Tag Archive: prowincjonalna policjantka

  1. Serpico

    Leave a Comment Film ten został oparty na autentycznej historii nowojorskiego policjanta Franka Serpico. Akcja obrazu dzieje się w Nowym Jorku lat 60 i 70-tych XX wieku w środowisku tamtejszych funkcjonariuszy policji. Jedną z pierwszych scen owego filmu jest ujęcie, w którym Frank jako świeżo upieczony absolwent akademii policyjnej słucha wykładu o tym, jakimi cechami powinien charakteryzować się dobry stróż prawa, a więc np. uczciwością, rzetelnością, sprawiedliwością, postawą wzbudzającą społeczne zaufanie. Główny bohater na dalszych etapach swej pracy w policji próbuje wcielać w życie owe zasady i ideały, co jednak wprawia w coraz większą konsternację i niezrozumienie innych jego kolegów. Myślę, że każdy czytający powyższy wstęp do naszego opisu „Serpico” domyślił się już, dlaczego i za co daliśmy temu filmowi pozytywną – pomimo poważnych zastrzeżeń – ocenę. Tym powodem jest oczywiście fakt, iż obraz ów jest opowieścią o uczciwym i niezłomnym „glinie”, który pomimo narastającej niechęci ze strony swych kolegów oraz związanemu z tym wyobcowaniu i osamotnieniu pragnie zachować honor swego policyjnego munduru, a w pewnym momencie nawet aktywnie angażuje się w zwalczanie korupcji w szeregach nowojorskiej policji. Można powiedzieć, że ów film na swej głównej płaszczyźnie stanowi jedną z wersji klasycznego i tradycyjnego motywu kulturowego wychwalającego zmagania samotnego bohatera z otaczającym go złem.  Jednak pewne poboczne elementy „Serpico” wzbudzają mniej lub bardziej poważne zastrzeżenia, a takowymi są np. miejscami „hippisowski” wygląd głównego bohatera, a także to, iż intymnie współżyje on z paroma kobietami, które nie są tu pokazane jako jego żony. Te rzeczy są jednak uboczne, dla głównego, pozytywnego motywu owego filmu, jakim jest podkreślenie tego, na czym winien polegać właściwie pojmowany etos funkcjonariusza policji. I choć klimat „Serpico” wydaje się  miejscami smutny, a jego końcówka nie sugeruje nam tradycyjnego dla Hollywood „Happy Endu” to i owa okoliczność nie musi być argumentem na  rzecz niekorzystnej oceny tej produkcji. Gdyż choć, nie ukrywamy, lubimy filmowe „Happy Endy” wychodząc z założenie, że sztuka filmowa nie musi w 100 procentach odzwierciedlać rzeczywistości, a jej ważnym celem powinno być też dawanie ludziom nadziei i otuchy w życiu, które wszak i tak nieraz bywa bardzo smutne (więc po co dodatkowo jeszcze dołować ludzi pesymistycznymi filmami?), to nie jest to z naszej strony założenie absolutne i bezwzględne. A w tym konkretnym filmie zakończenie nie sugerujące, iż „główny bohater dalej żył długo i szczęśliwie, odbierając jeszcze na tym świecie wielką nagrodę za swą uczciwą służbę”, wydaje się nawet podkreślać wręcz heroiczną postawę owego człowieka (pozostał uczciwy mimo osamotnienia). Słowo Boże mówi: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” (Mateusz 5: 6) – oby te słowa stały się wspaniałą rzeczywistością w życiu (wciąż obecnego na tym świecie) Franka Serpico.   /.../
  2. Fargo

    Leave a Comment Główny bohater filmu „Fargo” to Jerry Lundegaard -stateczny amerykański mąż i ojciec, sprzedawca samochodów, który popada w poważne finansowe tarapaty.  Jerry ma wprawdzie bardzo bogatego teścia, nie może jednak liczyć na jego dobrowolną pomoc. Postanawia więc wyłudzić od niego pieniądze. Wynajmuje dwóch zbirów, którzy mają porwać jego żonę i zażądać okupu. Okup ten, który w rzeczywistości ma być o wiele wyższy, niż przypuszczają wynajęci kidnaperzy, ma oczywiście zapłacić ojciec porwanej. Całe przedsięwzięcie wydaje się proste, wręcz „skazane na sukces”. Pomysłodawca porwania oczywiście zakłada, że nikomu nic się nie stanie, a żona wkrótce wróci do domu cała i zdrowa, by szykować domowe obiadki. Sprawy jednak w pewnym momencie wymykają się spod kontroli, a nakręcona spirala przemocy nie da się już tak łatwo zatrzymać. W opiniach na temat „Fargo” często powtarza się zdanie, że jest to film o ludzkiej głupocie. I rzeczywiście głupoty jest tu dużo, tak w działaniach, jak i słowach. Jednak główną zaletą tego filmu jest wyraziste pokazanie jaką głupotą jest przekonanie, leżące u podstaw wielu ludzkich czynów, że zło jest czymś, co da się łatwo kontrolować. „Fargo” unaocznia, że człowiek wprawdzie może łatwo zainicjować zło, ale raz zainicjowane jest jak dzika bestia, gotowa pożreć tak przypadkowe ofiary, jak i swego „pana”. Film braci Coen bardzo dobrze pokazuje ten mechanizm i jest wyrazistym ostrzeżeniem przed taką głupotą. Inną zaletą filmu „Fargo” jest to, że można go łatwo odebrać jako rodzaj hołdu złożonego przez jego twórców amerykańskiej prowincji, reprezentowanej tu przez rodzinne strony braci Coen. „Fargo” bowiem wyraźnie kontrastuje „miastowe” cwaniactwo, egoizm, chciwość, rozwiązłość, tchórzostwo, czy znieczulicę z niewinnością, czystością, ciepłem i prostotą mieszkańców amerykańskiej prowincji. Jej przedstawiciele to: wytrwale tropiąca złoczyńców policjantka i jej otoczenie (na czele z kochającym i troskliwym mężem). Na pozór ociężała i niezbyt lotna Marge, okazuje się bardzo bystrym i skutecznym stróżem prawa. Jest to jednocześnie osoba wyjątkowo wręcz prostolinijna, która nie potrafi pojąć, jak ktoś może odebrać życie drugiemu człowiekowi za garść dolarów i jak można nie rozumieć, że pieniądze nie są najważniejsze. Na marginesie warto zauważyć, że Marge jest w ciąży, a więc, pośród tego spektaklu przemocy i śmierci, nosi w sobie nowe życie.  I to właśnie ona w swojej niewinności i prostolinijności (ale nie głupocie) „zatryumfuje” na końcu filmu, a wraz z nią świat wartości, jaki reprezentuje. A że amerykańska prowincja uchodzi za jeden z bastionów chrześcijańskich wartości, można przyjąć, że w sposób pośredni „Fargo” oddaje hołd tym wartościom. Niestety, film, poza licznymi zaletami, ma również poważne wady. A są nimi: znaczna ilość wulgaryzmów, nadużywanie świętego imienia Jezus (tu w formie nieco zmienionej „Jeez”) oraz dwie dość naturalistycznie pokazane sceny nierządu. Jeśli chodzi o wulgaryzmy, to przy okazji warto pochwalić polskich tłumaczy, którzy często, tak jak i w tym przypadku, łagodzą słownictwo stosowane w zagranicznych produkcjach stosując coś w rodzaju translatorskiej cenzury. Powyższe zastrzeżenia sprawiają, że ocena tego filmu, mimo jego wartościowego przesłania, musi być znacznie obniżona. Marzena Salwowska /.../