Leave a Comment Film na podstawie bestsellerowej powieści Janusza Leona Wiśniewskiego (współautor również scenariusza) pod tym samym tytułem. Jest to historia około trzydziestoletniej Ewy, której nie układa się w związku ze skupionym na karierze mężem. Pewnego dnia postanawia więc zwierzyć się komuś z tego, że jest „zakochana resztkami beznadziejnej miłości” (chyba w mężu). Tym powiernikiem ma być zupełnie obcy, samotny mężczyzna zaczepiony w Internecie. Rzekome bezpieczeństwo ma zaś gwarantować to, iż mieszka on i pracuje w Berlinie, a Ewa jest w Polsce (prawda, że przeszkoda trudna do pokonania dla dobrze sytuowanych osób w dzisiejszych czasach?). Tak na scenę wkracza Jakub, ceniony genetyk, lecz prywatnie człowiek niezbyt szczęśliwy. Jak nie trudno się domyślić pomiędzy tym dwojgiem bohaterów szybko wywiązuje się romans, jedyne pytanie to, czy pozostanie on wirtualny …
Film ten oceniamy wyraźnie negatywnie, gdyż od początku aż po finał jest on pochwałą cudzołóstwa, które to uwzniośla i romantyzuje. Nadto ów występek prezentowany jest tu jako dobry sposób na odczuwaną przez Ewę i Jakuba samotność. Film jest tak skonstruowany, by widz kibicował poczynaniom głównej bohaterki, mimo że od początku zmierzają one do zdrady. Nadto wizerunek obu cudzołożnych kochanków ma być dla widzów z założenia bardzo atrakcyjny, w zamyśle scenarzystów są to bowiem ludzie o nieprzeciętnej inteligencji, wrażliwości i artystycznym smaku, nadto kreowani są przez najbardziej chyba modną parę polskich aktorów ubiegłej dekady (Cielecka i Chyra). W takim więc opakowaniu sprzedaje się tutaj truciznę, niebezpieczną zwłaszcza dla małżeństw z kilkuletnim stażem, u których skończył się już, albo właśnie kończy okres „chemicznego zakochania” i przychodzi trudniejszy czas. W takim więc momencie (zdaniem twórców filmu) nie ma się co męczyć, ale trzeba poszukać nowego partnera, dla którego serce znów szybciej zabije.
Co do rzeczy moralnie pozytywnych, to trzeba się ich w tym filmie doszukiwać trochę na siłę. Jednak spróbujmy. Za pewien plus można więc uznać pokazywanie mężczyznom, że nie wystarczy „nie pić, nie bić i przynosić wypłatę”, by zasłużyć na miano dobrego męża, ale trzeba też zadbać o emocjonalne potrzeby żony. Niestety jest to słaby plus, gdyż pokazywanie niewydolności męża Ewy w tym w zakresie, służy głównie usprawiedliwianiu jej zdrady. Za inną zaletę filmu można by uznać fakt, że mimo iż jest on niemal w całości poświęcony tematowi cudzołóstwa, nie ma w nim zbyt wielu scen owego występku i nie są one pokazane zbyt dosadnie. Niestety, jest za to kilka scen, w których epatuje się widokiem obnażonej Magdaleny Cieleckiej. Są to długie ujęcia, w których kamera lubieżnie wędruje po jej nagim ciele. I ewidentnie jedynym sensem takich ujęć jest tu chęć podniesienia wpływów z biletów.
Na szczęście film jest na tyle nudny, że wielu widzom trudno będzie obejrzeć go w całości. Tych zaś, których nie zniechęci nuda i całkowita przewidywalność zdarzeń tu pokazanych, może odstręczą żenująco pretensjonalne dialogi.
„S@motność w sieci” jako całość przypomina więc zatrutą wodę, mdłą w smaku, ale jednak niebezpieczną dla bardzo spragnionych.
Marzena Salwowska
/.../