Leave a Comment Film oparty na prawdziwych wydarzeniach, które w latach 1989-1990 rozegrały się na Florydzie. Wtedy to Aileen Wuornos, „zapracowała” sobie na swój osławiony przydomek Monster (Potwór), mordując dla większego zysku 7 spośród swoich klientów (od lat trudniła się prostytucją). Duża część scenariusza jest też poświęcona romansowi głównej bohaterki z młodą lesbijką o imieniu Tyria. Dziewczynę tę Aileen wzięła na swoje utrzymanie, co w pewnej mierze skłoniło ją zresztą do mordowania klientów, gdyż zarobki z prostytucji nie były wystarczające, by zapewnić kochance dostatnie i wygodne życie.
Mimo że film ten oceniamy zasadniczo negatywnie, to nie jest on całkiem pozbawiony zalet. Przede wszystkim dość wiernie pokazuje on przebieg owych tragicznych zdarzeń, a także osobowość Wournosi oraz motywy, jakimi się ona kierowała. Nie czyni się tu więc z głównej bohaterki tabloidowego potwora całkiem bez serca i sumienia, lecz z monstrum wyziera tu twarz zwykłej kobiety, która ma i jakieś serce i sumienie, ale z obu robi fatalny użytek.
Inną zaletą filmu jest to, że w pogoni za „uczłowieczaniem” Wuornos nie „odczłowiecza” się tu wszystkich jej ofiar. Wprawdzie pierwszy z zabitych pokazany jest w taki sposób, że budzi jedynie antypatię, nadto trudno, aby mężczyźni korzystający z tego rodzaju „usług”, jakie oferuje Aileen, budzili jakąś szczególną sympatię widza, jednakże mogą oni wzbudzać pewną litość czy nawet współczucie, gdyż chyba nikt nie chciałby rozstawać się z życiem w sytuacji ciężkiego grzechu, mając niewiele czasu na żal i skruchę. Na marginesie warto tu zauważyć, że sama Wuornos, kiedy już zostaje ujęta i skazana na śmierć, jest w o wiele lepszej sytuacji niż jej cudzołożne (w większości) ofiary, ona bowiem ma zapewniony sprawiedliwy proces, a po skazaniu dużo czasu na żal za popełnione zbrodnie. Warto zatem docenić fakt, że twórcy tego filmu zniuansowali postawę i zachowania ofiar Wuornos, do tego stopnia, że jeden z tych mężczyzn jest nawet dobrodusznym człowiekiem, który chce jej tylko bezinteresownie pomóc, a ona mimo wszystko go zabija.
Jeśli chodzi o wady tego filmu, które jednak przeważają jego zalety, to najpierw należy postawić pytanie, czy w filmie o tak drastycznej tematyce nie dałoby się mniej dosadnie pokazać takie złe rzeczy jak: przemoc, wulgarny język czy obsceniczność i seksualna niemoralność. Myślę, że śmiało da się odpowiedzieć na to pytanie „tak”, gdyż wszystko to można ukazać równie dobrze w bardziej subtelny, zawoalowany sposób, czy nawet, jak twórcy dramatu starożytni Grecy, rozgrywając pewne rzeczy, których nie godzi się oglądać, poza sceną. Dla chcącego nic trudnego. Wszak za czasów obowiązywania chwalebnego Kodeksu Haysa filmowcy radzili sobie jakoś z pokazywaniem filmów o tematyce kryminalnej czy katastroficznej. Gwoli jednak sprawiedliwości trzeba przyznać, że ujęcia mordu nie są w tym filmie aż tak plastyczne (jednak nie jest to styl Tarantino), choć zdarzają się też bardziej drastyczne ujęcia. To samo dotyczy scen erotycznych, które są raczej sugerowane niż naturalistyczne. Inaczej się niestety ma kwestia wulgarnego języka i lubieżnych rozmów często obecnych w tym filmie i prezentowanych bez większych zahamowań.
Główną jednak wadą tej produkcji jest jednak „romantyzowanie” wizerunku Wuornos i pewnego rodzaju kreowanie jej na symbol buntu przeciw patriarchalnemu i tradycyjnemu społeczeństwu, z wyraźną sugestią, że w sumie to Wuornos nie miała wielkiego wyboru, żyjąc w takim społeczeństwie, gdyż albo musiała zacząć zabijać, albo nadal dać sobą pomiatać. Z owej seryjnej morderczyni czyni się tu wręcz feministyczną bohaterkę, która przeciwstawia się światowi rządzonemu przez mężczyzn. Co też przypieczętowuje jej lesbijski związek z drugą kobietą.
Wyraźne są też w tym filmie wątki antychrześcijańskie. Przykładowo, próbę powstrzymania młodej dziewczyny przed wejściem na drogę destrukcyjnego zboczenia przedstawia się tu jako zwykłe kołtuństwo.
Nadto sztucznie romantyzowana jest tu właśnie owa występna lesbijska relacja pomiędzy Aileen a Tyrią, co oczywiście też jest poważną wadą filmu.
Z powyższych więc względów zdecydowanie nie polecamy tej produkcji szerszej publiczności, co najwyżej osobom, które, wbrew intencjom jej twórców, chcą przypomnieć sobie, bądź innym, dlaczego kara śmierci za najpoważniejsze przestępstwa jest nie tylko sprawiedliwa i społecznie potrzebna, ale też miłosierna wobec skazańca, któremu ułatwia skruchę i opamiętanie.
Marzena Salwowska
/.../