Film ten przedstawia inną niż powszechnie przyjęta teorię odnośnie kulis i przyczyn zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda do którego doszło 28 czerwca 1914 roku w Sarajewie (co z kolei doprowadziło do wybuchu I wojny światowej). W obrazie tym widzimy dochodzenie jakie w tej sprawie prowadzi austriacki sędzia śledczy Leo Pfeffer. W miarę rozwoju śledztwa Pfeffer odkrywa związki zamachowców z austro-węgierskimi politykami i wojskowymi.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ten można pochwalić za to, iż pokazuje postać śledczego, dla którego bardzo ważna jest walka o ustalenie prawdy i który jest w imię tej wartości gotów ponosić ryzyko. Niestety jednak w pewnym momencie główny bohater zgadza się podpisać raport zawierający fałszywe bądź wątpliwe stwierdzenia po to, by ułatwić życie swej kochance i jej rodzinie – to zaś osłabia pozytywny aspekt owego filmu o którym wspomniałem przed chwilą. Zaletą tej produkcji jest też to, że w negatywnym świetle pokazuje prawdziwy (a nie urojony) antysemityzm. Leo Preffer jest co prawda bowiem Żydem z urodzenia, jednak przyjął on religię chrześcijańską i dał się ochrzcić. Mimo to jednak spotyka się pod swym adresem z antysemickimi szyderstwami i obelgami, co zostaje w filmie słusznie ukazane jako coś odstręczającego. Innym atutem omawianego obrazu jest też to, że nie epatuje on scenami przemocy, seksu, obscenicznością i wulgarną mową.
Jako wadę tego filmu można z pewnością wymienić wątek cudzołożnego związku głównego bohatera z pewną Serbką. Jest to raczej tu pokazane w życzliwym świetle. Można też zastanawiać się nad tym, czy komentarze niektórych z postaci filmowych odnoszące się do ufności Bogu, którą miał okazywać arcyksiążę Franciszek Ferdynand nie były utrzymane w duchu zbyt sceptycznym.
Mirosław Salwowski
/.../
Oparty na prawdziwych wydarzeniach film opisujący wigilię i święta Bożego Narodzenia 1914 roku, które odbywały się na jednym z pól bitewnych I wojny światowej. Nie było by w tym pewnie nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż święta te spędzili razem żołnierze zwaśnionych ze sobą stron (Wielkiej Brytanii i Francji z jednej, a Niemiec z drugiej strony), którzy wcześniej w ferworze walki strzelali do siebie, zabijając i raniąc siebie nawzajem.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej „Boże Narodzenie” może na pierwszy rzut oka wydawać się filmem pacyfistycznym, a nawet zawierającym pewne antychrześcijańskie akcenty. W całym tym obrazie wyczuwamy wszak absurd i tragizm wojny, w której z rozkazu rządzących walczą na przeciw siebie zwykli normalni ludzie. Wszyscy ci ludzie mają swe uczucia, rodziny, nadzieje, lecz muszą do siebie strzelać tylko dlatego, że dane im było mieszkać w innych krajach i należeć do innego narodu. Podczas, gdy rządzący w imię swych interesów wywołując wojny pragną napełnić podległych sobie żołnierzy wrogością i nienawiścią do siebie nawzajem, atmosfera Bożego Narodzenia sprawia, iż ci nie tylko odkładają na ten czas broń, ale jeszcze razem jedzą, śpiewają, świętują i cieszą się. Co do możliwej antychrześcijańskiej interpretacji tego filmu, to najbardziej wymowna może się tu wydawać scena, w której jeden z anglikańskich duchownych po nienawistnej tyradzie swego przełożonego (gdzie ów piętnuje jako niepatriotyczne wspólne świętowanie żołnierzy z wrogich krajów i twierdzi, że wobec ludzi z nieprzyjacielskiego kraju trzeba być bezlitosnym), zdejmuje krzyżyk ze swej piersi i udaje się w nieznanym kierunku.
Skąd więc wzięła się jedna z najwyższych not dla tego filmu ze strony naszego portalu? Otóż, choć owszem nie można wykluczyć wskazanych powyżej interpretacji owego obrazu (a zwłaszcza możliwie jego radykalnie pacyfistycznego przesłania) nie wydaje się nam, by była to jedynie możliwa jego interpretacja. Choć nie da się bowiem zaprzeczyć temu, iż produkcja ta wskazuje na tragizm i absurd wojny, to trudno stwierdzić, czy sugestia ta dotyczy każdej wojny czy może pewnych konkretnych wojen, a w tym wypadku, konfliktu zbrojnego toczącego się w latach 1914 – 1918? Jeśli wszak, interpretacja ta miałaby się tyczyć konkretnie I wojny światowej, to trudno odmówić jej słuszności. Wojna ta w dużej mierze była bezsensowna i toczyła się nie w imię obrony naprawdę ważnych dóbr i zasad, ale raczej z powodu wybujałych ambicji rządzących poszczególnymi, a uczestniczącymi w niej krajami. I dlatego bardzo słusznie piętnuje się w nim to, iż zwykli żołnierze giną na froncie, podczas, gdy rządzące elity delektują się w tym czasie „indyczkami w kasztanach„.
Co do zaś możliwego antychrześcijaństwa tego filmu to jak już bardziej można się w nim dopatrzeć pewnej (i to jeszcze nie złej samej w sobie) formy antyklerykalizmu. Antyklerykalizm pojmowany jako krytyka czy piętnowanie pewnych złych zachowań niemałej części duchowieństwa wcale wszak nie musi łączyć się z antychrześcijaństwem. W przeciwnym wszak razie trzeba by jako „antychrześcijan” określić i tych Świętych, którzy w historii Kościoła nie wahali się otwarcie ubolewać nad złym postępowaniem ze strony licznych duchownych (np. św. Katarzyny ze Sieny czy św. Pio z Pietlerciny). W kontekście zaś zachowania się w czasie I wojny światowej niemałej liczby, zwłaszcza wyższych rangą duchownych, różnych wyznań chrześcijańskich, to trzeba sobie jasno powiedzieć, iż nieraz było ono wręcz karygodne. W obliczu wszak tak wątpliwej w swych celach wojny, nieraz podgrzewali oni wojenną, przesyconą nienawiścią wobec wrogów, atmosferę. Tym bardziej trudno zaś nazywać ów film „antychrześcijańskim”, gdy zważymy na to, iż wiele jest w nim pozytywnych odniesień do naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa (choćby w postaci pięknych, tradycyjnych kolęd), zaś to właśnie celebracja wspomnienia Jego narodzin jest czymś co przynajmniej na pewien czas pozwala wnieść do serc żołnierzy ciepłe promienie wzajemnej miłości, serdeczności, radości i nadziei.
Warto dodać, że w omawianym obrazie nie epatuje się widza scenami seksu, krwawej przemocy, nieskromności oraz wulgarną i obsceniczną mową. Co też czyni to tym bardziej godnym pochwały i polecenia.
/.../