Tag Archive: okultyzm

  1. Nasze magiczne Encanto

    Leave a Comment Ta nagrodzona Oscarem disneyowska animacja opowiada o obdarzonej magicznymi mocami kolumbijskiej rodzinie mieszkającej w uroczym miasteczku Encanto. W rodzinie tej „dar” czynienia czarów przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. W pewnym momencie „dar” magii ma być przekazany nastoletniej Mirabel. Okazuje się jednak, iż z jakichś powodów Mirabel staje się wyjątkiem od tej długiej rodzinnej tradycji. Dziewczyna postanawia więc dowiedzieć się, czemu nie może stać się jedną z czarodziejek, a także szuka sposobu by móc się jednak nią stać. „Nasze magiczne Encanto” spotkało się z wieloma pochwalnymi recenzjami również w środowiskach chrześcijańskich. Dużo rozpisywano się wszak o tym, że animacja ta stanowi afirmację tradycyjnej wielopokoleniowej rodziny, miłości bliźniego, przebaczenia i tym podobnych wartości. Niektórzy dopatrywali się tam nawet ukrytych, a pozytywnych aluzji do chrześcijaństwa (np. postać Bruna ma być kimś w rodzaju niechcianych biblijnych proroków). Summa summarum zaś, magia – bardzo przecież silnie obecna w owej produkcji – została przez autorów tych pochlebnych recenzji sprowadzana do jakiegoś niewiele znaczącego rekwizytu, który tak naprawdę w żaden znaczący sposób nie psuje głównej dobrej treści tej animacji. Czy możemy się zgodzić z taką pozytywną oceną „Naszego magicznego Encanto”? Cóż, z pewnością docenić należy fakt, iż rzeczywiście w pozytywny i afirmatywny sposób pokazane są tam takie tradycyjne wartości jak rodzina, miłość bliźniego czy przebaczenie. Trudno jednak przystać nam na aluzje znacząco pomniejszające albo nawet całkowicie bagatelizujące niebezpieczeństwo, jakie niesie za sobą to, iż w animacji tej czary i magia (czyli okultyzm) są bardzo mocno wyeksponowane. I bynajmniej owe treści nie są w tej animacji osadzone w jakiejś bajkowej czy baśniowej konwencji. Akcja produkcji wydaje się bowiem dziać w czasach przynajmniej nam historycznie bliskich, jeśli nie wprost współczesnych, a same tytułowe Encanto położone jest w Kolumbii, czyli jak najbardziej realnie istniejącym kraju, a nie jakiejś położonej „za siedmioma górami i siedmioma rzekami” bajkowej krainie. Sama zaś tematyka czarów również zdaje się pasować do dzisiejszych realiów Ameryki Łacińskiej, gdzie katolicyzm bardzo mocno przemieszany jest z rozmaitymi pogańskimi oraz okultystycznymi wierzeniami i praktykami. Czy więc intencją twórców „Naszego magicznego Encanto” było oswajanie dzieci z okultyzmem pod płaszczem atencji dla niektórych z tradycyjnych cnót i wartości? Nie wiemy tego, jednak fakt, iż magia jest tam jedną z głównych bohaterek, czyni to pytanie ważnym i znaczącym. Warto w tym miejscu zresztą nadmienić, że ta nowa produkcja Disneya jest kolejną w ostatnich latach, gdzie małoletnim widzom w pozytywny sposób przedstawia się pewne mroczne bądź niebezpieczne wytwory latynoskiej duchowości. Wspomnijmy wszak o „Salmie w krainie dusz” (2019) oraz „Coco” (2017). Ostatecznie zaś rzecz biorąc, należy przypomnieć, iż żadna magia nie jest dobra i pożyteczna dla ludzi (mimo że w omawianej animacji promuje się tzw. białą magię), gdyż Pismo święte potępia i zabrania wszelkich jej przejawów (Kapłańska 19, 26; Powtórzonego Prawa 18:9-14; Samuela 15:23; Galatów 5, 20). Mirosław Salwowski /.../
  2. Mój brat niedźwiedź 2

    Leave a Comment

    Kontynuacja filmu dla dzieci „Mój brat niedźwiedź”. Kenai posiadając ludzką duszę i osobowość wciąż przebywa w ciele niedźwiedzia. Dręczą go wspomnienia z czasów, gdy żył jeszcze jako człowiek. Był wówczas zaprzyjaźniony z dziewczyną o imieniu Nita (która należała do innego indiańskiego plemienia niż on). Nita tymczasem ma wziąć ślub z jednym z wojowników, lecz na przeszkodzie temu stoi pewna rzecz. Jest nią amulet, który Nita w dzieciństwie otrzymała od Kenaia, a którego moc połączyła ich na zawsze. By anulować siłę amuletu, Nita musi wybrać się razem ze swym przyjacielem z dziecięcych lat nad wodospad, gdzie otrzymała od Kenaia ów przedmiot, a następnie go spalić.

    Jak na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej ocenić ową produkcję? Można powiedzieć, że od strony stricte moralnej film ten zasługuje na pochwałę. Jest tu wszak wiele mowy o miłości bliźniego, poświęceniu się i wyrzeczeniu dla dobra innych. Nie ma zaś wulgarnej mowy, nieskromności, obsceniczności, eksploatowania krwawej przemocy  i tym podobnych niestety „tradycyjnych” już dla przemysłu filmowego przywar.  Jednak, znacznie gorzej „Mój brat niedźwiedź 2” wypada, gdy przyjrzymy mu się w sferze bardziej światopoglądowej i ideowej. Co tu widzimy? Pogaństwo, czary, spirytyzm,  zabobony (wszystko to podane jako normalne i oczywiste), a w dodatku mamy jeszcze bardzo wątpliwy finał, w którym Nita w imię miłości do Kenaia postanawia zostać zwierzęciem. Powie ktoś: „Ależ to tylko bajka dla dzieci!„. Tym gorzej, gdyż dzieci tym bardziej trzeba chronić przed takim praniem ich mózgów przez pogańską ideologię oraz duchowość.

      /.../

  3. Szkarłatna litera

    Leave a Comment

    Ekranizacja słynnej powieści autorstwa Nathaniel Hawthorne. Jest to opowieść o kobiecie (Hester Prynne), która przybyła do jednego z XVII-wiecznych purytańskich miasteczek w Nowej Anglii. Tam pod nieobecność swego męża (który czasowo jest uważany za zaginionego) wdaje się w romans z  Arturem Dimmesdale, lokalnym kaznodzieją. W wyniku tego romansu zostaje poczęte dziecko, co staje się dowodem na niewierność małżeńską Hester. Lokalne władze miasteczka postanawiają zatem ukarać winnych cudzołóstwa, jednak Hester nie chce wyjawiać, kto był wspólnikiem w jej grzechu. Dlatego też, ukarana zostaje tylko ona, a sankcją jest tu noszenie na sukni szkarłatnej litery „A” (od „Adultery”, czyli „Cudzołóstwo”).

    Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ten nie kryje swej niechęci wobec tradycyjnej moralności chrześcijańskiej. Cudzołóstwo głównej bohaterki jest tu wychwalane i otaczane czcią, zaś piętnujący i karzący je chrześcijanie są pokazywani w wyraźnie antypatycznych barwach. Hester Prynne jest dumna z popełnionej przez siebie nieprawości i próbuje do zajmowanego przez siebie stanowiska przekonać swego kochanka, który ma z tego tytułu wyrzuty sumienia – mówi do niego np.:  „To co robiliśmy było święte, oboje to czuliśmy”.  W filmie pojawia się też wątek miejscowych czarownic, które też są przedstawione tam w sympatyczny i przychylny sposób (z rozrzewnieniem wspominają one jak to mogły kiedyś – póki chrześcijanie im tego nie zabronili – odprawiać swe okultystyczne rytuały).

    W filmie jest też pewna ilość dość wyraźnie przedstawionych scen cudzołóstwa, krwawej przemocy oraz obscenicznych i wulgarnych wyrażeń.

    Ogólnie rzecz biorąc „Szkarłatna litera” to obraz życzliwie przedstawiający cudzołóstwo i okultyzm, z antypatią zaś odnoszący się do chrześcijaństwa i tradycyjnej moralności.

    Mirosław Salwowski

      /.../

  4. Totalna magia

    Leave a Comment

    Opowieść o dwóch siostrach (Sally i Gillian), które po śmierci rodziców były wychowywane przez swe, zajmujące się czarnoksięstwem, ciotki. Z czasem, również Sally i Gillian odkrywają w sobie zdolności w kierunku praktyk okultystycznych. Nad ich życiem ciąży jednak przekleństwo, wedle którego mężczyźni będący obiektem ich miłości szybko w skutek tego umrą.

    Choć, film pt. „Totalna magia” mógłby być pochwalony za to, iż oparty jest na klasycznym motywie walki dobra ze złem, właśnie ta cecha staje się paradoksalnie jednoczesną jego wadą. Dobrem i złem są tu bowiem różne odmiany magii oraz czarów, które tutaj pokazywane są jako z jednej strony „biała magia” z drugiej jako „czarna magia”. Takie podejście nie zgadza się jednak z tradycyjnie chrześcijańskim nauczaniem na ów temat, wedle którego wszelka magia jest złem i obrzydliwością w oczach Boga. Pismo święte mówi wszak: „Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni. Z powodu tych obrzydliwości wypędza ich Pan, Bóg twój, sprzed twego oblicza.  Dochowasz pełnej wierności Panu, Bogu swemu” (Powtórzonego Prawa 18: 10 – 13).

    Ponadto wadą tego filmu jest to, że jest w nim dość dużo tchnących zmysłowością i bezwstydem scen. Oczywiście, w produkcji tej są też dobre moralnie rzeczy, jednak ze względu na wskazany powyżej jej główny motyw zdecydowanie nie możemy jej polecić choćby i przy uwzględnieniu poważnych zastrzeżeń.

    Mirosław Salwowski /.../

  5. Czarownice z Eastwick

    Leave a Comment

    Trzy dojrzałe kobiety mieszkające w mieście Eastwick, spotykają na swej drodze intrygującego mężczyznę, Darryla. Po pewnym czasie angażują się z nim w namiętny romans. Początkowo, niewiasty te są bardzo zadowolone ze związku z nowo poznanym kochankiem myśląc, iż w jego osobie poznały ideał prawdziwego mężczyzny. Z upływem czasu wszystko się jednak komplikuje; Darryl okazuje się prawdziwym diabłem, dodatkowo przejawiającym w stosunku do swych kobiet dużą dozę zaborczości. Ta zaborczość nie podoba się kochanicom szatana i postanawiają jakoś wyrzucić czarta ze swego życia.

    Na jaki pomysł wpadają bohaterki filmu by pozbyć się diabła? Myliłby się ten kto uważałby, iż niewiasty te postanawiają poddać swe życie Panu Bogu, zerwać z grzechem i wejść na drogę pokuty. Nic z tych rzeczy. Zwycięstwo nad księciem ciemności w filmie zostaje osiągnięte dzięki wuduistycznym czarom polegającym na sporządzeniu figurki osoby, której chce się zaszkodzić i wbijaniu w tęże igieł albo szpilek. W ten oto sposób twórcy owej produkcji zareklamowali Voo Doo, przemycając przy okazji przewrotną aluzję, iż demony można pokonać za pomocą obrzędów przez nie inspirowanych.

    Tego typu „morał” jest tak absurdalny, jak i heretycki, gdyś sprzeciwia się słowom Pana Jezusa: «Każde królestwo, wewnętrznie skłócone, pustoszeje. I żadne miasto ani dom, wewnętrznie skłócony, się nie ostoi. Jeśli szatan wyrzuca szatana, to sam ze sobą jest skłócony, jakże się więc ostoi jego królestwo? (Mateusza 12: 26).

    Poza tym heretyckim i sprzyjającym czarom oraz okultyzmowi przesłaniem, ów film w skandaliczny sposób epatuje widzów obscenicznością, bezwstydem i nieskromnością, przez co tym bardziej nie nadaje się do oglądania.

     

    Ps.  Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.

    Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski /.../

  6. Czy „Heavy Metal” jest niebezpieczny „per se”?

    Leave a Comment

    Część tradycjonalistycznych katolików i fundamentalistycznych protestantów twierdzi, iż – szeroko pojmowana – muzyka rockowa już ze swej natury jest zła lub niebezpieczna, przez co nie nadaje się być nośnikiem ewangelizacji lub promocji innych dobrych treści. Chodzi im o to, iż samo brzmienie/rytm owej muzyki ma być już niszczący dla ludzkiej psychiki i duchowości. Choć zgadzam się z tym, iż wielu reprezentantów pop-rocka często propaguje złe rzeczy, to trudno mi przystać na wyżej wskazany pogląd. Nie uważam bowiem, by sam rytm i brzmienie muzyczne mogło nieść za sobą jakąś kwalifikację moralną. Jednak, kiedy kwestię danego gatunku muzycznego rozważamy w jego szerszym, niedosłownym znaczeniu, a więc nie tylko jako określony rytm, ale również spojrzymy nań przez pryzmat pewnego przesłania, wizji świata i rzeczywistości, który wyłania się z tekstów i „wizualnego image” towarzyszącego danej muzyce, to wówczas dany styl muzyki można w ten sposób ocenić. Chociaż w obrębie określonych gatunków muzyki różni wykonawcy mogą podchodzić w rozmaity sposób do wspomnianych powyżej elementów, to bywa jednak tak, iż da się co do nich wyodrębnić pewnego rodzaju „consensus”, który przyjmowany jest przez ogół muzyków zaliczanych do danego stylu. Przyjrzyjmy się zatem, w owym szerszym, całościowym kontekście, muzyce określanej jako „Heavy Metal” (dalej HM). Jaki „consensus”, jakie charakterystyczne cechy, łączą ogół wykonawców tego rodzaju muzyki? I jak w związku z nimi należy ocenić HM w tradycyjnie chrześcijańskiej perspektywie?

    Wyróżniki „Heavy Metalu”

    Na płaszczyźnie stricte muzycznej HM charakteryzuje się głośnym brzmieniem, wyraźnymi basami oraz intensywnym wokalem.

    Jeśli chodzi o warstwę tekstową, tematyka utworów HM skupia się na tym, co w otaczającej nas rzeczywistości jest złe, ciemne, mroczne, przygnębiające i smutne. Piekło, demony, czary, śmierć, tortury, rozpacz, wojna, morderstwa, cierpienie – to tylko część z listy ulubionych motywów poruszanych w tekstach HM. Oczywiście, nie można powiedzieć, że zawsze owa ciemna i smutna strona naszego świata jest opisywana przez muzyków HM w sposób afirmatywny (choć nie da się ukryć, że tak często właśnie jest). Nie sposób uciec jednak od konkluzji, iż nawet jeśli HM nie zawsze gloryfikuje zło i ciemność, to jego opisywanie jest wręcz obsesją wykonawców tego nurtu. Pośród tysięcy tekstów HM bardzo trudno byłoby znaleźć te z nich, które, w swym głównym przesłaniu, poświęcone są wierze, nadziei, radości, miłości i wszystkiemu temu co czyni nasze życie bardziej dobrym i znośnym. Oczywiście nie kwestionuję, iż takowe również w HM się zdarzają, jednak jeśli już się pojawiają to stanowią bardzo rzadki wyjątek i wynajdywanie ich można wręcz przyrównać do szukania igły w stogu siana. Ogólnie rzecz biorąc, o tematyce utworów HM można napisać to, co na temat tekstów grupy „Black Sabbath” – jednego z prekursorów owego nurtu muzycznego – napisali swego czasu, dwaj badacze historii muzyki rockowej, David Hatch i Stephen Millward, a więc, że koncentrują się one „na ponurej i depresyjnej tematyce w stopniu niespotykanym dotąd w jakimkolwiek gatunku muzyki popularnej„.

    Coś podobnego można powiedzieć o „wizualnym image” HM. Okładki płyt i plakaty koncertów są tu pełne jasnych skojarzeń i odwołań do świata ciemności. Najczęściej, utrzymane w ciemnych, mrocznych bądź ognistych kolorach przedstawiają one rysunki głów demonów, ukrzyżowanych postaci, potwornych noworodków, szkieletów, pentagramów, czarnych świec, numerów 666, scen torturowanych ludzi oraz innych krwawych obrazów. I podkreślam jeszcze raz, iż nie mam tu na myśli tylko jakiejś części sceny HM (np. jawnych satanistów tam działających), ale nakreślony wyżej opis tyczy się jego głównego nurtu, pośród których jak najbardziej można wymienić zespoły, które powszechnie są uważane za wolne od jakichkolwiek podejrzeń o propagowanie satanizmu czy okultyzmu (np. „Metallica” albo „Iron Maiden”). Można w poszczególnych wypadkach spierać o interpretację motywów eksponowania tego typu obrazów, ale znów nie ulega wątpliwości, że tak czy inaczej, ich powszechność w HM pokazuje jak bardzo obsesyjnie „ciemna strona rzeczywistości” zajmuje głowy wykonawców tego nurtu.

    Także strój i sposób zachowania się muzyków HM, mimo pewnych występujących pomiędzy nimi różnic, można podciągnąć pod jeden mianownik. Tym mianownikiem jest eksponowanie swego rodzaju ekstrawagancji i buntowniczości. A więc mężczyźni grający HM niemal zawsze noszą długie włosy (przynajmniej póki wiek im na to pozwala), najczęściej odziewają się też w czarne skórzane spodnie i kurtki, ozdobione okultystycznymi, lub przywodzącymi na myśl śmierć, akcesoriami (np. wizerunkami trupich czaszek). Do tego też dochodzi powszechny wśród wykonawców HM (jak zresztą pośród muzyków innych nurtów też) zwyczaj tatuowania swego ciała. I nie chodzi bynajmniej tu o jakieś pojedyncze, ledwo widoczne tatuaże, ale o duże, rzucające się w oczy malunki na ciele. Słowem: im więcej tatuaży, tym lepiej. Wizualnym wyróżnikiem muzyków grających HM jest też wykonywanie dłonią gestu zwanego „maloik”, który najczęściej ma znaczenie satanistyczne, zabobonne albo wulgarne.

    Myślcie o tym co dobre …

    Jak ma się zatem HM do chrześcijaństwa? Przede wszystkim, niepokój i podejrzenia budzi już samo obsesyjne zainteresowanie wyrażane przez wykonawców tego stylu w tekstach i grafice, złem (moralnym i fizycznym) oraz ciemnością. Obojętnie, czy w danym wypadku mamy do czynienia z otwartą gloryfikacją czy też „jedynie” z rozlewnymi opisami „mrocznej strony życia”, trudno nie dostrzec w takim właśnie podejściu do tej tematyki, głębokiej fascynacji tym co jest diabelskie, złe, występne i chore. Poświęcanie twórczości artystycznej niemal wyłącznie tej sferze naszego życia, z całą pewnością nie jest objawem duchowego zdrowia i równowagi. Co więcej, takie podejście jest sprzeczne z tym, co na temat podejścia do zła, mówi nam Pismo święte. W liście do Filipian czytamy wszak: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! (…) wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym – to miejcie na myśli!” (tamże: 4; 4, 8). Z kolei, jeden z Psalmów uczy: „Nie będę zwracał oczu ku sprawie niegodziwej (…) tego, co jest złe, nawet znać nie chcę” (tamże: 101, 3-4). Poza tym Biblia naucza też: „Mowa wasza (niech będzie) zawsze miła” (Kol 4, 6); „Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca” (Ef 4, 29); „A teraz i wy odrzućcie to wszystko: gniew, zapalczywość, złość, znieważanie, haniebną mowę od ust waszych!” (Kol 3, 8).

    Podstawowe pytania, jakie należy zadać w tym kontekście do zwolenników HM są następujące: 1. Jak muzyka, której teksty koncentrują się na opisywaniu zła może być zgodna z nauczaniem Pisma świętego, które przecież nakazuje nam byśmy w swych myślach skupiali się na tym co jest dobre, miłe i prawdziwe? 2. W jaki sposób słowa tekstów, które nieustannie krążą wokół tego co jest złe i smutne, a nieraz wyrażają gniew i złość, mogą nas budować, zachęcać do ciągłego radowania się oraz odrzucania gniewu, zapalczywości i złości (tak jak poleca nam to Słowo Boże)?

    Bardzo wątpliwej jakości argumentem jest tu przywołanie okoliczności, iż przecież same Pismo święte też opisuje i przytacza przykłady czynionego przez ludzi (i demony) zła. „Znaj proporcje, Mociumpanie” – chciałoby się powiedzieć. Biblia nie skupia się na tym, by jak najbardziej szczegółowo opisać to, jak nasza rzeczywistość jest zła, smutna, okropna i przygnębiająca. Koncentruje się ona raczej na tym, by dać nam nadzieję, zaszczepić odwagę i pokazać dobre przykłady. To prawda, że np. niektóre z Psalmów w swej pewnej części wydają się być depresyjne, ale nawet te z nich, nie zatrzymują się na tym, gdyż pokazują drogę do pokonania tego co skłania nas do smutku, rozpaczy i beznadziei.

    Niektórzy próbują też bronić graficznej estetyki HM za pomocą przykładów niektórych, starych kościołów, gdzie umieszczano posągi diabłów (jak np. w katedrze Notre Dame) czy też pewnych starszych dzieł sztuki w rodzaju obrazów przedstawiających „Taniec śmierci” (widzimy tam wszak tańczące kościotrupy). I tym razem porównania te są mało przekonywujące. Po pierwsze bowiem: nie wszystkie wytwory artystyczne sprzed wielu wieków należy uznawać za bezbłędne, a przez to wolne od krytyki. Po drugie zaś: trudno snuć analogie pomiędzy katedrą Notre Dame, a obrazami HM. W katedrze Notre Dame wizerunki demonów są tak naprawdę zupełnie poboczne i umiejscowione w sposób sugerujący, ich zupełnie podrzędną pozycję. W obrazach HM świat ciemności przedstawiony przedstawiany jest na pierwszym planie, jako dominujący, a wręcz zwycięski i wszechogarniający. Osobiście jeszcze nigdy nie widziałem kościoła, którego ściany pomalowane byłyby na czarno, wszędzie rozmieszczono by obrazy i figury ukazujące diabły, trupie czaszki oraz sceny zabójstw, tortur i krwawych rzezi … A gdybym w takowym kościele się kiedykolwiek znalazł, to uciekałbym, gdzie pieprz rośnie.

    Także wygląd muzyków HM trudno uznać za godny pochwały. Noszenie długich włosów przez mężczyzn Pismo święte określa wszak jako „haniebne” (1 Kor 11, 14; Pan Jezus, uwzględniając pewne uwarunkowania kulturowe, nie nosił wcale długich włosów, ale jest to temat na odrębny artykuł). Podobnie zwyczaj ów był traktowany przez wczesną Tradycję Kościoła. W „Konstytucjach Apostolskich”, jednym z najstarszych zapisów wiary i praktyki starożytnych chrześcijan, znajdujemy takie wskazania adresowane do mężczyzn: „nie zapuszczaj włosów na głowie, lecz je skracaj i ścinaj (…) Jesteś chrześcijaninem i człowiekiem Bożym, nie wolno ci zatem zapuszczać włosów na głowie, ani ich zaplatać – bo to przejaw zbytku” (tamże: I: 3, 8; 10). Podobnie podejrzaną moralnie praktyką jest zwyczaj tatuowania swego ciała. Coś takiego zostało zakazane w Starym Testamencie (Kapł. 19, 28). Poza tym, gdy przyjrzymy się gorliwości z jaką Ojcowie Kościoła piętnowali praktykę polegającą jedynie na malowaniu swej twarzy (a więc coś co jest łatwo odwracalne), gdyż widzieli w tym występne poprawianie Bożego dzieła stworzenia, to tym bardziej należy uznać za godne zdecydowanego odradzania tatuaże. Owe bowiem polegają na trwałym oszpecaniu („ozdabianiu”) swego ciała, które nie da się usunąć tak łatwo jak makijaż (a w pewnym stopniu są nieodwracalne). Czyż wreszcie da się uznać za praktyczną realizację zasad skromnego ubierania (co też jest tradycyjnie katolicką normą) się strój krzykliwy i ekstrawagancki w swej wymowie? Przecież jedną z cech skromności jest umiarkowanie, unikanie przesady w ubieraniu się, ozdobach i zewnętrznym wyglądzie.

    Wiele wskazuje więc na to, iż biorąc pod uwagę wszystkie elementy HM, styl ów jest, jako całość, bardzo niebezpieczny z samej swej natury. Gdyby bowiem usunąć z HM obsesyjne zainteresowanie (a właściwie fascynację) „ciemną stroną życia”, to HM przestałby być sobą, stając się może jedną z odmian hard rocka.

    Mirosław Salwowski