3 komentarze Akcja filmu rozgrywa się w XVIII w. we Francji. Bohaterem jest Jan Baptiste Grenouille, samotny chłopak, zrodzony pośród odoru i nieczystości rybnego targu. Jan, chociaż sam nie posiada żadnego zapachu, obdarzony jest niezwykle wyostrzonym zmysłem powonienia, można rzecz, że ma węch absolutny. Ta wyjątkowa cecha powoduje, że cały świat postrzega on poprzez zmysł powonienia. Zapachy stają się jego pasją, a z czasem obsesją. Jana urzeka zwłaszcza aromat ciała i włosów młodych kobiet, dzięki któremu ma nadzieję stworzyć idealną kompozycję zapachową; aby osiągnąć ten cel wkrótce nie zawaha się posunąć do zbrodni …
„Pachnidło” to jedna z, niestety coraz liczniejszych produkcji filmowych, które co wrażliwszego widza przyprawić mogą o mdłości. Na domiar złego, do delektowania się tą nadgniłą potrawą zachęcają nas liczni krytycy, polecając ją odbiorcy jako wyborne w smaku danie. Rzymianie, kiedy ich kultura zaczęła się już staczać ku dekadencji, potrafili delektować się sfermentowanymi wnętrznościami ryb. Czy nasza cywilizacja też już straciła zdrowy smak do tego stopnia, by karmić się podobną zgnilizną?
Film, choć polecany jako arcydzieło, wydaje się też cokolwiek przereklamowany, nawet jeśli skupić się tylko na jego stronie warsztatowej. Zwłaszcza wszechobecne komentarze narratora są po prostu nużące, a w wielu wypadkach, gdy to co dzieje się na ekranie, jest oczywiste i nie wymaga żadnego komentarza, są całkowicie zbędne. Fabuła filmu, zwłaszcza w końcówce, jest zaś miejscami po prostu niedorzeczna. Zrozumiałe wrażenie robić mogą jedynie inspirowane płótnami europejskich mistrzów kadry filmu.
Problem jednak nie tkwi oczywiście w dyskusyjnej wartości artystycznej filmu, ta w końcu jest rzeczą gustu. Bulwersująca jest wymowa tego obrazu, jego głośno nie wyrażona ale dostatecznie jasna teza. Teza ta mówi, że wybitna jednostka (nawet jeśli ta wybitność oznacza tylko lepsze powonienie) stoi ponad wszelką moralnością i prawem, a jej dążenia do realizacji (zwłaszcza artystycznych) zamierzeń nie mogą napotykać przeszkód. Teza taka jest oczywiście z punktu widzenia chrześcijańskiej moralności nie do przyjęcia. Czyjeś artystyczne zamierzenia nie mogą znaczyć więcej niż życie czy dobro drugiego człowieka. Poza usprawiedliwianiem przekraczania wszelkich granic w imię sztuki, oraz podeptaniem w filmie naturalnego poczucia sprawiedliwości, które domaga się słusznej kary za zbrodnie, obrazowi temu towarzyszy jeszcze szereg moralnych mankamentów, spośród których wymienić warto: dużą dawkę perwersyjnej nagości (martwe ciała dziewcząt), oraz scenę zbiorowej orgii. Z tych też względów, myślę że tak niska ocena owego filmu nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem.
Marzena Salwowska
/.../