Leave a Comment Słynne dzieło amerykańskiej kinematografii uważane za w pewnych swych aspektach przełomowe i wybitne. Film ten rozgrywa się w latach 60-tych XIX wieku, a jego tłem jest tocząca się wówczas w Stanach Zjednoczonych wojna secesyjna oraz okres tzw. rekonstrukcji, który nastąpił na Południu tego kraju po jej zakończeniu. W produkcji tej ów czas jest przedstawiany jako etap dominacji wyzwolonych z niewolnictwa, a przez to zdziczałych Murzynów nad białą ludnością stanów południowych. W „Narodzinach narodu” widzimy więc jak to Murzyni notorycznie mieli terroryzować białych ludzi, upokarzając ich oraz seksualnie napastując kobiety białej rasy. W celu jednak ochrony białej ludności Południa powstaje „Ku Klux Klan”, który przywraca właściwy porządek, pokazując Czarnym, gdzie jest ich miejsce oraz na nowo ustawia nadrzędną rolę białych ludzi w tamtejszym społeczeństwie.
Film ten, nawet jeśli uznać go na płaszczyźnie stricte artystycznej za dzieło wybitne, niestety jeśli chodzi o jego wartość moralną i światopoglądową musi być przez nas oceniony wyraźnie negatywnie. Obraz ten bowiem, nawet jeżeli weźmie się pod uwagę sposób relacjonowania przez niego historii tzw. Rekonstrukcji jest wybitnie jednostronny, a przez to de facto fałszywy oraz kłamliwy. Wyolbrzymia się w nim bowiem pewne ekscesy dokonywane przez Czarnych na Południu USA po zakończeniu wojny secesyjnej, a jednocześnie milczy się tam o licznych nadużyciach i okrucieństwach dokonywanych na Czarnych przez Białych w tymże okresie i to jeszcze przed powstaniem osławionego (a raczej niesławnego) Ku Klux Klanu, który z owych nieprawości popełnianych przeciw Murzynom uczynił sobie prawdziwy fach. Oczywiście trudno nie podejrzewać, iż tego rodzaju jednostronność w pokazywaniu historii Rekonstrukcji miała podprowadzić widzów ku większej akceptacji działalności samego Ku Klux Klanu, który w filmie tym pokazywany jest jako organizacja szlachetna i bohaterska, by nie powiedzieć, że wręcz nieskazitelna. Członkowie Ku Klux Klanu są tu bowiem kreowani na chrześcijańskich rycerzy, którzy odważnie bronią białą ludność przed zdziczeniem i gwałtami ze strony Murzynów.
I właśnie powyższa idealizacja Ku Klux Klanu a co za tym idzie rasizmu pojmowanego jako pochwała utrzymywania stałego i niezmiennego stanu wyższości rasy białej nad rasą czarną jest głównym zarzutem, jaki mamy wobec tego filmu. Rzecz jasna nie przeczymy, że w działalności Ku Klux Klanu zdarzały się również pewne pozytywne rzeczy (choć dotyczyło to bardziej jego późniejszej fazy działalności), np. zwalczanie w latach 20 -tych ubiegłego wieku rozpusty, pornografii i pijaństwa, jednak to właśnie rasistowska ideologia oraz motywowana w ten sposób przemoc wobec Czarnych stały się istotą aktywności owego ugrupowania. Niestety zaś co więcej, właśnie te złe rzeczy są w omawianym filmie akcentowane oraz przedstawiane w taki sposób, by widz odbierał je, jako dobre, pożyteczne oraz chwalebne.
Kończąc, warto też wspomnieć, iż film „Narodziny narodu” jest przykładem na to, jak popularna kultura może negatywnie wpływać na historię całych narodów i społeczności. Otóż, obraz ten, wedle zgodnej oceny historyków przyczynił się do reaktywowania w USA Ku Klux Klanu, a następnie zyskania przezeń wielkiej popularności w społeczeństwie. To właśnie bowiem pod wpływem owego filmu organizacja ta została założona ponownie w 1915 roku przez wędrownego kaznodzieję Williama Josepha Simmonsa, by w następnych latach przybrać charakter masowy, licząc sobie od 4 do 5 milionów członków (nigdy przedtem ani potem „Ku Klux Klan” nie osiągnął takiej liczebności). Można spytać, czy gdyby w owym czasie, w Stanach Zjednoczonych istniała tak obrzydzona dziś prewencyjna cenzura szkodliwych treści, nie dopuszczając do emisji owego filmu, to przyniosłoby to owemu krajowi więcej dobra czy więcej zła?
Mirosław Salwowski
/.../
6 komentarzy Opowieść o Benjaminie Martinie, weteranie walk z Indianami, który choć początkowo niechętny jest walce zbrojnej amerykańskich kolonistów przeciw Koronie Brytyjskiej, to w końcu staje po ich stronie.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej „Patriota” ma z pewnością swe mocne strony. Niewątpliwie należy do nich choćby wyeksponowanie roli rodziny w życiu głównego bohatera. Dla Benjamina stanowi ona wielką wartość i również w imię jej ochrony, początkowo wykazuje sceptycyzm co do planów zbrojnego odłączenia się amerykańskich kolonistów od brytyjskiej monarchii. Warto też docenić fakt, iż rasizm jest tu pokazany z wyraźną dezaprobatą – widać to na przykładzie walczącego w szeregach rebeliantów Murzyna, który początkowo jest traktowany przez niektórych ze wzgardą, lecz na końcu zostaje doceniony za swą dzielność i poświęcenie. Można też powiedzieć, że (przynajmniej względnie) dobrym elementem tego filmu jest obecność w nim pozytywnych odwołań do chrześcijaństwa (kościół, modlący się ludzie, imię Boże wymawiane z szacunkiem). Pewną budującą refleksję po obejrzeniu „Patrioty” mogą też budzić zawarte w nim tragiczne wyznania głównego bohatera, w których przyznaje się on do swych niegdyś bardzo okrutnych czynów, które popełnił w czasie walk z Indianami (widzimy tu bowiem, jak zło, którego się dopuścił, ciąży na życiu Benjamina, wprowadzając weń smutek i emocjonalny ból).
Powyższe, to wartościowe, ale jednak poboczne wątki „Patrioty”. Niestety nie do zaakceptowania jest główna linia tego filmu, a więc faktyczna gloryfikacja buntu amerykańskich kolonistów przeciwko legalnej władzy, jaką dzierżyła w owym czasie nad nimi brytyjska Korona. Tak naprawdę, powody dla których wybuchła „rewolucja amerykańska” były błahe, a nazywanie przez ówczesnych jej protagonistów zwierzchnictwa Wielkiej Brytanii mianem „tyranii” było histeryczną przesadą. Po prostu nie godziło się w imię sprzeciwu względem podnoszenia podatków wywoływać zbrojnej rebelii przeciw legalnym władzom. Ba, nawet, gdyby ucisk brytyjskiej Korony nad jej amerykańskimi koloniami był znacznie bardziej dokuczliwy, to i tak nie usprawiedliwiałoby to sięgania po krwawe środki oporu przeciwko takowym. Taki sposób walki nawet z tymi rządami, które rzeczywiście są złe i niesprawiedliwe jest jednak zasadniczo niemoralny. Jakże inaczej postępowali starożytni chrześcijanie, którzy mimo, że też byli uciskani przez rządzących, to jednak – jak uczył papież Leon XIII w swej encyklice „Diuturnum illud”: „Inna sprawa była, gdy cesarze przez swoje dekrety lub pretorzy przez swoje groźby chcieli ich zmusić do sprzeniewierzenia się wierze chrześcijańskiej lub innym obowiązkom: w takich chwilach woleli zaiste odmówić posłuszeństwa ludziom niż Bogu. Wszakże i w podobnych okolicznościach dalecy byli od tego, aby jakikolwiek wszczynać bunt i majestat cesarski obrażać, a jednego tylko żądali, aby wolno im było swoją wiarę otwarcie wyznawać i być jej niezachwianie wiernymi. Poza tym nie myśleli o żadnym buncie, a na tortury szli tak spokojnie i ochoczo, że wielkość ich ducha brała górę nad wielkością zadawanych im mąk„. Nie kwestionujemy tego, iż Stany Zjednoczone przez większą część swego istnienia były w wielu ważnych aspektach porządnym, a czasem nawet wielkim, krajem i państwem, jednak nie możemy pochwalać niemoralnego sposobu powołania ich do życia. Cóż, nawet nieślubne dzieci mogą wyrosnąć na dobrych i przykładnych chrześcijan…
Poza apoteozą zbrojnej rebelii, niepokój budzi też dwuznaczny sposób pokazania tu prywatnej zemsty. W kilku momentach tego filmu jest bowiem wyraźnie zasygnalizowane, iż Benjamin Martin pragnie się po prostu zemścić na okrutnym pułkowniku Tavingtonie i ostatecznie nie spotyka się to z żadną wyraźniejszą sugestią, iż ten jego zamiar był moralnie naganny.
Tak też „Patriota” to film ze złym głównym przesłaniem otoczony dobrymi pobocznymi wątkami. Na płaszczyźnie wizualnej i emocjonalnej, owszem całkiem dobrze się go ogląda – kostiumy, sceny walk, charakter postaci i relacji zachodzących pomiędzy nimi – nieraz mocno przyciągają uwagę widza. Pod powierzchnią tej atrakcyjnej otoczki, kryje się jednak niebezpieczny (szczególnie dla nas Polaków) robak – a jest nimi apoteoza zbrojnych rokoszy przeciw legalnej władzy.
/.../