Leave a Comment Bohater tego serialu, Dexter Morgan, to technik medycyny sądowej, który za dnia pracuje w wydziale zabójstw w Miami, nocami zaś poluje na co bardziej zwyrodniałych morderców. Swoje ofiary zabija w sadystycznym quasi-rytuale, następnie umiejętnie zaciera wszelkie ślady i wraca do zwyczajnego życia, starając się jak najlepiej odgrywać rolę idealnego współpracownika, sąsiada, brata czy narzeczonego.
To, co czyni tę produkcję wyjątkowo odpychającą, nawet na tle zalewu mocno wątpliwych moralnie seriali ostatnich dwóch dekad, to pomysł by bohaterem ośmiu serii uczynić sadystycznego, seryjnego mordercę. Twórcy tej produkcji zapraszają więc widza, by przez wiele godzin przeżywał rozmaite perypetie i rozterki Dextera, wczuwał się w jego przeżycia, sposób myślenia, smucił się jego traumatycznym dzieciństwem, martwił porażkami (np. nieudanym „polowaniem”), czy wreszcie „trzymał kciuki”, gdy ten umyka przed wymiarem sprawiedliwości. Takie jest przecież zadanie bohatera serialu, by wzbudzać sympatię i ciągłe zainteresowanie widza, a nawet pozwalać widzowi utożsamiać się ze sobą. Dlatego też główny bohater każdej filmowej produkcji powinien stanowić, jeśli nie heroiczny wzór do naśladowania, to przynajmniej jakąś zdrową normę zwyczajności. Tu zaś twórcy serialu zyskali sympatię i podziw milionów widzów dla sadystycznego mordercy. Rozczarowanie natomiast odbiorów tej produkcji wzbudził jej finał, w którym Dexter, zamiast ciąć ludzi na kawałki, ścina piłą mechaniczną drzewa (choć taki finał jest chyba najbardziej pozytywnym elementem tej produkcji).
Tym, co niejako ma usprawiedliwiać sympatię wobec Dextera jest to, że morduje on wyłącznie innych morderców i to tylko tych, co bardziej zwyrodniałych, którzy prawdopodobnie wymknęliby się sprawiedliwości i popełniliby kiedyś kolejne zbrodnie. Bohater serialu nie robi tego jednak dlatego, że tak się przejmuje losem ofiar owych zwyrodnialców, czy dlatego, że nie może znieść, by złoczyńca uszedł bez kary, lecz przez rzekomy wewnętrzny przymus zabijania i dla przyjemności, jaką mu to daje. Na dowód czego mamy na przykład scenę, w której Dexter martwi się, że morderca, którego sobie upatrzył, może zostać skazany przez prawdziwy sąd (i trafić na krzesło elektryczne), przez co on sam nie będzie mógł się nim zająć, tak jak lubi. Jak widać, nie jest to nawet typ samozwańczego stróża prawa i mściciela, który z niechęcią czyni to, co czyni (kreowanie na bohatera takiego człowieka choć też złe, byłoby przynajmniej jeszcze emocjonalnie zrozumiałe).
Oczywiście działania Dextera są nie do pogodzenia z Bożym porządkiem, w którym właściwie nie ma miejsca na samosądy (obrona konieczna czy wojna sprawiedliwa to całkiem inna rzecz niż samosąd). Pan Bóg mówi bowiem wyraźnie: „Do mnie należy pomsta” (Rzymian 12,19). On to dał legalnej władzy prawo miecza (a więc do stosowania kary śmierci wobec złoczyńców). Oczywiście ten czy ów złoczyńca może wymknąć się ludzkiemu wymiarowi sprawiedliwości. To jednak nie znaczy, że ujdzie on kary, jeśli się bowiem nie nawróci i nie będzie pokutował, to jego kara w piekle będzie wieczna, natomiast jeśli się nawróci, to zapewne przejdzie on na ziemi przez gehennę żalu za swoje zbrodnie, a nadto prawdopodobnie sam odda się też w ręce ludzkiej sprawiedliwości. Tak czy inaczej, żaden zbrodniarz nie ujdzie sprawiedliwości, a jeśli Bóg z jakichś powodów odwleka taką widoczną dla społeczeństwa karę (czy to, by dać złoczyńcy więcej czasu na nawrócenie, czy z innych znanych może tylko Sobie powodów), to nie naszą rzeczą jest to oceniać i próbować przeprowadzać sprawiedliwość siłą, wbrew prawu. A nawet jeśli ktoś z nas jest zawodowym sędzią z Bożego powołania (czy dopustu), to w swoich wyrokach powinien kierować się nie tylko troską o sprawiedliwość i zadośćuczynienie ofiarom czy ich rodzinom, ale też pewnym miłosierdziem wobec złoczyńców i troską o ich dusze (co zresztą może przejawiać się w orzekaniu kary śmierci). Nie możemy bowiem zapominać, że nawet najbardziej zwyrodniali złoczyńcy są naszymi bliźnimi, o których zbawienie powinniśmy się również troszczyć. W serialu „Dexter” natomiast w ogóle nie ma tego aspektu, mordercy są tu postrzegani jako śmieci do usunięcia czy karaluchy do eksterminacji, chyba że mają jakieś mocne osobiste więzi z głównym bohaterem serialu.
Kolejnym fatalnym, obrażającym Boga przekonaniem, jakie wbija się tu widzom do głowy jest teza o istnieniu „urodzonych morderców”. Gdyby takowi jednak naprawdę istnieli, to za ich egzystencję należałoby obwinić Nieomylnego Stwórcę, nie zaś wybory człowieka obdarzonego wolną wolą. Co więcej, gdyby istniało u ludzi coś takiego jak naprawdę nieodparty przymus zabijania, to nie można by winić takich seryjnych morderców za ich postępki bardziej niż dzikie zwierzęta.
Jeżeli zaś chodzi o jaśniejsze strony filmu to trudno się ich doszukać może poza finałem, który sugeruje, że Dexter zrywa ze swoim procederem (co zresztą bardzo zmartwiło wielu fanów serialu) oraz to, że rozwijają się w nim pewne ludzkie uczucia . Wbrew pozorom trudno jednak uznać za pozytywną rzecz chociażby próbę naśladowania swojego otoczenia przez Dextera, gdyż, pomijając już fakt, że żyje on przez to w zakłamaniu, to owa normalność, którą stara się podrabiać, jest bardzo światowa i nader często grzeszna. Tak więc, by uchodzić za normalnego, udaje on np. że przegląda strony pornograficzne czy spotyka się z rozwódką, pozorując nie tylko emocjonalne, ale i erotyczne zainteresowanie jej osobą.
Tak więc poza dużą dawką makabry i sadyzmu serial ten zawiera też wyraźnie nieobyczajne elementy, jak również sporo wulgarnego języka. Na dodatek owa nieobyczajność i zamiłowanie do wulgaryzmów i przekleństw (nawet bluźnierczych) jest wyraźnie powiązana z tak zwanymi dobrymi, normalnymi ludźmi.
Podsumowując, serial ten jest oparty na dość obrzydliwym pomyśle, trudno się więc po nim spodziewać dobrych owoców. Gdyby zaś twórcom tej produkcji zabrakło pomysłów na przyszłość, to zawsze wszak mogą pójść krok dalej i stworzyć serial o rozterkach i dylematach jakiegoś sympatycznego pracownika obozu w Oświęcimiu. Proponujemy dr Mengele, ów czarujący, inteligentny, przystojny, szarmancki wobec kobiet pan o nienagannych manierach z pewnością świetnie się nada.
Marzena Salwowska
/.../