Leave a Comment W filmie tym poznajemy dość nietypową amerykańską rodzinę 7-letniej dziewczynki o imieniu Olive, która marzy o tytule Małej Miss Słoneczko. Reszta rodziny Olive to:
Richard, głowa domu, specjalista od pozytywnego myślenia i mentalności zwycięzcy, który sam jednak nie potrafi odnieść sukcesu.
Dziadek erotoman, wyrzucony z domu spokojnej starości za używanie kokainy.
15-letni brat Olive, Dwayne, wielbiciel Nietzschego, który nie odezwał się słowem od kilku miesięcy, gdyż ślubował milczeć, dopóki nie dostanie się do akademii lotniczej.
Wujek Frank (brat matki Olive), zdeklarowany „gej”, były profesor literatury, który stracił pracę i reputację wskutek romansu ze studentem i konfliktu z innym profesorem o względy młodzieńca. Przebywa on pod opieką siostry i jej rodziny, gdyż niedawno próbował popełnić samobójstwo, a jego ubezpieczenie nie pokrywa dłuższego pobytu w szpitalu.
Sheryl, matka Olive, zmęczona gospodyni domowa, która próbuje to wszystko „ogarnąć”.
Cała ta, na co dzień dość skłócona, menażeria jednoczy się, bo pomóc Olive spełnić jej marzenie. W tym celu familia wybierze się na konkurs Małej Miss starym Volkswagenem busem do odległego o 800 mil miasta w Kalifornii, licząc, że uda się zdążyć na czas …
Choć ze względu na nadmiar pokazanych, w przychylnym świetle patologii (o czym będzie mowa później) trudno ocenić ten obraz pozytywnie, to, trzeba przyznać, że ma on pewne wyraźniejsze jasne punkty. Przede wszystkim są tu pokazani ludzie, którzy mimo swoich różnych ograniczeń, dysfunkcji i słabości jednoczą się jako rodzina i próbują się wspierać w tym, co postrzegają jako dobro dla swoich bliskich. Film ten pokazuje więc, że nawet rodzina, której daleko do ideału, może być cenną wartością.
Dużą zaletą tej produkcji jest też celna satyra na pewne współczesne mity czy wręcz bożki. Pierwszym z takich bożków jest mit niezwykłej rzekomo skuteczności pozytywnego myślenia, wyśmiany tutaj w postaci ojca rodziny. Z lekką kpiną potraktowana jest tu też (wroga chrześcijaństwu) filozofia Nietzschego. Z najostrzejszą satyrą spotyka się jednak kuriozalny zwyczaj organizowania komercyjnych konkursów piękności dla małych dziewczynek. Niesmaczność i głupota tych konkursów jest tym wyraźniejsza, gdy uświadomimy sobie, że wdzięczące się w bieliźnianym bikini w „dorosłych pozach” dziewczynki to nie małe aktorki, które przesadziły z rolą, a prawdziwe uczestniczki podobnych konkursów. W zatrzymanym kadrze cała rzecz wygląda jeszcze bardziej absurdalnie – trudno odróżnić te dziewczynki (zapewne z natury śliczne dzieci) od lalek, tym bardziej że skóra przynajmniej części z nich pokryta jest jakąś sztuczną warstwą (plastiku?). Na tym tle tym śmieszniejsze wydaje się oburzenie organizatorów takiego konkursu na taniec Olive, która naśladuje striptiz (chociaż po koniec tego przedstawienia i tak jest ona bardziej kompletnie ubrana niż pozostałe dziewczynki). Oczywiście sam pomysł, by mała dziewczynka (lub ktokolwiek inny) wykonywała striptiz jest niesmaczny i zły, jednakże trzeba dodać gwoli sprawiedliwości, że akurat taniec Olive na tle tego co wcześniej można było zobaczyć w konkursie, to szczyt dobrego smaku i niewinności. Poważną więc zaletą tego filmu jest kpina z niszczących naturalne piękno i erotyzujących dzieci komercyjnych konkursów piękności.
Niestety jednak te dość dobre, prorodzinne i satyryczne elementy zostały utopione w potoku rozmaitych pozytywnie pokazanych nieprawości i dewiacji. Mamy więc, przykładowo, w tym filmie sytuację, w której przy rodzinnym stole w obecności małego dziecka i nastolatka mówi się o homoseksualnych związkach jako o czymś normalnym. Źródłem jednak największego zgorszenia jest tu osoba dziadka erotomana, który ma być w zamyśle, mimo wszystko, postacią sympatyczną. Człowiek ten jest nie tylko sam wulgarny i zepsuty, ale też usilnie stara się zgorszyć swojego nastoletniego wnuka i sprowadzić go na drogę rozpusty, a nawet uczy swoją wnuczkę striptizu. I to drugie jego działanie jest nawet pokazane jako coś, co w końcu przynosi „dobry owoc”. Duża część humoru obraca się tu zresztą wokół grzechów nieczystości, takich jak pornografia – w niektórych scenach mocno eksponowane są nawet okładki pism erotycznych (również gejowskich) i bynajmniej nie jest to pokazywane jako coś złego.
Nadto w filmie nie ma żadnych pozytywnych odniesień do chrześcijaństwa, za to 15-letni Dwayne przez większość czasu chodzi w koszulce z napisem „Jesus was wrong”. W pewnej zaś scenie po śmierci dziadka jest wprawdzie między rodziną jakaś mowa o Niebie, ale raczej w takim duchu, że jak się ktoś da lubić, to na pewno tam pójdzie (w domyśle niezależnie od swojej wiary w Boga czy stosunku do Jego przykazań).
Podsumowując, złe elementy filmu jednak przeważają i decydują o jego negatywnej ocenie.
Marzena Salwowska
/.../