Akcja filmu rozpoczyna się zasadniczo w 1928 r., kiedy to podczas wykopalisk archeologicznych w Gizie odkryte zostają kamienne tablice z hieroglifami, których nikt nie potrafi odczytać oraz blisko 10-metrowej średnicy pierścień wykonany z nieznanego na Ziemi metalu. Po kilkudziesięciu latach badania nad owym tajemniczym zjawiskiem przejmują Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych, które werbują do współpracy dr. Daniela Jacksona, młodego, lecz już wybitnego, znawcę kultury i języka starożytnego Egiptu. Doktor Jackson dokonuje poprawnego tłumaczenia hieroglifów z tablic znalezionych z pierścieniem, czyli tytułowymi Gwiezdnymi Wrotami, które okazują się urządzeniem umożliwiającym podróże na inne planety. Po odnalezieniu przez młodego naukowca siódmego symbolu potrzebnego do ich uruchomienia możliwe staje się połączenie między Ziemią a planetą Abydos. Dzięki sondzie wysłanej przez Gwiezdne Wrota okazuje się, że atmosfera na tej planecie jest niezwykle podobna do ziemskiej, nic więc nie stoi na przeszkodzie, by wysyłać tam wraz z dr Jacksonem ośmioosobową drużynę zwiadowczą z załamanym po śmierci syna pułkownikiem O’Neilem na czele. Bohaterowie filmu nie są oczywiście do końca przygotowani na to, co czeka ich po przekroczeniu Gwiezdnych Wrót …
Zacznijmy od tego, że gdyby nie pewnego rodzaju fałszywa doktryna, która nakręca całą akcję filmu (o której mowa będzie później), to „Gwiezdne Wrota” można by uznać za całkiem dobrą i prorodzinną produkcję. Mamy tu bowiem wyraźnie pozytywnych bohaterów, którzy kierują się szlachetnymi, nieegoistycznymi pobudkami. Mamy tu też tak ważne sprawy, jak obrona prawdy, pomoc słabym i uciśnionym czy odpowiedzialność indywidualna za losy naszej planety. Jest też krzepiący wątek mężczyzny, który podnosi się z załamania po utracie dziecka. Pozytywnie ukazywany jest tu także wysiłek w podejmowaniu dialogu pomiędzy ludźmi z różnych cywilizacji, jak również cnota gościnności. Pochwalić też można wątek romansowy filmu (może poza niepotrzebnym ukazywaniem dość namiętnych pocałunków), w którym bohater łagodnie odrzuca oferującą mu się erotycznie dziewczynę, mimo że niewątpliwie jest ona dla niego atrakcyjna. Na zbliżenie z nią (zasugerowane, ale nie pokazane w filmie) decyduje się dopiero wtedy, kiedy okazuje się, że jest jej małżonkiem. W praktyce więc wątek ten jest pochwałą czystości przedmałżeńskiej. Nie ma tu też obscenicznych rozmów, nieprzyzwoitych żartów ani też zasadniczo wulgarnej mowy (jest kilka wyjątków, choć są to raczej „słowa z pogranicza” niż wulgaryzmy).
Niestety wszystkie powyższe zalety filmu przypominają ładne opakowanie, pod którym kryje się dość szkodliwa zawartość. Zawartością tą jest upowszechnianie fałszywego poglądu, jakoby cywilizację na Ziemi zapoczątkowali jacyś pozaziemscy przybysze. Rzecz taką w filmie fantastyczno-naukowym można by jeszcze uznać za nieszkodliwą bajkę, gdyby nie fakt, że takie i tym podobne teorie są głoszone na poważnie już od lat przez różne mniej lub bardziej wpływowe autorytety, zyskując nawet poklask i swoich wyznawców. Jednakże, o ile jeszcze można się spierać, czy ogólna wiara w istnienie pozaziemskich cywilizacji jest sama w sobie duchowym zagrożeniem dla chrześcijan (wszak Biblia nie zaprzecza wprost możliwości istnienia pozaziemskich cielesnych istot), to już twierdzenie, jakoby cywilizacja na Ziemi została zainicjowana przez „Obcych” jest jawnie heretyckie i ma za zadanie osłabiać naszą wiarę w autorytet Biblii. Teoria ta jest nie do pogodzenia ze Słowem Bożym, z tego prostego powodu, że początki ludzkiej cywilizacji (i to te najbardziej zamierzchłe) zostały opisane w sposób ciągły w Piśmie świętym i jedynymi obcymi istotami, które przerastają nas intelektem i zdolnościami, jakie znajdziemy w tej historii, są anioły, te dobre i te upadłe. Nie do pogodzenia ze Słowem Bożym jest też koncepcja, że pod wizerunkami egipskich bóstw, kryły się cielesne byty z innych planet, gdyż Biblia wskazuje, że za owymi bóstwami chowały się demony. Nadto, w filmie pokazana jest też pozytywnie zabobonna wiara w moc talizmanu.
Odradzamy zatem tę produkcję, gdyż w miłym opakowaniu sprzedaje ona teorie, których ukrytym celem jest odwodzenie ludzi od Prawdziwego Boga, i w dalszej perspektywie, skłanianie ich do oddawania wręcz boskiej czci demonom, które pragną teraz uchodzić za pozaziemskich twórców naszej cywilizacji.
Marzena Salwowska /.../