Leave a Comment Państwo Verneuil to konserwatywni, przywiązani do tradycji i ojczyzny Francuzi z wyższej klasy średniej. Owocem ich wspólnego życia są cztery córki, które spodziewają się dobrze wydać za mąż. I rzeczywiście trzy starsze panny znajdują dobrze wykształconych, dbających o rodzinę, odpowiedzialnych mężczyzn. Zięciowie spełnialiby zapewne oczekiwania państwa Verneuil, gdyby nie to, że jeden z nich jest jest Arabem, drugi Żydem, a trzeci Chińczykiem. Jakby tego było mało najmłodsza z córek Claudea i Marie, w której pokładają resztki nadziei na „normalnego francuskiego zięcia” planuje ślub z czarnoskórym imigrantem …
Komedia ta zyskała na naszym portalu najniższą z możliwych ocen pozytywnych, czyli +1, trochę na zasadzie „na bezrybiu i rak ryba”. W mętnym i prawie pozbawionym życia zbiorniku europejskiej kinematografii trudno bowiem wyłowić coś naprawdę pożywnego. A film ten wbrew obawom, jakie może nasuwać choćby jego tytuł nie zawiera aż tak wielu niestrawnych elementów. Nie ma tu bluźnierstw czy szyderstw z wiary chrześcijańskiej (humor jest tu raczej życzliwy wobec chrześcijaństwa, momentami wskazuje na jego niezrozumienie, jednak nie na prostacką chęć „obśmiania”). Niewiele jest też (jak na dzisiejsze standardy) scen czy dialogów odnoszących się do lubieżności i rozpusty.
Niemniej komedia ta ma raczej farsowy charakter i mocno spłyca bardzo trudne, ważne i aktualne dziś problemy. Przyjrzyjmy się więc bliżej, co zostało tu tak uproszczone. Najpierw więc trzeba powiedzieć, że gdyby historia ta dotyczyła prawdziwych osób, to najistotniejszym z problemów w tej opowieści byłby ten, czy w ogóle należy wchodzić w związki małżeńskie z osobami innej religii. Jeśli chodzi o chrześcijan, to odpowiedź raczej jest tu na nie. Pismo święte bowiem w trosce o nasze dobro wyraźnie nam to odradza słowami : „Nie wprzęgajcie się nierówno w jarzmo z niewierzącymi. Bo cóż wspólnego ma prawość z bezprawiem? Albo jakaż jest wspólnota światła z ciemnością? Ponadto jakaż jest zgoda między Chrystusem a Belialem? Albo jakiż dział ma wierny z niewierzącym? I jakąż ugodę ma świątynia Boża z bożkami?” (2 Koryntian 6, 14–16). Dlaczego Słowo Boże odradza nam wprzęgać się w małżeńskie jarzmo, poucza nas nawet zwykła obserwacja takich związków. Wpływ współmałżonka jest bowiem bardzo silny, na tyle mocny, że jest w stanie zniwelować oddziaływanie kultury, wychowania czy otoczenia (zwłaszcza u niewiast, dla których naturalną rzeczą jest podążanie za mężem). Zachodzi tu więc duże ryzyko, że jeżeli ów niechrześcijański współmałżonek nie wyzbędzie się niechęci do świętej wiary, to albo skutecznie doprowadzi swojego chrześcijańskiego współmałżonka do jakiejś formy apostazji (zaparcia się wiary w Pana Jezusa), albo związek ten zamiast być naturalną jednością stanie się polem ciągłej wojny. Oczywiście może ktoś powiedzieć, że możliwa jest też sytuacja odwrotna, w której niewierząca osoba nawraca się do Jezusa Chrystusa, dzięki postawie osoby wierzącej. I to też będzie prawdą i historia zna takie chlubne przypadki, jednakże są to raczej wyjątki potwierdzające regułę.
Czy jednak w tym konkretnie filmie mamy do czynienia z małżeństwami „religijnie mieszanymi”? Wydaje się, że raczej nie. Zarówno bowiem córki jak i zięciowie państwa Verneuil są najwyraźniej zobojętniali w wierze, do której przyznają się już chyba tylko przez wzgląd na wychowanie. Trudno u nich dostrzec jakieś przejawy żywej wiary, różne religie, do których są przypisani, traktują już tylko jako swoje dziedzictwo kulturowe, z którego dowolnie mogą wybierać, co im pasuje, a co nie. Tradycja religijna, z której wyrastają, to już dla nich raczej tylko folklor. Tam więc, gdzie wiarę traktuje się jedynie jako folklor, nie może być poważnych starć czy małych religijnych wojen, bo trudno, żeby dwie osoby kłóciły się o to, co jest im zupełnie obojętne. Trudno więc mówić, że ów film naprawdę prezentuje problem małżeństw „religijnie mieszanych”.
Jeśli zaś chodzi bardziej ogólnie o kwestię wzajemnych stosunków pomiędzy osobami różnych religii w obrębie jednej rodziny, to pozostaje nam tylko wątek relacji państwa Verneuil z ich zięciami. Ponieważ ludzie ci zdecydowanie wyraźniej niż ich córki prezentują się jako katolicy i, jak się zdaje, prowadzą życie sakramentalne (panią Verneuil widzimy kilka razy podczas spowiedzi, oboje małżonkowie uczestniczą w Mszy św.), więc na ich przykładzie możemy już mówić o pewnych wadach i zaletach takich „religijnie mieszanych” rodzin. Tu więc jako przykład pozytywów, które mogą wynikać z tego rodzaju „układów” wymienić można sceny, gdzie zięciowie państwa Verneuil i ich wnuczęta niejako trochę współuczestniczą w ich życiu religijnym. Widzimy więc, jak ci mężczyźni są obecni na Mszy św. (z zapałem śpiewając chrześcijańskie pieśni), czy też jak ich dzieci mają okazję usłyszeć (ku pewnej konsternacji ojców) o tym, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym. Na tym przykładzie można dostrzec, że „wżenienie się” w rodzinę z chrześcijańskimi tradycjami może oznaczać dla niechrześcijanina więcej okazji do poznania i przyjęcia Ewangelii. Na przykładzie filmu widać też niestety, że o ile dla niechrześcijanina może to być sytuacja korzystna, to dla strony chrześcijańskiej odwrotnie – różne „rodzinne okazje” mogą być dla niej sposobnością do grzechu, odstępstwa czy dwuznacznych zachowań. Przykładem tego może być scena, w której państwo Verneuil są obecni podczas obrzezania wnuka, choć dają oni pewien wyraz swojemu słusznemu przekonaniu, że powinien on być ochrzczony a nie obrzezany, to jednak dają się tu trochę wciągnąć w udawanie, by nie robić przykrości zięciowi i jego rodzinie.
Skoro więc film ten tak powierzchownie traktuje (liczne i poważne) problemy, jakie są udziałem małżeństw „religijnie mieszanych” pozostaje nam zwrócić uwagę na, chyba lepiej tu przedstawiony, inny problem ze sfery małżeńskiej, a więc na ewentualne trudności związane z odmienną rasą, pochodzeniem etnicznym, czy wyraźną kulturową odmiennością współmałżonków. I w tym aspekcie można wreszcie mówić o jakimś wyraźniejszym pozytywnym przesłaniu tego filmu. Pokazane jest tu bowiem, że takie różnice mogą być pewną naturalną przeszkodą na drodze do szczęśliwego, zgodnego małżeństwa i że nie należy wstydzić się i zapierać obaw, czy ukrywać argumentów przeciw takim związkom, jeżeli takie żywimy, gdyż takie obiekcje są na jakimś poziomie rzeczą naturalną i mają swoje logiczne podstawy. Niemniej tego rodzaju różnice nie powinny być przeszkodą na tyle poważną, by stać na drodze prawdziwej miłości, zwłaszcza jeśli współmałżonkowie mają jedność w Chrystusie. W filmie tym mamy więc napiętnowaną pewną hipokryzję państwa Verneuil, którzy najpierw modlą się i proszą Boga o zięcia katolika, a gdy takiego otrzymują (raczej tylko nominalnego katolika, o czym jednak nie wiedzą), to i tak są zdruzgotani, kiedy okazuje się on czarnym imigrantem.
Z pozytywów filmu możemy też wymienić to, że jest on ogólnie bardzo prorodzinny. Pokazuje bowiem dużo wzajemnej miłości rodzice – dzieci, dziadkowie – wnuki, a nawet ostatecznie teściowie -zięciowie. Rodzina jest tu pokazywana jako istotna wartość, w imię której warto zdobywać się na różne trudy i wyrzeczenia, rezygnować trochę ze swojego „ja”, przełamywać wzajemne uprzedzenia i wybaczać sobie nawzajem różne zranienia. Mamy tu nawet wątek, w którym młodzi decydują się zrezygnować ze swojego szczęścia, ponieważ nie chcą, aby przez to rozpadło się małżeństwo rodziców dziewczyny.
Z minusów natomiast poza wyżej opisanym powierzchownym potraktowaniem istotnego problemu „religijnie mieszanych” małżeństw wymienić należy:
Pokazywanie jako rzeczy naturalnej pożycia przedślubnego dwojga młodych.
Prezentowanie jako sympatycznej postaci młodego księdza, który wyraźnie niepoważnie traktuje swoje obowiązki (np. podczas słuchania spowiedzi przegląda strony internetowe).
Podejście twórców do religii, które zdaje się faworyzować poważną herezję głoszącą przekonanie o równorzędności różnych religii (chociaż takie stwierdzenie nigdzie tu otwarcie nie pada).
Ten ostatni punkt jest oczywiście najpoważniejszą skazą filmu.
Pomimo jednak niskiej wartości odżywczej tego dania bez entuzjazmu zamieszczamy je drobnym drukiem w menu jako przystawkę, nie stosowną jednak dla młodych czy słabych żołądków.
Marzena Salwowska
/.../