Leave a Comment Film ten jest ekranizacją klasycznej antyutopii Aldousa Huxleya, wydanej w 1932 roku o tym samym tytule. Jest to obraz społeczeństwa przyszłości, w którym wysoko rozwinięta technologia zapewnia ludziom powszechny dobrobyt. Istnieje już tylko jedno państwo ze światowym rządem, nie ma wojen i praktycznie wyeliminowana została przestępczość. Ludzie dzielą się tu na trzy klasy: rządzących – Alfy, rodzaj niższej „inteligencji wykonawczej” (typu urzędnicy, nauczyciele) -Bety, oraz robotników – Delty. O przynależności do danej klasy decyduje z góry genetyczne uwarunkowanie embrionów, poczynanych zresztą na drodze sztucznego zapłodnienia. W społeczeństwie tym bowiem całkowicie wykluczone zostały takie pojęcia jak rodzina, małżeństwo czy rodzicielstwo. Wychowaniem dzieci od początku do końca zajmuje się tu państwo.
W tak funkcjonującym świecie spotykają się główni bohaterowie filmu – należący do klasy rządzącej Bernard Marx i nauczycielka Lenina Crowne. Tych dwoje od kilku miesięcy łączy romans i prawdopodobnie również tak niepoprawnie tu politycznie uczucie jak miłość i chęć monogamii. Jednakże pewnego dnia przyjaciółka Leniny, uświadamia ją, że ludzie zaczynają już „gadać” o jej związku z Bernardem, gdyż monogamia jest postrzegana jako zachowanie aspołeczne, a od dobrych obywateli oczekuje się, że będą sypiali z dużą ilością partnerów. Lenina relacjonuje tę rozmowę Bernardowi, ten jednak nie przejmuje się za bardzo opinią innych, dziewczyna jednak uważa, że, aby nie narażać się na dalszą obmowę, oboje powinni też sypiać z innymi partnerami. Tymczasem Bernard proponuje jej wspólny wypad na teren rezerwatu, gdzie w stanie „dzikim” żyją ludzie, którzy nie chcą bądź nie potrafią dostosować się do reguł Nowego Świata. Helikopter, którym lecą, rozbija się jednak nad ziemią „dzikich”, a pasażerów z opresji ratuje niejaki John. Jest to młody mężczyzna, którego matka okazuje się porzuconą przed laty na tym terenie przez jego ojca (z klasy Alfa) obywatelką Nowego Świata. Bernard proponuje Johnowi i jego matce, że zabierze ich do cywilizacji, na co oboje chętnie przystają. Czy jednak odnajdą się w tym nowym, wspaniałym świecie, zwłaszcza John, miłośnik twórczości Szekspira, której nikt tu nie rozumie?
Jak już widać nawet z samego tego pobieżnego streszczenia fabuły, Huxley zdołał już w roku 1931 przewidzieć kierunek, w jakim dziś wyraźnie zmierza cywilizacja Zachodu. I choć postać samego autora tej antyutopii trudno postrzegać jako „świętego męża”, to jego dzieło w wielu punktach jest wręcz prorocze. Tak jak wizja Orwella z „Roku 1984” ziściła się w dużej mierze, choć nie na Zachodzie, lecz w Korei Północnej, tak Zachód zdaje się wyraźnie zmierzać w kierunku opisanym przez Huxleya. Dlatego warto potraktować ten film jako ostrzeżenie przed tym, co może nas czekać, jeżeli nie obierzemy innego kierunku.
Mamy tu więc przewidzianą bardzo prawdopodobną sytuację, w której zmęczona wojnami, przestępczością oraz chaosem ludzkość, godzi się oddać władzę nad światem ponadnarodowemu rządowi i ogólnie przyjmuje coraz bardziej kolektywne formy życia. Rząd jako elementy ryzyka i niezgody eliminuje takie rzeczy jak religia, małżeństwo, rodzina, a nawet naturalne rozmnażanie. Dzieci są warunkowane genetycznie i programowane do określonych ról, wychowywane bezstresowo przez państwo, wcześnie edukowane seksualnie i zachęcane do rozwiązłości. Panuje powszechna polityczna poprawność, zarówno w mediach, jak i w prywatnych rozmowach. Ludzie mają zasadniczo te same „światłe” poglądy, podobnie też postrzegają całą przeszłość sprzed powstania Nowego Świata jako wieki ciemnoty, patriarchalnej opresji i ustawicznego cierpienia. Ewidentnie też samych siebie uważają za ludzi znacznie lepszych, szczęśliwszych i mądrzejszych niż ci z przeszłości. Zamiast nauki i poszukiwania prawdy społeczeństwo zadowala się tu zaawansowaną technologią, gdyż ta wystarcza, by zapewniać wysoki poziom życia. Wszelkie ludzkie potrzeby zostają sprowadzone do konsumpcji, idealny obywatel zaś to dobry klient, mający przewidywalne i ciągłe zapotrzebowanie na kosztowne dobra materialne. Ludzie żyją więc tu wtłaczanymi im do głów reklamowymi hasłami, które zresztą przyjmują jako własne, takimi jak „jesteś tego wart/a„, „nie odkładaj na jutro przyjemności, którą możesz mieć dziś„. Ludzkość w zamian za względne bezpieczeństwo i dobrobyt dawno wyrzekła się wszelkich wyższych idei takich jak pojęcie Boga, rodziny czy miłości. Zrezygnowała też z wszystkiego, co mogłoby wywoływać jakieś silniejsze emocje, gdyż te często wiązały się z cierpieniem, którego ludzie tu za wszelką cenę starają się unikać (wszelkie oznaki cierpienia czy niezadowolenia niweluje też częste i w zasadzie obligatoryjne zażywanie narkotyku o nazwie soma). Panuje tu również kult fizycznej sprawności i piękna oraz ciągłej młodości. Szczęście rozumie się tutaj jako wolność (choć tak naprawdę jest to raczej społeczny przymus) natychmiastowego zaspakajania potrzeb, zwłaszcza seksualnych.
Główną zatem zaletą „Nowego, wspaniałego świata” jest ostrzeganie przed kierunkiem, w którym zmierza cywilizacja Zachodu. Jako lekarstwo na duchową pustkę, do jakiej w nieuchronny sposób prowadzi wyżej opisany sposób życia, przedstawia się tu powrót do takich tradycyjnych wartości jak wierna miłość czy rodzina zdolna do przekazywania życia i samodzielnego wychowywania dzieci. Bohaterowie filmu przekonują się też, że szczęście nie jest wcale sumą przyjemności, ani też pewna dawka cierpienia nie musi wcale oznaczać nieszczęścia.
Co zaś do wad filmu, to momentami nadmiernie eksponuje on rozwiązłość i bezwstyd mieszkańców Nowego Świata, co ewidentnie służy zabawieniu widza, gdyż sytuacja jest tu i tak oczywista , a dodatkowe „obrazki ilustrujące” są tu zbędne.
Jednakże mimo tego mankamentu, film jest wart obejrzenia, zwłaszcza że uświadamia, dlaczego taką solą w oku różnym projektantom rzeczywistych nowych porządków jest normalna, tradycyjna rodzina i dlaczego powinno jej się bronić przed wszelkimi zakusami Złego.
Marzena Salwowska
/.../