Leave a Comment Film przedstawia ostatnie 27 lat z życia słynnej familii Beksińskich, od momentu kiedy ta z rodzinnego Sanoka przeprowadza się ona na typowe warszawskie blokowisko. Obserwujemy tu więc jej codzienność, to jak w zaciszu swojego pokoju Zdzisław Beksiński tworzy swoje, coraz bardziej znane, pocztówki z piekła, żona Zofia gotuje, sprząta i zajmuje się dwoma chorymi nestorkami rodu – matką i teściową, a zamieszkały kilka bloków dalej dorosły syn Zofii i Zdzisława -Tomasz, coraz bardziej znany dziennikarz radiowy, eseista i tłumacz regularnie wpada na mamine obiadki i równie regularnie urządza rodzicom awantury. Lata mijają, w domu zaś Beksińskich coraz częściej, już nie tylko na obrazach Zdzisława, pojawia się śmierć, która najpierw (w słusznym wieku) zabiera obie nestorki rodu, później (po ciężkiej chorobie) Zofię, w następnym roku Tomasza (któremu w końcu udaje się popełnić samobójstwo), wreszcie w 2005 r. siedemnastoma pchnięciami noża dosięga Zdzisława Beksińskiego.
Obraz ten pozostawiamy bez oceny, gdyż jest to biografia, w której próżno raczej doszukiwać się jakiegoś przekazu ideowego czy konkretnego przesłania. Trudno więc z tego, że tak, a nie inaczej wyglądało życie rodziny Beksińskich robić jakiś zarzut wobec filmu czy uznawać to za jego atut. Tym bowiem czego oczekujemy od biografii, niezależnie od wartości artystycznej, jest przede wszystkim rzetelność w przedstawianiu istotnych zdarzeń z życia bohaterów oraz prawdziwe pokazywanie ich charakterów i sposobu bycia. Tutaj trzeba chyba wspomnieć, że co do właśnie tej rzetelności w ukazywaniu postaci pojawiły się po premierze tej produkcji istotne, bo pochodzące z bliskiego kręgu rodziny Beksińskich, zastrzeżenia, a nawet głosy oburzenia. Główne zarzuty wysuwane są tu pod adresem rysunku postaci Tomasza Beksińskiego, która ma być w „Ostatniej rodzinie” mocno wykrzywiona, gdyż zdaniem np. redaktora naczelnego miesięcznika „Teraz Rock” Wiesława Weissa, Tomek „pokazany został jako osamotniony szaleniec i półgłówek. Postać grana przez Dawida Ogrodnika nie ma nic wspólnego z prawdziwym Tomkiem. Jego gesty zostały karykaturalnie przerysowane, jego sporadyczne wybuchy gniewu wyolbrzymione.” (cytuje za http://www.rp.pl/Zycie-Rzeszowa-i-Podkarpacia/310169911-Wieslaw-Weiss-Film-Ostatnia-rodzina-sprawil-mi-bol.html#ap-1). Trudno nam jednak rozstrzygnąć jak dalece te zarzuty są zasadne, gdyż nie da się wykluczyć, że nie wszystkie aspekty życia rodziny Beksińskich były aż tak dobrze znane jej przyjaciołom czy znajomym (co nie byłoby niczym dziwnym czy zaskakującym). Z drugiej zaś strony istnieje możliwość, że postaci i zdarzenia przedstawione w filmie zostały celowo mocno przerysowane, a nawet nieco przekłamane, tak by uatrakcyjnić opowieść.
Jednakże, jak już wcześniej zaznaczyłam, nie jesteśmy w stanie sami zweryfikować ani ocenić zasadności powyższych zarzutów, pozostawiamy więc tę kwestię otwartą. Są jednak w tym filmie również jednoznacznie moralnie złe sceny, które znaleźć się tam nie powinny. Chodzi tu mianowicie o przedstawianie intymnych relacji Tomasza Beksińskiego z kilkoma jego kochankami, które to mogłyby zostać ujęte w mniej plastyczny sposób, zwłaszcza w scenie, w której tańczy on nago ze swoją roznegliżowaną partnerką, gdyż scena ta ma już nie tyle biograficzny ile lubieżny charakter.
Jeśli zaś chodzi o warstwę artystyczną filmu, to trudno powiedzieć, czy jest to obraz udany. Największą jego zaletą wydaje się naświetlenie pozostającej do tej pory w cieniu postaci Zofii Beksińskiej. Jawi się tu ona bowiem jako szlachetne spoiwo tej dziwnej rodziny (póki ona żyje, nie dochodzi do najgorszych tragedii), osoba bezwarunkowo, ale mądrze kochająca swego męża i syna, której ludzkie wysiłki są jednak z natury nie wystarczające, by był to dobry dom. Jednocześnie jej kreacja w wykonaniu Aleksandry Koniecznej wydaje się najbardziej zniuansowaną i przekonującą rolą w całym filmie. Natomiast postaci Zdzisława i Tomka wydają się rzeczywiście nadmiernie przerysowane, a miejscami wręcz karykaturalne, ich obraz kłóci się np. z dokumentem „Dziennik zapowiedzianej śmierci”. I chociaż niby tu i tu widzimy te same cechy: stoicki spokój, rezygnację, wycofanie i jakby obojętność uczuciową ojca oraz nadmierną wrażliwość, egocentryzm, nieracjonalne oczekiwania wobec rzeczywistości i niestabilność emocjonalną syna, to czuje się tu jakąś sztuczność i fałszywe nuty, chociażby w przesadnym wschodnim zaśpiewie Zdzisława, czy nadmiernie ekspresyjnych ruchach Tomka.
Zawiedzie się też widz, który po filmie spodziewa się odpowiedzi o źródło czy przyczyny, dla których twórczość Zdzisława Beksińskiego aż do tego stopnia przesiąknięta była fascynacją tym co mroczne, rozkładem, śmiercią i nicością (którą to fascynacją najwyraźniej „zaraził” syna). O ile więc tragedia Tomka wydaje się zrozumiała, a jej przyczyny są dość widoczne w filmie, to źródło duchowych problemów jego ojca, pozostaje dla widza całkowitą tajemnicą, co dla gatunku, jakim jest biografia, po którym można się zasadnie spodziewać odpowiedzi na pytania, a nie samych znaków zapytania, bynajmniej nie jest zaletą.
Film może mieć jednak pewne wartości poznawcze dla osób, które wcześniej nie interesowały się historią rodziny Beksińskich, ciekawe może być dla tych widzów np. obserwowanie ułożonej i „grzecznej” aparycji Zdzisława, gdy z właściwym sobie spokojem opowiada o swoich mrocznych, wynaturzonych fantazjach. Pewnym atutem filmu mogą być też momentami ciekawe i czasami (zamierzenie) zabawne dialogi oraz artystycznie niebanalne ujęcia.
Marzena Salwowska
/.../