Leave a Comment Pierwsza część „kultowej” już serii o miłości amerykańskiej nastolatki i „nieśmiertelnego” wampira. Mamy tu pokazany początek owej historii, która rozpoczyna się przeprowadzką 17 – letniej Belli z domu matki ze słonecznego wybrzeża Phoenix do domu ojca w deszczowym miasteczku Forks. W nowym miejscu dziewczyna dość szybko nawiązuje znajomości ze szkolnymi kolegami, najbardziej jednak interesuje ją trzymająca się wyraźnie na uboczu rodzina Cullen, a zwłaszcza tajemniczy Edward.
Zanim przejdę do wyjaśnienia, dlaczego ów film oceniamy jako niebezpieczny, a co najmniej dwuznaczny, pragnę wypowiedzieć kilka pochwał pod jego adresem, gdyż obok wątpliwych treści łatwo tu też znaleźć kilka wyraźnie dobrych rzeczy. Otóż są tu przedstawione w pozytywnym kontekście pewne tradycyjne wartości, zwykle niezbyt wysoko cenione we współczesnym świecie, a nawet otwarcie kontestowane czy wyszydzane. Jedną z takich wartości jest czystość przedmałżeńska, którą (głównie z woli Edwarda) zachowuje para zakochanych bohaterów. Jest to tym godniejsze uwagi, że Edward jest przedstawiany nastolatkom jako nowy romantyczny ideał mężczyzny, zatem jego postać może promować w tej dziedzinie wysokie standardy i oczekiwania wobec mężczyzn. Chociaż ten wątek może nieco osłabiać fakt, że Edward pochodzi właściwie z innej epoki (jest dużo starszy od bardziej „postępowej” Belli), więc jego zachowanie w tym względzie może być postrzegane jako część staroświeckiego uroku, który ma roztaczać jego postać. Niemniej, w tej dziedzinie jest on zdecydowanie dobrym wzorcem.
Edward i Bella zresztą ogólnie prezentują się korzystnie na tle współczesnych bohaterów filmowych. Nie są to bowiem próżne, rozwiązłe, egoistyczne, wulgarne, egocentryczne i chciwe istoty, od jakich roi się również w filmach dla młodzieży, lecz raczej jednostki myślące, skłonne do szlachetnych poświęceń (aż do oddania własnego życia za bliską osobę), życzliwe, wreszcie kulturalne (też w głębszym znaczeniu tego słowa). Za pewien atut filmu można też uznać wizerunek zewnętrzny głównej bohaterki, która na ogół ubrana jest w dość skromny sposób, zdaje się też nie nosić biżuterii i makijażu, a jej naturalną ozdobą są jedynie długie włosy. Mimo to, pomijając pomniejszą kwestię, iż prawie zawsze chodzi w spodniach, to wygląda ona ładnie, naturalnie i nie przypomina ani nastoletniego wampa, ani chłopczycy.
Warto też docenić fakt, że film ten bynajmniej nie promuje modnych haseł czy może raczej „prawd objawionych” liberalnego społeczeństwa, które mówią, że najważniejsze to być sobą, podążać za swoimi pragnieniami, naturą czy instynktami. Wręcz przeciwnie pokazuje, że, by nie stać się krzywdzicielem czy nawet potworem, trzeba wyrzekać się tego, co w nas złe, nawet jeśli jest to istotna część naszej osobowości czy natury (tak też czyni Edward, który, nie chcąc krzywdzić ludzi, ogranicza się do picia zwierzęcej krwi, co przyrównuje do jedzenia przez ludzi tofu zamiast mięsa).
Za plus tej produkcji należy też niewątpliwie uznać, że nie ma tuż właściwie wulgarnej mowy, niewiele jest też scen czy dialogów, które można by uznać za nieskromne, ilość zaś krwawej przemocy i grozy jak na horror jest raczej umiarkowana.
Wreszcie za pewien atut filmu uznać można też portretowanie miasteczka, do którego przenosi się Bella jako miejsca, gdzie ludzie nawzajem się znają, szanują, lubią i wspierają.
Co zaś się tyczy mroczniejszej strony filmu, to zanim przejdę do kwestii kluczowych dla tej produkcji, pragnę najpierw zwrócić uwagę na to, że pokazuje się tu jako naturalne, a nawet właściwe zaburzone relacje panujące w rodzinie głównej bohaterki. Już na początku jako zasadniczo pozytywne ukazuje się postępowanie matki Belli, która zostawia swojego dobrego męża, by szukać wrażeń i ciekawszego życia u boku nowego mężczyzny. Nadto Bella, która w pełni akceptuje swojego „ojczyma”, przeprowadza się do ojca właściwie tylko po to, by nie „uziemiać” swojej rodzicielki, która marzy, by podróżować ze swoim partnerem, jednak powstrzymuje ją przed tym poczucie obowiązku wobec córki. Chwalenie sytuacji, w której dziecko z rozbitej rodziny, poświęca się, by jego cudzołożna matka mogła swobodnie cudzołożyć, jest godne pożałowania i przywodzi na myśl ostrzeżenie z Pisma św. : „Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem.” (Izajasz 5:20). Niezbyt godne polecenia są także relacje Belli z jej ojcem, do którego zawsze zwraca się ona po imieniu i którego z biegiem filmu zaczyna też okłamywać.
Zdecydowanie jednak najbardziej niebezpiecznym, a przynajmniej dwuznacznym elementem filmu jest obsadzenie w roli pozytywnych jego bohaterów postaci wampirów. Ktoś może spytać, co jest złego w dobrych wampirach? Otóż problem w tym, że te fikcyjne istoty są już dość utrwalonym w kulturze masowej symbolem demonów. Oczywiście ktoś może słusznie zauważyć, że różne złe symbole przechodzą czasami pozytywną ewolucję, zmieniając nieraz mocno swój charakter. Niedoskonałym może tego przykładem mogą być, chociażby, syreny, które z morderczych, pogańskich stworów zamieniły się w „milusińskie” bajkowe postaci (choć pierwotna demoniczność i tak czasami z nich wychodzi w filmach dla starszej widowni). Z wampirami jest jednak większy problem, gdyż ze sferą zła i demonów wiąże je właściwie wszystko to, co je wyróżnia. Nawet więc lepsze wampiry mają ciągle apetyt na ludzką krew, który jedynie z trudem powstrzymują, wciąż też tak naprawdę są raczej martwe niż żywe (cecha, która jednoznacznie kojarzy się z upadłymi aniołami), wzbudzają w ludziach strach i, jeśli jednak nie uda im się powściągnąć apetytu, są dla ludzi śmiertelnym zagrożeniem. Istoty te również w pewien sposób zdają się uważać za wyższe od ludzi, na których patrzą z góry, nie przeszkadzają też krzywdzić ich swoim pobratymcom (bronią jedynie „swoich” śmiertelników), gdyż inne wampiry darzą niejakim szacunkiem i nie wchodzą im w paradę. Wreszcie wampiry uważają same siebie za istoty potępione.
Można by wprawdzie na upartego twierdzić, że wampiry są tu raczej symbolem nawróconych grzeszników czy też osób uwikłanych w poważne uzależnienia, które to muszą ciągle zmagać się z pokusami przeciw abstynencji, takie tłumaczenie wydaje się jednak nieco naciągane.
Kolejnym argumentem, który zdaje się przemawiać na niekorzyść filmu, jest zasada rozpoznawania drzewa po owocach. Jak zaś wiadomo, owocem tej serii była wśród młodzieży fala niezdrowej fascynacji wampiryzmem. Istnieje więc uzasadniona obawa, że duchową podstawą tego filmu jest coś, co można by nazwać próbą rozbudzania „sympatii dla diabła, gdyż prezentuje się tu jeden z jego kulturowych symboli czyli wampira jako istotę tragiczną (w domyśle skrzywdzoną przez Boga).
Marzena Salwowska
/.../