Leave a Comment Piotr, młody Anglik, przybywa do Polski, by ożenić się z siostrą swojego polskiego przyjaciela z pracy. Na krótki czas, jaki dzieli go od wesela, zamieszkuje w zrujnowanym, choć okazałym domu, który jego ukochana otrzymała wraz z przyległą ziemią jako wiano (od ojca, zgodnie z wolą nieżyjącego już dziadka). Piotr nie próżnuje i rozpoczyna już pewne prace remontowe, w trakcie których przypadkowo odkrywa zakopany w obejściu szkielet młodej kobiety. Fakt ten jednak ukrywa przed narzeczoną (zapewne by nie mącić jej przedślubnej radości). Jednakże naruszenie pochówku zmarłej nie pozostaje bez konsekwencji – Piotr zaczyna mieć koszmarne sny i zwidy, staje się niespokojny i agresywny. A to dopiero początek, gdyż w czasie swojego wesela z Żanetą widzi rzekomego ducha zmarłej Hany, która uznaje go za swojego prawowitego narzeczonego i dokonuje jego opętania.
Ostatni film tragicznie zmarłego Marcina Wrony wydaje mi się niestety nieco pęknięty tak artystycznie, jak i moralnie. Za dużo tu zagadek i niedopowiedzeń, co ma zapewne intrygować widza, sprawia jednak raczej wrażenie, że reżyser sam się „zamotał”, nie wie, dokąd zmierza i stawia widzom pytania, bo zawsze łatwiej jest pytać niż odpowiadać. Choć jako całość film ten pod względem artystycznym wydaje się nawet udany, to określanie go jako „nowatorskie dzieło” uważam za lekką przesadę. Ba, nawet zdaje się on trochę wtórny, gdyż w pewnych momentach trudno oprzeć się wrażeniu, że oglądamy tu „horrorowy” remake „Wesela” Wojciecha Smarzowskiego.
Powyższe rozważania to jednak jedynie dygresja, gdyż uwaga naszego serwisu, jak wiadomo, nie skupia się na wartości artystycznej poszczególnych filmów, ale na ich moralnym oraz światopoglądowym przesłaniu. Jeśli zaś o owe chodzi, to w „Demonie” mamy dość złożoną sytuację. Wybierając się bowiem na ten film, zważywszy na jego tytuł i famę realistycznie ukazanych egzorcyzmów, naiwnie spodziewałam się historii opętania demonicznego, może nieco „podkręconej”, ale zasadniczo zgodnej z chrześcijańskim postrzeganiem tego problemu. W zamian za to otrzymałam sporą dawkę fałszywej mistyki, zaczerpniętej z żydowskich podań ludowych – historyjkę o dybuku (niespokojnym duchu tragicznie zmarłej osoby, który rzekomo może opętać żywego człowieka). Niestety opowieść ta nie ma rozwiązania w duchu chrześcijańskim, to znaczy nie spotykamy się tu ze zrozumiałym i logicznym wnioskiem końcowym, iż ten, tak zwany dybuk, to w istocie demon, który podszywa się pod zmarłą, nie chcąc zdradzić swojej prawdziwej tożsamości. Niestety film ten więc, mimo że jest tu naturalistycznie odegrane przez głównego aktora opętanie, zamiast obnażać strategię diabła i naświetlać problem i realność zagrożenia opętaniem przez złego ducha, podsuwa jakieś fałszywe niechrześcijańskie koncepcje dybuków. Co gorsza, ten mylny trop znajduje swoje dopełnienie w sugestii finałowych „mistycznych zaślubin” pomiędzy Piotrem a dybukiem Haną. Film zatem oferuje fałszywe wytłumaczenie prawdziwego fenomenu opętania, pozwalając skutecznie ukrywać się Szatanowi pod postacią rzekomego dybuka, nie zadając sobie trudu obnażenia jego prawdziwej tożsamości.
Jeśli chodzi o inne zasadnicze wady filmu, to wymienić tu należy dwie ocierające się o pornografię sceny erotyczne (jeśli chodzi o liczbę, to są one wprawdzie tylko dwie, ale ich charakter zdecydował o tym, że ilość seksu oceniamy w tabelce jako „dużo”). Poza tym, choć nie mam skłonności do tropienia w produkcjach filmowych różnych przejawów „antypolskości” (dowodem tego może być fakt, iż takowych nie dopatrzyłam się nawet w „Idzie”), to w tym przypadku dostrzegam pewne tropy i niejasności, które świadomie bądź nie budują wykrzywiony obraz Polski. I nie chodzi tu jedynie o wątek „niewinnego” obcego, który zostaje ochoczo poświęcony dla świętego spokoju zdeprawowanej polskiej wspólnoty. Najbardziej „podejrzane” jest chyba potraktowanie historii Hany, która, jak się domyślamy, została zamordowana przez dziadka panny Żanety bądź jego rodzinę w czasie II Wojny Światowej. Oczywiście, nie zaprzeczam, że, jak w reszcie okupowanej przez Niemców Europy, i w Polsce zdarzały się inspirowane przez nazistów mordy na ludności żydowskiej dokonywane przez rdzennych mieszkańców, to jednak niedomknięcie historii Hany i brak jakiegokolwiek zainteresowania nią ze strony mieszkańców miasteczka sugeruje wręcz, że tego rodzaju zdarzenia miały w Polsce charakter nie incydentalny a masowy i cieszyły się cichą akceptacją polskiej społeczności. Mówiąc w skrócie, każdy Polak może się spodziewać, że jego dziadek czy pradziadek ma trupa Żyda w swoim ogródku. Zresztą również obraz współczesnych Polaków wydaje się tu negatywnie przesadzony i poniżony względem innych nacji. Widać tu nawet swoistą kastowość, gdzie Polacy są na najniższym, półzwierzęcym poziomie, nieco wyżej plasuje się przybyły Anglik, a prawdziwe „wyżyny cywilizacji” reprezentuje żydowski nauczyciel – ostatni przedstawiciel dawnych, lepszych mieszkańców miasteczka.
Z pobocznych negatywnych zachowań prezentowanych przez bohaterów filmu, które nie spotkały się z negatywną oceną jego twórców, wymienić należy scenę, w której córka policzkuje ojca i akceptację dla przedślubnego pożycia młodych. Film oceniamy jednak jedynie jako niebezpieczny lub dwuznaczny nie zaś wyraźnie zły, gdyż, mimo swoich licznych wad, ma on spory potencjał otwierania widzom oczu na niewidzialną rzeczywistość istot duchowych, która, gdy mowa o upadłych aniołach, jest nam wroga i może być śmiertelnie niebezpieczna. Zaletą „Demona” jest też fakt, iż w błyskotliwy i jednoznaczny sposób wyszydza on materialistyczne i redukcjonistyczne podejście do sfery ducha. Prawdziwą perełką jest tu scena, w której lekarz, dotąd zdeklarowany ateista, tłumaczy księdzu, co się dzieje z Piotrem, to że nie jest on chory, lecz opętany. Ta scena może naprawdę służyć ku pożytecznemu zawstydzeniu wielu księży czy innych chrześcijan, którzy wstydzą się czy boją mówić o osobowym diable. Reasumując, film ten może skłaniać do myślenia i otwierania oczu na osobowe Zło, które kryje się za każdym przypadkiem opętania, jednak przy okazji prezentuje on wiele fałszywych doktryn, które mogą niweczyć ewentualny pożytek z jego obejrzenia, a nawet czynić go szkodliwym.
Marzena Salwowska
/.../