Tag Archive: muzyka

  1. Green Book

    Leave a Comment Film ten został oparty na autentycznych wydarzeniach, w których udział brał znany i ceniony amerykański muzyk Don Shirley. A jako, że człowiek ten był z pochodzenia Murzynem i przyszło mu żyć także w czasach prawnie usankcjonowanej dyskryminacji oraz segregacji rasowej, fakt bycia cenionym artystą nie sprawiał, iż był on wolny od wszelakich kłopotów wynikających z tego stanu rzeczy. „Green Book” poświęca uwagę m.in. właśnie temu aspektowi życia Dona Shirleya pokazując podróż jaką odbył po południowych stanach USA wraz z wynajętym przez siebie kierowcą Tony’m Vallelonga. Jedną z rzeczy, którą pokazuje ów film jest kontrast pomiędzy wielkim uznaniem jakim cieszył się Don Shirley jako muzyk (również na Południu Stanów Zjednoczonych) a z drugiej strony jednoczesnym pogardliwym traktowaniem go jako zwykłego Murzyna. Przykładowo, oklaskiwany i wychwalany za swój talent przez gospodarzy jednego z bogatych domów, w których przyszło mu występować, Shirley nie mógł w tym samym domu skorzystać ze znajdującej się tam toalety. Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej produkcja ta zasadniczo rzecz biorąc zasługuje na uznanie i pochwałę. Motywem przewodnim jest tu bowiem piękna opowieść o przełamywaniu rasistowskich uprzedzeń oraz praktycznym uczeniu się miłowania swych bliźnich bez względu na ich kolor skóry. Co się z tym też wiąże film ów wskazuje również na takie cnoty i wartości jak prawdziwa przyjaźń, lojalność oraz oddanie. W pobocznych jego wątkach widzimy również raczej przychylnie pokazaną modlitwę przed posiłkiem a także kochającą siebie rodzinę i grono przyjaciół, co w pewien sposób może być skontrastowane z samotnym stylem życia, jako prowadzi Don Shirley. Nie będzie też chyba zbyt daleko posuniętą nadinterpretacją, gdy stwierdzimy, iż niektóre z grzechów i wad Tony’ego Vallelonga jak np. skłonność do kłamstwa, oszustwa czy nadmiernej przemocy, zostają w filmie przynajmniej lekko zganione (krytykuje je bowiem Don Shirley). Z drugiej pijaństwo, jakiego dopuszcza się Shirley też nie zostaje raczej ukazane w pozytywnym świetle, gdyż zostaje ono osadzone w kontekście jego osamotnienia, a także jednej z bardzo przykrych sytuacji, z którą przyszło mu się zmierzyć. Niestety, są w omawianym obrazie też elementy, które wzbudzają poważniejsze wątpliwości. I tak np. Tony Vallelonga w pewnym momencie proponuje łapówkę policjantom, którzy złapali Don Shirleya na homoseksualnym występku dokonanym w jednej z publicznych łaźni. Nie jest to w filmie raczej poddane krytyce, podobnie jak same homoseksualne czyny Shirleya. Można nawet powiedzieć, że w lekki sposób owa ohyda jest usprawiedliwiana przez Tony’ego, który kwituje skłonności swego szefa stwierdzeniem, iż „Pracował wiele lat w Nowym Jorku i wie, że świat jest skomplikowany”. Podsumowując, polecamy film pt. „Green Book” ale zalecamy zachowanie sporej ostrożności wobec niektórych zawartych w nim wątków i elementów. Mirosław Salwowski /.../
  2. Czy „Metallica” jest satanistyczna i antychrześcijańska?

    Leave a Comment

    Zespół „Metallica” zaliczany jest obok takich kapel jak  „The Beatles”, „Rolling Stones”, AC/DC, Led Zepellin, KISS czy Iron Maiden do klasyków szeroko pojmowanego „rocka”. A jako, że wielu dzisiejszych 30 i 40- latków „wychowywało” się na jego twórczości, wszelkie uwagi krytyczne pod adresem „Metalliki” zbywane i wyśmiewane są jako wyraz „szurostwa”, „nawiedzenia”, „szukania wszędzie diabła” rodem z kazań fundamentalistycznie protestanckich kaznodziejów uważających rock za dzieło szatana. Zdaję sobie sprawę, iż także ten artykuł momentalnie zostanie w ten sposób zakwalifikowany przez zwolenników tego zespołu. Mimo to, odczuwam nieodpartą chęć, by przyjrzeć się „Metallice” z tradycyjnie chrześcijańskiej perspektywy, nie dając zamknąć sobie ust rytualnymi zaklęciami o jej „artystycznym geniuszu”, „muzycznej legendzie”i „głębi przesłania, której nie są w stanie pojąć barbarzyńscy ignoranci”.

    Metallica na rzecz złodziejstwa, sodomii i pijaństwa?

    Zacznijmy od zarzutów mniejszego kalibru. Członkowie zespołu „Metallica” niejednokrotnie pozowali do zdjęć sugerujących ich poparcie dla różnych grzechów.

     I tak np. fotografowali się oni na tle napisu „Alcoholica” (graficznie stylizowanego na logo ich zespołu) z dużymi (czasami wręcz ogromnymi) butelkami alkoholu w dłoniach lub też będących w trakcie picia napojów alkoholowych. Na jednym ze zdjęć można też zobaczyć wokalistę tej grupy. Jamesa Hetfielda odzianego w T-shirt z napisem „Alcoholica”. Słowo „Alcoholica”, które pochodzi od wyrażenia „Alkoholik” (podaję w języku polskim), a więc terminu używanego na określenie osoby uzależnionej od nadużywania napojów alkoholowych. Niektóre ze zdjęć ukazują z kolei członków „Metalliki” – Larsa Urlicha i Kirka Hammetta,  w bardzo dwuznacznych, bo sugerujących homoseksualizm pozach. Chodzi mi w tym momencie o fotografie, na których Ci obejmując się, dotykają się wzajemnie językami, a nawet wprost w ten sposób się całują.

               Warto też wspomnieć, iż pomstujący, jako na okradających „Metallicę” „komputerowych piratów” Lars Urlich, sam kręcił filmik ze swym udziałem, w którym pozorował dokonywanie kradzieży w sklepie.

    „Am I Evil”

    Przypatrzmy się teraz tekstom wyśpiewywanym przez grupę „Metallica” (w niektórych wypadkach będą to grane przez nich „covery” innych zespołów).

    W utworze „Mercyful fate” mamy opis jakiegoś, krwawego satanistycznego rytuału, wezwania kierowane do szatana oraz zapowiedzi czynów nekrofilskich:

    Spacerują nocą/Księżyc zamarzł na błękit/Długie czarne płaszcze – osłona przed deszczem/Ich ładunek musi dotrzeć na miejsce/Teraz nietoperze opuszczają swoje drzewa/Przyłączają się do wołania/Siedmiu szatańskich piekielnych kapłanów/Zmierza do sali /Przynosząc krew nowonarodzonego dziecka, tak,/Aby objąć  spuścizną po Bogu, jeśli nie – to jest to upadek Szatana/Daleko stąd w Egipcie, w dolinie królów/Gdzie zmumifikowani faraoni/Śpiąc udają zmarłych, zaprawdę/Nie dotykaj, nigdy nie kradnij/Chyba, że jesteś tam dla mordu/Inaczej dosięgnie cię klątwa faraonów/Tak, tak dosięgnie cię, klątwa jest na tobie,o tak /Och, klątwa faraonów może być tak śmiertelna/Lub po prostu niszcząca dla twojej przyszłości/Czyniąc ją całkiem ponurą, o tak/ Nie dotykaj, nigdy nie kradnij/Chyba, że jesteś tam dla mordu/Inaczej dosięgnie cię klątwa faraonów/Tak, tak dosięgnie cię, klątwa jest na tobie, /Posłuchaj (posłuchaj, posłuchaj),o tak/Jestem trupem, jestem trupem/Jestem trupem bez duszy /Szatan (Szatan, Szatan), tak/On wziął, on wziął/On wziął swoją zapłatę, odebrał ją ode mnie /Ja (ja, ja), o tak/Jestem w potrzasku, jestem w potrzasku/Jestem w potrzasku jego czarów/Tej nocy (tej nocy, tej nocy), o tak/Idę, idę/Idę do Piekła, w czeluść jego czarów/Wycie podobne do wilka/I wiedźma otworzy drzwi/Pójdź za mną i spotkaj naszą najwyższą kapłankę, tak, o tak/Przyjdź, przyjdź do mego schronienia, tak, o tak/I stań się dzieckiem Lucyfera/Rozbierz  się do naga/Załóż tą białą szatę/Weź ten biały krzyż i idź do środka okręgu, tak, o tak/Przyjdź, przyjdź do mego schronienia, tak, o tak/I stań się dzieckiem Lucyfera /Urodziłem się na cmentarzu/Pod znakiem księżyca/Powstałem z mojego grobu dzięki zmarłym/I uczyniono mnie najemnikiem /W legionach Piekła/Teraz jestem królem bólu, jestem szalony, o tak/Wiesz, że moją jedyną przyjemnością jest słuchać jak krzyczysz/Uwielbiam słuchać  jak krzyczysz/ I z przyjemnością zobaczę, że umierasz/I będę pierwszym, który zobaczy twój pogrzeb/I będę ostatnim, który z niego wyjdzie/ Uwielbiam słuchać  jak krzyczysz/ A kiedy będziesz pod ziemią/Ponownie wykopię twoje ciało /I aby je pohańbić będę się z nim kochał /Och, pani płacz i powiedz żegnaj (żegnaj)/Och, pani płacz i powiedz żegnaj/O tak, musisz się pożegnać/O tak, ponieważ zjem twój umysł”.

     

     W „Jump in the fire”  podmiot liryczny wciela się w postać szatana, który zachęca ludzi, by pójść z nim do piekła:

    „Skacz z własnej woli, albo zepchnę cię siłą/ Ale i tak będziesz mój/ Próbując podtrzymać piekielny ogień/ Tropię cię jak ofiarę/ Żyję twoim życiem jak swoim, jestem tobą,/ Jestem w każdym z was/ Więc sięgnij po moją rękę, złap ją/ I chodź ze mną przez tę ziemię/ Chodź do domu, do którego należysz (…) Skacz, skacz w ogień”.

    Z kolei w utworze „Prince”  otwarcie wyśpiewuje się:

    „Diable weź moja duszę, diamentami odpłacisz’/ Nie obchodzi mnie niebo, więc nie szukaj mnie bo nie zapłaczę’/I będę płonął w piekle, od dnia kiedy umrę”.

    Utwór „Leper Messiah” nazywa Pana Jezusa „trędowatym Mesjaszem”:

    Kłaniaj się trędowatemu Mesjaszowi/ Jego zdumiewające cuda potrzebują/ Twej niedzielnej akceptacji ”.

    Piosenka  „St. Anger” mówi o samobójstwie, roztaczając przed słuchaczami wizję życia, w którym nic nie ma sensu:

    Życie zdaje się uciekać/ Każdego dnia odpływa coraz dalej/ Zagubiło się w sobie/ Nikt i nic się nie liczy./ Straciłem wolę, aby żyć/ Po prostu nie ma niczego więcej do dania/ Nie ma niczego więcej dla mnie/ Potrzebuję końca, aby się uwolnić . Pie…rz to wszystko i niczego nie żałuj (…) Wieszam się na sznurku od medalu /Święty gniew, ogarnia mnie (…) Potrzebuję gniewu by się dobrze czuć /Potrzebuję gniewu tylko dla siebie /Mojego gniewu nie mogę opanować /Potrzebuję gniewu by być sobą /Muszę wyładować swój gniew”.

    W utworach „Seek and Destroy”;  „Die die die my darling”; „Whiplash”; „Am I Evil” mowa  jest o zabijaniu, okaleczaniu, fizycznym pastwieniu się nad bliźnimi, a także złorzeczeniu im. I tym razem podmiot liryczny w owych tekstach nie odcina się od tych nieprawości, ale sam utożsamia się z osobą/osobami, które ich dokonują:

    Szukaj i niszcz /Przeszukujemy wzrokiem scenę /Miasta dziś wieczorem /Szukamy ciebie /By rozpocząć walkę /Diabelskie myśli goszczą /W naszych umysłach /Ale to nic nowego (…)Nasze umysły płoną /Pragniemy zabijania /I ten ogień nie zgaśnie /Dopóki go nie zaspokoimy /Jedna tylko myśl /Nieustannie nas nurtuje /Nie próbuj uciekać, /Bo jesteś tym, którego i tak znajdziemy (Seek and Destroy)

    Umieraj, umieraj, umieraj moje kochanie /Po prostu zamknij swoje śliczne usta /Zobaczę cię jeszcze /Zobaczę cię w piekle (…)” (Die die die my darling);

    Roztrzaskaj swą głowę o scenę /Jak nigdy dotąd /Niech dzwoni, niech krwawi /Niech naprawdę cierpi /W szaleństwie /Twoje skóry i ćwieki /Strącają głowy wokół /Dziś wieczór jest gorąco jak w piekle (…)Donośny hałas ze sceny /Świdruje twe uszy /Kopię cię w d…ę, kopię cię w mordę /Eksploduje uczucie, /Nadszedł czas na wyzwolenie /Na zagubienie się w pier…j swobodzie /Zebraliśmy się tu, by okaleczać i zabijać /Bo to jest to, co chcemy robić (Whiplash);

    Teraz jestem w akcji, pozbawię cię dumy/Rozleję twoją krew dookoła, zobaczę cię ujarzmionym (ą)/Twoja twarz jest pokiereszowana stalą, rany głębokie i udane/Jak wiele razy wcześniej, tak, pachnie tak słodko/Czy jestem zły?Tak jestem/Czy jestem zły?/Jestem człowiekiem („Am I Evil”).

    Te nihilistyczne, sadystyczne, bluźniercze, antychrześcijańskie i satanistyczne wywody uzupełniane są przez to co „Metallica” pokazuje na okładkach swych płyt. A więc okładka płyty „Jump in the fire” (gdzie śpiewa się o szatanie, który zachęca ludzi by szli do piekła) przedstawia bestię z rogami wyłaniającą się z ognia. Nie bez znaczenia jest fakt, iż figurkę tej postaci można było nabyć w oficjalnym sklepie zespołu. Tylna strona okładki płyty „St. Anger” pokazuje z kolei kawałek twarzy trupa w stanie daleko posuniętego rozkładu. Książeczka doń dołączona „zdobiona” jest wizerunkiem postaci ze skrzydłami. Twarz tej postaci, poza tym, że jest nienaturalnie brzydka i namalowana w ciemnym, mrocznym kolorze, jest też wykrzywiona w jakimś koszmarnym grymasie. Z pewnością nie jest to więc sposób, w jaki tradycyjnie portretuje  się w naszym kręgu kulturowym, dobre anioły. Z kolei warstwa graficzna płyty „Kill’ Em All” przedstawia młotek  i plamę krwi.  Przy tym wszystkim, drobnostką wydaje się już fakt pozowania członków zespołu do zdjęć z dłońmi wyciągniętymi w kształcie rogów – geście chętnie używanym przez okultystów i satanistów.

    „Co autor miał na myśli?”

    Wyobraźmy sobie, iż ktoś nie dość,  że wyśpiewywałby teksty w których wcielałby się w postać Adolfa Hitlera, opisywałby zabijanie Żydów, a na okładkach swych płyt zamieszczałby podobizny przywódców III Rzeszy i nazistowskie symbole, to jeszcze grałby owe utwory razem z jawnymi i zdeklarowanymi zwolennikami neonazizmu. Czy nie uznalibyśmy ludzi tak czyniących za co najmniej podejrzanych o sympatię dla hitleryzmu, a przynajmniej ostrzegalibyśmy innych przed ich muzyką jako wyrażającą fascynację tą ideologią? Z pewnością tak. Tymczasem, „Metallica” nie dość, że wyśpiewuje teksty, w których podmiot liryczny wciela się w postać szatana, poniża naszego Pana i Zbawcę, zachęca  innych, by iść do piekła oraz rozkoszuje się przemocą i rozlewem krwi, eksponując na inspirowanych przez siebie obrazach postacie potworów, demonów, węży oraz krwawe sceny, to jeszcze gra powyższe utwory razem z jawnymi satanistami i wrogami chrześcijaństwa. Jak bowiem inaczej nazwać człowieka o artystycznym pseudonimie „King Diamond”, z którym „Metallica” zagrała „Mercyful Fate” (a więc piosenkę opisującą krwawy, satanistyczny rytuał) dnia 7 grudnia 2011 roku??? Albo pana Glenna Danziga śpiewającego do akompaniamentu zespołu „Metallica” piosenkę „Die die die my darling”???

                Poza tym, zastanówmy się, czy gdyby ktoś w podobny sposób co „Metallica” tworzył płyty odnośnie gwałcenia dzieci, czy mielibyśmy jakiekolwiek wątpliwości, iż taka twórczość wyrasta z fascynacji pedofilią i może w łatwy sposób  obniżać próg wrażliwości na ową dewiację? Jakbyśmy traktowali twórczość jakiejś rockowej grupy, w której piosenkach, podmiotem lirycznym jest gwałciciel dzieci, gdzie plastycznie opisuje się seks z dziećmi oraz umieszczone są zachęty do praktykowania pedofilii? A gdyby temu wszystkiemu towarzyszyły okładki eksponujące wizerunki znanych gwałcicieli, symbole ruchu pedofilskiego oraz rozprowadzanie w swych oficjalnych sklepach figurek pedofilów? A do tego jeszcze grupa ta wyśpiewałaby utwory opisujące orgie seksualne z dziećmi razem z jawnymi i zdeklarowanymi zwolennikami pedofilii? Oczywiście, bylibyśmy oburzeni, zaszokowani, odczuwalibyśmy wstręt wobec twórczości takiego zespołu i nasz zdroworozsądkowy i trzeźwy osąd tej sytuacji nie uległby zmianie wskutek mętnych tłumaczeń jego fanów o tym, że to przecież „tylko taki artystyczny performance”, „nie należy tego brać zbyt poważnie”; „to, iż śpiewają o pedofilii, nie znaczy, że ją propagują”. Dlaczego więc wielu daje się zwodzić, gdy właśnie w takim kontekście „Metallica” śpiewa o szatanie, ofiarach mu składanych, piekle, przemocy i rozlewaniu ludzkiej krwi???

    Dziś „Metallica”, jutro Marylin Manson i „Behemoth”

    Fakt, iż twórczość zespołu „Metallica” jest dziś traktowana niczym „święta krowa” bardzo źle wróży na przyszłość. Owszem „Metallica” nie dorównuje w swej antychrześcijańskiej i satanistycznej pasji takim rockmanom jak Marylin Manson czy „nasz” rodzimy „Behemoth”, ale dokąd dojdziemy relatywizując i lekceważąc różne oczywiste przejawy zła, poprzez mówienie, iż przecież istnieją jeszcze większe nieprawości? W ten sposób będziemy tylko jeszcze szerzej otwierać drzwi coraz to wstrętniejszym obrzydliwościom. To, że w historii dokonano wielu ludobójstw nie znaczy, że powinniśmy usprawiedliwiać „pojedyncze” morderstwa. Fakt, iż homoseksualizm, gwałty czy orgie seksualne są gorsze od cudzołóstwa, nierządu czy prostytucji, nie oznacza, że należy przyzwalać na te drugie. Musimy trzymać się twardych Bożych norm postępowania, nie zaś ciągle oglądać na coraz luźniejsze kanony bezbożnej popkultury.

    Mirosław Salwowski

    PS. Powyższy artykuł został opublikowany najpierw na portalu Fronda.pl: http://www.fronda.pl/a/okiem-salwowskiego-czy-metallica-to-zespol-satanistyczny,79663.html

  3. Czego należy strzec się w popkulturze?

    Leave a Comment

    Czy można powiedzieć, że większa część z rozrywki oferowanej przez współczesne mass-media, nawet jeśli jest dość niskich lotów, nie stanowi dla dobra naszych dusz większego zagrożenia? Czy poza pornografią i jakąś ekstremalną przemocą można powiedzieć, iż duża część oferowanych dziś filmów, programów rozrywkowych czy też muzyki stanowi poważniejsze niebezpieczeństwo dla naszej wiary i moralności? Chociaż, powszechne jest (i to nie tylko wśród chrześcijan) narzekanie na niski, miałki i „jarmarczny” poziom współczesnej popkultury to z drugiej strony (zwłaszcza, gdy przechodzi się do poruszania kwestii bardziej konkretnych tworów tejże) nieraz można dojść do wniosku, iż za prawdziwe zagrożenia dla dobra duchowego uważa się tylko najbardziej skrajne odmiany niemoralności promowanej przez mass media (czyli np. jawną pornografię). Sam nieraz czytałem i słyszałem wywody w rodzaju: „Co złego jest w oglądaniu Kill Billa, South Parku, Family Guy, słuchaniu zespołu „Metallica„, a przyczepiać się do do tak niegroźnego serialu jak „Allo Allo” to może się naprawdę tylko jakiś obsesjonat„. Powszechność tego rodzaju wywodów i obrony często naprawdę bardzo obrazoburczych wytworów współczesnej popkultury (i to nawet wśród konserwatywnych katolików) wskazuje w istocie na to, iż duża część popularnej rozrywki jest dziś postrzegana jako zasadniczo niegroźna dla przeciętnego, w miarę normalnie ukształtowanego odbiorcy owych treści.
    Przyjrzyjmy się zatem pokrótce tradycyjnej postawie katolickiej tak wobec tego, co niegdyś było odpowiednikiem współczesnej popkultury, oraz spróbujmy wyciągnąć z tejże jakieś konkretne wnioski wobec tego co dziś jest nam oferowane w postaci filmów, muzyki i programów rozrywkowych.
    Złe widowiska psują nasze dusze
    Zacznijmy jednak od zgoła psychologicznej obserwacji (która tym nie mniej ma swe pewne podstawy w Piśmie świętym). To, na co patrzymy i czego słuchamy (czyli także rzeczy, którymi karmimy się w ramach obcowania z popkulturą), ma na nas mniejszy bądź większy wpływ. Jeśli to będą treści dobre, owe oddziaływanie będzie pozytywne i budujące, jeżeli zaś karmimy się treściami złymi, będzie to wpływ negatywny i szkodliwy. Trzeba jednak od razu zastrzec, iż takowe skutki stykania się z dobrą lub złą stroną popkultury nie zawsze będą takie same. Poza tym, to co oglądamy i czego słuchamy, jest jednym z ważnych, ale nie jedynym czynnikiem kształtującym nasz charakter i postawy w sferze wiary i moralności. Bardziej szczegółowe omówienie tego co mam w tej chwili na myśli, wymagałoby zapewne dłuższego artykułu poświęconego tylko temu tematowi, jednak podam poniżej parę przykładów tego co mam tu na myśli.
    Jestem więc np. przekonany o tym, iż każdy człowiek, który jako jedną z rozrywek wybrał sobie oglądanie brutalnych i krwawych widowisk, z biegiem czasu pogorszy swe postępowanie albo nawet przynajmniej wewnętrzne nastawienie w sferze takich chrześcijańskich cnót i postaw jak łagodność, uprzejmość, unikanie przemocy (o ile ta nie jest naprawdę konieczna), miłość bliźniego, etc. Czy to oznacza, że każdy albo „prawie każdy” kto lubi patrzeć na rozlew krwi, prędzej czy później weźmie karabin albo nóż i zabije drugiego człowieka? Oczywiście, że nie. Zdecydowana większość z ludzi patrzących z upodobaniem na krwawe widowiska nie stanie się mordercami w sensie fizycznym. Jednych przed taką ekstremalną niegodziwością będą powstrzymywać inne czynniki, które nań wywierały wpływ, typu przykład nieskłonnych do jakiejkolwiek agresji rodziców, chodzenie do kościoła, życie w kraju, gdzie większość ludzi jest łagodnego usposobienia. Jeszcze innych przed czymś takim pohamuje strach przed ziemską karą, niepewność własnej siły w sferze psychologicznej i/lub fizycznej, brak okazji w rodzaju wojny czy anarchii kraju. Jednak tak czy inaczej, wszystkich miłośników krwawych rozrywek owa skłonność jakoś tam pogorszy. Raz będzie to – bicie słabszych kolegów w szkole, a innym razem po prostu ich wyzywanie albo też znęcanie się nad własnym domowym zwierzątkiem. Jedni staną się psychicznymi tyranami, którzy przy byle okazji będą krzyczeć na innych, niektórzy zaś nawet jeśli w większości sytuacji zachowają łagodne i uprzejme usposobienie, to jednak emocjonalna agresja będzie zdarzać się im częściej niż wtedy, gdyby przez lata nie obcowali z krwawą rozrywką.
    Coś podobnego, można by powiedzieć o obcowaniu z pornografią. Większość ludzi tak czyniących zapewne – z różnych względów – nie dopuści się gwałtu czy molestowanie seksualnego, ale na każdym z nich odbije ona swe, mniejsze bądź większe, ale negatywne piętno. Raz będzie to nałogowa masturbacja, kiedy indziej przedwczesne pożycie, zdradzanie współmałżonka, korzystanie z usług prostytutek, a czasami może tylko bardziej natarczywe i natrętne nieczyste oraz pożądliwe myśli i fantazje.
    Nie patrzeć na zło, nie słuchać o zbrodni
    Na część z powyższych obserwacji można by podawać dowody z różnych socjologicznych i psychologicznych badań, innym razem wydają się na to wskazywać pewne dość mocne poszlaki, ale dla mnie osobiście najmocniejszą przesłanką, która przekonuje, że treści jakimi się karmimy nie są bynajmniej obojętne dla naszego duchowego zdrowia, jest fakt, iż samo Pismo święte wskazuje nam na rangę tego problemu. Przyjrzyjmy się teraz poniżej nauczaniu Biblii na ów temat:
    Nie łudźcie się! <Wskutek złych rozmów psują się dobre obyczaje>” (1 Koryntian 15: 33).
    Nie będę zwracał oczu ku sprawie niegodziwej; w nienawiści mam przestępstwa: nie przylgną one do mnie. Serce przewrotne będzie ode mnie z daleka; tego, co jest złe, nawet znać nie chcę” (Psalm 101, 3-4)
    Któż z nas wytrzyma przy trawiącym ogniu, któż z nas wytrwa wobec wieczystych płomieni? Ten, kto postępuje sprawiedliwie i kto mówi prawdę, Kto odrzuca zyski bezprawne i wzbrania się rękami przed wzięciem podarku, Kto zatyka uszy, BY NIE SŁUCHAĆ O ZBRODNI, i zamyka oczy, BY NA ZŁO NIE PATRZEĆ” (Izajasz 33, 14 – 15).
    W końcu, bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym – to miejcie na myśli!” (Filipian 4, 8).
    Zauważmy, że w przytoczonych wyżej Bożych napomnieniach mowa jest nie tylko o tym, by samemu nie czynić zła, ale także „by nie zwracać oczu ku sprawie niegodziwej„, „zamykać oczy by na zło nie patrzeć„, „zatykać uszy nie słuchać o zbrodni„, „mieć na myśli, to co jest jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym„. Pomyślmy szczerze i logicznie, czy da się te przestrogi pogodzić z beztroskim patrzeniem na pokazujące w obfity sposób zło filmy, widowiska i programy? Czy wzorem natchnionego Duchem Świętym króla Dawida i proroka Izajasza możemy powiedzieć, iż „nawet nie chcemy znać zła” oraz „nie słuchać o zbrodni”, gdy z odtwarzacza CD muzykę pełną wulgaryzmów bądź opowiadającą o czarach, wróżbach, szatanie, etc.?
    Czy można także obcując ze złymi wytworami popkultury stwierdzić: „To tylko rozrywka. To nie wywiera na mnie żadnego wpływu” wówczas, gdy na poważnie bierze się choćby takie z Bożych poleceń: „Miejcie wstręt do złego, podążajcie za dobrem” (Rzymian 12: 9); „Bać się Pana – znaczy nienawidzić zła” (Przypowieści 8, 13). Czy możliwym jest wszak szczerze nienawidzić i brzydzić się złem, a jednocześnie czynić sobie z oglądania i/lub słuchania przesiąkniętych nim widowisk rozrywkę?
    Nie ma się więc co łudzić i zwodzić, parafrazując jeden z przytoczonych powyżej wersetów Pisma świętego: „Złe widowiska psują nasze obyczaje„.
    Powyższe wywody odnośnie relacji pomiędzy życiem chrześcijańskim, a korzystaniem ze złych widowisk miały charakter bardziej ogólny, z którymi być może nawet dość libertyńsko nastawieni chrześcijanie ostatecznie mogliby się jakoś tam zgodzić (zastrzegając jednak ze swej strony, iż pod mianem niegodziwych widowisk uważają np. tylko jawną pornografię). Przejdźmy zatem do bardziej szczegółowych rozróżnień odnośnie tego, co w rzeczywistości jest tą złą albo przynajmniej niebezpieczną rozrywką, której w ramach popkultury winniśmy się strzec i unikać jej.

                                                     „Każdy kto pożądliwie patrzy na niewiastę”
    Z pewnością najbardziej ewidentnym i oczywistym przejawem złych treści w popkulturze jest pornografia (która przyjmijmy, że ukazuje seks lub daleko posunięte czynności seksualne) i erotyka (a więc nagość lub półnagość pokazywane w jawnie prowokacyjnym kontekście, np. taniec striptiz albo „go go”). Jeśli ktoś chce upierać się, że np. przedstawiona tu definicja erotyki jest błędna, może to czynić, ale nie zmienia to istoty rzeczy, a więc tego, iż obcowanie z takimi treściami po to by dostarczyć sobie w ten sposób rozrywki albo zaspokoić swą ciekawość jest nie do pogodzenia z następującym nauczaniem naszego Pana i Zbawcy Jezusa Chrystusa:
    Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła. ” (Mateusz 5: 28).
    Pornografia i erotyka ze swej natury są ukierunkowane na wzbudzanie pożądliwości i przynajmniej na dłuższą metę nie da się z takowymi treściami obcować (w ramach rozrywki lub z ciekawości), nie tylko nie wzbudzając w sobie pożądliwych myśli, ale także nie grzesząc przeciw cnocie czystości w bardziej zewnętrzny sposób (np. masturbacją, cudzołóstwem, korzystaniem z usług prostytutek, etc.). Owszem, może się zdarzyć, iż ktoś w ramach obowiązków służbowych (czyli np. sędziowie, policjanci albo prokuratorzy) ktoś będzie zmuszony do zapoznawania się z takimi materiałami, ale wówczas należy osoba taka winna to czynić w możliwie najkrótszy sposób, pilnie strzec się przy tym wywołania jakiejkolwiek nieczystej myśli oraz tym bardziej chronić swój umysł od możliwych negatywnych skutków obcowania z czymś takim poprzez modlitwę i zwracania się do Boga.

                                                     „Odwróć swe oko od pięknej kobiety”
    Pismo święte podaje nam też następujące polecenie, które w dość łatwy sposób możemy zastosować do naszego wyboru rozrywki:
    Nie wpatruj się w dziewicę, abyś przypadkiem nie poniósł kar z jej powodu (…) Odwróć oko od pięknej kobiety, a nie przyglądaj się obcej piękności: przez piękność kobiety wielu zeszło na złe drogi, przez nią bowiem miłość namiętna rozpala się jak ogień” (Mądrość Syracha 9: 5, 8).
    Zauważmy, że w odróżnieniu od poprzednio cytowanych słów Chrystusa o „pożądliwym patrzeniu na kobietę„, w wypadku tej Bożej przestrogi nie ma zastrzeżenia, iż powinno się unikać patrzenia na niewiasty wówczas, gdy równocześnie towarzyszy mu ewidentnie pożądliwa intencja. Jest owszem sugestia, iż często „piękność kobiety” prowadzi do zła i grzechu, jednak samemu patrzeniu przed którym przestrzega Bóg nie musi od razu towarzyszyć jakaś jawnie seksualna myśl albo pragnienie. Nie jest tu bowiem napisane „Nie wpatruj się w dziewicę pożądliwie” ale jest po prostu zostało powiedziane: „Nie wpatruj się w dziewicę„. Nie zostało tutaj też napisane: „nie przyglądaj się obcej piękności z pożądliwością”, ale po prostu: „nie przyglądaj się obcej piękności„. Najwyraźniej więc Bóg w tych Swych słowach przestrzega mężczyzn przed samym tylko „estetycznym podziwianiem piękna niewiast„, a nie tylko przed takim patrzeniem nań, którym towarzyszą rozbudowane i szczegółowe myśli na temat możliwych stosunków seksualnych albo, które wywołuje biologicznego podniecenia seksualnego (czyli erekcję). Jeśli więc mówisz, iż „chcesz tylko zawiesić oko na tej kobiecie” albo też: „Nie patrzysz by się podniecić, ale bo kochasz patrzeć na piękne kobiety” to wiedz, że nawet jeśli nie wpadłeś jeszcze w samą przepaść to jesteś już na śliskiej i niebezpiecznej drodze doń prowadzącej. Bóg zna bowiem zasady działania męskiego umysłu i serca i wie, że gdy dla zdrowego mężczyzny patrzenie na piękną kobietę nie jest tym samym co podziwianie ślicznego górskiego krajobrazu i że to pierwsze będzie prowadzić nas w końcu (prędzej czy później) do jawnie seksualnych myśli, pragnień oraz spojrzeń.
    Powyższa interpretacja przytoczonego wyżej fragmentu Pisma świętego, nie jest tylko moją prywatną wykładnią, gdyż w nawiązaniu doń, jeden z doktorów Kościoła (a zarazem patron spowiedników i teologów moralnych), św. Alfons Liguori nauczał tak:
    Czy jest grzechem poglądać na kobiety? Tak, przyjacielu, gdy niewiasty są młode, poglądać na nie jest przynajmniej grzechem powszednim; a gdy spojrzenia się powtarzają, wtedy jest nawet niebezpieczeństwem grzechu śmiertelnego” [1].
    Zwróćmy też uwagę na to, iż w czasach i miejscu, gdy i gdzie Syrach z Bożego natchnienia przekazywał powyższe napomnienie, niewiasty ubierały się znacznie skromniej niż współcześnie (czyli np. w długie suknie, zasłony na głowie). Co więc można powiedzieć o przyglądaniu kobietom, które nie tyle mają długie suknie, ale są odziane w minispódniczki, obcisłe leginsy czy bluzki z głębokim dekoltem albo nawet w samą tylko bielizną lub plażowe bikini? Czy więc trudno jest wskazać w dzisiejszej popkulturze widowiska, w których łatwo jest narazić się na złamanie powyższych Bożych przestróg i napomnień? Czy np. patrzenie na pokazy mody, konkursy piękności, seriale w rodzaju „Słoneczny patrol” nie jest podeptaniem zasady, by „odwrócić swój wzrok od pięknej kobiety”? Albo czy oglądanie np. występów pięknych i atrakcyjnych piosenkarek da się pogodzić z tym, by „nie przyglądać się obcej piękności” (zwłaszcza dziś, gdy owe eksponują swe cielesny wdzięki, w sposób, który nie powstydziłyby się nawet prostytutki)? Sądzę też, iż trudno jest normalnemu mężczyźnie oglądać zawody sportowe, w których biorą udział (głównie lub wyłącznie) młode i ładne niewiasty (np. kobieca piłka plażowa, kobiecy tenis, gimnastyka artystyczna) bez „podziwiania piękna” owych kobiet (tym bardziej, że delikatnie mówiąc strój używany do tych sportów pozostawia dużo do życzenia jeśli chodzi o jego wstydliwość i skromność).
    Ktoś może powiedzieć, że cytowane wyżej Boże przykazanie jest niemożliwe do spełnienia, gdyż żyjąc na tym świecie nie jesteśmy w stanie nie widzieć pięknych niewiast. Na to zastrzeżenie możemy jednak dać odpowiedź, iż czym innym jest mimowolne, krótkie albo niezamierzone spostrzeganie pięknych kobiet, którego rzeczywiście, gdybyśmy chcieli unikać musielibyśmy albo się oślepić albo zaszyć się gdzieś na pustyni. Syrach w imieniu Boga przestrzega jednak nie tyle przed samym widzeniem czy dostrzeganiem pięknych kobiet, ale raczej przed „wpatrywaniem się„, „przyglądaniem się” im, a więc czymś co nie jest kwestią przypadkowego spojrzenia, ale stanowi bardziej długotrwałą i poniekąd przemyślaną czynność (przemyślaną, w tym sensie, iż np. przy drugim czy trzecim spojrzeniu mogliśmy podjąć bardziej świadomą decyzję co do tego czy patrzeć dalej czy nie). Owszem, żyjąc zwyczajnie w społeczeństwie, możemy nie mieć wielkiego wyboru, by nie widzieć kobiecej piękności, ale zasadniczo mamy wybór, czy spojrzymy na ową piękność drugi lub trzeci raz, a tym bardziej możemy przecież zdecydować czy obejrzymy dany film lub program, w którym eksponuje się nie tylko piękne niewiasty, ale jeszcze przy tym owe piękno odziane jest w nieskromny, bezwstydny i nieprzyzwoity sposób.
    Ktoś inny może rzecz, że przy takim postawieniu sprawy, młody mężczyzna nie mógłby ocenić piękna i atrakcyjności swej przyszłej żony, co byłoby dość absurdalne. Sądzę jednak, że omawiana zasada bardziej tyczy się beztroskiego patrzenia na inne kobiety, aniżeli umiarkowanego podziwiania i dostrzegania atrakcyjności niewiasty co do której ma się poważne matrymonialne plany. Czy innym jest chyba spojrzeć bez pożądliwości na swą skromnie, a zarazem gustownie odzianą narzeczoną, a czym innym jest wlepiać swój wzrok w piękności ze „Słonecznego patrolu”, nawet jeśli przy tym nie ma się erekcji. Każdy rozsądny człowiek chyba widzi lub wyczuwa tą różnicę.

                                                                      „Tańce nierządnic”
    Sobór Nicejski II przestrzegał także świeckich chrześcijan m.in., przed „patrzeniem na tańczące nierządnice„[2]. Co może być odpowiednikiem „tańczących nierządnic” w dzisiejszej popkulturze? Nie trzeba chyba wielu wywodów, by uznać za słuszne twierdzenie, iż wiele z eksponowanych dziś tańców ma wyraźnie obsceniczną i seksualną treść, przez co przywołują one na myśl skojarzenie z „tańczącymi nierządnicami”. Muzyczne teledyski, w których nieraz pełno jest półnagich, sugestywnie wywijających się młodych kobiet czy też programy w rodzaju „Taniec z gwiazdami”, gdzie pląsające ze sobą pary w swych tanecznych ruchach i pozach nieraz w jawny sposób naśladują różne czynności seksualne, to z pewnością jedne z ewidentniejszych przykładów dawniejszych „tańczących nierządnic„. Co prawda, możemy nie wiedzieć, czy modelki tańczące w wideoclipach 50 Centa, Snoop Dogga osobiście trudnią się dosłownie rozumianą prostytucją, ale czy nie jest zgodne przynajmniej z duchem Soboru Nicejskiego II nazwać ich pląsy „tańcem nierządnic”? Albo, czy naśladowanie gry wstępnej albo wręcz ruchów frekcyjnych przez pary tańczące w „Tańcu z gwiazdami” nie można określić w ten sposób?

       „Szatańskie śpiewy”, „pieśni poświęcone czartowi”, „pieśni namiętne”
    Przywołane wyżej orzeczenie Soboru Nicejskiego II przestrzegało też chrześcijan przed słuchaniem czegoś, co ojcowie owego soboru, nazwali „szatańskimi śpiewami”. Z kolei, Klemens Aleksandryjski, jeden z wybitniejszych nauczycieli kościelnych wczesnych wieków, nauczał:
    Precz od was, wszelkie pieśni, w których miłość światowa odgrywa rolę. Chrześcijanin nie zna innych pieśni, prócz poświęconych chwale Pana. Odstępuje mężczyznom pijanym i niewiastom rozpustnym pieśni zniewieściałe i rozwiązłe„[3].
    Jeden z Ojców Kościoła, św. Ambroży, uczył zaś:
    Idźmy, z pieśniami świętymi na ustach, nie powtarzajmy zaś pieśni poświęconych czartowi, Naszym pieśniom świętym towarzyszą wszelkie światłości niebieskie, myśl o Niebie, pokój duszy …; pieśniom światowym towarzyszy zaćmienie umysłu, namiętności bezwstydne i występne„[4].
    Bardziej uważny czytelnik, spostrzeże kilka kategorii pośród „pieśni”, których Ojcowie i nauczyciele Kościoła, zdecydowanie odradzali chrześcijanom, a były nimi:

    1. „Pieśni poświęcone czartowi„.

    Bezpośrednio w czasach, gdy formułowano te ostrzeżenia, najpewniej chodziło o pieśni, piosenki, w których poganie lub pozostający jeszcze pod wpływem dawnych pogańskich wierzeń, chrześcijanie, wspominali różnych bogów i boginie (albowiem w tradycyjnym języku chrześcijańskim pogańskie bożki były jednoznacznie utożsamiane z szatanem i jego demonami). Dziś co prawda, utwory muzyczne o charakterze ściśle pogańskim są raczej marginesem odsłuchiwanym w środowiskach skrajnej prawicy, jednak trudno zaprzeczyć temu, iż tematyka szatana, czarów, okultyzmu, etc., nie jest szeroko rozpowszechniona w pewnych nurtach muzycznych. Istotnie bowiem, zwłaszcza w gałęzi muzyki zwanej Heavy Metalem oraz jego pochodnymi, tematyka demoniczna jest na porządku dziennym. Widać to zresztą nie tylko w wyśpiewywanych słowach, ale także w wizualnym „image” tego gatunku. Okładki płyt i plakaty koncertów są tu pełne jasnych skojarzeń i odwołań do świata ciemności. Najczęściej, utrzymane w ciemnych, mrocznych bądź ognistych kolorach przedstawiają one rysunki głów demonów, ukrzyżowanych postaci, potwornych noworodków, szkieletów, pentagramów, czarnych świec, numerów 666, scen torturowanych ludzi oraz innych krwawych obrazów. I nawet jeśli nie zawsze coś takiego jest pokazywane w Heavy Metalu i i jego pochodnych w jawnie aprobatywnym duchu, to ciężko wytłumaczyć takie natężenie owych treści inaczej niż w kategoriach obsesyjnego zainteresowania demoniczną tematyką, za którą prawdopodobnie kryje się przynajmniej podświadoma fascynacja szatanem, demonami oraz tym co mroczne, ciemne i odrażające. W tym więc sensie i znaczeniu, duża część współczesnej muzyki może być określona językiem Ojców Kościoła jako „szatańskie śpiewy” i „pieśni poświęcone czartu„.

    2. „Pieśni namiętne„.

    W czasach pogańskich pieśni i piosnki nieraz miały w sobie różne odniesienia lub przynajmniej podteksty o charakterze erotycznym. W dużej mierze było to związane z faktem, iż kulty pogańskie często ubóstwiały płodność, seks oraz erotyczną zmysłowość.Gdy religia chrześcijańska stała się dominującą, tego typu utwory muzyczne przetrwały zwłaszcza w niektórych gałęziach tradycyjnej muzyki ludowej, gdzie różne pozostałości pogaństwa często przez wieki miały się jeszcze dość dobrze. W dzisiejszych czasach także nietrudno jest znaleźć odpowiednik dawnych „pieśni namiętnych”. Temat pozamałżeńskiego seksu i różnych pochodnych tego grzechu (np. fantazji erotycznych, bezwstydu) jest wszak często poruszany we współczesnej muzyce począwszy od skrajnie ordynarnych i wulgarnych popisów twórców w rodzaju „Gangu Albanii”, poprzez przypominające ludową przaśność teksty muzyków „Disco Polo”, a skończywszy na bardziej subtelnych, czy wręcz poetyckich tego opisach, jakie czasami można znaleźć pośród niektórych piosenkarzy nurtu pop. I choć różna jest siła rażenia wspomnianych wyżej sposobów opisywania grzechów nieczystości, chrześcijanie nie powinni mieć chyba większych wątpliwości, iż od wszystkich z nich powinni trzymać się z dala.
    Zapewne jednak, inną kwalifikację etyczną należało by tym utworom muzycznym, które w w subtelny sposób i bez dosadności opisują miłość pomiędzy mężczyzną a niewiastą i czynią to jeszcze w sposób sugerujący, iż miłość ta nie ma mieć charakteru występnego i grzesznego, ale ma prowadzić do życia w ramach dozgonnego, monogamicznego małżeństwa (np. teksty w rodzaju: „Chcę być z tobą już na zawsze„; „Będziemy ze sobą aż po kres dni„, „I ty tylko ty, będziesz moją panią” albo „Umówiłem się z nią na dziewiątą„). W wypadku takowej muzyki, nie widziałbym większego zagrożenia grzechem i sądzę, że odpowiednio miarkowana może być ona dobrą dla chrześcijan.
                                                          „Nieprzyzwoite dowcipy”
    Św. Paweł Apostoł w imieniu Chrystusa nauczał i przestrzegał:
    O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym, ani o tym, co haniebne, ani o niedorzecznym gadaniu lub nieprzyzwoitych żartach, bo to wszystko jest niestosowne. Raczej winno być wdzięczne usposobienie” (Efezjan 5, 4).
    Czyż powyższe słowa nie są dobrym opisem tego co można usłyszeć i zobaczyć w wielu serialach komediowych i telewizyjnych kabaretach? Czy zawarte tam dowcipy często nie żerują na humorystycznych skojarzeniach z rozpustą, cudzołóstwem, nierządem, bezwstydem, a także różnymi zboczeniami i perwersjami seksualnymi? Czy swego rodzaju, przywołany przez św. Pawła Apostoła, test na przyzwoitość , zdałby choćby serial „Allo, Allo” albo programy Benny Hilla?

                                                           „Nie patrz na to ani nie słuchaj takich rzeczy”

    Starożytne pismo chrześcijańskie, powstałe już w I wieku po Chrystusie: „Didache, czyli nauka dwunastu apostołów” zwane także „pierwszym Katechizmem” pośród różnych moralnych pouczeń podawało też następujące:

    Dziecko moje, nie zajmuj się wróżbami, ponieważ to skłania do bałwochwalstwa, ani zaklęciami, ani astrologią, ani oczyszczeniami, nie patrz na to ani nie słuchaj takich rzeczy , wszystko to bowiem daje początek bałwochwalstwu” (Tamże, III, 4) [5].

    Widzimy zatem, iż uczniowie, nie tylko nie powinni zajmować się okultyzmem, ale nawet nie powinny patrzeć ani słuchać takich rzeczy? Jak tę zasadę można przenieść na grunt współczesnej popkultury? W najbardziej oczywisty sposób można ją zastosować do różnych programów telewizyjnych, w których jak najbardziej prawdziwe wróżki i wróżbici oferują i przedstawiają widzom swe nikczemne praktyki. Sądzę jednak, iż przeróżne filmy i seriale, w których główną rolę odgrywają osoby mające parać się okultyzmem, także da się podciągnąć przynajmniej pod ducha cytowanej wyżej zasady. Nawet jeśli bowiem w drugim wypadku mamy do czynienia z pozorowanymi, a nie rzeczywistymi aktami okultyzmu, to cel takich widowisk jest podobny – często chodzi w nich wszak o zainteresowanie ludzi owymi niecnymi rzeczami i przedstawienie takowych z sympatią.

    Poza tym myślę, iż tzw. horrory, w których aktywność diabelska jest często głównym punktem odniesienia, a także, gdzie celem jest przestraszenie w ten sposób widza (i paradoksalnie rzecz biorąc dostarczenie mu w ten sposób perwersyjnej rozrywki) są sprzeczna z pouczeniem Pana Jezusa:

    „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mateusz 10: 28).

    Katechizm Soboru Trydenckiego nauczał zaś, iż wiara:

    Napomina też nas i ku temu, abyśmy się nie bali, gdzie się bać nie trzeba, ale żebyśmy bali się jednego Boga, w którego mocy i my sami jesteśmy i wszystkie rzeczy nasze zostają” [6].

    Skoro więc mamy bać się tylko Boga (ewentualnie ziemskich zwierzchności ustanowionych przez Boga do karania grzechu – jak naucza list do Rzymian w 13 rozdziale) to czy powinnyśmy dobrowolnie wprowadzać się za pomocą „horrorów” w stan, w którym boimy się straszydeł tam pokazanych?

    Przemoc na ekranie

    Jest znanym faktem głęboka niechęć i obrzydzenie starożytnych chrześcijan do krwawych widowisk, które były popularną rozrywką w dawnym Imperium Rzymskim. Przypomnijmy, że owe widowiska polegały na tym, iż szkoleni do tego gladiatorzy ku uciesze publiczności walczyli ze sobą przy pomocy różnych niebezpiecznych narzędzi, w efekcie zadając sobie śmierć lub poważne rany. Poza walkami gladiatorów, popularną rozrywką tamtych czasów były też walki bokserskie oraz zapasy.

    Jaką lekcję dla współczesności możemy wyciągnąć z odrzucenia przez pierwszych chrześcijan owych form rozrywki?

    Rzucającą się na pierwszy plan analogią wydają się dzisiejsze publiczne i komercyjne walki bokserskie i MMA. Co prawda, realnie tam pokazana przemoc nie przybiera aż tak ekstremalnych form, jak dawniejsze walki gladiatorów, jednak zgodnie z zasadą, iż „nie należy patrzeć na to czego nie chce się czynić” (Tertulian) i od tego rodzaju rozrywek powinnyśmy się ze wstrętem odwracać. Nie tylko bowiem zabijanie człowieka jest potępione przez Boga, ale także dobrowolne zadawanie mu ran (chyba, że istnieją naprawdę bardzo ważne powody by kogoś zabić lub zranić). Publiczne walki pięściarskie i MMA są zaś oczywistym naruszeniem moralnej reguły zabraniającej ranienie swych bliźnich bez ważnej ku temu przyczyny. Stąd zaś logiczny wniosek, iż nie powinno się na takie rzeczy patrzeć.

    Nieco bardziej skomplikowaną kwestią jest sprawa co prawda pozorowanej, ale nieraz także w widowiskowy sposób przemocy pokazywanej w różnego rodzaju filmach. Ktoś wszak mógłby powiedzieć, iż skoro tak naprawdę zamiast krwi leje się tam keczup, to moralny problem czerpania rozrywki z patrzenia na realnie dokonującą się przemoc, takowych widowisk się nie tyczy.  Jest to chyba jednak zbyt łatwe usprawiedliwianie tego typu filmów. Czy bowiem można usprawiedliwiać czynienie głównej atrakcji ze scen choćby i pozorowanego, ale wymyślnie pokazanego rozlewu krwi? A jeśli nie da się tego moralnie uprawomocnić to czy da się uzasadnić oglądanie czegoś takiego dla rozrywki?

    Oczywiście, nie każdy sposób pokazywania w filmach przemocy ma celu ekscytowanie nią widza. Czasem coś takiego, służy raczej podkreślaniu wagi ludzkiego cierpienia czy też po prostu jest odwzorowaniem ukazanych w danej produkcji historycznych wydarzeń (jak np. w filmach wojennych). Istnieje jednak taki sposób pokazywania i pozorowania przelewu krwi, iż naprawdę nie ma większych wątpliwości, iż jego celem jest podniecanie nim publiczności? Co wszak powiedzieć np. o filmach słynnego Tarantino, gdzie krew rozbryzguje się w nienaturalnie wielkich ilościach, sceny walk są spowalniane tak by trwały dłużej, a jeden człowiek potrafi sam zabić dziesiątki innych?  Trudno wszak mówić tu o podkreślaniu wagi ludzkiego cierpienia czy choćby o „odwzorowywaniu realiów” skoro tego typu sceny praktycznie nie miałyby szans zaistnieć w rzeczywistości.

                                                             Podsumowanie

    Powyższe wyliczenie możliwych złych i niebezpiecznych treści, z którymi można zetknąć się w ramach obcowania z popkulturą z pewnością nie jest wyczerpujące. Ta niepełność owego wywodu, częściowo wynika z tego, iż w tym opracowaniu starałem się trzymać norm określonych już wcześniej przez Pismo święte i Tradycję Kościoła, a nie wszystkie ze złych rzeczy, jakie dziś możemy spotkać w mass mediach, były bardziej bezpośrednim problemem w czasach, gdy owe zasady i reguły były formułowane (albo przynajmniej nie zawsze bezpośrednio piętnowano te rzeczy). Tak czy inaczej widać jednak,  iż w świetle przytoczonych kryteriów lwia część współczesnej popkultury nadaje się na śmietnik, a nie na rozrywkę dla chrześcijan.

    Gdyby jednak, ktoś chciał jeszcze bronić zasadności zabawiania się przy pomocy przytoczonych widowisk, przywołując cytowane już wyżej slogany w rodzaju: „Mi to nie szkodzi” polecam wzięcie sobie do serca następujących pouczeń Ojców i nauczycieli Kościoła:

    „Podobnie czemuż by wolno było patrzeć na to, co hańbą jest czynić? Czemuż by to, co kala człowieka wychodząc z ust, nie miało go kalać, gdy wchodzi doń przez oczy i uszy? Przecież oczy i uszy są sługami ducha, nie może więc on sam okazać się czysty, jeżeli jego słudzy są nieczyści! A więc masz zakaz uczęszczania do teatru, płynący z zakazu bezwstydu” – Tertulian [7].

    Cóż tedy, powiesz, jeśli nie patrzę pożądliwie? Jak mnie o tym przekonasz? Kto się nie wstrzymuje od patrzenia, nawet celowo to czyni, jak może pozostać czysty? Czy twe ciało z kamienia lub z żelaza? Przyobleczony jesteś w ciało, w ludzkie ciało, które łatwiej od siana zapala się od pożądliwością. Cóż wspominać teatr? Na rynku spotykając się z kobietami, często doznajesz poruszeń. A ty siedząc w górze, gdzie jest tyle podniet do szpetności, gdzie patrząc na niewstydliwie wchodzącą kobietę z odkrytą głową, ubraną w złociste szaty, o delikatnych i miękkich ruchach, śpiewającą śliskie pieśni, wypowiadającą nieprzyzwoite słowa, tak bezwstydnie się zachowującą, jak tylko możesz w myśli pojąć, nachylasz się, by spojrzeć, i śmiesz mówić, że nic ludzkiego nie odczuwasz? Czy ciało twe z kamienia lub z żelaza?” – św. Jan Chryzostom [8].

    Niby teksty pisane kilkanaście wieków temu, a jakże aktualnie brzmią – nieprawdaż?

     

    1Cytat za: „Katechizm św. Alfonsa Liguoriego”, Miejsce Piastowe 1931, s. 93.

    2Cytat za: „Dokumenty Soborów Powszechnych”, Kraków 2005, tom II, s. 379.

    3Cytat za: Ks. Ambroży Guillois, „Wykład historyczny, dogmatyczny, moralny, liturgiczny i kanoniczny wiary katolickiej”, Wilno 1863, s. 278.

    4Cytat za: Ks. Ambroży Guillois, jw., s. 278.

    5Cytat za: „Pierwsi świadkowie. Pisma Ojców Apostolskich„, Kraków 1998, s. 34.

    6Cytat za: „Katechizm Rzymski”, Jasło 1866, s. 23.

    7 Tertulian, „O widowiskach. O bałwochwalstwie„, Poznań 2005, s. 44-45.

    8 Św. Jan Chryzostom, „Homilie i kazania wybrane”, Warszawa 1971, s. 177 – 178.

    Ps.  Spodobał Ci się ten artykuł? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.

    Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski