Tag Archive: film o porwaniu dziecka przez rodziców

  1. Obce niebo

    Leave a Comment Film ten inspirowany prawdziwą historią przedstawia losy przeciętnej polskiej rodziny na emigracji w Szwecji, gdzie znalazła się ona na celowniku „nadopiekuńczej” pomocy społecznej. Historia jest prosta – po kilku niejasnych sygnałach Basia i Marek nagle tracą dziewięcioletnią córeczkę Ulę, która zostaje im odebrana (właściwie porwana) i umieszczona w obcej rodzinie zastępczej. „Oce niebo” czasami klasyfikuje się jako thriller, co można łatwiej zrozumieć, gdy uświadomimy sobie, że dla większości rodziców najgorszą obawą, która przejmuje ich rzeczywistą grozą, jest utrata dziecka. A rodzice tu ukazani są na tyle przeciętni, że u niejednego widza może pojawić się pytanie: „Skoro ich to spotkało, to może i mojej rodzinie, przytrafi się coś podobnego?”. I można zaryzykować twierdzenie, że główną zaletą tego filmu jest jaskrawe pokazanie realności takiego scenariusza, jego zaś główną wadą jest dość ograniczone postrzeganie przyczyn opisywanego zjawiska. Już bowiem sam tytuł „Obce niebo” wskazuje jako główny zalążek dramatu obcość polskiej rodziny, związane z tym pewne jej niedostosowanie i (skrywane) uprzedzenia Szwedów wobec niej (widz jednak bez trudu domyśla się, że uważają oni Polaków za niżej stojących cywilizacyjnie, bardziej podatnych na emocje i mniej racjonalnych). Problem jednak w tym, że ta obcość bohaterów filmu, chociaż istotna, nie jest jedyną przyczyną ich dramatu, a jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Prawdziwym źródłem tego dramatu wydaje się tu przeciwny Bożemu sposób myślenia, który podważa władzę rodziców nad dziećmi, przekazując ją ludziom do tego niepowołanym. Oczywiście władza rodziców nad dziećmi nie ma charakteru absolutnego. Nie mówimy tu więc o skrajnych, patologicznych przypadkach, kiedy rodzice są realnym zagrożeniem dla swoich dzieci (np. katują je, deprawują, gwałcą czy celowo głodzą). Mówimy tu o tworzeniu sprzecznego z naturą systemu, w którym Państwo wchodzi w rolę superrodzica, gdy o tym, co dla dziecka najlepsze, decydują urzędnicy. Polscy widzowie chyba więc nie powinni zbyt łatwo dać się uspokoić tytułem filmu, gdyż podobne historie mają miejsce już i pod naszym niebem (przykład – zabranie rodzicom dzieci, gdyż urzędnik stwierdził, że są oni zbyt biedni, by być rodzicami). W Polsce zresztą mamy już jaskrawy przykład nie tylko pojedynczych „zamachów urzędniczych” na prawa rodzicielskie, ale legislacji, która kryminalizuje normalnych rodziców, stojąc w jawnej opozycji do Bożego Słowa. Chodzi tu mianowicie o przysłowiowe klapsy, zakazane przez polski Sejm w roku 2010.  Zatem wydaje się, że film zbyt mały akcent kładzie na najistotniejszą przyczynę dramatu, o którym opowiada, a mianowicie, że niepodporządkowani Bogu ludzie, starają się urządzać świat według swego widzimisię, pragnąc stworzyć system, w którym naturalny porządek zakładający, że władzę nad dziećmi mają zasadniczo rodzice (jak również obowiązek opieki, wychowania, odpowiedzialności, troski i miłości wobec dzieci) zastępowany jest przez sztuczne twory czuwające nad dziećmi.  Dlatego nie powinno widza gorszyć, że, chociaż często podkreślamy obowiązek posłuszeństwa legalnej władzy (jeśli nie koliduje to z posłuszeństwem Bogu), za słuszne uznajemy rozwiązanie, jakie z braku innych realnych możliwości, wybierają rodzice Uli, by ją odzyskać. Do zalet filmu należy też niewątpliwie pokazanie, że dla dziecka pełna rodzina jest najlepszym środowiskiem wzrostu, nawet jeśli nie jest ona idealna, i że innych rozwiązań powinno się szukać dopiero wtedy, kiedy naturalna rodzina jest rzeczywistym zagrożeniem dla dziecka. Warto tu docenić wątek z parą zastępczych szwedzkich rodziców, którzy nie są parą egoistów, pragnących wyrównać sobie stratę własnego dziecka kosztem innych rodziców, ale od początku ukazywani są jako dobrzy, życzliwi i pełni ciepła ludzie. Paradoksalnie, choć robią oni wrażenie lepszego małżeństwa i w ogóle lepszych ludzi niż polska para, to i tak twórcy filmu nie pozostawiają wątpliwości, że gdyby dziewczynka została im powierzona, byłoby to dla niej wielką krzywdą, a nie pożytkiem, gdyż ma ona swoich naturalnych rodziców, z którymi jest organicznie wręcz związana. Na plus filmu można też zaliczyć to, że negatywnie pokazuje się tu skutki cudzołóstwa, co można uznać za pośrednią krytykę tej niegodziwości. Na podobnej zasadzie można też tu mówić o krytyce kłamstwa, która nie jest wyrażona wprost, ale obserwujemy fatalne następstwa tego grzechu. Jeśli chodzi o wady filmu, to poza nadmiernym zawężeniem spojrzenia na problem, który przedstawia, są tu dwa krótkie, pojedyncze, niemniej istotne zgrzyty: Krótka, dość zaciemniona, jednak intensywna i pełna złych emocji scena współżycia małżonków. Użycie w kluczowej scenie silnego wulgaryzmu przez postać bardzo pozytywną, przez co ów wyraz szczególnie przykuwa uwagę i jego zastosowanie może niesłusznie wydawać się usprawiedliwione. Z powyższymi więc zastrzeżeniami polecamy „Obce niebo” jako produkcję stojącą na straży naturalnej rodziny i jej praw. Marzena Salwowska /.../