Tag Archive: film z dobrym przesłaniem

  1. Panna Nikt

    Leave a Comment Film w reżyserii Andrzeja Wajdy oparty na bestselerowej swego czasu powieści Tomasza Tryzny o tym samym tytule. Fabuła „Panny Nikt” jest dość prosta. Otóż, piętnastoletnia Marysia przeprowadza się wraz z rodzicami i rodzeństwem z biednej wsi pod Wałbrzychem do miasta, gdzie jej ojciec dostaje pracę w kopalni i mieszkanie na blokowisku. Prostolinijnej dziewczynie ze wsi w niemodnych ciuchach raczej nie grozi w nowej szkole nadmiar popularności. Przed losem klasowego wyrzutka chroni ją jednak, biorąc niespodziewanie pod swoje skrzydła, ekscentryczna Kasia. Nowa przyjaciółka Marysi to młoda intelektualistka, szkolna buntowniczka, a przede wszystkim artystka, która za dar tworzenia muzyki oddaje się demonowi. Przyjaźń z Kasią ściąga na Marysię również uwagę ze strony Ewy, zepsutej dziewczyny z bogatego domu. Naiwna dziewczyna szybko więc zostaje wciągnięta do gry, która się toczy pomiędzy jej nowymi koleżankami. „Panna Nikt” to chyba jeden z najbardziej niedocenionych i najmniej kasowych filmów Andrzeja Wajdy, A szkoda, bo prezentuje on zarówno wysokie wartości moralne, jak i artystyczne. Zacznijmy od tych drugich. Twórcom udało się tu przede wszystkim umiejętnie połączyć pewną poetycką subtelność i lekkie zacieranie granic pomiędzy rzeczywistością a światem wyobraźni dorastających dziewcząt, z przejrzystością i logiką zdarzeń oraz wyrazistym ukazaniem realiów życia bohaterek. Docenić też warto ciekawe kreacje trzech (bardzo młodych wówczas) aktorek – Anny Wielguckiej, Anny Muchy i Anny Powierzy, dla których role Marysi, Kasi i Ewy, pozostają, jak dotąd, rolami ich życia. Jeśli zaś chodzi o, istotniejsze niż artystyczne, kwestie światopoglądowe, to i w tym zakresie film zasługuje na wyraźną pochwałę. Nie wiem, jak się ma rzecz z książką, w oparciu o którą powstał scenariusz „Panny Nikt”, ale co do samego filmu to, rzec można śmiało, jest on wręcz chrześcijańskim moralitetem. Mamy tu bowiem historię prostej, dobrej i bogobojnej dziewczyny, która pod wpływem zepsutych koleżanek sama upada coraz bardziej i tragicznie kończy. Dwie przyjaciółki Marysi symbolizują tu dwa różne rodzaje pokuszenia, na które (w niejednakowym oczywiście stopniu) narażony jest każdy człowiek. Kasia reprezentuje bardziej subtelne, duchowe zwodzenie, przede wszystkim na gruncie intelektu i sztuki. Oferuje ona Marysi „oświecenie” i otwarcie na różne, często szkodliwe nurty myślowe, których zrozumienie i chłodna ocena zdają się zresztą przerastać możliwości Marysi. Ewa z kolei reprezentuje prostsze, bardziej, rzecz można, wulgarne pokusy, takie jak ułuda bogactw, przyjemności zmysłowe, blichtr i pycha życia. Marysia niestety nie opiera się długo żadnej z tych pokus. Drobnymi kroczkami, poczynając od małych kłamstw i innych „niewinnych” występków odchodzi ona od chrześcijańskich wartości wyniesionych z domu, co gorsza traci też chyba wiarę w Boga (a przynajmniej mocno w niej ta wiara słabnie), w końcu oddala się nawet od samej siebie, stając się „Panną Nikt”. Wart szczególnej uwagi jest też w tym filmie, rzadko spotykany poza konwencją horroru, wątek opętania młodej dziewczyny na skutek dobrowolnego paktu z diabłem. Chociaż pewnie znajdą się tacy widzowie, którzy w tym wątku widzieć będą jedynie efekt nadmiernie wybujałej wyobraźni nastoletnich bohaterek filmu, to więcej jednak wskazuje na to, że jest tu pokazany prawdziwy przypadek opętania. I jako taki może on być przestrogą, gdyż obrazuje, jak szatan próbuje osiągać swoje cele oferując ludziom to, czego najbardziej pragną ( w tym wypadku nieprzeciętny talent muzyczny), w zamian zyskując władzę nad człowiekiem i możliwość siania destrukcji i zniszczenia na świecie stworzonym przez Boga rękoma ludzi, których ma w swoim władaniu. Chyba jedyne, co można by zarzucić temu filmowi, to pewien klimat beznadziei w końcówce filmu. Jednakże nie jest to rodzaj jakiejś egzystencjalnej beznadziei w stylu: „życie po prostu takie jest – krótkie, ponure i bez sensu”, ale jest to raczej ukazanie stanu, w którym znajdują się ludzie, gdy odchodzą od jedynego źródła prawdziwej nadziei i światła, czyli Boga, w ciemności piekła. Marzena Salwowska /.../
  2. Doonby. Każdy jest kimś

    Leave a Comment Do małego miasteczka gdzieś na amerykańskiej prowincji przybywa nieco tajemniczy włóczykij, który przedstawia się jako Sam Doonby. Przybysz zatrudnia się jako barman w miejscowym lokalu, gdzie zwraca na siebie szczególną uwagę jednej ze stałych klientek – Laury, rozpieszczonej i rozrywkowej córki miejscowego lekarza. Doonby zaskoczy wkrótce wszystkich zadziwiającą zdolnością do bycia we właściwym miejscu o właściwym czasie – a to ocali komuś życie, a to karierę i dobre imię. Czy jednak jego obecność jest naprawdę potrzebna mieszkańcom miasteczka, a może mogliby się z powodzeniem obyć bez tego włóczęgi? „Doonby” przez większość czasu jego oglądania wydaje się po prostu w miarę przyzwoitym, niskobudżetowym obrazem z pogranicza hollywoodzkich produkcji i filmów klasy „B”. Nie ma w nim też żadnych bezpośrednich odniesień do Pana Jezusa, czy wiary w Niego, tak że przez większość projekcji można się nawet zastanawiać, dlaczego jest on reklamowany jako chrześcijański. Wyjaśnia te wątpliwości i w sporej mierze wynagradza dopiero (naprawdę zaskakujący) finał, który nie pozostawia wątpliwości, że od początku mieliśmy tu do czynienia z jak najbardziej chrześcijańską produkcją z takim też przesłaniem. By jednak nie zdradzać tego zakończenia, powiem tylko, iż wyraża on, może niezbyt odkrywczą, ale jakże prawdziwą myśl, że każdy z nas jest kimś niepowtarzalnym i ważnym, istotą stworzoną, chcianą i kochaną przez Boga. Zaletą tego filmu jest też pokazanie destrukcyjnego działania na osobowość człowieka „imprezowego” stylu życia, który skupia się na zaspakajaniu własnych zachcianek i szukaniu chwilowych przyjemności. Taki styl życia reprezentuje tu Laura (dzięki pieniądzom ojca może sobie na to pozwolić), która notorycznie nadużywa alkoholu, wszczyna pijackie burdy, lubi kiepskie towarzystwo i jest otwarta na przygodne „romanse”. Na przykładzie Laury i jej bliskich pokazany jest też tu zresztą głębszy problem pozornie dobrze ułożonej, miłej, kulturalnej, obfitującej we wszelkie dobra i społeczny szacunek rodziny, na której jednak cieniem kładzie się poważna nieprawość ojca tejże rodziny. Ów mężczyzna jest bowiem nie tylko zwykłym ginekologiem, ale i aborterem. Jeśli chodzi o pewne wątpliwe strony filmu, to można za taką uznać „mięczakowatą” postawę głównego bohatera wobec pewnych otaczających go przejawów zła. Jest to o tyle rażące, że postać ta jest kreowana jeśli nie na figurę samego Jezusa Chrystusa to przynajmniej na rodzaj tak zwanego „świętego głupca”. W pewnym  momencie mamy tu nawet więcej niż z bierną akceptacją dla złych czy wątpliwych zachowań, gdyż Doonby całuje się dość namiętnie ze swoją dziewczyną, która zresztą ma w zwyczaju ubierać się i zachowywać niezbyt skromnie. Scena ta nasuwa nawet chwilowe podejrzenia, że para ta tworzy ze sobą konkubinat (co na szczęście okazuje się mylnym tropem). Jakby na osłodę mamy tu za to epizod, w którym główny bohater zdecydowanie wyrzuca ze swego pokoju narzucającą mu się dziewczynę. Bardzo natomiast wątpliwym pomysłem wydaje się to, że Doonby pracuje w barze o dość kiepskiej reputacji. Jest to bowiem rodzaj lokalu, do którego wielu stałych klientów przychodzi z zamiarem nadużywania alkoholu. Trudno więc wyobrazić sobie, by Samowi udawało się wykonywać tego rodzaju pracę bez dopomagania w grzechu pijaństwa (przez podawanie alkoholu osobom nietrzeźwym). Teoretycznie jest to nawet i możliwe, nie mamy tu jednak niestety sceny na potwierdzenie takiej optymistycznej tezy, to znaczy nie widzimy, by główny bohater odmawiał obsługi nietrzeźwych klientów (choć też nie widzimy, jak ich obsługuje). Jednakże pomimo tych zastrzeżeń polecamy film przez wzgląd na jego (finałowe) jednoznacznie chrześcijańskie i afirmujące wartość ludzkiego życia przesłanie. Marzena Salwowska /.../