Leave a Comment Doktor Martin Harris przybywa wraz z żoną do Berlina na konferencję naukową, jednak niedługo przed jej rozpoczęciem ulega wypadkowi samochodowemu, po którym – jak twierdzi opiekujący się nim lekarz – może mieć kłopoty z pamięcią. Gdy przez kilka dni nikt nie odwiedza go w szpitalu, ani nie interesuje się jego losem, postanawia na własną rękę opuścić szpital, by udając się na miejsce konferencji, w której miał wziąć udział, tam odnaleźć swą żonę. O dziwno, kiedy jednak trafia już do właściwego hotelu, okazuje się, że nie tylko jego własna żona go nie poznaje, ale że za doktora Harrisa podaje się zupełnie inny mężczyzna. To jednak nie koniec problemów głównego bohatera – gdy próbuje on dowieść swej tożsamości, jego życie okazuje się być zagrożone, gdyż usiłuje go zabić dwójka tajemniczych zamachowców. Co więcej, okaże się, że cała sprawa, ma nie tylko drugie (dziwna zamiana tożsamości doktora Harrisa), ale też trzecie dno.
Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej, film ów można pochwalić za to, iż przy okazji wartkiej, ciekawej i wciągającej akcji, przekazuje też swym widzom ważną i cenną lekcję moralną o tym, że złe wybory, jakie podejmowaliśmy w przeszłości nie muszą determinować nas do ciągłego trwania w nich w przyszłości. Innymi słowy, nawet, jeśli czyniliśmy wcześniej zło, możemy opowiedzieć się za dobrem. Innym walorem tego obrazu jest to, iż w postaci profesora Bresslera pokazany został przykład altruizmu i tego jak nauka może być użyta w służbie dla dobra bliźnich.
Film ten jednak obok wymienionych wyżej pozytywów ma też pewne istotne wady, jakimi są np. eksponowanie scen erotycznego pożycia, nieskromnych strojów, czy też wulgarna mowa.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Film ten opowiada autentyczną historię procesu sądowego, który wytoczyła grupa rodziców reprezentowanych przez wziętego adwokata Johna Schlichtmanna przeciwko jednej z wielkich korporacji. Firma ta miała zatruwać swymi odpadami wodę, która z kolei wykorzystywana przez miejscową ludność, powodowała wzrost zachorowań na białaczkę. W skutek tego zmarło dwoje dzieci. Schlichtmann początkowo niechętnie bierze tę sprawę i nie ma zamiaru poważnego zaangażowania się w nią (gdyż nie widzi tu perspektywy zysków). Ten stan rzeczy zmienia się, kiedy, przypadkowo, na własne oczy widzi zanieczyszczoną rzekę, odkrywając dowody na to, że korporacja z którą ma się procesować wyrzuca do niej chemikalia. Schlichtmann zaczyna więc całym sercem angażować się w sądową batalię, ale wraz z upływem czasu, on i jego współpracownicy z kancelarii stają na progu finansowego bankructwa. Ostatecznie, główny bohater traci w walce z korporacją nie tylko pieniądze, ale też partnerów i przyjaciół.
STOSUNEK DO NIEKTÓRYCH Z WARTOŚCI MORALNYCH
Omawiana produkcja pokazuje przemianę początkowo cynicznego i nastawionego na zyski oraz robienie kariery Schlichtmanna w człowieka, który gotów jest poświęcić wszystko, by dochodzić praw należnych słabym i pokrzywdzonym. Ten adwokat z wyrachowanego karierowicza staje się prawdziwym i niemalże heroicznym obrońcą sprawiedliwości. Chociaż, w filmie tym brak jest jasnych odwołań do chrześcijaństwa, pomimo to można go uznać za swego rodzaju przypowieść, w której chrześcijańskie prawdy o tym, że należy kochać sprawiedliwość oraz brać w obronę słabych i skrzywdzonych, lśnią jasnym blaskiem.
NIEPRZYZWOITY JĘZYK
W filmie zawarte zostały trzy wulgarne (słowo f**ck w j. angielskim) wyrażenia oraz kilka bardziej lekkich, ale również uważanych za nieprzyzwoite zwrotów.
SEKS, NAGOŚĆ I NIESKROMNOŚĆ
Nie ma tu żadnych scen nagości, seksu albo innych czynności o charakterze ewidentnie erotycznym (np. zmysłowych pocałunków). W omawianej produkcji nie są też eksponowane nieskromne ubiory.
PRZEMOC
Nie ma tu żadnych scen przemocy.
/.../
Leave a Comment Film ten opowiada o ostatnich tygodniach małżeństwa Duncana i Suzy Mayorów. Suzy jest bowiem chora na śmiertelną odmianę raka i nie pozostało już jej na ziemi wiele czasu. W związku z tym Duncan postanawia zrobić dla niej coś wyjątkowego i specjalnego. A mianowicie, decyduje się zakupić i zamontować dla Suzy tzw. diabelski młyn (czyli rodzaj przenośnego urządzenia, które często obecne jest w rozmaitych „wesołych miasteczkach”). W ten sposób Duncan pragnie osłodzić swej ukochanej jej ostatnie chwile ziemskiego życia, dając przez to też wyraz swego głębokiego oddania i miłości do niej.
„Święta w Conway” to pod względem moralnym i światopoglądowym jeden z bardziej pięknych i urokliwych filmów. Oprócz bowiem oczywistego dla tego obrazu motywu wielkiej miłości męża do żony, jego twórcy w spokojny, bo pozbawiony nadmiernej krzykliwości sposób, wprowadzają widza w temat śmierci i odchodzenia z tego świata. Widzimy tu wszak przykład tego, w jak dobry sposób można żegnać się z tym życiem – w dobry, czyli np. zachowując pomimo bólu i zbliżającej się śmierci, pogodę ducha, uprzejmość oraz życzliwość wobec innych, a także w pewien sposób „zarażając” tymi dobrymi cechami innych. Mamy też w tym filmie życzliwe nawiązania do Boga i modlitwy, co dodatkowo dodaje mu wartości. Jest tu też wątek przebaczania i dawania ludziom, którzy nas wcześniej skrzywdzili, drugiej szansy. Ponadto, produkcja ta, w pełnym tego słowa znaczeniu, może być określona jako „przyjazna rodzinie”, gdyż nie eksponuje się w niej wulgarnej mowy i nieskromności oraz w sposób całkowity jest pozbawiona scen seksu, obscenicznych aluzji oraz przemocy. Słowem: choć film ten był kręcony w 2013 roku, ma się wrażenie, jakby powstał w starych dobrych czasach obowiązywania Kodeksu Haysa.
Czy są zatem w tym obrazie jakieś dwuznaczności? Owszem są, ale raczej niewielkie. Jedną z takowych jest rada, jaką Suzy Duncan udziela swej pielęgniarce, mówiąc jej, by „Słuchała się swego serca„. Co prawda, taki zwrot da się dobrze zrozumieć, ale sam w sobie jest on niebezpieczny, gdyż Pismo święte w jasnych słowach mówi, iż: „Kto swemu sercu ufa – ten głupi” (Prz 28: 26); „z serca (…) pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne” (Mt 15, 19). Jak już wspomnieliśmy można nawet to sformułowanie dobrze rozumieć, gdyż „z serca” obok złych rzeczy pochodzą też nasze dobre pragnienia i intencje, jednak należy strzec się absolutyzowania zasady „Słuchaj swego serca”. Należy tego unikać zwłaszcza w dobie obecnej, gdy w imię słów „Słuchaj swego serca” nieraz usprawiedliwia się różne grzechy, np. zdradę małżeńską czy homoseksualizm.
Powyższa jednak, relatywnie niezbyt duża dwuznaczność owego filmu nie wpływa w żaden zasadniczy sposób na jego ogólną, a bardzo budującą wymowę i przesłanie. Polecamy zatem „Święta w Conway” jako dobry, ciepły i przyjazny film dla całej rodziny.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Film opowiada historię Tadeusza, żołnierza AK, którego żona została zgwałcona i zabita przez Niemców. Wypalony wojną dociera on na Mazury, które po klęsce III Rzeszy wejść mają w skład Polski Ludowej. Główny bohater udaje się do Róży Kwiatkowskiej, wdowy po żołnierzu Wehrmachtu, który przed śmiercią poprosił go o odniesienie żonie pamiątek po nim. Tadeusz zostaje u niej dłużej niż planował i pomaga jej zmagać się z trudną powojenną rzeczywistością (w szczególności napadami sowieckich żołnierzy).
Film ten zasługuje na pochwałę z kilku względów. Po pierwsze w osobie Tadeusza promuje on bardzo dobry wzorzec mężczyzny, w którym z jednej strony nie ma cienia zniewieścienia, z drugiej zaś w żadnym wypadku nie jest on typem „macho”, cechującego się chamstwem, brawurą i dla rozrywki „zaliczającego” kolejne przygodnie spotkane kobiety. Wręcz przeciwnie – główny bohater to „twardziel” z narażeniem życia broniący Róży i jej córki przed bandyckimi działaniami czerwonoarmistów, wytrwale stawiający w pojedynkę czoła problemom tak poważnym jak konieczność rozminowania pola, by można je było ponownie uprawiać, ale potrafiący być też troskliwym opiekunem dla chorej niewiasty. Przemocy używa tylko, gdy jest to konieczne dla obrony przed złoczyńcami usiłującymi gwałcić i rabować. Można rzec, że przez swe zachowanie bardzo dobrze spełnia on biblijny nakaz opieki „nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach” (Jk 1, 27), a raniąc czy zabijając ich prześladowców postępuje niczym Hiob, który opisując swe dobre uczynki mówił m.in.: „rozbijałem szczękę łotrowi i wydzierałem mu łupy z zębów” (Hi 29, 17).
Drugą zaletą tej produkcji jest pokazanie prawdziwego oblicza „wyzwolenia”, które Armia Czerwona przyniosła Polsce. Choć zakończyło ono hitlerowskie ludobójstwo, to nie da się ukryć, że Sowieci traktowali tereny Polski (a zwłaszcza Ziemie Odzyskane) jak terytorium podbite, co, jak pokazuje ten film, wiązało się z rabunkami, a nawet zgwałceniami i zabójstwami na wielką skalę. Twórcy ukazują też, że pod radzieckimi auspicjami stworzono w naszym kraju totalitarny system oparty na inwigilacji społeczeństwa, arbitralnych aresztowaniach, torturach (ich ofiarą pada Tadeusz) i przez to masowo zastraszający ludność. Przypomnienie tych faktów przez omawiany film należy docenić, zwłaszcza w kontekście ciągle trwających dyskusji z tymi, którzy próbują zanadto wybielać ówczesnych Rosjan.
Dzieło krytykuje też branie odwetu za winy zbrodniarzy na całych grupach, z których się oni wywodzą. Widać to w negatywnym odmalowaniu nienawiści i pogardy, jaką tak Rosjanie, jak i wielu Polaków wyraża wobec cywilnej ludności mazurskiej, niegdyś mającej obywatelstwo niemieckie. Film, nie wchodząc otwarcie w dyskusję na temat samej zasadności jej wysiedleń jako takich, uświadamia widzowi, że wiele ze zniewag, a nawet samowolnych aktów przemocy kierowanych wobec niej dotykało niewinnych i nie trzeba, a wręcz nie wolno było na na zło (jakim było niemieckie ludobójstwo) odpowiadać złem w postaci prześladowań przypadkowych obywateli niemieckich. Prawdę o tym, iż wojna nie musi do końca zatruć ludzkich serc nienawiścią ukazuje tu zaś przede wszystkim wątek wzajemnej pomocy, jakiej udzielają sobie będący byłym akowcem Tadeusz i Róża – wdowa po niemieckim żołnierzu.
Wady filmu to:
– kilka wulgaryzmów (choć jak na twórczość Smarzowskiego i tak bardzo mało),
– scena, w której Tadeusz ze swej inicjatywy korumpuje komunistycznego urzędnika (doprowadzając go do grzechu), aby ulżyć doli Róży i nie spotyka się to z krytyką (dać łapówkę można jedynie temu kto sam ją od nas wymusza, bo i tak żywi on już grzeszny zamiar),
– krótka scena ukazująca dość zmysłowe pocałunki między głównym bohaterem, a Różą, którzy nie są małżeństwem,
– przedstawienie bez negatywnego komentarza zabobonnej wiary Mazurów w to, iż dusza pozostaje przy ciele zmarłego aż do pogrzebu,
– wzbudzający kontrowersje wątek ślubu Tadeusza i córki Róży, udzielonego po to, aby ta mogła pozostać w Polsce (choć trudno mi ocenić czy była to symulacja zawarcia małżeństwa skutkująca jego nieważnością).
Jeśli chodzi o przemoc i seks (ten drugi osadzony w kontekście zgwałceń) to owszem czynią one ten film nieodpowiednim dla młodszej widowni (nie bez powodu po wejściu do kin dozwolony był on od lat 18), ale nie są tu one z pewnością źródłem atrakcji i podkreślają jedynie wagę ludzkiego cierpienia.
Generalnie więc dzieło to można uznać za wartościowe i polecić starszym widzom.
Michał Jedynak
/.../
Leave a Comment Znane nam z klasycznych animacji Disneya baśniowe krainy, w których mieszkają Królewna Śnieżka, Dobra Wróżka czy Śpiąca Królewna, połączyły się pod berłem Bestii (który odzyskał ludzką postać), tworząc Stany Zjednoczone Auradonu. Właśnie zbliża się czas koronacji syna Pięknej i Bestii. Z tej okazji młody książę może wydać swój pierwszy dekret. Postanawia, że będzie to akt łaski dla kilku spośród, znajdujących się na oddzielonej magiczną barierą od reszty baśniowego świata Wyspie Potępionych, dzieci najbardziej znanych bajkowych złoczyńców. Dzięki temu aktowi w elitarnej szkole, którą kieruje Dobra Wróżka, uczyć się będą: córka Diaboliny – Mal, syn Crueli de Vil – Carlos, córka Złej Królowej – Evie, i syn Jafara – Jay. Następca tronu Auradonu, mimo wątpliwości rodziców i niezbyt przychylnej reakcji otoczenia, mocno wierzy w to, że potomkowie złoczyńców wykorzystają swoją szansę na dobre życie.
„Następcy” to lekka i dość zabawna produkcja familijna, której główną zaletą jest jednoznaczne i pozytywne przesłanie – Nieważne jak źli byli twoi rodzice czy otoczenie, w którym się wychowywałeś, nie jesteś skazany na powtarzanie ich błędów, masz wolną wolę i możesz wybierać dobro.
Twórcy filmu wprawdzie nie zaprzeczają, że zły przykład rodziców i otoczenia, a tym bardziej złe wychowanie mają duży wpływ na kształtowanie charakteru młodego człowieka, pokazują jednak jednocześnie, że nie jest to wpływ determinujący, czyli że dzieci złych rodziców mimo wszystko mogą być dobrymi ludźmi. Film uzmysławia również widzom, że troską czy wręcz obowiązkiem tych, którzy mieli więcej szczęścia z racji urodzenia, powinna być pomoc mniej uprzywilejowanym.
„Następcy” pokazują również, że przyjmowanie do siebie obcych, którzy pochodzą z niepewnych środowisk i których (nieraz całkiem zasadnie) możemy się obawiać, nie musi być wcale łatwe i przyjemne, ale jest konieczne, jeśli chcemy w swoim życiu poważnie traktować miłość bliźniego. Czy można bowiem mówić o miłości bliźniego, a jednocześnie odmawiać drugiemu człowiekowi szansy na lepsze życie, zamykając mu drzwi do lepszego świata przed nosem, ze strachu, by nie utracić nic ze swego komfortu czy bezpieczeństwa?
Niewątpliwą zaletą filmu jest też to, że raczej łatwo tu odróżnić dobro od zła. Nie można, na przykład, mieć wątpliwości, że poczynania czwórki głównych bohaterów (zanim wybiorą oni Dobro), takie jak usiłowanie kradzieży, oszustwa, kłamstwa, tworzenie magicznych eliksirów czy ściąganie na lekcjach są złe, gdyż wiemy od początku, że przyświeca im ukryty i niegodziwy cel, który (do czasu) starają się zrealizować tymi niegodnymi środkami.
Jeśli chodzi o pewne negatywne strony filmu, to wynikają one głównie z faktu wzorowania baśniowej szkoły, do której uczęszczają bohaterowie, na typowym amerykańskim liceum. Przez co (pozytywnie bądź neutralnie) pokazane zostały w tej produkcji elementy takie jak: nieskromne występy cheerleaderek i inne wątpliwe tańce, kuse ubranka uczennic, nadmierne przywiązywanie uwagi do stroju czy fryzury, a także ryzykowny zwyczaj „randkowania sam na sam” młodzieży w okresie burzy hormonów (chociaż tu trzeba przyznać, że „sceny randkowe” nie przeradzają się w „pocałunkowe” czy „erotyczne”). Pewne wątpliwości może też budzić finałowe posługiwanie się magią dla dobrych celów. Tu jednak należy przypomnieć, że całość filmu dzieje się w świecie bajkowym, a pokazywana magia nie odwołuje się do rzeczywistych praktyk stosowanych w świecie realnym.
Jednakże, pomimo powyższych negatywnych czy wątpliwych elementów polecamy film głównie przez wzgląd na jego de facto chrześcijańskie i bardzo krzepiące przesłanie.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Bohater filmu „Nie dzisiaj” to Caden, przyzwyczajony do wszelkich wygód, około 20-letni przedstawiciel amerykańskiej klasy średniej. Chłopak, mimo że z pozoru niczego mu nie brakuje przeżywa silny kryzys i frustracje związane głównie z rozpadem małżeństwa jego rodziców, kryzysem wiary, a także faktem, iż coraz trudniej odnaleźć mu wspólny język ze swoją bardzo zaangażowaną w życie chrześcijańskiej społeczności dziewczyną.
Zasadnicza akcja filmu rozpoczyna się z chwilą, kiedy Caden postanawia wraz z grupą przyjaciół wybrać się na wycieczkę do Indii. Na miejscu czekają go nie tylko liczne (nie zawsze godne pochwały) atrakcje tego kraju, ale też zetknięcie z mroczniejszą stroną tej cywilizacji w postaci żebrzącego biednego ojca i jego około ośmioletniej córeczki. Chłopak niestety najpierw opryskliwie odmawia im pomocy, później takową obiecuje, jednak nie wywiązuje się z obietnicy. Następnego dnia, ruszony głosem sumienia, odnajduje ojca dziewczynki, u jego boku nie ma już jednak córeczki …
„Nie dzisiaj” to przykład kina niedwuznacznie chrześcijańskiego. Mottem tego obrazu mogłoby być zdanie z Listu św. Jakuba (2,22): „Wiara współdziała z uczynkami i przez uczynki staje się doskonała„. Jego twórcy nie pozostawiają wątpliwości, że chodzi tu o okazanie dobroci i wszechmocy Boga, który troszczy się o każdego człowieka, i który tego samego oczekuje od Swoich dzieci. Film pokazuje znaczenie modlitwy i szukania Bożej woli w naszym życiu, ale bez promowania biernej postawy samego oczekiwania ze strony człowieka. Na przykładzie głównego bohatera obrazuje też przezwyciężenie kryzysu wiary i wyzbycie się egocentryzmu. Dodatkowym atutem filmu jest podjęcie problemu konieczności większego zaangażowania się chrześcijan w walkę z handlem ludźmi (zwłaszcza niewolnictwem seksualnym). Film też wydaje się w pośredni sposób piętnuje hinduizm, jako złe drzewo, którego pniem jest system kastowy, a owocami bieda, nierówność społeczna i pogarda wobec ludzi z gorszą karmą.
Niestety ten zasadniczo bardzo dobry z punktu widzenia chrześcijańskiej moralności film ma pewną istotną wadę. Otóż dwoje spośród jego bohaterów, którzy zobrazowani są jako głęboko wierzący chrześcijanie, a mianowicie matka i ojczym Cadena, żyją po rozwodzie rodziców Cadena w ponownym związku. Wprawdzie nie można wykluczyć, że małżeństwo rodziców Cadena był to związek z jakiś przyczyn nie ważny, w filmie jednak nie ma żadnych tropów czy przesłanek, żeby wysnuwać takie wnioski, więc niestety chyba trzeba założyć, że mamy tu do czynienia ze zlekceważeniem ważnego małżeństwa i nawiązaniem cudzołożnej w istocie relacji. Na domiar złego, naturalna i zasadna moralnie postawa Cadena (nie potrafi pogodzić się z rozwodem rodziców) wobec tej sytuacji pokazana jest tu z wyraźną dezaprobatą.
Mimo tego istotnego zastrzeżenia co do jego pobocznego wątku, film, ze względu na wyżej wymienione zalety, jest zasadniczo godny uwagi i polecenia.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Oparty na faktach film opowiada historię Henriego Younga, 17 – letniego chłopaka, który według twórców pozostając bez pracy i perspektyw, a musząc wykarmić młodszą siostrę, ukradł w lokalnym sklepie 5 dolarów. Sklep ów służył także jako poczta, więc Younga skazano za, karane surowiej od zwykłej kradzieży, obrabowanie poczty. Karę miał odbywać w Alcatraz. Tam dokonał nieudanej próby ucieczki. Został za to zamknięty w karcerze. Taka kara mogła zgodnie z prawem trwać nie więcej niż 19 dni. Jednak sadystyczny i niewierzący w możliwość poprawy u więźnia zastępca naczelnika, Glenn, trzymał go tam w samotności przez 3 lata i wielokrotnie brutalnie torturował. Po wyjściu z ciasnej, ciemnej i brudnej izolatki Young, znajdujący się na skraju obłędu, zobaczył więźnia, który „wsypał” go podczas próby ucieczki. Ogarnięty szałem zabił go. Groziła mu za to śmierć w komorze gazowej. Jego obrony podjął się, lekceważony dotąd w swym środowisku, adwokat James Stamphill, który postanowił udowodnić, że sprawca działał w stanie ograniczonej poczytalności, do którego doprowadziły go metody stosowane w Alcatraz.
Na płaszczyźnie stricte moralnej i światopoglądowej – czyli jeśli chodzi tylko o treść pokazanych tam wątków, a nie o kwestię jej zgodności z faktami historycznymi – film ten ma bardzo wiele zalet. Przede wszystkim znajduje się w nim czytelny postulat uczynienia prawa karnego możliwie humanitarnym i represjonującym złe czyny w sposób proporcjonalny do ich szkodliwości. Można tu też wyczuć przekonanie, iż kara ma w pierwszym rzędzie zawrócić przestępcę ze złej drogi, a dopiero w ostateczności na zawsze zabezpieczyć przed nim społeczeństwo (poprzez dożywotnie pozbawienie wolności lub uśmiercenie winowajcy). Słusznie napiętnowany jest brak wiary w możliwość przemiany człowieka i wynikający zeń pogląd, mówiący że „niereformowalnych” z założenia przestępców należy jedynie bezwzględnie niszczyć. Wyrażone jest tu zdecydowane potępienie dla praktyk mających jawny charakter tortur. Świetnie pokazana jest przeciwskuteczność „zwyciężania zła złem”, używania wyrafinowanego okrucieństwa przy odpłacaniu za zabronione czyny (i to mniejszej wagi) – Glenn, chcąc ukarać drobnego złodziejaszka, uczynił go mordercą.
Tezy te znajdują swoje potwierdzenie w Słowie Bożym i nauczaniu Kościoła. Na przykład Pan Bóg dał Żydom wskazówkę dotyczącą umiaru w karaniu: „O ile winowajca zasłuży na karę chłosty, każe go sędzia położyć na ziemi i w jego obecności wymierzą mu chłostę w liczbie odpowiadającej przewinieniu. Otrzyma nie więcej niż czterdzieści uderzeń, ABY PRZEZ MNOŻENIE RAZÓW PONAD TĘ LICZBĘ CHŁOSTA NIE BYŁA NADMIERNA i nie został pohańbiony twój brat w twoich oczach” (Pwt 25, 2 – 3). Trzyletnie izolowanie człowieka i zadawanie mu wielkich cierpień za niewielkie w istocie przewinienia nie jest wszak postępowaniem zgodnym z duchem tej regulacji. Władza publiczna, która pochodzi od Boga, powinna Go jak najwierniej naśladować, a tymczasem działania Glenna dążącego obsesyjnie do wykończenia Younga były z pewnością radykalnie sprzeczne z postawą Pana, Który nie pragnie „śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył” (Ez 33, 11). Widoczna w filmie krytyka stosowania tortur obecna jest też w Katechizmie Kościoła Katolickiego (pkt 2297): „Stosowanie tortur, polegające na przemocy fizycznej lub moralnej w celu (…) ukarania winnych, zastraszenia przeciwników, zaspokojenia nienawiści, jest sprzeczne z poszanowaniem osoby i godności ludzkiej„.
Inną ważną nauką płynącą z tej produkcji jest przestroga z jednej strony przed lekceważeniem bliźnich, a z drugiej przed załamywaniem się pod wpływem szyderstw innych ludzi. Adwokat James Stamphill, mimo młodego wieku, okazuje się bowiem być dużo lepszym prawnikiem niż przewidywali jego przełożeni; nie traci nadziei mimo ich początkowych ironicznych uwag i skutecznie broni Younga. Pochwalona jest w filmie także granicząca z heroizmem prawość i prostolinijność. Stamphill zwycięża dzięki swej fachowości, uczciwości, determinacji i odwadze. Jest on bezinteresownym idealistą. Nie cofa się bowiem przed rzuceniem wyzwania powszechnie szanowanym członkom władz Alcatraz i wyciągnięciem na światło dzienne haniebnych praktyk, jakich się oni dopuszczali. Jako pierwszy dostrzega też w Youngu raczej ofiarę systemu niż bezwzględnego zabójcę. W sprawę angażuje się całym sercem, nie baczy na prywatne korzyści lub straty (a takowe ponosi, bo traci dotychczasową pracę z uwagi na to, że jego zwierzchnicy nie chcą być kojarzeni z obrońcą, który wywołał tyle kontrowersji). Śmiało można powiedzieć, że należy on do tych błogosławionych, „którzy łakną i pragną sprawiedliwości” (Mt 5, 6). Dając zaś posłuch wersji wydarzeń przedstawionej przez będącego więźniem Henriego Younga, nie zaś tej forsowanej przez obłudnych „porządnych obywateli”, sprawujących nad skazanym nadzór, adwokat zdecydowanie odcina się od postawy, którą św. Jakub podsumował w słowach: „jeżeli zaś kierujecie się względem na osobę, popełniacie grzech i Prawo potępi was jako przestępców” (Jk 2, 9). Udzielona Youngowi przez obrońcę pomoc w wyjściu ze stanu katatonii i danie mu nadziei na uniknięcie kary śmierci, wpisuje się w chrześcijańską postawę pocieszania więźniów.
Film absolutnie nie pochwala łamania prawa (nie stara się usprawiedliwić drobnej kradzieży dokonanej niegdyś przez Henriego ani podjętej przezeń próby ucieczki z Alcatraz). Wręcz przeciwnie – można powiedzieć, że obraz wzywa do poszanowania przepisów, jako że kuriozalnie długa izolacja skazanego była, jak wyżej zaznaczono, sprzeczna z obowiązującymi, w miarę racjonalnymi regulacjami. Twórcy, przedstawiając przestępstwa, starają się natomiast wskazać ich źródła (przede wszystkim biedę) i ułomności systemu ich zwalczania oraz przeciwdziałania im. Z surową oceną spotkała się sytuacja, w której na wolności pełno było rozmaitych, korumpujących aparat państwowy „Alów Capone”, a ciężkie więzienia zapełniali, degenerujący się tam, ludzie winni wcześniej zaledwie drobnych deliktów o znikomej szkodliwości społecznej.
Niestety film ten, pomimo umieszczonych w nim mądrych uwag moralnych i kryminologicznych zawiera, jeśli chodzi o jego zgodność z historią, wiele przekłamań czy wręcz oszczerstw. Po pierwsze – mocno zmitologizowana jest postać Henriego Younga.
W rzeczywistości nie był on drobnym złodziejaszkiem zepsutym przez system, lecz trafił do Alcatraz jako recydywista winny napadów na banki oraz morderstwa. Prawdą jest, że chciał uciec i za karę osadzony został w izolatce, lecz wbrew temu co przedstawili twórcy nie był to ciemny, zimny i brudny loch, ale cela z oświetleniem i normalnym potrzebnym do życia wyposażeniem; nie wiadomo też nic o torturach jakim miał być poddawany. Faktycznie zabił on współwięźnia, ale motywy tego zabójstwa nie zostały w rzeczywistości wyjaśnione; nadto Young użył do tego samodzielnie wykonanego wcześniej noża co wskazuje raczej, że była to dokonana z premedytacją zbrodnia, a nie uśmiercenie człowieka pod wpływem usprawiedliwionego okolicznościami wzburzenia. Na rzekome cierpienia jakich doznawać miał w Alcatraz zaczął powoływać się (prawdopodobnie kłamliwie) dopiero przed sądem w celu zmniejszenia swej odpowiedzialności. Nie zmarł też w więzieniu (jak to jest powiedziane w filmie), lecz doczekał się warunkowego zwolnienia. Po drugie – twórcy demonizują tu przedstawicieli personelu więziennego. Strażnicy są przedstawieni jako banda sadystów, a naczelnik to człowiek zupełnie niezorientowany w tym co dzieje się w zarządzanej przezeń placówce. Tak naprawdę Alcatraz było więzieniem sprawnie zarządzanym i chwalonym jako takie, w którym osadzonych traktowano w ludzki i podmiotowy sposób (a opinia ta nie brała się bynajmniej z jakiejś propagandy uprawianej przez zwierzchników owej placówki, lecz była owocem wizytacji, których dokonywali liczni sędziowie, członkowie parlamentu, powołane do takich celów komisje oraz organizacje promujące humanitarne idee). Strażnicy byli surowo karani w razie nadużywania swej władzy, zaś wymierzanie kar cielesnych było zakazane (co zresztą stanowiło traktowanie więźniów w sposób jeszcze względniejszy niżby tego wymagała wiara chrześcijańska, która akceptuje umiarkowane stosowanie tego typu sankcji). Ponadto naczelnik James A. Johnston (w przeciwieństwie do tego co sugeruje ten obraz) był człowiekiem bystrym, sumiennie wykonującym swe obowiązki oraz znanym z humanitaryzmu.
Niestety prócz niezgodności z historią, w filmie znalazły się także wady o charakterze ściśle moralnym a mianowicie scena, w której Stamphill przyprowadza do celi Younga, podającą się za redaktorkę, prostytutkę Blanche , która dokonuje z więźniem (na szczęście bardzo oszczędnie przedstawionego) aktu nierządu celem „umilenia” mu ciężkich chwil w więzieniu. Twórcy, przedstawiając to dość humorystycznie, wydają się w ogóle nie zauważać, iż adwokat, dążący do uratowania Henriego przed karą śmierci, organizując dlań takie spotkanie, naraża go na, nieskończenie gorszą od konania w komorze gazowej, wieczną mękę w piekle. Zanim do tego doszło Henri zdradzał niezaspokojone potrzeby seksualne, co przejawiło się w scenie dokonywanej przezeń masturbacji (choć szczęśliwie i tutaj jest ona raczej zasugerowana niż pokazana). Natomiast już po spotkaniu z Blanche pada w filmie jeszcze krótki, lecz nieskromny żart dotyczący tamtego wydarzenia. W filmie znajduje się także, może nie wielka, ale zauważalna garść wulgaryzmów.
Podsumowując, film ten, gdyby dotyczył zupełnie fikcyjnego więzienia oraz postaci, które nie miałyby pierwowzoru w rzeczywistości, można by (choć z poważnymi zastrzeżeniami) polecać jako ciekawą opowieść o potrzebie umiejętnego karania winnych przez władzę oraz opowieść o niezłomnej walce o poszanowanie przez nią sprawiedliwości i ludzkiej godności. Niestety, jak wskazano wyżej dzieło ma wyraźnie oszczerczy charakter, więc jeśli ktoś zdecyduje się je zobaczyć ze względu na walory artystyczne lub moralne, musi pamiętać, aby w żadnym razie nie traktować go jako podręcznika do historii.
Michał Jedynak
/.../
Leave a Comment Film opowiada o próbie przetrwania podjętej podczas II wojny światowej przez Władysława Szpilmana, polskiego pianistę żydowskiego pochodzenia. Uznany kompozytor, znany jako m.in. autor muzyki do filmów „Wrzos” czy „Dr Murek”, musi zmierzyć się z niezwykle brutalną rzeczywistością jaką przynosi podbój i okrutna okupacja naszego kraju przez hitlerowskie Niemcy.
W obrazie tym pieczołowicie ukazane są: kampania wrześniowa widziana z perspektywy Warszawy, nadzieje na pokonanie wroga, srogi zawód związany z polską klęską, nasilające się szykany wobec ludności polskiej i żydowskiej, przerażające warunki egzystencji w getcie, wywózki do obozów zagłady, działalność zarówno polskiego podziemia starającego się ratować Żydów, jak również jednostek dążących do ich wydania lub cynicznego wykorzystania, dwa powstania – na terenie getta i warszawskie, przejęcie stolicy przez wojska polskie i sowieckie oraz próba powrotu przez głównego bohatera do normalnego życia. Na tle kolejnych etapów wojny toczą się losy Szpilmana i wielu innych zwykłych ludzi, przybierających rozmaite postawy wobec orgii nienawiści jaka rozpętała się w pierwszej połowie lat czterdziestych XX w.
Liczne walory, tak artystyczne, jak też przede wszystkim moralne i światopoglądowe czynią ten film zdecydowanie godnym polecenia. Przede wszystkim w obrazowy i zniechęcający do tej ideologii sposób odmalowuje on obrzydliwość wcielanego w życie nazizmu – doktryny przesiąkniętej skrajnym szowinizmem i bałwochwalczym kultem „rasy panów”, za którą władze III Rzeszy i znaczna część jej obywateli uważały Niemców. Wyraźnie widać tu, iż idee (w tym te fałszywe) mają konsekwencje – z teoretycznych rozważań filozofów i polityków zrodził się potop zbrodni egzemplifikowanych w tym dziele przez liczne sceny dokonywanych beznamiętnie masowych egzekucji, pojedynczych morderstw, wywózek niewinnych ludzi w celu ich uśmiercenia oraz zróżnicowanych prób upokorzenia tych, których oprawcy uważali za gorszych od siebie (dokonywano tego poprzez zakaz posiadania przez Żydów gotówki większej niż 2000 zł, zakaz obsługiwania ich w kawiarniach i restauracjach, nakaz chodzenia przez nich rynsztokiem, a nie chodnikiem lub po prostu przez bezkarne bicie ich).
Reżyser jednak nie pozostawia widza w poczuciu bezradności wobec srożącego się zła. W filmie pokazana jest siła międzyludzkiej solidarności, która niejednokrotnie potrafi pokrzyżować zbrodnicze plany i przynieść ocalenie. Znajomy żydowski policjant ratuje Szpilmana, wyciągając go z tłumu ludzi ładowanych do wagonów towarowych pociągu do Treblinki, członkowie polskiego podziemia z narażeniem życia udzielają kompozytorowi schronienia, wreszcie nawet niemiecki oficer, Wilm Hosenfeld, który natknął się na ukrywającego się Szpilmana zdobywa się na akt bezinteresownej pomocy, dostarczając głównemu bohaterowi pożywienie i ubranie. Te postawy są niczym promienie słoneczne przebijające się przez ciemne burzowe chmury ukazanej tu nienawiści i zwiastujące odbudowę, wyniszczonego przez zbrodnicze ideologie, świata opartego na fundamencie zdrowych zasad moralnych. Wymowne są w tym kontekście dwie sceny – pierwsza, w której Szpilman gra w siedzibie Polskiego Radia we wrześniu 1939 r. oraz ostatnia, w której daje on wspaniały koncert już po wojnie; można je łącznie odczytywać jako wyrażające wiarę w to, iż Piękno (stanowiące wszak obok Prawdy i Dobra jeden z fundamentów, na których Bóg wzniósł świat) jest w stanie przetrwać wszystkie dziejowe zawieruchy. Obecne jest tu również mocno zaakcentowane odniesienie do Boga jako źródła nadziei na ową restaurację właściwego porządku świata – pianista i kapitan Hosenfeld, żegnając się, wyrażają przekonanie o tym, iż to Pan pozwolił im przetrwać gehennę wojny i odnaleźć w sobie dobro. Wyczuwalne jest też odrzucenie przez twórców postawy mściwości wobec nieprzyjaciół – muzyk Lednicki, znajomy Szpilmana i więzień obozu w Oświęcimiu, po wyjściu z niewoli w gniewie znieważa napotkanych niemieckich jeńców, ale później stwierdza, że nie jest z tego dumny i widać, że nie przyniosło mu to ulgi.
W filmie z uznaniem spotyka się także postawa Szpilmana, który nie załamuje się w trudnych czasach i stara się zrobić ze swych zdolności dobry użytek – grając na pianinie w kawiarni „Sztuka”, zarabia na utrzymanie swych najbliższych, po ich wywiezieniu do Treblinki muzyk pracuje jako murarz, później angażuje się on w pomoc w dostarczaniu broni dla żydowskich podziemnych formacji zbrojnych. Za zaletę filmu należy także uznać wyraźnie przychylne ukazanie kochającej się i wspierającej w ciężkich czasach rodziny – zarówno na przykładzie rodziny Szpilmana, jak również małżeństwa Dzikiewiczów – Michała i Doroty – znajomych kompozytora.
W produkcji tej pojawiają się momenty, które początkowo mogą budzić kontrowersje. Znajduje się tu krótka scena, w której jeden z Żydów, wobec ogromu zbrodni, które widzi, stwierdza, że przestał wierzyć w Boga. Uważam jednak, iż nie mamy tu do czynienia z jakąś pochwałą czy usprawiedliwieniem ateizmu, ale po prostu z pokazaniem jego źródeł, do których należeć mogą ciężkie doświadczenia życiowe. Może to stanowić ostrzeżenie dla wierzących, aby przygotowali się na fakt, iż Bóg nie będzie ich koniecznie prowadził zawsze po drogach lekkich, łatwych i przyjemnych. Zresztą, wobec wyżej wspomnianych, pozytywnych odniesień do Boga jakie się w filmie znajdują, taka interpretacja wydaje się bardziej poprawna. Drugi z pozornie wątpliwych elementów to ukazanie chwili, w której Szpilman, błędnie myśląc, iż został wyśledzony przez Niemców czyni przygotowania do ewentualnego popełnienia samobójstwa. Myślę jednak, że i tutaj nie starano się w jakikolwiek sposób wyrazić poparcia dla takiego czynu, ale zobrazowano do czego człowieka może prowadzić atmosfera szalejącego terroru, którą stworzyli w Polsce okupanci.
Ponadto, choć wyraźnie widać po czyjej stronie plasują się sympatie reżysera, sprawiedliwie ukazano zróżnicowanie postaw po obu stronach konfliktu – są tu zarówno Żydzi uczciwi, jak i żydowscy spekulanci, szmuglerzy oraz osoby wysługujące się okupantowi, zarówno polscy bohaterowie dążący do ocalenia Żydów, jak i Polak, który pieniądze przeznaczone na pomoc Szpilmanowi przeznaczył na własne cele, zarówno Niemcy pyszni i sadystyczni, jak i przykład Niemca, który odnalazł w sobie człowieczeństwo.
Na koniec pochwalić należy Polańskiego za to, iż mimo brutalnej tematyki obrazu zastosował on dość umiarkowane środki jej przedstawienia – choć, jak wyżej zaznaczono, przemocy jest tu naprawdę dużo, to sposób jej zobrazowania w żaden sposób nie skłania widza, aby się nią napawać i ekscytować, nie ma tu żadnych scen seksu, zaś ilość nagości i nieprzyzwoitej mowy jest tu tak znikoma, iż pozostaje niemal niezauważalna. Do tego charakter obecnej w tej produkcji nagości bynajmniej nie jest erotyczny, a co do wulgarnego wyrażania się, to nie ma tu właściwie żadnych jawnie ordynarnych słów, lecz około trzy wyrażenia ocierające się o granicę przyzwoitego języka (typu „cholera”).
Zdecydowanie polecam więc ów film odmalowujący grozę zbrodni motywowanych fałszywą, szatańską ideologią, ale przede wszystkim eksponujący siłę dobra, które jest niczym nadmorska skała będąca
w stanie przetrwać każdy sztorm.
Michał Jedynak
/.../
Leave a Comment Oparta na prawdziwej historii opowieść o zmagającym się z traumą wojennych przeżyć, weteranie II wojny światowej i byłym japońskim jeńcu wojennym, Ericu Lomaxie. Głównego bohatera poznajemy długo po zakończeniu wojny, gdy nagle zakochuje się w pewnej kobiecie. Uczucie to kończy się nawet małżeństwem, jednak coś stoi na przeszkodzie temu, by nowo powstały związek szczęśliwie się rozwijał – są to wojenne wspomnienia Erica z okresu, gdy był on jeńcem w japońskim obozie wojennym. Główny bohater ciągle swymi myślami i uczuciami powraca do okrucieństw jakich zaznał w tym czasie z rąk japońskich oprawców i to uniemożliwia mu ułożenie normalnych relacji ze swą żoną. W pewnym momencie, Lomax dowiaduje się, iż jeden z japońskich żołnierzy, który uczestniczył w torturowaniu go, nie tylko wciąż żyje, ale jeszcze stał się opiekunem muzeum powstałego na miejscu kaźni japońskich jeńców. Eric postanawia wrócić na miejsce, gdzie był torturowany i poniżany, by zmierzyć się twarzą w twarz z tym ze swych oprawców.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej „Droga do zapomnienia” posiada następujące zalety:
UKAZUJE WARTOŚĆ PRZEBACZENIA. Lomax jest pełen gniewu względem swych oprawców i pragnie się zemścić – te uczucia i pragnienia niszczą i pożerają jego duszę od środka. Jednak dopiero przebaczenie pozwala mu wrócić do spokoju i emocjonalnej równowagi. Jednocześnie jednak ów film nie pokazuje przebaczenia jako formy relatywizacji i pomniejszania świadomości zła, które ktoś popełnił względem nas. Przeciwnie, jest tu też położony akcent na to, iż należy w prosty, jednoznaczny i odważny sposób nazwać czynione przez siebie nieprawości, nie uciekając od osobistej odpowiedzialności za nie.
NIE EPATUJE WULGARNOŚCIĄ, SEKSEM I NIESKROMNOŚCIĄ. W dzisiejszej kinematografii (może poza filmami dla najmłodszej widowni i produkcjami o stricte chrześcijańskim charakterze) w zasadzie prawie nigdy nie można mieć pewności, czy twórcy danego obrazu nie uraczą nas dużą dawką wulgarnej mowy, obscenicznych dialogów, erotycznych i zmysłowych scen. W wypadku omawianego filmu, dzięki Bogu, nie mamy jednak z czymś podobnym do czynienia. Co prawda, jest tu kilka (raczej krótkich) scen pokazujących zmysłowe pocałunki i uściski, które dobrze by było sobie darować, ale w porównaniu z niemałą częścią współczesnych filmów, jest ich raczej mało i są one pokazane we względnie powściągliwy sposób. Nawet przemoc – której tu, ze względu na tematykę filmu – jest dużo, została pokazana w taki sposób, iż podkreśla raczej powagę ludzkiego cierpienia, aniżeli ekscytuje czy zabawia widza.
POŚREDNIO WSKAZUJE NA WYŻSZOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKIEJ CYWILIZACJI ZACHODU NAD POGAŃSKĄ KULTURĄ JAPONII. Film ten zestawia z sobą okrucieństwo wychowanych w pogaństwie Japończyków z łagodnym i cywilizowanych traktowaniem jeńców wojennych przez Brytyjczyków i Amerykanów (którzy wówczas byli jeszcze pod mocnym wpływem religii chrześcijańskiej). Choć ów wątek nie jest tu rozwijany i eksploatowany, można uznać, iż w pewien nieśmiały (i zapewne niezamierzony) sposób sygnalizuje on przewagę chrześcijańskiego zachodu nad przenikniętą pogaństwem kulturą Dalekiego Wchodu (z jej okrucieństwem, pogardą wobec słabych, „honorowym” samobójstwem, itp.).
Film „Droga do zapomnienia” z pewnością nie jest filmem stricte chrześcijańskim i ewangelizacyjnym (choćby dlatego, że bezpośrednie odwołania do Pisma świętego pojawiają się tu tylko raz, a imię Jezusa nie jest tu wspominane ani razu). Nie zmienia to jednak faktu, iż w swym zasadniczym przesłaniu obraz ten stanowi wielką pochwałę jednej z fundamentalnych cnót życia chrześcijańskiego, jakim jest udzielanie przebaczenia swym winowajcom. I dlatego film ów jest dobry i w swym duchu „de facto” chrześcijański. Dobrze by było, gdyby obejrzał go każdy, kto w swym życiu doświadczył od innych poważnych krzywd i w związku z tym zmagał się z problemem przebaczenia.
/.../
Leave a Comment Prawdziwa historia mieszkającego w USA czarnoskórego gracza baseballa, Jackiego Robinsona, który w dobie silnych uprzedzeń rasowych, odniósł sukces występując w drużynie sportowej zdominowanej przez białych zawodników. Człowiek ten, początkowo był szykanowany tak przez fanów tego sportu, jak i przez swych kolegów z drużyny. Jednak po pewnym czasie Jackie zyskał uznanie i szacunek jako dobry gracz baseballa. Warto w tym miejscu dodać, iż historia ta nie miałaby miejsca, gdyby nie inicjatywa Brancha Rickeya, generalnego menadżera zespołu Brooklyn Dodgers, który sprowadził do tej ekipy Jackiego Robinsona, a następnie konsekwentnie wspierał tam jego obecność.
Film pt. „42: Prawdziwa historia amerykańskiej legendy” na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej jest wart polecenia z kilku względów, a nie tylko z powodu jego przeciwnego uprzedzeniom rasistowskim przesłania (co oczywiście też jest wartością tego obrazu). Przykładowo, produkcja ta wskazuje na cnotę cierpliwego znoszenia niesprawiedliwości, które nas spotykają, pokazując, iż w perspektywie dłuższego czasu może ona dawać dobre owoce. Można to zresztą uznać za szczególny atut owego obrazu, gdyż wydaje się nam, iż w wielu produkcjach kinowych kreowany jest zupełnie odmienny obraz bohatera, a więc człowieka postępującego w myśl zasady „Wet za wet”, bardzo skoncentrowanego na swych prawach i nie ustępującego swym przeciwnikom nawet o krok. Tymczasem Słowo Boże, choć nie zabrania sługom Bożym i uczniom Pana Jezusa wszelkiej obrony swych praw, to jednak z drugiej strony kładzie duży nacisk na cierpliwe znoszenie niesprawiedliwości, krzywd i obelg. W Piśmie świętym czytamy wszak:
„Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i wzbudzamy odrazę we wszystkich aż do tej chwili” (1 Kor 4, 12).
„To bowiem podoba się (Bogu), jeżeli ktoś ze względu na sumienie (uległe) Bogu znosi smutki i cierpi niesprawiedliwie. Cóż bowiem za chwała, jeżeli przetrzymacie chłostę jako grzesznicy? – Ale to podoba się Bogu, jeżeli dobrze czynicie, a znosicie cierpienia” (1 P 2, 19 – 20).
Warto też w tym miejscu przypomnieć słowa papieża św. Leona Wielkiego, który mówił:
„Dlatego należy bardziej opłakiwać tego, kto dopuszcza się zła, niż tego, kto je znosi, albowiem złość ściąga na bezbożnego karę, podczas gdy cierpliwość prowadzi sprawiedliwego do chwały” (Kazanie „O błogosławieństwach” 95, 4-6).
Inną zaletą tego filmu jest ukazanie wartości silnego, tradycyjnego małżeństwa i rodziny, jako bezpiecznej życiowej ostoi. W pewnym momencie jeden z głównych i pozytywnych bohaterów wyraźnie sugeruje swemu współpracownikowi, iż ten czyni źle zdradzając swą żonę. Choć później jest to trochę osłabione przez scenę, w której ta sama ganiąca niewierność małżeńską osoba, irytuje się, gdy pewna organizacja katolicka domaga się odsunięcia od kierowania drużyną sportową człowieka winnego właśnie tego grzechu. Wreszcie też w filmie tym z sympatią i przychylnością została również pokazana wiara chrześcijańska, gdyż właśnie ta wiara stanowi dla Brancha Rickeya inspirację, by wbrew uprzedzeniom rasowym dać Jackiemu Robinsonowi szansę na równe z białymi zawodnikami ćwiczenie i odnoszenie sukcesów w sporcie znanym nam jako baseball.
Omawiana produkcja nie eksponuje też nieskromności, obsceniczności, przemocy oraz wulgarnej mowy przez co może być uznana za bezpieczną do oglądania w szerszym gronie rodzinnym.
Mirosław Salwowski
/.../