustu, tak samo zresztą nie cieszy go z początku towarzystwo misjonarzy, irytuje go zwłaszcza nader sceptyczna wobec jego osoby Sarah …
Film ten posługuje się znanym, choć ostatnio nieco zapomnianym, schematem pozytywnej przemiany bohatera, wyrwanego ze znanego sobie życia i nieoczekiwanie wrzuconego na głęboką wodę trudniejszych okoliczności. Bohater takiej opowieści jest zwykle egoistyczny, zapatrzony w siebie, zainteresowany głównie karierą i pieniędzmi, traktujący innych ludzi z góry (przede wszystkim oczekuje, że będą mu usługiwać, albo się nim zachwycać). Człowiek taki nie wykazuje też pokory wobec Boga ani wdzięczności za wszystko to, czym został obdarzony, ale uważa swoje powodzenie za coś oczywistego, co mu się po prostu należy. Taką osobą jest właśnie DJ Miller. Szybko zmienia się on jednak w zetknięciu z chrześcijańskimi misjonarzami, którzy mają zupełnie inne niż one w życiu priorytety i odmienną postawę wobec bliźnich.
Humorystycznie pokazane przygody głównego bohatera uwypuklają niejako powagę i znaczenie samej pracy chrześcijańskich misjonarzy. Na swój sposób film ten mierzy się też z mitem o tym, jakoby ludom pierwotnym misje nie były potrzebne. Taki właśnie pogląd, iż plemionom pogańskim pomoc, wiedza, a przede wszystkim niesiona przez cywilizację chrześcijańską wiara nie niosą żadnego pożytku (ba, nawet są dla nich szkodliwe) reprezentuje na początku właśnie DJ Miller. Stanowisko to jednak zmienia, kiedy w dramatycznych okolicznościach przekonuje się, iż nie tylko doświadczeni misjonarze, ale nawet on sam jest zaskakująco potrzebny tym ludziom.
Jeśli chodzi o zastrzeżenia wobec filmu, to są tutaj pewne pomniejsze negatywne elementy. Jest tu więc częściowa nagość (męska, bez kontekstu erotycznego) oraz jeden żart odwołujący się do przeciwnych naturze praktyk seksualnych (do współżycia mężczyzny z mężczyzną).
Pomimo jednak tych potknięć film ten jest jak najbardziej godny polecenia, pokazuje bowiem pozytywną przemianę głównego bohatera, zawiera też wątek miłosny pokazany bez nieczystości oraz podkreśla wartość pracy chrześcijańskich misjonarzy. Nie brak tu też zachęty do czytania Biblii oraz modlitwy.
Marzena Salwowska
Ps. Opisany powyżej film można legalnie obejrzeć pod następującym linkiem: https://katoflix.pl/film/przypadkowy-misjonarz
/.../
Leave a Comment
Harold Fry to spokojny starszy pan, który mieszka wraz z żoną w domu z ogródkiem na przedmieściach Devon. Pewnego dnia ten emerytowany mężczyzna otrzymuje list od dawnej przyjaciółki z pracy – Queenie Hennessy. Dowiaduje się z niego, że kobieta ma nowotwór i przebywa w hospicjum. Z początku Harold zamierza wyrazić swoje wsparcie przyjaciółce po prostu w formie listu; jednakże w drodze na pocztę, po części pod wpływem nieznajomej dziewczyny (której historią się inspiruje), podejmuje zaskakującą decyzję. Wyrusza w 600-kilometrową drogę z Devon do Berwick-upon-Tweed (tam znajduje się hospicjum, w którym przebywa Queenie). Pan Fry jest przeświadczony, że, dopóki będzie szedł, jego przyjaciółka nie umrze i że owa „pielgrzymka” ją uzdrowi. Główny bohater realizuje swój zamiar właściwie bez namysłu, z początku nie zawiadamiając nawet żony, bez telefonu komórkowego, mając przy sobie tylko rzeczy, które uważa za niezbędne …
Film ów zasługuje na uwagę i docenienie jako przykład wartościowego „kina drogi”. Mówiąc bardziej precyzyjnie, obraz ten można nawet określić mianem „kina pielgrzymki”, taki bowiem charakter ma piesza wędrówka głównego bohatera. Choć jest to „pielgrzymka świecka” (o czym będzie mowa później), to zawiera w sobie wiele pozytywnych elementów. Mocno wyeksponowana jest tu m.in. idea oczyszczania duszy poprzez celowy, skonkretyzowany wysiłek. Trud podjętej drogi pozwala bowiem bohaterowi wytrąconemu z codziennej rutyny spojrzeć z dystansem na własne życie, zajrzeć w głąb siebie, rozliczyć się z błędami i grzechami z przeszłości, W czasie tej wędrówki Harold mierzy się też ponownie z największą tragedią swojego życia, z którą nie potrafił poradzić sobie przez ostatnich 25 lat, a która to zbudowała mur pomiędzy nim a jego żoną. Na swojej drodze spotyka też innych ludzi, dla których jest inspiracją, którzy często pomagają mu bezinteresownie, lub którym on sam stara się pomóc. Jednym z ważniejszych aspektów tej wędrówki głównego bohatera jest fakt, że powziął ją z miłości bliźniego Pragnie on bowiem dać swojej przyjaciółce nadzieję i siłę do walki z chorobą, a także zadośćuczynić jej za krzywdę, jaką poniosła (z własnego wyboru) z jego powodu przed laty. Mimo smutnych tematów, które dominują w filmie, jest on też mimo wszystko bardzo optymistyczny. Pokazuje bowiem, że również w starszym wieku można i warto coś zmieniać w życiu na lepsze. Obraz ten kończy się wręcz romantycznym „Happy Endem” (jest to na tyle łatwe do przewidzenia, iż nie trzeba chyba przepraszać za spoiler) – Harold odzyskuje miłość żony, która wręcz zakochuje się w nim na nowo. Jego wysiłek podjęty dla bliźniego, przynosi mu więc też nieoczekiwaną osobistą korzyść.
Obok tych głównych pozytywnych wątków, film ten ma jeszcze sporo pomniejszych zalet, z których jako ciekawostkę warto wymienić postać bezpańskiego psa. Zwierzę to przyłącza się jako towarzysz do wędrówki głównego bohatera, idzie z nim większość drogi, a kiedy już wyczuwa, że nie będzie dalej potrzebne, odłącza się od Harolda, by towarzyszyć innej osobie. Jest to o tyle ciekawe, iż choć film nie ma jakiegoś wyraźnego przesłania religijnego, to wątek ten może kojarzyć się z psem towarzyszącym Tobiaszowi Młodszemu w jego długiej pieszej wędrówce (patrz: biblijna Księga Tobiasza). Nadto przywodzi myśl o Bożej Opatrzności, która sprawia, że poddane nam zwierzęta są też nieraz dobrymi i mądrymi towarzyszami w ludzkich trudach.
Mimo ogólnie pozytywnego wydźwięku film ten ma niestety również pewne istotne wady. Po pierwsze jest tutaj w miarę dużo wulgarnej mowy, tzn. nie ma jej więcej niż w przeciętnej współczesnej produkcji filmowej, jednakże jest jej więcej, niż byśmy się tego spodziewali, biorąc pod uwagę spokojny klimat tego obrazu. Najpoważniejszym jednak brakiem tego filmu jest parokrotne podkreślanie faktu, iż główny bohater nie interesuje się wiarą w Boga. Nie znaczy to, iż jest zdeklarowanym ateistą czy krytykiem chrześcijaństwa (raczej jak sam mówi, nie bardzo pojmuje sam koncept wiary w Boga). Ten brak wiary głównego bohatera może być o tyle problematyczny, że podejmuje on wędrówkę, którą trudno nazwać inaczej niż pielgrzymką. Tyle że brak odniesienia do Boga w tego rodzaju przedsięwzięciu daje niemiłe poczucie, że w zlaicyzowanej kulturze kolejna rzecz należąca z natury do sacrum zawłaszczana jest przez profanum. Można by też rzec, że gdyby w jakiś sposób dzięki wędrówce i wyrzeczeniom Harolda jego przyjaciółka zupełnie ozdrowiała, to byłby to też rodzaj świeckiego cudu, dokonany dzięki sile dobrej woli człowieka. W całym filmie zresztą pobrzmiewa coś w rodzaju przesadnego humanistycznego przekonania o tym, że ludzie są dobrzy (przesadnego, gdyż nie uwzględnia ono głębokiego zepsucia natury ludzkiej przez grzech pierworodny). Jest tu też miejscami widoczna bezrefleksyjna pobłażliwość dla ludzkich grzechów. Kiedy np. pewien nieznajomy zwierza się głównemu bohaterowi z tego, że najmuje jakiegoś biednego młodego człowieka do świadczenia usług seksualnych, to można odnieść wrażenie, iż w sumie „to nic takiego”. Ba, z perwersji tego mężczyzny (upodobanie do lizania butów chłopaka) wynika nawet dobro, gdyż litując się nad stanem jego obuwia, mężczyzna ten postanawia za namową Harolda kupić chłopakowi nowe buty. Takie tutaj mamy więc niestety „kwiatki”, czego warto być świadomym, wybierając ten film.
Niemniej, jeśli chodzi o osoby dorosłe, to choć z poważnymi zastrzeżeniami co do jego wątków pobocznych, można polecać ten film jako opowieść o tym, że nigdy nie jest za późno, by uczynić coś dobrego dla bliźniego, i niejako przy okazji dla siebie samego.
Marzena Salwowska
Ps. Powyżej opisany film można legalnie obejrzeć pod następującym linkiem internetowym: https://katoflix.pl/film/niezwykla-wedrowka-harolda-fry
23_10_2021_TUPOHF_DG_28.arw
/.../
Leave a Comment
Film ten został oparty na prawdziwej historii z czasów II wojny światowej, kiedy to jedna z polskich niewiast (Irena Gut – w jej roli Sophie Nélisse) ukrywała grupę Żydów w piwnicach posiadłości, której to władanie zostało oddane w ręce starszego już wiekiem niemieckiego oficera (Eduarda Rügemera – grany tu przez Dougraya Scotta). W pewnym momencie Rügemer odkrywa, iż w należącym do niego domu znajdują się Żydzi. Początkowo jest zdruzgotany przez tę wiadomość, potem zaś namawia Irenę do tego, by ta zgodziła się podjąć z nim pozamałżeńskie stosunki seksualne (w zamian za jego współudział w ukrywaniu owych ludzi).
Na płaszczyźnie światopoglądowej oraz moralnej ta kinowa produkcja ma z pewnością swe niemałe zalety, którymi są życzliwe pokazywanie takich tradycyjnych cnót jak odwaga, poświęcenie, miłość bliźniego oraz – szczególnie mocno tu zaakcentowany – szacunek również wobec nienarodzonego życia i związany z tym sprzeciw wobec aborcji. Co więcej, wszystkie z tych dobrych rzeczy w pewien, dość wyraźny sposób, zostały powiązane z chrześcijaństwem (w katolickiej wersji), gdyż główna bohaterka jest w filmie pokazana jako gorliwa katoliczka.
Jakkolwiek byśmy jednak nie pochwalali i nie doceniali wszystkich tych tradycyjnie chrześcijańskich wartości, które zostały wyeksponowane przez twórców tego filmu, nie możemy pominąć milczeniem jednego z jego innych ważnych wątków, który naszym zdaniem zasługuje na wyraźną krytykę. Chodzi oczywiście o pozamałżeńskie akty seksualne, których dopuszczała się Irena Gut po to, by ratować niewinnych ludzi przed grożącą im śmiercią. Otóż wedle tradycyjnego nauczania katolickiego „Dobry cel nie uświęca środków” – mówiąc zaś bardziej precyzyjnie: nie jest moralnie dozwolone czynienie aktów wewnętrznie złych nawet w celu ratowania życia swojego lub swych bliźnich. Wszelkie zaś pozamałżeńskie akty seksualne są właśnie czynami wewnętrznie złymi, a co za tym idzie, nie ma się moralnego prawa ich popełniać nawet w zamiarze ratowania życia niewinnych ludzi. Więcej na tym podobne tematy można przeczytać „klikając” w poniższe linki:
https://salwowski.net/2018/01/27/tradycyjny-absolutyzm-moralny-przeciw-etyce-sytuacyjnej-pytania-i-odpowiedzi/
https://salwowski.net/2024/04/25/czy-irena-gut-postapila-wlasciwie/
Mimo jednak tego powyższego, a bardzo poważnego zastrzeżenia, doceniamy ów film ze względu na inne silnie zarysowane w nim pozytywne wątki.
Mirosław Salwowski
Ps. Grafika została dołączona do powyższego tekstu za witrynami internetowymi: Filmweb.pl, Franciszkanska3.pl
/.../
Leave a Comment
Film ten jest próbą pokazania, jak mogłaby dosłownie wyglądać historia o Synu Marnotrawnym we współczesnych warunkach. Głównym bohaterem jest tu Jake Abraham – młodszy syn zamożnego, amerykańskiego farmera. Ów młody mężczyzna, choć zwykł od dziecka pomagać ojcu na farmie, pracę tę wykonuje niedbale i bez zaangażowania. Kiedy po studiach zajmuje się administrowaniem tego rodzinnego biznesu, to jego działania zdają się stwarzać więcej problemów niż ich rozwiązywać. Postawa Jake’a powoduje nie tylko problemy w firmie, ale też konflikt między nim, a jego bardziej pracowitym i odpowiedzialnym starszym bratem. Główny bohater, który ciągle marzy o ciekawszym i łatwiejszym życiu w wielkim mieście, postanawia te marzenia w końcu zrealizować. W tym celu dopomina się o część spadku należną sobie po śmierci ojca, nie zważając na to że ów przecież jeszcze żyje. Otrzymawszy ten dział majątku, Jake wyjeżdża niezwłocznie do wielkiego miasta, gdzie rzuca się w wir niepewnych inwestycji i podejrzanych znajomości … .
Obraz ten jest jedną z tych nielicznych produkcji, które ze względu na swoją treść i przesłanie (przypomnijmy, iż z zasady nie oceniamy tu walorów artystycznych filmów) zasługują na najwyższą notę. Szczerą i otwartą intencją jego twórców jest z jednej strony przypomnienie przesłania ewangelicznej przypowieści Jezusa Chrystusa, która mówi o miłości, jaką Ojciec żywi do nas grzeszników; z drugiej zaś przestrzeżenie młodych widzów poprzez szereg życiowych wskazówek przed losem syna marnotrawnego. Mamy tu zatem ostrzeżenie przed lekkomyślnością, która skłania młodych ludzi do zbyt pochopnego porzucania stylu życia czy mądrości swoich ojców, na rzecz niepewnych, lecz bardziej kuszących pomysłów. Film ten wręcz wypunktowuje typowe błędy, jakie może popełnić człowiek dopiero szukający własnej życiowej drogi, a mianowicie:
Mylenie nieokreślonych marzeń i fantazji z konkretnym planem realizacji swoich celów.
Nieliczenie się z radami bardziej doświadczonych życiowo, życzliwych osób.
Brak wystarczająco szybkiej korekty błędów, upór w trzymaniu się złej strategii.
Inwestowanie środków, na których stratę bez ryzyka bankructwa nie można sobie pozwolić.
Nazbyt wystawny sposób życia i trwonienie ciężko zarobionych przez poprzednie pokolenie zasobów.
Nadmierne zaufanie do obcych ludzi, chęć dorównania i imponowania nowemu otoczeniu pieniędzmi i hojnością.
Podejmowanie ważnych decyzji pod wpływem używek bądź zmysłowego zauroczenia.
Nadmierne zaufanie w swoje talenty czy wykształcenie.
Odcinanie więzi z rodziną, szybkie i bezrefleksyjne porzucanie wartości, na których się wzrosło.
Można więc powiedzieć, że film dzięki temu, iż koncentruje się głównie na postaci samego syna marnotrawnego, daje widzom pewien przepis, jak nie popełniać tych samych czy podobnych błędów jak on.
Z innych zalet tej produkcji można też wymienić jeszcze chociażby pokazywanie pozytywnego wzorca ojca rodziny, a także społeczności chrześcijańskiej, która troszczy się o siebie nawzajem i pomaga w potrzebie potrzebującym.
Docenić też warto fakt, że film ten nie epatuje przemocą, wulgarną mową, seksem czy obscenicznością, mimo że pewne jego wątki dawałyby ku temu okazję. Przykładowo romans, w który wdaje się Jake z interesowną narzeczoną pewnego podejrzanego typa jest pokazany bardzo powściągliwie. Wprawdzie owa niewiasta jest tu czasem ubrana w nieskromny sposób, jednak to akurat jest ściśle powiązane z jej rolą pazernej kusicielki. Wydaje się więc, że trudno byłoby pokazać ten wątek jakoś inaczej, zresztą kamera nie zatrzymuje się tu dłużej na wdziękach owej aktorki.
Podsumowując, film ten godzien jest polecania widzom w każdym wieku. Szczególnie zaś pożyteczny może być dla tych młodszych, życiowo jeszcze niedoświadczonych.
Marzena Salwowska
Ps. Powyżej opisany film można legalnie obejrzeć pod następującym adresem internetowym: https://katoflix.pl/film/dalekie-strony
/.../
Leave a Comment
Film ten opowiada o stoczonej podczas II wojny światowej bitwie polskich oddziałów wojskowych ze zgrupowanymi na terenie włoskiego klasztoru Monte Cassino jednostkami niemieckiej i włoskiej armii. Bitwa ta (a raczej seria bitew) była jednym z najkrwawszych i najbardziej niebezpiecznych epizodów owego konfliktu zbrojnego. W tej produkcji historia tej bitwy jest – po części – opowiedziana przez pryzmat losów Jędrka, młodego polskiego chłopca, który trafił do armii gen. Andersa z terenów byłego Związku Sowieckiego jako jedna z tysięcy sierot. Jędrek początkowo sprawia niemało kłopotów wychowawczych i sam jest sceptycznie nastawiony co do sensu prowadzenia bitwy pod Monte Cassino. Ostatecznie jednak wydarzenia z tym związane odcisną na jego życiu trwałe piętno.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film pt. „Czerwone maki” zasługuje na uznanie, gdyż w życzliwy oraz przychylny sposób przedstawia się w nim takie tradycyjne wartości i cnoty jak odwaga, waleczność, lojalność, patriotyzm. Warto też zaznaczyć, że nie ma tam scen seksu, obsceniczności oraz nie eksponuje się nieskromnych strojów: choć jeden z damsko-męskich pocałunków robi wrażenie zbyt zmysłowego (a ponadto jest on pokazany w raczej życzliwym kontekście). W filmie tym oczywiście – ze względu na jego tematykę – jest pokazana przemoc oraz jej drastyczne efekty, jednak mimo wszystko nie odnosi się przy tym wrażenia, by takowe sceny były tam nadmiernie eksponowane. Co do zaś wulgarnej mowy, to i takowa jest tam zawarta, ale i w tym wypadku wydaje się ona umieszczona bardziej ze względu na pokazanie realiów żołnierskiego i wojennego życia, aniżeli w celu szokowania czy epatowania nią widzów. Gwoli jasności, ta nasza uwaga, nie oznacza jednoznacznej pochwały umieszczania wulgaryzmów w filmach, nawet wówczas gdy są one tam wyrazem realizmu, a nie ich propagowaniem: widzimy jednak dość znaczącą różnicę pomiędzy takimi sposobami i kontekstami obecności wulgarnej mowy w produkcjach filmowych.
O ile, trudno jest nam przedstawić jakieś bardziej poważne zastrzeżenia do stricte moralnej i światopoglądowej warstwy tego filmu (może poza pokazaniem w życzliwym świetle zmysłowego pocałunku), to od strony bardziej historycznej film ten jednak zasługuje na wyraźną krytykę. Otóż, choć jego akcja dzieje się w 1944 roku, ukazuje on katolicką Mszę jako odprawioną w rycie „Novus Ordo”, a więc obrzędzie, który został wprowadzony w latach 1969-1970. Trudno określić taki zabieg ze strony twórców bądź co bądź filmu historycznego jako wręcz niedorzeczny i absurdalny. Niżej podpisany nie pisze bynajmniej tych słów z pozycji krytyka Mszy odprawianych w rycie „Novus Ordo” – chodzi mi po prostu o to, że filmy o charakterze historycznym powinny w możliwie najwierniejszy sposób ukazywać realia czasów, którym zostały one poświęcone. Trudno zaś w odniesieniu do tego konkretnego szczegółu mówić o czymś innym niż bardzo rażącym błędzie.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment
Bohaterem tego serialu jest prywatny detektyw i konsultant policyjny Adrian Monk. Jest to mężczyzna w średnim wieku, który stara się o przywrócenie do czynnej pracy w policji, jednakże nieskutecznie, gdyż stan jego psychiki wyklucza taki powrót. Monk, który chyba już od dzieciństwa zmaga się z różnymi zaburzeniami, przeżył mocne załamanie po tym, jak zamordowana została jego żona Trudy. W codziennym funkcjonowaniu wspomaga detektywa opiekunka – asystentka Sharona (później zastępuje ją Natalie), a także psychiatra (dr Charles Kroger, następnie dr. Neven Bell), z którego usług regularnie korzysta. Dużą część swoich wybitnych zdolności detektyw Monk wykorzystuje pomagając swojemu byłemu przełożonemu kapitanowi Lelandowi Stottlemayerowi w rozwiązywaniu trudniejszych zagadek kryminalnych.
Ta popularna i lubiana, również w Polsce, seria detektywistyczna jest jedną z godniejszych polecenia propozycji w swoim gatunku. To, co ją wyróżnia to w dużej mierze postać samego głównego bohatera – nietypowa i, rzecz można nowatorska (w swoim czasie), dla seriali kryminalnych. W odróżnieniu od stereotypowego detektywa „twardziela” Adrian Monk jest człowiekiem, który może być postrzegany jako słaby. Ma on bowiem wyraźne zaburzenia psychiczne – boi się m.in. dużych wysokości, małych pomieszczeń, bakterii, asymetrii oraz kontaktów z ludźmi. W zasadzie to w codziennym życiu nie jest w stanie nawet sam funkcjonować. Można więc powiedzieć, że serial ten uczy, iż nie warto patrzeć na ludzi przez pryzmat wyłącznie pewnych ograniczeń i że nieraz osoba, która odstaje od społeczeństwa i nawet jest przedmiotem szyderstw, wnosi do niego coś cennego i unikatowego. Seria ta pokazuje też, że pewne nieprzystosowanie społeczne (mowa o naturalnej odmienności, niezwiązanej z jakimś grzesznym stylem życia) może być nawet wartością dodaną, gdyż, choć utrudnia danej osobie codzienne funkcjonowanie, to jednocześnie utrudnia również wchodzenie na drogę konformizmu, obłudy oraz myślenia, które cechuje niedbałość, lenistwo i schematyzm. Paradoksalnie cechy, które ograniczają Monka w pewnych dziedzinach codziennego życia, jednocześnie sprawiają, iż jest on lepszym detektywem i, na przekór swojej alienacji, bardziej użytecznym społecznie człowiekiem. Niektóre z „fobii” głównego bohatera, choć postrzegane przez innych ludzi jako dziwactwa, są całkiem racjonalne, a nadto moralnie właściwsze niż reakcje jego otoczenia. Przykładowo można tu wspomnieć o silnej niechęci detektywa do zbędnej nagości – nie toleruje on chociażby zjawiska naturyzmu czy przedstawiania aktów w sztuce. Wprawdzie takie rzeczy pokazywane są tutaj humorystycznie, jednakże z dużą notą sympatii, w sposób który nie odstręcza widza do takich zachowań ze strony głównego bohatera. Jeśli chodzi zaś o negatywne cechy Monka takie jak egocentryzm czy nieliczenie się z wrażliwością i odczuciami innych ludzi, celowe izolowanie się od bliźnich, to w serialu pokazuje się, jak stopniowo, choć z różnym skutkiem, stara się on je przezwyciężać.
Niewątpliwą zaletą tego serialu jest to, że przełamuje modny przez dekady schemat „niegrzecznego detektywa” – kogoś, kto jest wulgarny, nie stroni od brutalności, a nawet przekraczania prawa, często zagląda do kieliszka i chętnie korzysta z okazji do niezobowiązującego seksu.
Jednym z głównych atutów tej produkcji, jest też kluczowa dla całości kwestia wiernej miłości małżeńskiej. Sprawa zamordowanej żony detektywa jest bowiem tym, co spaja wszystkie sezony serialu, tak iż widz czuje, że całość nie może się zakończyć, nim Adrian Monk nie odkryje, kto zamordował jego Trudy. Zanim jednak zdemaskuje mordercę żony, i sprawiedliwości stanie się zadość, detektyw będzie musiał mierzyć się z wieloletnim poczuciem straty i samotności. Serial ten zresztą ogólnie zdaje się być bardzo prorodzinny. Chyba wszystkie z postaci, które, w zamierzeniu twórców, mają być odbierane przez widzów jako pozytywne, cenią tradycyjnie pojmowane małżeństwo (jako trwały i wierny związek mężczyzny i kobiety). Takich zaś rzeczy jak cudzołóstwo czy nakłanianie do aborcji dopuszczają się wyłącznie negatywni bohaterowie serialu. Bardzo pozytywnie pokazywane jest także w tej produkcji odpowiedzialne rodzicielstwo oraz trudy samotnego wychowywania dzieci (nie z wyboru, a np. wskutek wdowieństwa). Warto również docenić, że w tych tematach serial zdaje się mocno bronić przed wkraczającą już z początkiem nowego millenium falą politycznej poprawności.
Z licznych zalet tego serialu, liczącego sobie 8 sezonów, warto wymienić jeszcze chociażby podkreślanie wartości i dobrego wpływu okazywanej bliźnim cierpliwej i wyrozumiałej przyjaźni, docenianie pracy policji i sądownictwa czy też pokazywanie, iż czasem warto skorzystać z profesjonalnej pomocy w problemach psychicznych. Na pozytywną uwagę zasługuje też fakt, że różnego rodzaju przesądy typu wróżby, voodoo, czary czy kult UFO są tu na ogół pokazywane jako niezbyt mądre i szkodliwe.
Mimo jednak tak wielu pozytywnych rzeczy, które można powiedzieć o tym serialu, trzeba zauważyć, że pojawia się w nim też sporo wątpliwych rzeczy, choć są one niezbyt eksponowane i raczej poboczne. Mocno wątpliwe moralnie jest na przykład okazyjne posługiwanie się kłamstwem przez detektywa Monka i jego asystentki w celu wyprowadzenia w pole podejrzanych. Choć może w mniejszym stopniu niż w innych serialach pojawiają się tu też elementy nieskromności (np. sposób ubierania się pierwszej asystentki Monka, migawki z klubu nocnego z tancerkami na rurze), lekkie zabarwienie lubieżności mają też czasem dialogi. Z innych negatywnych rzeczy w ostatnich odcinkach uderza to, kiedy kapitan Stottlemayer mocno chwali jako dobrą i korzystną rzecz nienawiść Adriana Monka wobec zabójcy Trudy. W toku serialu pojawiają się również pokazywane przychylnie takie rzeczy jak na przykład sugestia, że wspomniany wyżej kapitan (którego pierwsze małżeństwo zostało uznane za nieważne) sypia przed ślubem ze swoją narzeczoną, czy też przy okazji wieczoru kawalerskiego stanowczo stwierdza, iż lepiej, aby jedna osoba wypiła sama 12 piw, niż żeby 12-u mężczyzn wypiło po 1 piwie. W toku serialu pojawiają się niestety tym podobne „kwiatki”, jednakże mają one raczej poboczny charakter, stąd ogólnie pozytywna ocena serialu.
Jeśli chodzi natomiast o sposób ukazywania brutalnych nieraz przestępstw, to mimo iż tematyka serialu dawałaby ku temu liczne sposobności, jest to sposób raczej oszczędny. Raczej trudno byłoby przestraszyć dorosłego widza, czy nawet starsze dziecko, pokazywanymi tu scenami.
Podsumowując, mimo pewnych wątpliwych elementów oraz z zastrzeżeniem, że ocenie poddana została ze względu na długość serialu większość, lecz nie wszystkie odcinki, polecamy tę serię jako opowieść, łączącą w sobie serdeczny i mądry smutek z ciepłym poczuciem humoru, życzliwym wobec ludzi.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment
Film ten został oparty na prawdziwej historii linczu dokonanego na 14-letnim Emmetcie Tillu. Ten czarny nastolatek został latem 1955 roku na Południu Stanów Zjednoczonych brutalnie zamordowany, po tym jak skomplementował (i zagwizdał) na białą kobietę. Jego matka – Mamie Till – postanowiła walczyć o sprawiedliwość dla swego syna w sądzie, próbując doprowadzić do skazania odpowiedzialnych za ów bestialski czyn ludzi.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej produkcja ta jest oczywiście godna polecenia, gdyż ukazuje ona walkę o sprawiedliwość, a także gani rasizm oraz dokonywanie krwawych samosądów (które były niekiedy w dodatku czynione, jak w pokazanym w owym filmie przypadku, z niezwykle błahych powodów). Ponadto, w „Till” znajdujemy dość wyraźne i raczej przychylne odniesienia do wiary chrześcijańskiej, a użyte tam środki wyrazu artystycznego zachowują swój umiar i powściągliwość (brak scen seksu, niewiele wulgaryzmów i przemocy, nieepatowanie obscenicznością oraz nieskromnością).
W zasadzie jedynym poważniejszym zastrzeżeniem, jakie można podnieść wobec tego filmu jest to, iż w nieprawdziwy sposób przedstawia on postać ojca Emmetta (Louisa Tilla), który jest tam pokazany jako wybitny obywatel i odważny bohater wojenny. Tymczasem, przynajmniej co do bycia przez niego dobrym obywatelem można mieć poważne wątpliwości, gdyż człowiek ten był cudzołożnikiem, próbującym zabić swą żonę (Mamie Till), który dodatkowo jako żołnierz miał dopuścić się jednego zabójstwa i dwóch gwałtów (za co został skazany na śmierć przez sąd wojskowy). Gwoli rzetelności co do owego wyroku sądu wojskowego są pewne wątpliwości, jednak osobiście nie jestem w stanie tychże obiekcji rozstrzygnąć, zatem pozostaję przy domniemaniu, iż wyroki sądów są słuszne – jeśli ktoś sam chciałby przyjrzeć się tej sprawie odsyłam do artykułu na anglojęzycznej Wikipedii poświęconej postaci Louisa Tilla.
Mirosław Salwowski
Grafika została dołączona do powyższego tekstu za portalem: Filmweb.pl
/.../
Leave a Comment
Film przedstawia ostatnie dni z życia niezwykle otyłego nauczyciela literatury o imieniu Charlie. Mimo swojego krytycznego stanu stara się on żyć codziennym życiem, jednocześnie próbując przed śmiercią nawiązać relację z niemal dorosłą córką, z którą nie miał kontaktu prawie od dekady. Ze względu na problemy z poruszaniem się Charlie od lat nie wychodzi z domu, a zajęcia ze studentami prowadzi wyłącznie zdalnie, z wyłączoną kamerą, tak aby nie pokazywać publicznie swojego stanu. W codziennym funkcjonowaniu mężczyznę wspiera przyjaciółka – pielęgniarka, która jednocześnie dba o jego zdrowie i stara się namówić go do podjęcia leczenia w szpitalu. Charlie jednak nie chce się na to zgodzić, gdyż swoje duże oszczędności (jest nieubezpieczony) woli zachować dla córki. Mężczyzna próbuje zjednać sobie nastolatkę pieniędzmi i pomocą w pisaniu zadań z angielskiego, gdyż jej stosunek do niego jest wręcz wrogi. Dziewczyna nie chce wybaczyć ojcu, że 9 lat wcześniej porzucił on rodzinę dla młodego kochanka, zostawiając ją z nieradząca sobie i coraz częściej zaglądającą do kieliszka matką. Poza złośliwą i okrutną nastolatką oraz nadopiekuńczą przyjaciółką-pielęgniarką Charliego w domu pojawia się też jeszcze młody misjonarz, który stara się głosić głównemu bohaterowi Ewangelię. I to właściwie są wszystkie ważne postaci dramatu, gdyż obraz ten zdecydowanie bardziej przypomina sztukę teatralną niż produkcję filmową – zachowując kameralność, czy nawet niemal całkowicie idealną klasyczną jedność miejsca, czasu i akcji.
„Wieloryb”, choć ma swoje mocniejsze strony (o czym później), jest niestety produkcją o zabarwieniu zdecydowanie antychrześcijańskim i ateistycznym. Wyraźnie wspierane jest tu też jawne życie w grzechu sodomii – główny bohater porzuca swoją żonę dla innego mężczyzny, z którym przez dłuższy czas żyje w cudzołożnym związku, a po śmierci kochanka masturbuje się zaś przy oglądaniu „gejowskiego porno” (scena, w której główny bohater ogląda w takich celach film pornograficzny, jest przerwana wejściem gościa, dzięki czemu jest dość krótka, a sam obraz widziany jest z pewnego oddalenia, co łagodzi trochę jego obsceniczność). Owe grzeszne aktywności pokazywane są w tej produkcji albo bardzo pozytywnie (relacja z kochankiem), albo neutralnie (pornografia). Film ten mocno wpisuje się też w nurt humanizmu świeckiego, który wszelkich źródeł dobra, prawdy czy moralności szuka w samym człowieku i jego dążeniu do szczęścia. Obraz ten jednak nie ogranicza się do przypisywania zbytniej pozycji człowiekowi, ale też stara się wyeliminować jego „konkurencję” czyli Boga. Mówiąc ogólnie, film ten usiłuje przedstawić Boga jako „ideę” nie tylko zbędną, ale wręcz szkodliwą. Obraz ten narzuca widzowi narrację, że ludzie bez religii radziliby sobie lepiej, łatwiej dogadywaliby się między sobą, byliby lepsi dla siebie nawzajem i bardziej szczęśliwi. Ostrze krytyki jest tutaj skierowane zwłaszcza wobec Boga w rozumieniu chrześcijańskim – cytowanie Biblii jest w tym filmie zawsze pokazywane jako argument niezbyt mądry, można powiedzieć, że ukazywane jest wręcz prześmiewczo. Sam zresztą wątek młodego misjonarza wydaje się wprowadzony głównie w takim celu – ośmieszania posługiwania się Słowem Bożym i troski o zbawienie bliźnich poprzez ewangelizację. Ktoś mógłby powiedzieć, że ta niechęć odnosi się tylko do jakichś marginalnych kościołów amerykańskich, o specyficznym charakterze; jednakże całość filmu wskazuje, że ogólnie chodzi tu o krytykę chrześcijaństwa i Boga Biblii. Wiara w Stwórcę i chęć przestrzegania Jego nauki zawartej w Piśmie świętym jest też oczywiście ukazywana jako przyczyna wszelkich nieszczęść głównego bohatera oraz jego otoczenia. Schemat jest taki: brak akceptacji dla homoseksualnych praktyk ze strony zboru i wierzącej rodziny doprowadził kochanka Charliego do samobójstwa, przez co ten się załamał, zaczął kompulsywnie przejadać, tyć, chorować i zbliżać do przedwczesnej śmierci. Jako ofiara Boga Biblii pokazywana jest również pielęgniarka – przyjaciółka głównego bohatera, która jednocześnie jest siostrą, zmarłego samobójczą śmiercią, kochanka Charliego. Pośrednimi ofiarami mają także być żona głównego bohatera oraz jego córka. Również młody misjonarz kreowany jest niejako na ofiarę, której czytanie Biblii niejako namieszało w głowie. Dla takiego postawienia sprawy nie ma tu żadnej przeciwwagi, twórcy filmu starają się więc, aby widz po jego obejrzeniu pozostał z takim, a nie innym przekonaniem w kwestiach światopoglądowych.
Na końcu filmu jest też coś w rodzaju fałszywego wniebowstąpienia. Kiedy główny bohater umiera, może się wydawać, iż trafia do nieba. Po bliższym przyjrzeniu się tej scenie wydaje się jednak, że jest to raczej nie niebo, a ostatnia chwila szczęścia na ziemi, tyle że doskonała i niezmącona, którą bohater osiąga przez pojednanie z córką. Nie jest to więc wieczne zbawienie pochodzące od Stwórcy, ale osiągnięcie pełnego szczęścia na koniec życia dzięki ludzkim wysiłkom.
Film ten oczywiście nie jest pozbawiony wyraźnie pozytywnych treści. Mamy w nim zatem mocno uwypuklone takie wartości jak bezinteresowna troska o drugiego człowieka, współczucie czy szacunek i miłość okazywane bliźnim niezależnie od odmiennych przekonań, czy innych międzyludzkich barier. Najważniejszą z zalet tej produkcji jest oczywiście wątek przebaczenia i pojednania, które to pokazywane są jako decyzja, która (wręcz dosłownie) daje siłę do pokonania dystansu między ludźmi. Inną z zalet tego filmu jest również, może nieco zbyt naiwne, lecz jednak ogólnie pozytywne moralnie podejście głównego bohatera do oceniania zachowań innych ludzi. Mianowicie zawsze stara się on w złych czynach i postawach bliźnich, również skierowanych bezpośrednio w niego samego, doszukiwać głębiej ukrytych intencji – lepszych niż na to wskazywałyby pozory. Za cenne uznać też można prorodzinne nastawienie tej historii, w którym ma nawet miejsce pokazanie bardzo negatywnego długofalowego wpływu, jaki łatwo może wywierać rozwód na dziecko. Rzecz można także, iż przez dość odpychające ukazanie obżarstwa i jego skutków, film ten może być zniechęcający do wchodzenia na podobną drogę. Trzeba też docenić, że twórcom tego obrazu udało się zachować równowagę pomiędzy pokazywaniem obżarstwa w rzeczywiście odpychający sposób, ukazujący szpetność owego grzechu, a zachowaniem empatii i szacunku wobec osoby uzależnionej od przejadania się.
Problem w tym, że większość wyżej wymienionych pozytywnych treści, które same w sobie godne byłyby polecenia, pływają w bardzo niestrawnym sosie. Chodzi o to, iż są one prezentowane w ten sposób, aby widz odniósł wrażenie, że wszystko, co dobre w człowieku i wszelkie szlachetne międzyludzkie zachowania zupełnie nie potrzebują łaski Boga, Jego nauki czy jakiegoś natchnienia Stwórcy. Wręcz przeciwnie Bóg (mówiąc ściślej Bóg w rozumieniu chrześcijańskim) jest tu przedstawiany jako szkodliwa idea (a nie prawdziwy Byt), która miesza w międzyludzkich relacjach i nie pozwala człowiekowi na szczęście. Nie będzie więc chyba dla naszych Czytelników zaskoczeniem, gdy powiem, że film ten oceniamy jako wyraźnie zły i nie zachęcamy do jego oglądania.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment
Ten nagrodzony dwoma Oscarami film opowiada o trzecim z serii dwunastu procesów niemieckich prawników, którzy swego czasu brali bezpośredni udział we wdrażaniu zbrodniczych praw uchwalanych przez władze nazistowskiej III Rzeszy.
Na płaszczyźnie moralnej oraz światopoglądowej produkcja ta zasługuje na uznanie i pochwałę, gdyż stawia wiele z jednej strony trudnych, a z drugiej dość oczywistych co do swej odpowiedzi, pytań odnoszących się do tego, jak należało zachować się w obliczu jawnie, a czasami wręcz skrajnie niesprawiedliwych praw. Innym z pytań, które wybrzmiewają w tym filmie, jest to, czy i w jakim stopniu zwykli obywatele III Rzeszy byli współodpowiedzialni za zbrodnie dokonywane z rozkazu ich nazistowskiego rządu – gwoli ścisłości niżej podpisany akurat na to konkretne pytanie nie znajduje, póki co jasnej i jednoznacznej odpowiedzi.
Warto też przy tej okazji docenić, iż „Wyrok w Norymberdze” jest filmem, można by powiedzieć – jeśli chodzi o relacje pomiędzy jego warstwą artystyczną i etyczną – nakręconym w „starym dobrym stylu”. Łączy on bowiem dobitność swego przekazu z jednoczesnym umiarem w bezpośrednim pokazywaniu pewnych złych rzeczy, np. nie ma w nim żadnej obsceniczności, scen seksu czy też wulgarności (chyba że za wulgaryzm uznalibyśmy amerykańskie słowo „Damm”).
Mirosław Salwowski
Grafika wykorzystana została w powyższym tekście za następującymi stronami internetowymi: Prime Video, Cda.pl
/.../
Leave a Comment
Film jest dramatyczną opowieścią o obronie polskiego Grodna przed agresją sowiecką w 1939 r. widzianą oczyma 12-letniego żydowskiego chłopca. Leosia, bo tak ma na imię główny bohater, poznajemy krótko przed wybuchem II wojny światowej. Mieszka on z matką – wdową, która zajmuje się krawiectwem i starszym bratem, który zajmuje się głównie działalnością w nielegalnej partii komunistycznej i często jest poszukiwany przez policję. Leon, którego ojciec zamierzał ochrzcić się przed śmiercią (i prawdopodobnie ochrzcić również synów), chodzi do polskiej szkoły, gdzie rywalizuje i jednocześnie przyjaźni się z Tadkiem, a także kocha się w szkolnej koleżance Ewelinie. Póki co największym dramatem chłopca jest to, że z powodu uprzedzeń nauczycieli (i po części uczniów) nie zagra Zbyszka w Krzyżakach oraz nie zostanie przyjęty do polskiego harcerstwa …
Zasadniczo film ten zasługuje na pochwałę ze względu na przewijającą się w ciągu całej akcji myśl, która jest chyba głównym jego przesłaniem: niezależnie od pochodzenia i wpływów kulturowych człowiek i tak sam określa swoją tożsamość i „cywilizacyjną przynależność” poprzez wybory, których dokonuje. Najdosadniej myśl tę obrazuje w filmie scena przeszukania przez policję mieszkania matki Leosia, dzięki której dowiadujemy się, że podczas gdy on sam zaczytuje się w Sienkiewiczu, jego starszy brat jako „lekturę obowiązkową” studiuje Kapitał Marksa. Główny bohater czerpie z lektury Krzyżaków wiele niewątpliwie pozytywnych wzorców. Uczy się z niej bowiem etosu rycerskiego (głównie męstwa oraz zasad honorowej i uczciwej walki, czegoś w rodzaju rycerskiego fair play) i patriotyzmu. Dzięki powieści Sienkiewicza (i zapewne też innym treściom zawartym w programie nauczania ówczesnej polskiej szkoły) Leon zaczyna się wyraźnie interesować chrześcijaństwem, co przejawia nie tylko śpiewaniem Bogurodzicy, której słów zresztą nie do końca rozumie, ale, co więcej, widoczne jest w scenie, kiedy z własnej inicjatywy wchodzi do jednego z kościołów i siada w skupieniu w ławce – widać, że to działanie nie jest podyktowane zwykłą ciekawością, a raczej jest wyrazem duchowych poszukiwań. Z kolei lektura Marksa prowadzi starszego brata Leosia do zaangażowania w ruch komunistyczny, łamania prawa, a wreszcie w obliczu wojny walki po stronie wroga ojczyzny i prawdopodobnie udziału w zbrodniach wojennych dokonywanych przez Armię Sowiecką.
Jednym z głównych pozytywnych punktów filmu jest też podkreślanie niesprawiedliwości gnębienia bliźnich ze względu na pochodzenie etniczne, czy rodzinę bez względu na ich osobistą postawę życiową.
Co do bardziej wątpliwych czy wprost negatywnych punktów filmu, to trzeba tu przede wszystkim powiedzieć o dużej liczbie wulgarnego słownictwa, która pojawia się w drugiej połowie tej produkcji. Na domiar złego mocnymi wulgaryzmami posługuje się też w pewnym momencie 12-letni główny bohater filmu. Pomijając nawet fakt, że może to stanowić bardzo zły przykład dla widzów w podobnym wieku, to warto sobie uzmysłowić, iż rola młodego chłopca grającego głównego bohatera wiązała się z wypowiadaniem słów (prawdopodobnie zwielokrotnionym przez próby), za które w prawdziwym życiu słusznie otrzymałby naganę. Można się również zastanawiać, czy sposób pokazywania przemocy nie jest tutaj zbyt drastyczny, choć jest to po części uzasadnione chęcią pokazania przez twórców filmu bardziej realnego niż wyidealizowanego obrazu wojny. W każdym razie te elementy sprawiają, że produkcja ta z pewnością nie jest stosowna dla dzieci czy osób o słabszych nerwach.
Jeśli chodzi natomiast o ściśle światopoglądowe zastrzeżenia wobec tego obrazu, to trzeba powiedzieć przede wszystkim o bliskim dwuznaczności sposobie mówienia o zjawisku przechodzenia żydów z judaizmu na chrześcijaństwo, wyrażające się w przyjęciu sakramentu chrztu świętego. Z jednej strony film tworzy wrażenie, iż takie decyzje nie były niczym wyjątkowym na polskich Kresach w okresie II RP; z drugiej jako motyw takiego postępowania sugeruje głównie oportunizm. Główny bohater filmu jest tu parokrotnie namawiany do przemyślenia takiego wyboru przez dorosłych Polaków argumentami, iż jako „przechrzta” będzie miał lepiej w życiu, a może nawet łatwiej to życie po prostu zachowa w nadchodzących czasach. Brak w tym obrazie argumentacji, która nie odwoływałaby się do doraźnych korzyści. Nie jest na przykład w ogóle rozwinięty wątek zmarłego ojca Leosia, który zamierzał, lecz nie zdążył ochrzcić siebie i synów. Być może ta decyzja podyktowana była jego osobistym nawróceniem i uznaniem Jezusa Chrystusa za wyczekiwanego przez żydów Mesjasza, ale niestety nie dowiadujemy się o jego motywach. Jedyną dorosłą osobą, która zdaje się trzymać swoich przekonań religijnych nie dla jakichś doczesnych korzyści jest matka Leosia – żydówka. Film ten zdaje się więc w tym aspekcie niżej stawiać chrześcijaństwo niż współczesny judaizm, a przynajmniej można odnieść takie wrażenie.
W filmie tym główny bohater dopuszcza się też pewnych złych rzeczy takich jak kłamstwo czy ostrzeżenie nielegalnie zgromadzonych komunistów (ze względu na swojego brata) przed nalotem policji. Trudno jednak stwierdzić, czy jest to zachowanie tylko relacjonowane, czy pokazywane jako słuszne.
Wydaje się też, że w filmie tym w nadmiernie złym świetle pokazuje się działalność Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR). W obrazie tym widać np., że bojówki narodowców grasują po Grodnie w 1939 roku w wyraźnie widocznych opaskach ONR, otwarcie gnębiąc ludność żydowską. Takie działania wydają się jednak mało prawdopodobne, jako iż organizacja ta została zdelegalizowana pięć lat wcześniej. Chociaż więc ogólny, łagodnie mówiąc, niezbyt życzliwy wobec Żydów stosunek ONR jest tu chyba właściwie pokazany, to już skala i jawność jej działań tej organizacji w roku 1939 wydaje się nieprawdopodobna. Postawę natomiast mniejszości żydowskiej wyraźnie się w tym filmie idealizuje, do tego stopnia, że można by pomyśleć, iż z naprawdę nielicznymi wyjątkami, ludność ta była najbardziej pro-polskim elementem społeczeństwa Kresów. Taka stronniczość zapewne w dużej mierze wynika z dobrych intencji (np. obawy przed podsycaniem antysemityzmu), ale nie służy obiektywnemu ukazywaniu historii.
Podsumowując, choć z poważnymi zastrzeżeniami, polecamy ten wojenny dramat dorosłym widzom.
Marzena Salwowska
PS. Powyżej opisany film można legalnie obejrzeć pod następującym linkiem internetowym: https://katoflix.pl/film/orleta-grodno-39
/.../