Leave a Comment Już na wstępie trzeba zaznaczyć, że tytuł tej animacji jest nieco mylący, gdyż sugeruje, że mamy do czynienia z ekranizacją słynnej książki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego wydanej w 1943 r.. W rzeczywistości jest to raczej coś w rodzaju „dalszego ciągu” losów Małego Księcia. Główną bohaterką jest tu dziewczynka wychowywana przez samotną matkę, pracującą w jakiejś bliżej nieokreślonej korporacji, której oddana jest duszą i ciałem. Matka chce jak najlepiej przygotować córkę do „wyścigu szczurów”, w tym też celu przenosi się z nią do lepszej dzielnicy, w której zamieszkanie zapewni dziewczynce przyjęcie do elitarnej szkoły. W sąsiedztwie nowego domu, obok niemal jednakowych, nowoczesnych budynków znajduje się rudera należąca do starszego pilota. Dziewczynka, ku niezadowoleniu matki, szybko zaprzyjaźnia się z ekscentrycznym sąsiadem, który opowiada jej o Małym Księciu. Pod wpływem tych opowieści dziewczynka zaczyna wreszcie cieszyć się swoim dzieciństwem. Choroba starszego przyjaciela sprawi zaś, że wkrótce, wraz z lisem, wyruszy ona na poszukiwanie Małego Księcia …
Przeniesienie historii o Małym Księciu w dzisiejsze czasy może mieć pewne zalety dla osób, które już czytały książkę, czy oglądały jej ekranizację, gdyż dla takich osób kolejne powtórzenie tej samej opowieści mogłoby okazać się trochę nudne. Jednakże kogoś, kto nie zna jeszcze książki, ta animacja może wprowadzić w błąd co do prawdziwych treści i przesłania książki”Mały Książę”. Jest tu bowiem bardzo mało materiału z książki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, zaledwie kilka skróconych historyjek, w rezultacie czego film ten nie daje prawdziwego wyobrażenia o zawartości tej pozycji, która jest jedną z najbardziej chrześcijańskich w dziejach „świeckiej” literatury. Jest ona bowiem wręcz naszpikowana chrześcijańskimi symbolami i odniesieniami, żeby wspomnieć, chociażby o tym, że sam Mały Książę to figura Jezusa Chrystusa, róża to symbol Jego pięknej, acz niedoskonałej oblubienicy, baobaby to rozrastający się grzech, a takich symboli jak studnia na pustyni czy wąż chyba nawet nie trzeba tłumaczyć. Warto więc, by rodzice, oglądając ten film ze swymi pociechami, zwracali im uwagę na te symbole z opowieści o Małym Księciu, które zostały tu tak pobieżnie potraktowane.
Zamiast tego pominiętego świata chrześcijańskich symboli na pierwszy plan wysunięta tu została krytyka korporacji. Dlatego głównym czarnym charakterem jest tu Biznesmen, tak chciwy i nieczuły na piękno, że przerabia nawet gwiazdy na spinacze. Jest on tu prezesem jednej z korporacji, które, w oczach twórców filmu, uosabiają chyba całe zło współczesnego świata. Nie twierdząc oczywiście, że wszystkie korporacje muszą być złe, można śmiało powiedzieć, że takie, jak tu przedstawione rzeczywiście zasługują na krytykę, gdyż wymagają od swoich pracowników postawienia na głowie systemu wartości, czyli praca ma być wartością nadrzędną, ważniejszą, na przykład, niż rodzina. Film więc słusznie krytykuje system, w którym dla maksymalizacji zysków zabiera się ludziom tę część ich czasu i uwagi, która powinna po pracy pozostać na sprawy duchowe, zajmowanie się rodziną czy zwykły wypoczynek, czyniąc z pracowników bezosobowe trybiki wielkiej machiny. Krytyka tak pojętych korporacji, przywodzi na myśl biblijną prawdę, że „korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy” (1 Tymoteusz 6,10).
Zaletą tej animacji jest też pokazywanie, że dzieci bardziej niż sukcesu zawodowego rodziców potrzebują ich obecności, a także iż lepszy jest dla nich bardziej „tradycyjny model dzieciństwa”, w którym jest miejsce na mniej pragmatyczne marzenia i fantazje, gdzie liczy się nie tylko encyklopedyczna wiedza i rynkowe umiejętności, ale też rozwijanie więzi międzyludzkich, doskonalenie charakteru, kontakt z naturą, przygoda i ciekawość świata.
Jeśli chodzi o wady filmu, to na pewno poważną jest pokazywanie w pozytywnym świetle, jak starsza osoba (autorytet) zachęca dziecko do kłamstwa, a także łamie w jego obecności przepisy (prowadzi auto bez prawa jazdy). Pewnym zgrzytem może tu też być portretowanie Małego Księcia (zważywszy na to, że w książce jest on figurą Jezusa Chrystusa) jako dorosłego osobnika, który nie potrafi dobrze wykonywać żadnej pracy i wydaje się też emocjonalnie niedojrzały.
Mimo wszystko polecamy film, z tym zastrzeżeniem, że nie może i nie powinien on zastępować książki „Mały Książę”, która jest o wiele głębsza, bardziej uniwersalna i wartościowa.
Marzena Salwowska
/.../