Leave a Comment Główny wątek tego filmu to historia niezwykle trudnych rozmów i negocjacji pomiędzy Waltem Disneyem, a P. L. Travers autorką „Marry Poppins” słynnej powieści dla dzieci oraz młodzieży. Rozmowy te dotyczą planów przeniesienia przez wytwórnię Disneya przygód Marry Poppins na duży ekran – ich trudność wynika zaś z tego, iż Travers od początku jest bardzo niechętna temu pomysłowi, spierając się o niemal każdy szczegół planowanej ekranizacji swej powieści. Powyższe jest pierwszym planem tego filmu, jednak nie jedynym, a być może nawet nie najważniejszym. Równolegle do wątku sporów pomiędzy Disneyem a Travers, rozwija się też historia dzieciństwa autorki „Marry Poppins”, w którym to radość, nadzieja i miłość miesza się ze smutkiem, rozczarowaniem i tragedią.
Taka jest mniej więcej fabuła „Ratując pana Banksa”. Co jednak można powiedzieć o moralnym i światopoglądowym przesłaniu tego filmu? Cóż, w dużej swej części produkcja ta wydaje się być trudna do bardziej jednoznacznej tego typu oceny. Wiele scen z tego filmu choć pokazuje pewne ludzkie wady, a nawet jawne grzechy, utrzymanych jest bardziej w formie relacjonującej owe zachowania i trudno się tam dopatrywać tak sympatii czy bardziej wyraźnej antypatii względem takowych. Widzimy więc jak P. L. Travers jest często nieuprzejma, dość obcesowa i przynajmniej raz dopuszcza się czegoś co można nazwać „małym kłamstwem” (jednak całość filmu nie sugeruje, że takie jej zachowanie jest moralnie w porządku, choć nie ma tu też bardzo jednoznacznego potępienia takich zachowań). Pomijając jednak tę płaszczyznę owego obrazu, można jednak z niego wyciągnąć kilka bardziej czytelnych i dobrych lekcji na temat moralności. Tak też mamy tu:
Wskazanie na złe skutki pijaństwa. Widzimy to na przykładzie ojca autorki „Marry Poppins”. Ze smutkiem obserwujemy tu bowiem jak nadużywanie alkoholu pogłębia zagubienie i degraduje tego w gruncie rzeczy serdecznego, ciepłego i miłego człowieka. Patrzymy na to jak pijaństwo osłabia pierwotnie silne i bliskie relacje w rodzinie Traversów.
Z sympatią są ukazane tu więzi rodzinne. Mimo, że omawiany film w żaden sposób nie stroni od ukazywania ciemnych stron życia w rodzinie (choćby na przykładzie dzieciństwa P. L. Travers), więzi rodzinne są tu pokazywane też w serdeczny sposób. Walt Disney przez 20 lat, mimo ciągłych odmów Travers dąży do ekranizacji „Marry Poppins”, gdyż przed laty obiecał to swoim córkom, a jak mówi: „Nie łamie się obietnic składanych swym córkom” – to tylko jeden z pro-rodzinnych akcentów omawianego filmu.
Ukazanie rangi uleczenia emocjonalnych i psychologicznych ran. W „Ratując pana Banksa” patrzymy jak trudna i w dużej mierze smutna historia dzieciństwa P. L. Travers ciągnie się za nią aż do późnych lat jej dojrzałości. Ten stan rzeczy powoduje różne problemy, w domyśle będąc też jedną z przyczyn jej niezbyt przyjemnego dla innych charakteru. Jest to skontrastowane z bezpośrednim, ciepłym i serdecznym stylem bycia Walta Disneya, który choć też miał trudne dzieciństwo, w pewnym momencie zrozumiał, iż pewne rzeczy trzeba zostawić za sobą i traktować dalsze życie jak cud, który trzeba dobrze przeżyć. Disney w jednej ze scen da w tym względzie P. L. Travers dużo do myślenia.
W filmie tym nie ma scen seksu, nagości, sprośnych dowcipów, obscenicznych aluzji, krwawej przemocy oraz eksponowania nieskromności. To mocny punkt tego dzieła, zwłaszcza w dobie, gdy takie rzeczy wciska się czasami wręcz „na siłę” do różnych filmów. Pod tym względem „Ratując pana Banksa” jest więc produkcją, która może być oglądana przez całe rodziny.
Powyższe to zalety tego filmu. A jakie są jego wady? Cóż, jeśli by się mocno uprzeć, można by za poważniejszy mankament uznać tu obecność w paru scenach (w tym jedno wyraźne wyeksponowanie) symboli hinduistycznych i buddyjskich. Z drugiej jednak strony widzimy je w mieszkaniu Travers, a owa niewiasta jest pokazana tu jako przeżywająca dość mocne problemy natury emocjonalnej – nie jest to więc raczej zbytnia reklama dla tych fałszywych religii. Nieco bardziej wątpliwy jest wątek, w którym parokrotnie powtarzane jest – delikatnie mówiąc – niezbyt chrześcijańsko brzmiące stwierdzenie: „Ten świat jest złudzeniem„. Trudno jednak jest powiedzieć na ile owe zdanie jest tu podawane z aprobatą i sympatią. Innym trochę wątpliwym elementem „Ratując pana Banksa” jest obecność lekko nieskromnych i próżnych strojów kobiecych z lat 60-tych XX wieku, ale nie są one tu specjalnie eksponowane. Tak więc, jeśli można mówić o moralnych i światopoglądowych zastrzeżeniach do omawianego obrazu to mają one raczej lekki niż poważny charakter.
Podsumowując: „Ratując pana Banksa” choć nie jest filmem z wyraźnym pro-chrześcijańskim przesłaniem, mimo to wydaje się być całkiem dobrą moralnie produkcją z optymistycznym i dodającym otuchy przesłaniem. Daje nam on bowiem pewne ważne lekcje i wydaje się, że nie przemyca przy tym (przynajmniej w wyraźny sposób) sympatii lub życzliwości dla jakichś fałszywych doktryn czy któregoś z przejawów niemoralności. Jeśli więc ktoś ma ochotę na dawkę chwytających za serce wzruszeń, trochę czystego humoru i dowcipów oraz zadumy nad tym co w naszym życiu jest ważne, ale też i trudne, niech wybierze się do kina na ów film. My w każdym razie dajemy mu jedną z najwyższych ocen na tym portalu, a więc „+3”.
/.../