4 komentarze Kolejna już ekranizacja znanej powieści Charlotte Brönte o „dziwnych losach” pewnej skromnej i na pozór przeciętnej guwernantki. Jane to osierocona, pozbawiona majątku i wsparcia ze strony krewnych dziewczyna w Wiktoriańskiej Anglii. Po śmierci rodziców zostaje ona oddana pod opiekę Sary Reed, żony wuja. Tu jednak spotyka się z całkowitym brakiem ciepła ze strony pani domu, a dodatkowo z szykanami ze strony jej syna, co prowadzi do ciągłego pogarszania się wzajemnych relacji. W rezultacie dziewczyna zostaje oddana do szkoły z internatem. W placówce tej spędza osiem lat, pod koniec tego okresu pracując jako nauczycielka. Pragnąc się usamodzielnić przyjmuje posadę guwernantki w posiadłości Thornfield, gdzie ma uczyć Adelę, córkę właściciela posiadłości, Edwarda Rochestera. Szczera, bezkompromisowa, niepozbawiona też wielu innych zalet dziewczyna szybko zyskuje sobie szacunek pana domu. Mimo dzielącej ich „społecznej przepaści”, wbrew też niełatwemu charakterowi Rochestera, parę bohaterów zaczynają łączyć również bardziej romantyczne uczucia. Na drodze do uświęconego związku tych dwojga stanie jednak mroczna tajemnica Edwarda.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ten posiada pewne istotne zalety, rzadko spotykane we współczesnej kinematografii. Przede wszystkim wyraźnie wspiera prawdę o nierozerwalności i świętości małżeństwa; w pozytywnym świetle ukazuje również zachowywanie czystości przedmałżeńskiej jako coś w oczywisty sposób wartościowego. Reprezentantem tych wartości jest głównie tytułowa bohaterka, która odrzuca wizję szczęścia u boku ukochanego mężczyzny, kiedy okazuje się, że ten jest związany ważnym (choć bardzo nieszczęśliwym) małżeństwem. A jest to dla niej tym trudniejsze, że w całym jej sierocym życiu brakowało miłości. Pozytywne ukazanie takiej postawy bardzo kontrastuje ze współczesnym podejściem twórców filmowych do tematu, które zakłada, że najważniejsze są uczucia i emocje (miłość romantyczna). Film pokazuje, że małżeństwo i miłość to również kwestia woli i decyzji, a uciążliwego małżonka(i) nie da się tak po prostu ukryć w jakimś ciemnym kącie (o czym boleśnie przekona się Edward).
W „Jane Eyre” (zaznaczam, że skupiamy się tu jedynie na ocenie tej konkretnej ekranizacji książki Charlotte Brönte) znajdują się wątki, które można by trochę „na siłę”odczytać jako antychrześcijańskie, a mianowicie ukazanie w negatywnym świetle szkoły chrześcijańskiej oraz osób, które jednoznacznie deklarują się jako chrześcijanie, zwłaszcza kierującego szkołą pastora i pracownic tej placówki. Jedyną tego przeciwwagę stanowi słabszy wątek w postaci innego młodego pastora i jego sióstr, które oferują Jane swoją pomoc i przyjaźń. W postaci głównej bohaterki niektórzy dopatrują się też rysów feministycznych, należy jednak pamiętać, że jej życiowa postawa (np. podjęcie pracy zawodowej zamiast „siedzenia w domu”) wynika z konieczności, po prostu jako pozbawiona wszelkiego wsparcia niewiasta, Jane musi sobie radzić sama. Istotniejszą wadą filmu wydają się pewne postawy, które prezentuje główna bohaterka, a które nie spotykają się tu z naganą, a mianowicie jej buntowniczość wobec (niesprawiedliwych) opiekunów oraz skłonność do chowania uraz, posunięta do tego stopnia, iż nie udziela ona wyraźnego przebaczenia swej umierającej ciotce. Pewną scenę można też zinterpretować jako aprobatę dla nieskromnej sztuki (Jane przypatrująca się bacznie kobiecemu aktowi na ścianie w domu Rochestera). Nieco dwuznaczne są też komentarze przyjaciółki Jane z sierocińca o „niewidzialnych światach” i „królestwie duchów, które nas strzegą”, co równie dobrze można uznać za aluzję do świata aniołów jak i wyraz jakichś niechrześcijańskich przekonań; wątek ten nie ma jednak dalszej kontynuacji, więc trudno pokusić się o jego jednoznaczną ocenę. Na marginesie, można pochwalić twórców filmu, że nie poszli zbytnio w stronę „gotyckiej” estetyki obrazu, do czego ekranizacje literatury romantycznej stwarzają łatwa okazję.
Reasumując, film w swoim głównym zarysie zdaje się wspierać takie tradycyjnie chrześcijańskie wartości jak powaga i nierozerwalność małżeństwa, czystość przedmałżeńska, pracowitość, szczerość, umiłowanie prawdy, cenienie bardziej „wewnętrznego człowieka” niż to co zewnętrzne. „Jane Eyre” zatem, z pewnymi zastrzeżeniami można polecić jako godziwą rozrywkę dla całej rodziny.
Marzena Salwowska
/.../