Tag Archive: nagrody Bafta 1980

  1. Cały ten zgiełk

    Leave a Comment Fabuła tego musicalu (jak to często bywa w tym gatunku) jest dość wątła. Streścić ją można w jednym zdaniu: Joe Gideon, światowej sławy choreograf i reżyser umiera. Oczywiście nie tak od razu. Najpierw dowiadujemy się, że jest on pracoholikiem, który zaniedbuje swoją córkę z rozbitego małżeństwa, nadużywa alkoholu i narkotyków, w pozostałym zaś czasie oddaje się rozpuście. Poznajemy też zdradzane przez niego kobiety: byłą żonę, „stałą dziewczynę” i małą Michelle (córka). Tryb życia Gideona doprowadza do tego, że wcześniej niż by chciał, spotyka jeszcze jedną piękną kobietę – Śmierć. Film ten mógłby być godnym polecenia obrazem człowieka, który zatracił się w grzesznym, destrukcyjnym sposobie życia. Człowieka, który już nie odróżnia, co jest kłamstwem, a co prawdą w jego życiu. Postać ta bardzo przekonująco zagrana przez Roya Scheidera jest w stanie również w widzach budzić podobny wachlarz emocji jak w otoczeniu bohatera, począwszy od wstrętu do współczucia i pewnej sympatii. Pewną zaletą filmu jest też to, iż pokazuje, że można zrealizować w życiu wszystkie swoje marzenia i zachcianki, być tzw. człowiekiem sukcesu, a jednak w obliczu śmierci okazać się człowiekiem przegranym. Jak mówi Pismo św.: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?„(Mt 16:25,10). The Belcourt Theatre Niestety moralna przestroga przed marnowaniem swojego życia przez trwanie w grzechu i kłamstwie, została zaprzepaszczona przez zbyt lekki styl tego filmu. Z samej sceny śmierci, czyli momentu, w którym ostatecznie rozstrzyga się wieczny los człowiek, zrobiona tu została farsa. Ostatecznie jednak pogrąża ten obraz obfitość elementów nieskromnych czy wręcz obscenicznych. Mam na myśli zwłaszcza sceny z tzw. burleski i scenę układu tanecznego, który prezentowany jest tu jako wielkie artystyczne osiągnięcie głównego bohatera. W układzie tym prawie nadzy tancerze płci obojga symulują orgię, ze scenami zarówno heteroseksualnej, jak i homoseksualnej rozpusty. Chociaż film ten nie zawiera zasadniczo wątków antychrześcijańskich (wydaje się właściwie religijnie obojętny) to niestety jest tu raz zupełnie bez szacunku potraktowane święte imię Jezus. Podsumowując, filmowi temu świetnie zrobiłaby cenzura, może wtedy nadawałby się do oglądania. Marzena Salwowska /.../
  2. Człowiek słoń

    Leave a Comment

    Akcja”Człowieka słonia” rozgrywa się w wiktoriańskim Londynie. Film opowiada historię w dużej mierze opartą na losach prawdziwej postaci – Josepha(w filmie nosi imię John) Merricka, człowieka, który cierpiał na straszną i do tej pory tajemniczą chorobę, deformującą jego ciało w sposób, który sprawił, że okrzyknięto go „człowiekiem słoniem”.  Deformacje te powodowały nie tylko dojmujące cierpienia, ale też czyniły Merricka niezdolnym do normalnej pracy. Stąd też,  pozbawiony nadto  wsparcia ze strony rodziny, zmuszony był do życia w charakterze cyrkowego dziwoląga. W filmie widzimy jak pracodawca Johna, który uważa się za jego właściciela  (choć dobrze na nim zarabia) źle go traktuje, bijąc i głodząc. Tak wygląda życie Johna, dopóki na jego drodze nie stanie ceniony londyński lekarz, dr Frederick Treves, który roztoczy nad nim  kuratelę.

    Podstawową zaletą tego filmu jest przenikająca go empatia wobec osób wysoce niepełnosprawnych, cierpiących i odrzucanych z tego powodu. Jest to też główna „atrakcja” tego obrazu, jako że widz nie znajdzie tu jakiejś szczególnie wciągającej intrygi, błyskotliwych dialogów, czy romantycznych perypetii. Nie, tu cała uwaga skupiona jest na losie jednego cierpiącego człowieka. Ta empatia zaznacza się już w początkowych scenach filmu, gdy reżyser prowadzi widza tak, że, zanim dane mu będzie ujrzeć głównego bohatera, spodziewa się, iż jego oczom ukarze się jakieś niewiarygodne monstrum, tymczasem gdy wreszcie pojawia się John, widzi bardzo zdeformowaną,  jednak wyraźnie ludzką postać.

    Atutem filmu jest też wyraźne stawianie granic pomiędzy dobrem a złem. Dręczenie chorego człowieka jest tu  pokazywane jednoznacznie jako niegodziwość i w żadnym momencie nie służy ekscytacji widza. Robienie z osoby ludzkiej  widowiska piętnowane jest jako zło, niezależnie czy dopuszczają się tego elity (w subtelny sposób), czy pospólstwo. Na uwagę zasługuje również galeria pozytywnych postaci, które otaczają głównego bohatera miłością, wsparciem i przyjaźnią, dzięki którym czuje się on szczęśliwy i spełniony. Nader pozytywną postacią jest też sam John Merrick. Jest to osoba, której wygląd kontrastuje z wewnętrznym pięknem i wrażliwością. Uderzająca jest jego łagodność, brak nienawiści, czy jakichkolwiek oznak wrogości wobec dręczycieli oraz niezwykła wdzięczność, z jaką przyjmuje każdą okazaną mu życzliwość. Zwraca też uwagę jego szczególna wrażliwość na piękno. I jest to dość znacząca cecha osobowości Johna, gdyż nie domaga się on uznania dla swojej fizycznej brzydoty jako czegoś, co trzeba cenić na równi z pięknem, ale pokazuje, że tęskni  za właściwszym dla siebie kształtem.  Twórcy filmu nie czynią zatem z tej historii okazji do szerzenia turpizmu, czy zrównywania wartości piękna i brzydoty.

    Zaletą filmu są też wyraźnie pozytywne odniesienia do chrześcijaństwa. Przykładowo, kiedy dr Treves poleca Johnowi nauczyć się jednego z psalmów, okazuje się, że ten zna bardzo dobrze całe Pismo święte. W innej scenie, pewna arystokratka przekazuje lekarzom szpitala, którzy mają zdecydować, czy placówka ta nadal będzie udzielać gościny Merrickowi, słowa królowej Wiktorii, która wyraża nadzieję, że obradujący postąpią jak przystało na chrześcijan. Oprócz powyższych i innych (pomniejszych) odniesień do wiary chrześcijańskiej mamy też w filmie liczne przykłady chrześcijańskich cnót takich jak miłosierdzie, pokora, czy łagodność.

    Pewien problem w ocenie filmu może natomiast stwarzać jego dwuznaczne zakończenie. Nie jest bowiem jasne, czy jego główny bohater podejmuje pewne działania po to, aby przyśpieszyć nadchodzącą śmierć, czy chce w ten sposób jedynie zrealizować swoje marzenie o tym by „zasnąć jak człowiek”. Niestety, równie prawdopodobna jest jedna jak i druga interpretacja.  Nie mniej, film ten jako całość ze względu na klarowność w pokazywaniu dobra i zła świetnie nadaje się do celów wychowawczych. Rysunki postaci są tu wręcz czarno -białe (jak szata graficzna filmu), łatwo więc dzieciom i młodzieży pokazać na ich przykładzie, co jest dobre, a co złe. I tak bez trudu. nawet bardzo młody widz dostrzeże, że prawdziwym potworem nie jest tu zdeformowany człowiek, a jego dręczyciele, którzy kwestionując jego człowieczeństwo, tak naprawdę sami się odczłowieczają. Film też daje nadzieje, że każdy, niezależnie od swoich niedoskonałości, może być kochany, doceniony i potrzebny. I że w życiu każdego człowieka może nastąpić pozytywny zwrot nawet po latach niedoli. Zalet tych dopełnia chrześcijańska de facto myśl, że od naszej zewnętrznej postaci ważniejszy jest, używając sformułowania św. Pawła Apostoła, „wewnętrzny człowiek” (2 Koryntian 4,16).

    Marzena Salwowska

    /.../