Leave a Comment Dr Bennett Omalu, patolog nigeryjskiego pochodzenia, przeprowadzając sekcje zwłok kilku byłych zawodników amerykańskiego futbolu, odkrywa dowody na powiązanie mikrowstrząsów, oraz urazów głowy sportowców z ich samobójstwami oraz wcześniejszymi ich destrukcyjnymi zachowaniami. Odkrytą przez siebie chorobę opisuje pod nazwą Przewlekłej Traumatycznej Encefalopatii w jednym z amerykańskich czasopism naukowych. To działanie, które zdawałoby się obowiązkiem każdego lekarza, bynajmniej nie spotyka się z należną pochwałą, ale ściąga na głowę dr Omalu gromy ze strony działaczy sportowych (NLF grozi wytoczeniem mu procesu), polityków i oczywiście kibiców futbolu, którzy nie wyobrażają sobie „amerykańskiego stylu życia” bez tego sportu i wszelkie zastrzeżenia wobec niego postrzegają jako zamach na „narodową świętość”. Główny bohater, jako że pochodzi z odmiennej kultury i ma dość wyidealizowany obraz kraju, do którego przybył, jest bardzo zaskoczony tym, że w całej tej sprawie najmniej zdaje się ważyć zdrowie i życie futbolistów, a merytoryczne argumenty nie znaczą tyle co emocjonalna obrona „narodowej świętości”.
Jak można się domyślić już z powyższego opisu, główną zaletą tego filmu jest jego tradycyjne przesłanie, że należy bronić prawdy i troszczyć się o dobro bliźnich, nawet kiedy ma się przeciw sobie większość społeczeństwa, wspieraną przez uznane autorytety. We „Wstrząsie” mamy więc klasyczny wzorzec „ostatniego sprawiedliwego”, który, nie chcąc przemilczeć niewygodnej prawdy, będzie musiał znosić rozmaite szykany. W filmie tym pewną ciekawą innowacją jest to, że ów bohater nie jest amerykańskim „chłopakiem z sąsiedztwa” lecz imigrantem, przybyszem z dość odmiennej kultury. I może dzięki temu, że nie jest on niejako „genetycznie obciążony” kultem amerykańskiego futbolu, to, choć dostrzega w tym sporcie pewne piękno, nie podchodzi do niego w ów niemal religijny sposób, który jest niestety częsty wśród mieszkańców USA (podobnie jak wśród Europejczyków popularny jest kult piłki nożnej). Głównemu bohaterowi nie przyjdzie więc nawet na myśl, by postrzegać futbol jako rzecz, dla której warto narażać ludzkie życie czy zdrowie. Film więc pokazuje, że czasami warto posłuchać osoby z zewnątrz, która może wyraźniej widzieć zło, tak swojskie dla naszych oczu, że już niedostrzegalne, lub jakoś związane z tym, co najbardziej kochamy.
Kolejną niewątpliwą zaletą filmu jest fakt, że zarówno jego główny bohater, jak i jego przyszła żona, są zdeklarowanymi chrześcijanami, którzy nie wstydzą się również publicznie manifestować swojej wiary (np. poprzez modlitwę przed posiłkami, czy przez powoływanie się na mądrość Bożego stworzenia jako na argument naukowy w dyskusji).
Innym mocnym punktem filmu jest pokazanie na przykładzie głównego bohatera, że chrześcijanin nie tylko może, ale wręcz powinien być człowiekiem rozsądnym i trzeźwo myślącym, ceniącym prawdziwą naukę, czyli taką, która służy poszukiwaniu prawdy.
Film ten w swoich pobocznych wątkach promuje też pewne dobre moralnie postawy takie jak:
Zachowywanie czystości przedmałżeńskiej (na dodatek pomiędzy kobietą i mężczyzną, którzy, z ważnej życiowej potrzeby, wspólnie zamieszkują).
Wzajemna pomoc w obrębie Kościoła, którą świadczą nie organizacje charytatywne czy duchowni, ale jego „szeregowi” członkowie.
Pozytywne akcentowanie takich rzeczy jak miłość do rodziny czy duma ze swoich korzeni, jednak bez nadawania tym wartościom przesadnego znaczenia (można powiedzieć, że ponieważ w życiu głównego bohatera filmu Bóg jest na pierwszym miejscu, to reszta jest na właściwym).
Dobrze pojęty patriotyzm, pokazywany na przykładzie imigranta, który kocha swoją wybraną ojczyznę (choć jeszcze nie ma obywatelstwa), pracuje na jej rzecz, przestrzega jej praw i stara się o jej dobro.
Przedkładanie dobra bliźnich nad własne interesy, ambicje i sentymenty (na przykładzie „zakochanego” w futbolu lekarza NFL, który wspiera dr Omalu).
Jak więc widać, film ten ma wiele zalet, a nadto prezentowane w nim wartości i dobre postawy bohaterów wynikają zazwyczaj wprost z ich wiary i chrześcijańskiej formacji. Tym bardziej więc szkoda, że ten piękny obraz jest dość mocno upstrzony (głównie w drugiej połowie) wulgarnym słownictwem. Zmusza nas to niestety do obniżenia oceny tego filmu i polecania go (zamiast z entuzjazmem) to z pewną ostrożnością.
Marzena Salwowska
/.../