Leave a Comment Film powstały na podstawie książki Thomasa Keneally’ego o jakże biblijnym tytule „Arka Schindlera”. Jest to oparta na faktach historia niemieckiego przedsiębiorcy Oskara Schindlera, oportunisty, utracjusza i „playboya”, który przyjeżdża do okupowanej Polski, by kosztem Polaków i Żydów (przejmuje za bezcen polską fabrykę, gdzie następnie zatrudnia Żydów do niewolniczej pracy) dorobić się majątku, co mu się zresztą udaje. Na tym jednak nie kończy się ta historia, gdyż przemysłowiec ten znajdując się teraz bliżej epicentrum zła, które rozpętał Hitler, zaczyna z każdym dniem coraz wyraźniej zdawać sobie sprawę, w czym tak naprawdę bierze udział i jaki los czeka jego żydowskich pracowników, jeśli nie uchroni ich przed niemieckimi obozami zagłady. Cały więc teraz zdobyty majątek oraz osobiste kontakty z wpływowymi urzędnikami i funkcjonariuszami III Rzeszy Schindler wykorzystuje, by ocalić możliwie jak największą liczbę Żydów przed niemal pewną śmiercią. Tak powstaje tytułowa „lista Schindlera” z ponad tysiącem nazwisk osób, które wykupione przez Oskara zamiast do niemieckich obozów śmierci trafią do pracy w jego fabryce.
Przesłanie tego filmu jest oczywiście zasadniczo godne pochwały i wyraża się w skrócie w zdaniu, które jest mottem całego obrazu: „Kto ratuje jedno życie, jakby cały świat ratował.” To „ratowanie świata” przeprowadza główny bohater zasadniczo dobrymi środkami, gdyż, zamiast zużywać zarobione pieniądze na zaspakajanie swoich potrzeb, marzeń czy zachcianek, lub też zabezpieczenie własnego bytu po wojnie, przeznacza je na okup za życie wielu kobiet, mężczyzn i dzieci. Bardziej kontrowersyjnym środkiem może wydawać się prowadzenie przez Schindlera fabryki zbrojeniowej. Jednakże radzi on sobie z tym problem, tak że jego pracownicy wykonują kiepskiej jakości amunicję, którą on następnie wykupuje (za pieniądze z zysków z fabryki naczyń emaliowanych). Takie postępowanie wydaje się wręcz salomonowym rozwiązaniem. Bardziej uzasadnione wątpliwości mogą natomiast budzić częste biesiady Schindlera z nazistowskimi zbrodniarzami, suto zakrapiane alkoholem i wyraźnie trącące moralną dekadencją (tak przy okazji, film ten dobrze ilustruje, że fanatyczni wyznawcy zbrodniczych ideologii to nader rzadko surowi asceci, jak się nam często teraz wmawia, lecz wręcz przeciwnie, jako że ciężkie grzechy lubią się kumulować, to prawdopodobieństwo, że ktoś, kto wyznaje fałszywą ideologię będzie nie tylko mordercą ale i pijakiem i rozpustnikiem wzrasta, a nie spada). W przypadku Schindlera powyższe kontakty, trudne do uniknięcia ze względu na dobry cel, który chce osiągnąć, są same w sobie są jeszcze raczej okazją do grzechu niż grzechem. Przynajmniej jeśli chodzi o występek pijaństwa, to wydaje się, że sam Schindler mimo towarzystwa potrafi się od niego ustrzec, gdyż, jak zauważa główny czarny charakter filmu – Amona Göth (komendanta obozu w Płaszowie), Oskar nigdy się nie upija.
Najbardziej wątpliwym elementem tego filmu, pozostaje sposób ukazania relacji głównego bohatera z płcią przeciwną. Gdy go poznajemy, zdecydowanie jest on cudzołożnikiem, dość jawnie zdradzającym żonę. Samo to nie stanowiłoby jeszcze zarzutu wobec filmu, gdyż na jego początku trudno w ogóle byłoby określić tu Schindlera jako pozytywnego bohatera, więc i jego cudzołożne relacje raczej nie są stawiane jako wzór do naśladowania. Wątek ten zresztą znajduje swój mały happy end (przynajmniej w filmie, nie wiem, jak było w prawdziwym życiu bohatera), gdyż Oskar i pod tym względem zmienia się na lepsze. Widzimy więc, jak pojednuje się ze swoją żoną i szczerze zapewnia ją, że odtąd będzie dochowywał jej wierności. Poważnym problemem pozostaje jednak sposób pokazywania tego wątku, a mianowicie dość sugestywne sceny cudzołożnego pożycia głównego bohatera z jego kochanką oraz ukazywanie nagości tej niewiasty, jak również widok obnażonej kochanki Amona Götha. Nadto w filmie pojawiają się nieskromnie odziane tancerki kabaretowe. Trzeba też wspomnieć o bardzo wątpliwej scenie, w której Schindler w na poły erotyczny sposób całuje nastolatkę (w dodatku bez jej zgody), która w imieniu reszty pracowników składa mu życzenia urodzinowe, co niestety pokazane jest w bardzo aprobatywnej formie, niemalże jako czyn bohaterstwa i miłosierdzia.
Ogólnie, jeśli chodzi o nagość, to w tym filmie jest jej dużo, jednakże większa jej część nie ma charakteru erotycznego, gdyż dotyczy więźniów zmuszanych do publicznego obnażania się. O ile jednak można zrozumieć sens tych scen, to pozostaje pytanie, czy ze względu na godność i poczucie wstydu dziesiątek statystów nie dałoby się ich jednak ograniczyć.
Innym minusem filmu są drobne, choć kłujące, sugestie rzekomo powszechnego antysemityzmu wśród Polaków. Chodzi właściwie o dwie krótkie sceny. W pierwszej z nich Polacy obrzucają nienawistnymi słowami prześladowanych przez Niemców Żydów, w drugiej natomiast oficer Armii Czerwonej mówi do wyzwolonych żydowskich pracowników fabryki w Brünnlitz (Czechy), by nie szli na wschód (więc do Polski), gdyż tam są znienawidzeni (więc w domyśle: uszli z rąk Niemców, ale Polacy mogą ich powybijać). Takie sceny, choć drobne, nie znajdują tu jednak przeciwwagi, co może oczywiście ranić nasz naród, bez którego poświęcenia w czasie niemieckiej okupacji, liczebność współczesnego Izraela byłaby zapewne znacznie mniejsza.
Jednakże nie da się zaprzeczyć, że mimo powyższych wad, przesłanie filmu jest wyraziście i jednoznacznie dobre. Nadto posiada on jeszcze wiele pobocznych zalet, nad którymi nie będę się rozwodzić, by nie zdradzać widzom, którym zdarzyło się go jeszcze nie widzieć zbyt wiele. Wspomnę tylko, że jest tu między innymi nietuzinkowo pokazana historia męskiej przyjaźni, dla miłośników „analizy mrocznych dusz” znajdzie się też świetnie zagrana postać Amona Götha, ciekawie pokazany jest też proces „odczłowieczania” Żydów, a także mentalność ich oprawców.
Z powyższymi więc zastrzeżeniami i z radą, by korzystać z pilota czy funkcji przewijania przy niektórych scenach, film ten polecamy dorosłym widzom. Przedstawia on bowiem historię naprawdę godną upamiętnienia, która na dodatek nie jest naiwną historyjką, gdyż w sensie doczesnym Oskar Schindler wcale nie wyszedł dobrze na ratowaniu bliźnich. Jednak, teraz prawdopodobnie tego nie żałuje.
Marzena Salwowska
/.../