Tag Archive: filmy o seryjnych mordercach

  1. American Psycho

    Leave a Comment Główny bohater filmu – Patrick Bateman to wzorcowy przedstawiciel yuppies końca lat 80-tych ubiegłego wieku. Wymuskany, młody profesjonalista z Wall Street, zamieszkujący luksusowy apartament i spotykający się ze stosowną dla siebie „dziewczyną od swobód obywatelskich”. Od podobnie wyglądających, podobnie myślących, przejawiających te same ambicje i bywających w tych samych miejscach kolegów różni go tylko jedno – ogromna żądza mordu, której nie waha się realizować. Na wstępie warto chyba od razu zaznaczyć, że stwierdzenie iż Bateman „nie waha się realizować” swojej żądzy mordu, nie oznacza w tym przypadku, że rzeczywiście dopuścił się on tych zbrodni. Zakończenie filmu pozostawia bowiem widza w niepewności co do tego, czy krwawe mordy miały rzeczywiście miejsce, czy rozgrywały się tylko w wyobraźni bohatera. Właściwie to ta druga opcja wydaje się nawet bardziej prawdopodobna. Nie ma to jednak większego znaczenia dla oceny filmu, gdyż tak czy inaczej, wymyślone, czy też nie, różne perwersyjne pomysły Batemana zostały tu pokazane w sposób zatruwający wyobraźnię. I nie ma co się dziwić, że nie pierwszy już raz w historii kina, stały się one pewną inspiracją do rzeczywistych zbrodni. Myślę, że film ten ma wciąż spory potencjał, by w ludziach jakoś zaburzonych czy zastanawiających się, czy (bądź jak) wkroczyć na ścieżkę zbrodni dodatkowo niszczyć te już nadwątlone bariery, które oddzielają ich od tego kroku. Czynnikiem, który dodatkowo wpływa na niekorzystną ocenę filmu jest fakt, że adaptacja książki zawsze może przyczyniać się do zwiększenia jej poczytności. A sądząc nawet po pobieżnych jej opisach, powieść, na której oparta została ta produkcja, to jeden wielki ściek. Streszczenia tej książki, wskazują bowiem, że mamy tu do czynienia z czymś wyjątkowo plugawym i odrażającym, zarówno jeśli chodzi o ukazywanie krwawej przemocy, jak i seksu (a jedno zazwyczaj łączy się tutaj z drugim). Tak że wydaje się, że ekranizacja tej powieści, choć obfitująca w momenty obsceniczne i tak jest mocno złagodzona. Krótko mówiąc, trudno zrozumieć, że ktoś przy zdrowych zmysłach, uznał, że powieść ta zamiast do spalenia nadaje się do ekranizacji. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak zadać pytanie, czy jest w tym filmie coś pozytywnego, co można by pochwalić? Jednoznaczna odpowiedź na to pytanie jest trudna, ponieważ to, co wydaje się pewną zaletą tej produkcji, jest też po części jej wadą. A chodzi tu mianowicie o wyraźnie satyryczne zacięcie filmu, którego ostrze wymierzone jest w puste, skoncentrowane na wyrafinowanej konsumpcji, pozbawione ideałów młode elity końca lat 80-tych. I choć przedstawione jest tutaj konkretne środowisko w konkretnym czasie, to ta krytyka pozostaje uniwersalna. Pokazuje bowiem, do czego prowadzi bezmyślna pogoń za pieniędzmi i sukcesem, to że konsumpcja różnych dóbr (szeroko pojętych) nie jest w stanie człowieka uszczęśliwić. I że tego rodzaju styl życia może prowadzić do coraz większej wewnętrznej pustki, frustracji i narastającej agresji. Bohater filmu żyje bowiem w świecie, który z jednej strony zachęca do traktowania wszystkiego i wszystkich przedmiotowo, z drugiej oczekuje zewnętrznego dostosowania się do ściśle określonych form zachowania, również pewnej powierzchownej grzeczności i „sympatyczności” w kontakcie z innymi ludźmi. Z jednej strony wymogiem jest nieskazitelna czystość zewnętrzna, z drugiej różne rodzaje moralnego brudu są szeroko akceptowane społecznie (typu zaspakajanie perwersyjnych fantazji z prostytutkami, zażywanie twardych narkotyków, wulgarne i poniżające rozmowy o kobietach w ściśle męskim gronie). Film ten pokazuje, że nie da się z jednej strony pielęgnować w człowieku takich rodzajów zła jak chciwość czy narcystyczne skupienie na sobie, a z drugiej strony oczekiwać, że tak ogólnie będzie on dobrą i życzliwą istotą. Jeśli można coś zarzucić takiej trafności satyry, to jedynie to, że opisywane problemy zdaje się nadmierne łączyć z kapitalizmem, podczas gdy ciężka praca w połączeniu z godziwym bogaceniem, nie jest zła sama w sobie, o ile nie traktuje się tych rzeczy jako bożków. Dlaczego jednak to, że film ten jest pełen czarnego humoru, może być jednocześnie jego wadą? Po pierwsze nie powinno się bestialskiego mordowania ludzi pokazywać w sposób rozrywkowy, bo to uwłacza ludzkiej godności. Po drugie takie podejście czyni jednak bardziej strawnym pokazywane zbrodnie, a sam morderca może wydawać się niektórym widzom nawet „cool”. Podsumowując, zdecydowanie odradzamy obejrzenie filmu, a gdyby ktoś miał w swoim posiadaniu przypadkiem książkę o tym samym tytule, to zachęcamy, bo poszedł śladem pierwszych chrześcijan z Efezu (Dz 19,18-19), czyli dosłownie zniszczył ten diabelski pomiot. Marzena Salwowska /.../
  2. Zły Samarytanin

    Leave a Comment Głównym bohaterem tego filmu jest Sean, który pracując jako parkingowy w luksusowej restauracji, jednocześnie „dorabia” sobie wraz z kolegą, włamując się do bogatych domów. Podczas jednej z takich złodziejskich akcji Sean znajduje zakneblowaną, strasznie posiniaczoną i przykutą łańcuchami do krzesła kobietę. W ten sposób dowiaduje się on więc o ponurym i złowieszczym sekrecie właściciela domu, który chciał właśnie okraść. Sean staje więc przed wyzwaniem, czy ratować tę kobietę, narażając przy tym również siebie na poważne niebezpieczeństwo, czy zostawić ją na pastwę psychopaty? Na płaszczyźnie moralnej oraz światopoglądowej film ten można uznać za zasadniczo dobry i godny polecenia, gdyż ukazuje on pozytywną przemianę osoby, która do tej pory trudniła się złodziejstwem w człowieka gotowego z wielkim poświęceniem ratować przed okrutną śmiercią z rąk psychopaty niewinnego bliźniego. I bynajmniej nie mamy tu do czynienia z mogącą być odbieraną jako dwuznaczną historią, w której bohater z jednej strony robi coś poważnie złego (np. kradnie), a z drugiej czyni coś bardzo dobrego (np. ratuje niewinnego od śmierci) – jednocześnie nie żałując i nie reflektując się z czynionych przez siebie nieprawości. W wypadku tego filmu co prawda bowiem tytułowym „samarytaninem” jest złodziej, ale człowiek ten w trakcie rozwijania się filmowej fabuły przechodzi do pozytywnych refleksji nad moralnym złem swego dotychczasowego zajęcia. Jeśli chodzi o wady czy bardziej wątpliwe moralnie elementy omawianej produkcji filmowej to tradycyjnie możemy wskazać tu na nadmiar wulgarnej mowy w niej zawartej. Co prawda poniekąd okrutna tematyka tego obrazu może zdawać się po części tłumaczyć ów zastosowany przez jego twórców zabieg, jednak wciąż podnoszonym przez nas pytaniem jest to, czy rezygnacja z wulgaryzmów albo przynajmniej ich znaczące ograniczenie z pewnością miałoby się wiązać z ryzykiem mniej realistycznego przedstawienia powagi ukazanego w niej zła? Czyż wszak np. w latach 40 – 50-tych XX wieku Hollywood nie kręcił dobrych „dreszczowców” z wyraziście przedstawionymi złymi postaciami, unikając przy tym epatowania widzów potokiem wulgaryzmów? Jako pewną dwuznaczność można by też tutaj nadmienić wydający się być zbyt lekko przedstawionym wątek nierządu (czyli: seksu przedmałżeńskiego), którego dopuszcza się główny bohater, a także nieco lekceważące wypowiadanie się przez niego na temat religii. Z drugiej jednak strony te zachowania Seana mają miejsce, gdy dopuszcza się on jeszcze kradzieży i nie zostaje on postawiony przed wyzwaniem mającym przewartościować jego podejście do życia. Podsumowując zatem: film ten de facto opowiada o tradycyjnie chrześcijańskiej postawie, którą Pismo święte ujmuje w słowach: „Ratuj wleczonych na śmierć, wstrzymaj rózgi, by nie zabijały” (Przysłów 24, 11), a także wskazuje na słuszność biblijnego nauczania o tym, że „miłość zakrywa wiele grzechów” (1 P 4, 8). Zachęcamy zatem do zapoznania się z tym filmem – choć może jednak bez udziału dzieci i osób w wieku wczesnonastoletnim. Mirosław Salwowski /.../
  3. Alienista (Serial TV, sezon 1)

    Leave a Comment Serial psychologiczno-kryminalny osadzony w realiach Nowego Jorku końca XIX stulecia. Głównym bohaterem tej produkcji jest dr. Laszlo Kreizler, czyli tytułowy alienista (mianem tym określano przed wykształceniem się psychiatrii jako odrębnej dziedziny medycyny lekarzy specjalizujących się w chorobach psychicznych). Znany ze swoich nowatorskich teorii i trudnego charakteru nie jest on ulubieńcem policji, która mimo to (w osobie nowego szefa policji) decyduje się skorzystać z jego usług, kiedy w mieście dochodzi do serii wyjątkowo okrutnych mordów na dzieciach. Większość ofiar to chłopcy zajmujący się „zawodowo” prostytucją. Doktor Kreizler wierzy, że uda mu się odnaleźć mordercę, jeśli tylko dobrze zrozumie jego motywy działania i sens „rytualnych zbrodni”, których się dopuszcza. Tę wiarę sławnego alienisty kwestionuje większość starej policyjnej kadry, podziela natomiast pierwsza kobieta w nowojorskiej policji – Sara Howard. Poza panną Howard alienistę wspiera też jego przyjaciel, ilustrator John Moore. Serial ten jest istną mieszaniną dobrych ziaren z niskiej jakości czy wręcz szkodliwym zasiewem. Ponieważ po bliższym przyjrzeniu zdaje się jednak przeważać to drugie, jego ocena całościowa jest negatywna. Widać tu przede wszystkim prawie bezkrytyczne podejście twórców tej produkcji do ojców psychoanalizy, których uosobieniem jest doktor Kreizler (jest on nawet z pochodzenia Austriakiem jak Freud). Mimo że diagnozy, które stawia, zdają się pochodzić głównie z jakichś jego własnych doświadczeń, luźnych obserwacji, intuicji i nieocenionego „widzimisię”, to jego swoista charyzma i niezbite przekonanie o własnej racji, intelekcie i naukowości sprawiają, że otoczenie często przyjmuje je niczym prawdy objawione. Serial ten więc uczy widzów przesadnego zaufania do niezweryfikowanych teorii, jeśli tylko mają one pozory naukowości. W fikcji tej (co często niestety również spotyka się w prawdziwym życiu) zadufany w swoją mądrość naukowiec stosuje swoje teorie na pacjentach, co gorsze nawet na dzieciach. Już w początkowych scenach dowiadujemy się tutaj na przykład, że Kreizler przekonał pewną nieszczęsną matkę, że powinna w pełni zaakceptować pragnienie swego syna, by ubierać się i zachowywać jak dziewczynka. Nie zaskakuje też niechęć Alienisty do Boga i religii, wyrażana dość dobitnie. Szczególnie wrogi jest on chrześcijańskiej moralności. Zdaje się zakładać, że to jego dopiero co powstająca nauka jest bardziej uprawniona do określania, co jest dobre, a co złe; co może być akceptowalne społecznie, a co jednak nie. Jest tu wyraźnie w świetle pozytywnym ukazane bałwochwalcze podejście do nauki, od której „nowy człowiek” ma już nie tylko naiwnie oczekiwać rozwiązania wszelkich zagadek i problemów swoich i świata, ale też pouczeń moralnych i jakiejś formy wyzwolenia czy zbawienia. Innym wyraźnie niebezpiecznym i fałszywym poglądem tu lansowanym jest przekonanie, że główne źródła zła (poza religią) to społeczeństwo i rodzina. Zły człowiek jest zaś w istocie tylko skrzywdzonym przez te czynniki dzieckiem. Pomija się tutaj jakby zupełnie kwestię skażenia ludzkiej natury przez grzech pierworodny oraz indywidualnych wyborów ludzkiej woli i odpowiedzialności za nie. Serial ten zawiera też dość wyraziste sceny heteroseksualnego nierządu i bardziej oględnie pokazaną prostytucję dziecięcą. Jest w nim też dużo elementów związanych z makabrycznymi mordami, które są tematem serialu. Choć w produkcji tej nie pokazuje się samego aktu zbrodni, to jednak wydaje się ona nadmiernie, w zbytnich szczegółach i bez konieczności dla rozwoju akcji epatować widza zdjęciami i opisami dokonanych zbrodni. Co gorsza, twórcy tego serialu powinni być świadomi, że epatowanie takimi rzeczami, może w niektórych umysłach wzbudzać chęć naśladownictwa. W końcu dowiadujemy się przecież, że morderca dzieci odtwarza wiele szczegółów indiańskich rzezi na osadnikach, którymi był w dzieciństwie często straszony przez rodziców. Serial ten, jak zaznaczyłam na początku, nie jest jednak pozbawiony pewnych wyraźniejszych zalet. Do mocniejszych punków tej produkcji zaliczyć można piętnowanie przymykania oczu na wykorzystywanie dzieci i nastolatków w tzw. seksbiznesie. Zjawisko to jest tu tym bardziej szokujące oraz wyraziście pokazane, że społeczność, która przymyka na nie oczy, ogólnie rzecz biorąc, szczyci się wysokimi standardami moralnymi, a młodej damie nawet nie przystoi użycie słowa „seks”. Elity miasta i duża część policji, pokazane jako kręgi dość skorumpowane, egoistyczne i przeżarte pychą nie przejmują się zjawiskiem dziecięcej prostytucji, tak że nawet działają tu praktycznie bez przeszkód specjalne domy publiczne. Jako wyjaśnienie tej sytuacji wskazuje się w serialu na to, że wykorzystywane dzieci pochodzą z biednych rodzin, czyli z warstwy ludzi, których los i życie, ma w oczach uprzywilejowanych niewielkie i służebne znaczenie. Mówiąc w uproszczeniu, skoro ich „przeznaczeniem” jest służyć bogatszym czy lepiej urodzonym, to mogą też czasem służyć też do zaspakajania perwersyjnych zachcianek, tym bardziej że im się za to płaci, nie mają więc co tak narzekać. Takie wyjaśnienie, dlaczego w niektórych społecznościach czy kręgach to zjawisko może być tolerowane na dużą skalę, wydaje się całkiem sensowne i uniwersalne. Zwrócić też należy pozytywną uwagę na wyraźne dobro, które czynią niektóre postaci tego serialu, czy też usiłują czynić. Niewątpliwym dobrem jest poszukiwanie i schwytanie mordercy. W przypadku jednej z postaci też widać jej wyraźny pozytywny rozwój. Chodzi tu o ilustratora – Johna Moore, który na początku jest pokazany jako nieodpowiedzialny alkoholik, oddający się rozpuście w domach publicznych. Człowiek ten, w dużym stopniu pod wpływem zakochania w dziewczynie o wyższych niż on sam moralnych standardach i ambicjach, wyraźnie zmienia się na lepsze. Walczy ze swoim alkoholizmem, a nadto bierze niejako na siebie odpowiedzialność za jednego z chłopców, którego spotyka podczas śledztwa i stara się go wyciągnąć ze światka prostytucji. Pewną pozytywną przemianę przechodzi też postać tytułowa. Doktor Kreizler z czasem trochę jakby pokornieje i dopuszcza do siebie myśl, że inne osoby też mogą mieć trochę racji. W jednej z końcowej scen przyznaje nawet przed swoim ojcem, że niesprawiedliwie obarczał go odpowiedzialnością za wszystkie swoje złe wybory. Docenić też można to, że zamierza szybko oświadczyć się swojej wybrance (z którą już niestety dopuścił się przedmałżeńskiego pożycia), co w jego towarzystwie może nie być mile widziane, gdyż jest to jego własna służąca, Indianka. Najbardziej pozytywną postacią (choć w końcu też daje się przekonać do pewnego publicznego kłamstwa) jest tutaj jednak zdecydowanie nowy szef policji. Ten młody ojciec rodziny wykazuje iście wiktoriańskie umiłowanie czystości i dobrych obyczajów, jednak pozbawione obłudy, którą odznacza się ukazana tu elita Nowego Jorku. Jest też człowiekiem zdeterminowanym, by jak najlepiej wykonywać swoją pracę i oczekuje tego samego sprawiedliwie od swoich podwładnych, nie tolerując korupcji czy niedbalstwa. W odróżnieniu od swojego poprzednika nie zamierza też wysługiwać się najbogatszym obywatelom miasta. Mimo tych wyraźniejszych zalet, ocena serialu pozostaje jednak negatywna, głównie ze względu na wyraźny tu zasiew fałszywych doktryn i epatowanie makabrą. Marzena Salwowska /.../
  4. Psychoza

    Leave a Comment W mieście Phoenix w stanie Arizona pewna sekretarka spotyka się w motelu ze swoim rozwiedzionym kochankiem o imieniu Sam. Marion Crane, bo tak nazywa się owa dziewczyna, chciałaby bardzo, by związek ten przestał być potajemny i daje mężczyźnie do zrozumienia, że oczekuje, by ją poślubił. Sam, mimo że również pragnie związać się z dziewczyną, uważa, że nie jest na razie w stanie zrealizować tego z przyczyn finansowych, gdyż musi nie tylko płacić alimenty byłej żonie (do czasu aż ta powtórnie wyjdzie za mąż, ale też spłacać długi zmarłego ojca). Po opuszczeniu motelu Marion musi iść do pracy w biurze nieruchomości, w którym zatrudniona jest już od 10 lat. W biurze tym pojawia się potentat naftowy Tom Cassidy, który kupuje dla swojej córki w prezencie ślubnym dom za 40 tys. dolarów.  Szef Marion zaniepokojony taką sumą pieniędzy mówi Marion, aby złożyła je w sejfie w banku, a on w poniedziałek wypisze czek. Dziewczyna jednak zamiast do banku udaje się do domu, pakuje walizkę i wyjeżdża z gotówką z miasta. Zbaczając z głównej drogi, zatrzymuje się na noc w rzadko uczęszczanym motelu. Właścicielem tego miejsca jest robiący miłe wrażenie, nieco nieśmiały młody mężczyzna – Norman Bates. Norman, który jak twierdzi, opiekuje się w domu obok chorą (i nader zaborczą) matką, proponuje pannie Crane wspólną kolację. Od tego momentu historia Marion zmierza już wyraźnie do tragedii … „Psycho” Anthony Perkins & Janet Leigh 1960 Paramount Photo by William Creamer **I.V. Na wstępie omówienia tego obrazu warto przypomnieć, że na naszym portalu nie oceniamy zasadniczo filmów wedle klucza ich artystycznej wartości, lecz według ich światopoglądowej i moralnej treści (patrząc z chrześcijańskiej perspektywy). Dlaczego zatem produkcja ta została oceniona negatywnie (-1)? Odpowiadając na to pytanie, trzeba najpierw przypomnieć, że film ten pochodzi z roku 1960, a zatem ma już 60 lat. Od czasu jego powstania świat kina zmienił się niestety pod wieloma względami na gorsze, tak że jako widzowie zostaliśmy przyzwyczajeni do oglądania scen o wiele bardziej gorszących czy drastycznych niż pokazane w tej produkcji. Może dziś trochę trudno nam zrozumieć, że film ten mógł tak szokować odbiorców, że organizowano przeciw niemu protesty, a niektóre wpływowe środowiska katolickie nawet domagały się jego całkowitego zakazu. To jednak nie świadczy źle o tych oburzonych, ale raczej o naszej utracie wrażliwości. Krótko mówiąc „zgorszonego nic nie zgorszy”. Głównym zarzutem wobec tego filmu jest to, że wyraźnie przesuwa granice w niebezpieczną stronę. Przesuwa te granice w sposób oczywisty, jeśli chodzi o tworzenie scen mordu charakteryzujących się niezwykłą intensywnością. Pamiętny moment zadźgania Marion pod prysznicem jest tak opracowany, by być „wisienką na torcie” tego filmu. Można zatem powiedzieć, że „Psychoza” jest jednym z prekursorów tych filmów i seriali o seryjnych mordercach, w których bardziej liczy się „wirtuozeria zbrodni” bądź też mistrzostwo ukazania tejże od wartościowszych rzeczy takich jak na przykład schwytanie zbrodniarza czy tryumf sprawiedliwości. Innym przykładem przesuwania granic w niewłaściwą stronę jest tu kluczowa postać Normana Batesa. I tu film zdaje się prekursorem postrzegania morderców z zaburzeniami psychicznymi jako osoby z góry zwolnione z jakiejkolwiek odpowiedzialności moralnej za popełnione czyny. Odwraca bowiem porządek rzeczy w sposób raczej trudno dla widza zauważalny. Warto więc przypomnieć, że niepoczytalność jest stanem, który stwierdza sąd na podstawie opinii biegłych, jednakże to nie biegli są sędziami w takiej sprawie i nie do nich należy decyzja o uznaniu oskarżonego za poczytalnego, bądź nie, w chwili popełnienia przestępstwa. W zakończeniu „Psychozy” natomiast to właśnie psychiatra w sposób autorytarny, wykluczający z góry wszelkie wątpliwości decyduje o całkowitym zwolnieniu od odpowiedzialności Normana za popełnione morderstwa. I chociaż akurat Bates rzeczywiście wydaje się popełniać morderstwa w stanie niepoczytalności (przekonany, że czyni to jego matka), to problemem jest tu przyzwyczajanie widza do przekonania, że w zasadzie żaden morderca nie decyduje o swoich wyborach, lecz głównie jego dzieciństwo. Wszystkiemu więc winni są rodzice i stłamszona seksualność. Taką właśnie freudowską wizję człowieka przedstawia się w finale widzowi jak prawdę objawioną i taka wizja powielana będzie później w rozlicznych filmach i serialach o zbliżonej tematyce. Bezkrytyczne promuje się tu więc sprzeczną z chrześcijaństwem teorię, w której człowiek jest istotą w zasadzie bezwolną, bo kierowaną przez nieświadomość. Ostatnim polem przesuwania granic (choć chronologicznie pierwszym), na które chcemy zwrócić uwagę naszego czytelnika, są kwestie obyczajowe. Film otwiera bowiem scena, w której dość roznegliżowana para leży na motelowym łóżku i widz nie ma wątpliwości, że pomiędzy tym dwojgiem doszło niedawno do pozamałżeńskiego zbliżenia. Choć scena ta pewnie dziś nikogo nie zszokuje, a może nawet większości widzów wyda się „niewinna”, to warto przypomnieć, że swego czasu była „przełomowa”, gdyż po raz pierwszy w zatwierdzonym przez cenzurę filmie pokazano kobietę w samej tylko bieliźnie. Oczywiście poza tymi złymi czy wątpliwymi elementami w filmie tym jest też wątek, który można docenić ze względów moralnych. Chodzi tu o sposób pokazania kradzieży, której dokonuje Marion. Historia panny Crane ilustruje bowiem jak jeden zły czyn może pociągnąć za sobą lawinę zdarzeń trudną do zatrzymania. Marion zresztą w końcu posłucha wyrzutów sumienia i po autorefleksji zamierza zwrócić skradzioną sumę. Choć to, że ginie wkrótce po dokonaniu tej dobrej decyzji w zestawieniu z wymową całości filmu też może być dwuznaczne i podkreślać atmosferę bezwolności człowieka zdeterminowanego przez los. Pewnym moralnym smaczkiem może być natomiast fakt, że do kradzieży w ogóle by nie doszło, gdyby właściciel pieniędzy nie lekceważył obowiązującego prawa, które zabraniało transakcji gotówkowych na tak wysokie sumy. Można więc powiedzieć, że jego postawa została tu ukarana. Niemniej nad pozytywnymi elementami tej produkcji zdają się przeważać te negatywne, ze szczególnym uwzględnieniem nadmiernej intensywności scen mordu, która ma najwyraźniej ekscytować widza. Marzena Salwowska /.../
  5. Zodiak

    Leave a Comment Oparty na faktach film opowiada o śledztwie, którego podjęli się policjant Dave Toschi oraz dziennikarz Paul Avery i znajomy tego drugiego, rysownik komiksów, Robert Graysmith (któremu poświęca się w tej produkcji chyba najwięcej uwagi), aby zdemaskować tożsamość seryjnego mordercy terroryzującego San Francisco, znanego jako „Zodiak”. Podstawową zaletą tego filmu Davida Finchera jest ukazanie w dobrym świetle zaprzęgnięcia inteligencji do służby społeczeństwu – wszyscy istotni dobrzy bohaterowie robią bowiem niewątpliwie właściwy użytek ze swego rozumu, prowadząc analizy poszlak i dowodów mogących ich doprowadzić do przestępcy. Mamy tu też pochwałę tradycyjnych cnót takich jak dążenie do sprawiedliwości – złapania i ukarania przestępcy – oraz do ochrony ludzi przed czynami szaleńca, a także odwaga, wytrwałość, bezinteresowność i rozwaga, których to cnót praktykowania dają przykłady przedstawione postaci. Odwaga potrzebna była Paulowi Avery’emu po to, by kontynuować śledztwo mimo gróźb ze strony „Zodiaka”, który dawał do zrozumienia, iż chce pozbawić go życia, a także Robertowi Graysmithowi otrzymującemu w pewnym okresie głuche telefony, które mogły być odczytane jako niedwuznaczny znak, dawany mu, by porzucił swe dochodzenie. Przykładem wytrwałości jest szczególnie postępowanie tego drugiego bohatera, który z nieprawdopodobnym wręcz oddaniem starał się dotrzeć do prawdy, podczas kiedy dwóch pozostałych ogarniały już uczucia zwątpienia i znużenia. Owe uczucia nie były zresztą z ich strony przejawem jakiejś szczególnej słabości charakteru, jako że śledztwo w sprawie „Zodiaka” ciągnęło się latami, wiele zaś obranych dróg do odnalezienia przestępcy okazywało się błędnymi (sam widz może uszczknąć nieco z owych doświadczeń bohaterów filmu, ponieważ jego długość i wielowątkowość sprawiają, iż mimo wartkiej i wciągającej akcji udziela mu się zmęczenie postaci). Można również rzec, iż Graysmith cechuje się też bezinteresownością, zaznaczono bowiem w jednej scenie, że nie dąży on do wykrycia Zodiaka ze względu na perspektywę jakiejkolwiek osobistej korzyści. Na koniec warto wskazać na przykład rozwagi wykazywanej przez pozytywnych bohaterów, a za taki można uznać spełnianie w imię dobra wspólnego pewnych żądań mordercy (chodziło o drukowanie w gazecie listów zawierających jego chore wynurzenia po to, by uniknąć morderstw, którymi groził on w przypadku odmowy publikacji). Uleganie takim żądaniom nie było z pewnością na płaszczyźnie psychicznej niczym przyjemnym, ale jako że nie stanowiło samo w sobie grzechu, można je uznać za dobrą i rozsądną decyzję.  Zaletą tego filmu jest też to, iż nie ma w nim bluźnierstw, nie epatuje on widzów seksem, nagością, nieskromnością, obscenicznością, a nawet przemocą, której nadmiar łatwo wszak byłoby uzasadnić kręcąc film o seryjnym mordercy. Mamy tu dwie sceny morderstw, ale są one ukazane dość oszczędnie; zamiast pokazywać litry krwi czy wyprute wnętrzności większość filmu stara się wzbudzać w widzu uczucie kontrolowanego napięcia, używając do tego muzyki, operując ciemnością albo stawiając oglądającego film (zwłaszcza po raz pierwszy) przed niepewnością, co będzie dalej. Nie ma też problemu z jakąś rażącą wulgarnością; co prawda w tabelce zaznaczono, iż występuje tu umiarkowana ilość nieprzyzwoitego języka, ale należy przez to rozumieć raczej dolną granicę tego, co da się określić jako „umiarkowaną ilość”, zwłaszcza że film jest długi, przez co ów element jawi się jako mało istotna część całości dzieła. Jako niedoskonałość owego filmu wskazać można fakt, iż Graysmith, będący rozwodnikiem, wiąże się w nim na pewnym etapie z pewną niewiastą, co nie jest napiętnowane, lecz z drugiej strony nie jest też ukazywane jako coś pozytywnego. Mamy tu do czynienia raczej z suchą relacją. W pewnym momencie pojawia się też w opowiadanej historii użycie przez drugoplanową postać kłamstwa „w dobrej sprawie”, tzn. w celu złapania zbrodniarza, co nie jest jakoś krytykowane czy pokazane jako kontrowersyjne (nie jest też jednak jawnie pochwalane).   Zatem wobec powyższych zalet i braku istotnych wad można uznać „Zodiaka” za dzieło będące nie tylko udanym artystycznie dreszczowcem, ale i godnym polecenia pod względem moralnym filmem.  Michał Jedynak /.../
  6. Monster

    Leave a Comment

    Film oparty na prawdziwych wydarzeniach, które w latach 1989-1990 rozegrały się na Florydzie. Wtedy to Aileen Wuornos, „zapracowała” sobie na swój osławiony przydomek Monster (Potwór), mordując dla większego zysku 7 spośród swoich klientów (od lat trudniła się prostytucją). Duża część scenariusza jest też poświęcona romansowi głównej bohaterki z młodą lesbijką o imieniu Tyria. Dziewczynę tę Aileen wzięła na swoje utrzymanie, co w pewnej mierze skłoniło ją zresztą do mordowania klientów, gdyż zarobki z prostytucji nie były wystarczające, by zapewnić kochance dostatnie i wygodne życie.

    Mimo że film ten oceniamy zasadniczo negatywnie, to nie jest on całkiem pozbawiony zalet. Przede wszystkim dość wiernie pokazuje on przebieg owych tragicznych zdarzeń, a także osobowość Wournosi oraz motywy, jakimi się ona kierowała. Nie czyni się tu więc z głównej bohaterki tabloidowego potwora całkiem bez serca i sumienia, lecz z monstrum wyziera tu twarz zwykłej kobiety, która ma i jakieś serce i sumienie, ale z obu robi fatalny użytek.

    Inną zaletą filmu jest to, że w pogoni za „uczłowieczaniem” Wuornos nie „odczłowiecza” się tu wszystkich jej ofiar. Wprawdzie pierwszy z zabitych pokazany jest w taki sposób, że budzi jedynie antypatię, nadto trudno, aby mężczyźni korzystający z tego rodzaju „usług”, jakie oferuje Aileen, budzili jakąś szczególną sympatię widza, jednakże mogą oni wzbudzać pewną litość czy nawet współczucie, gdyż chyba nikt nie chciałby rozstawać się z życiem w sytuacji ciężkiego grzechu, mając niewiele czasu na żal i skruchę. Na marginesie warto tu zauważyć, że sama Wuornos, kiedy już zostaje ujęta i skazana na śmierć, jest w o wiele lepszej sytuacji niż jej cudzołożne (w większości) ofiary, ona bowiem ma zapewniony sprawiedliwy proces, a po skazaniu dużo czasu na żal za popełnione zbrodnie. Warto zatem docenić fakt, że twórcy tego filmu zniuansowali postawę i zachowania ofiar Wuornos, do tego stopnia, że jeden z tych mężczyzn jest nawet dobrodusznym człowiekiem, który chce jej tylko bezinteresownie pomóc, a ona mimo wszystko go zabija.

    Jeśli chodzi o wady tego filmu, które jednak przeważają jego zalety, to najpierw należy postawić pytanie, czy w filmie o tak drastycznej tematyce nie dałoby się mniej dosadnie pokazać takie złe rzeczy jak: przemoc, wulgarny język czy obsceniczność i seksualna niemoralność. Myślę, że śmiało da się odpowiedzieć na to pytanie „tak”, gdyż wszystko to można ukazać równie dobrze w bardziej subtelny, zawoalowany sposób, czy nawet, jak twórcy dramatu starożytni Grecy, rozgrywając pewne rzeczy, których nie godzi się oglądać, poza sceną. Dla chcącego nic trudnego. Wszak za czasów obowiązywania chwalebnego Kodeksu Haysa filmowcy radzili sobie jakoś z pokazywaniem filmów o tematyce kryminalnej czy katastroficznej.  Gwoli jednak sprawiedliwości trzeba przyznać, że ujęcia mordu nie są w tym filmie aż tak plastyczne (jednak nie jest to styl Tarantino), choć zdarzają się też bardziej drastyczne ujęcia. To samo dotyczy scen erotycznych, które są raczej sugerowane niż naturalistyczne. Inaczej się niestety ma kwestia wulgarnego języka i lubieżnych rozmów często obecnych w tym filmie i prezentowanych bez większych zahamowań.

    Główną jednak wadą tej produkcji jest jednak „romantyzowanie” wizerunku Wuornos i pewnego rodzaju kreowanie jej na symbol buntu przeciw patriarchalnemu i tradycyjnemu społeczeństwu, z wyraźną sugestią, że w sumie to Wuornos nie miała wielkiego wyboru, żyjąc w takim społeczeństwie, gdyż albo musiała zacząć zabijać, albo nadal dać sobą pomiatać. Z owej seryjnej morderczyni czyni się tu wręcz feministyczną bohaterkę, która przeciwstawia się światowi rządzonemu przez mężczyzn. Co też przypieczętowuje jej lesbijski związek z drugą kobietą.

    Wyraźne są też w tym filmie wątki antychrześcijańskie. Przykładowo, próbę powstrzymania młodej dziewczyny przed wejściem na drogę destrukcyjnego zboczenia przedstawia się tu jako zwykłe kołtuństwo.

    Nadto sztucznie romantyzowana jest tu właśnie owa występna lesbijska relacja pomiędzy Aileen a Tyrią, co oczywiście też jest poważną wadą filmu.

    Z powyższych więc względów zdecydowanie nie polecamy tej produkcji szerszej publiczności, co najwyżej osobom, które, wbrew intencjom jej twórców, chcą przypomnieć sobie, bądź innym, dlaczego kara śmierci za najpoważniejsze przestępstwa jest nie tylko sprawiedliwa i społecznie potrzebna, ale też miłosierna wobec skazańca, któremu ułatwia skruchę i opamiętanie.

    Marzena Salwowska /.../