Leave a Comment Vito Corleone to człowiek, który w ciągu kilku dekad z biednego sycylijskiego imigranta stał się „ojcem chrzestnym” jednej z najpotężniejszych mafijnych rodzin w USA. Ma on oddaną żonę, córkę Connie oraz trzech synów: Santina, Frederica, Michaela, spośród których najstarszy (Santino) szykowany jest na jego następcę. Kiedy jednak Don Corleone zostaje postrzelony na rozkaz innej rodziny, niezadowolonej z tego, że odrzucił ich propozycję współpracy (wejścia w nowy narkotykowy biznes), wybucha „wojna” w której Santino niezbyt sobie radzi jako nowy Don. Z pomocą bratu, a przede wszystkim, by chronić rannego ojca, przybywa więc Michael, najmłodszy z braci, świeży weteran i bohater II wojny światowej, który wcześniej nie chciał mieć nic wspólnego z rodzinnym interesem. Dalsza część filmu, jak się łatwo domyślić, pokazuje drogę tego młodego, ambitnego człowieka na szczyty władzy i jego przemianę w bezwzględnego Dona rodziny Corleone.
„Ojciec Chrzestny” jest jednym z tych filmów, których wydźwięk ogólny jest raczej negatywny i które, zasadniczo, przynoszą więcej złego niż dobrego, którym jednak trudno jest odmówić pewnych istotniejszych zalet. Pomijając nawet same, raczej niekwestionowane, walory artystyczne tego obrazu (na tych kwestiach akurat nasza strona się nie skupia), trzeba docenić fakt, że film ten wyraziście pokazuje pewne mechanizmy działania mafii, jej okrucieństwo, bezwzględność i zdolność do korumpowania reszty społeczeństwa na różnych poziomach.
Ukazana jest tu też historia, która może być lekcją, by usilnie uciekać od zła, zwłaszcza tego, które jest nam najbliższe, znajome i najbardziej akceptowane w naszym otoczeniu. Mamy tu bowiem Michaela, odważnego i szlachetnego młodego człowieka, który, choć kocha swoją rodzinę, nie chce mieć z początku nic wspólnego z „rodzinnym biznesem”. Jednakże właśnie miłość do rodziny i chęć jej chronienia staje się dla niego sidłem, a jeden zły wybór pociąga za sobą kolejne. Obserwujemy więc, jak z sympatycznego młodego człowieka, który jako żołnierz wcześniej walczył ze „złem tego świata” sam staje się „złem tego świata”, z którym należy walczyć.
Film ten pokazuje też po części hipokryzję włoskich mafiozów, którzy uwielbiają kreować się na dobrych członków Kościoła i rzec można, kochają pierwsze miejsca w kościelnych ławkach, a jednocześnie dopuszczają się różnych zbrodni i nieprawości, których potępienie słyszą nieraz z ambon. Jednym z przykładów takiego zakłamania jest scena, w której to Michael wyrzeka się ustami „Szatana i wszystkich jego dzieł”, a jednocześnie, w tej samej chwili w innej części miasta z jego rozkazu dokonuje się rzeź. Widzimy zresztą, że bohaterowie tego filmu w pełni zdają sobie sprawę z własnej dwulicowości i z tego, że ich postępowanie stoi w sprzeczności z nauczaniem Kościoła, który, jak twierdzi Vito Corleone, jako jedyny zakazuje takich rzeczy jak hazard, pijaństwo czy prostytucja, podczas gdy wszyscy inni ich pragną.
Film ten ma więc pewne zalety, opisane powyżej, które jednak nie równoważą jego ogólnej wymowy. Jako całość jest to bowiem dzieło dwuznaczne, a momentami cyniczne. Zło zasadniczo tu tryumfuje, rzeczy takie jak bezprawie, chciwość czy okrucieństwo są pokazywane często jako element „wojennej” strategi, a sprytniejsi złoczyńcy, tacy jak Vito czy Michael są przedmiotem szacunku i podziwu i zasadniczo odnoszą życiowy sukces (mimo pewnych osobistych strat). Nie ma tu też właściwie żadnej przeciwwagi dla rodziny Corleone, w postaci, chociażby jakiegoś dobrego stróża prawa (wręcz przeciwnie są tu tylko skorumpowani policjanci). Sympatia widzów zatem w naturalny sposób zwraca się w stronę rodziny Corleone, zwłaszcza gdy zostają zaatakowani przez innych bandytów tego samego rodzaju.
Film ten łatwo też może skłaniać niektórych widzów do naiwnego utożsamiania niektórych tradycyjnych wartości czy postaw takich jak silna patriarchalna rodzina, przywiązanie do Kościoła, szacunek dla starszych, niechęć do lewicowych odchyleń, cenienie honoru rodziny czy dbałość o dobre obyczaje (niestety tylko kobiet) z mafią. I to jest chyba największym niebezpieczeństwem tego filmu, który może skłaniać niektórych ludzi do zauroczenia tą formą zła, która przybiera pewne pozory prawdziwego dobra i przymykania na nią oka. Mafia tu pokazana może bowiem wręcz jawić się niektórym jako ostoja pewnego społecznego ładu i wartości. I chociaż dla w miarę zdrowego moralnie widza nie wszystko, co czyni ta organizacja, będzie „do przełknięcia”, to wielu może jednak przyswoić sobie zgubną myśl, że podobne twory, czyli jakieś silne organizacje, które stawiają się ponad władzą danego państwa i roszczą sobie prawo do wymierzania własnej sprawiedliwości i utrzymywania własnego porządku, są dopuszczalne.
Podsumowując, filmu tego jednak nie polecamy, tym bardziej że podobno bardzo spodobał się on samej mafii, która mimo pewnych obaw twórców, przyjęła go nie bez przyczyny bardzo przychylnie.
Marzena Salwowska
/.../