Leave a Comment Jedna z najgorętszych premier roku 2016. Rodzaj produkcji filmowej z gatunku „co by było, gdyby”. W tym przypadku na Stolicy Piotrowej (w jakiejś nieokreślonej, ale raczej bliskiej przyszłości) zasiada papież, który tak dla Watykanu, jak i świata okazuje się sporym zaskoczeniem i wielką niewiadomą. Jest to Amerykanin, Lenny Belardo, człowiek, jak na współczesne standardy pontyfikatów bardzo młody (47 lat) o niejasnym pochodzeniu i nieznanych planach na przyszłość. Belardo jako papież przybiera imię Pius XIII i szybko zabiera się za porządki w Kościele.
Podobnym zaskoczeniem jak dla bohaterów tej filmowej fantazji, dla wielu widzów zapewne realnie okazał się sam serial „Młody papież”. Nie ma w nim bowiem oczekiwanej zjadliwej satyry na Kościół jako „instytucję całkowicie zbędną” i złośliwych ataków na kler (duchowni i zakonnice, są tu jak w prawdziwym życiu, bardzo różni). I choć jest w tym serialu dużo humoru (do tego stopnia, że często wręcz robi wrażenie komediowego), to żarty nie mają charakteru szyderstw wobec duchowieństwa, a raczej wydobywają złożoność niektórych postaci, czasami wręcz czyniąc je znacznie sympatyczniejszymi, niż wydawać się mogły z początku. Trudno też czynić zarzut twórcom „Młodego papieża” z tego, że pokazują niektórych dostojników Kościoła jako intrygantów, pyszałków, rozpustników, pijaków, sodomitów, a nawet pedofilów, gdyż tacy niestety się zdarzają. Jeśli już to pewne prowokacje są tu czysto zewnętrzne i raczej mają tylko cel marketingowy – przykucie uwagi szerszej widowni przez lekko skandalizujące elementy (np. pojawiająca się w czołówce kontrowersyjna rzeźba przedstawiająca św. Jana Pawła II przygniecionego przez meteoryt, czy częsty widok młodego papieża palącego papierosy). Trudno jednak w tej produkcji doszukać się naprawdę złośliwego stosunku do Kościoła, a co najważniejsze nie ma tu szyderstw z Boga czy bluźnierstw wobec Niego.
Choć więc jako całość oceniamy ten serial raczej negatywnie, to przyznajemy, że ma on sporo mocnych punktów. Jedną z jego zalet jest, chociażby to, że pokazuje, jak zwodnicze i niszczące dla Kościoła są podszepty jego światowych „przyjaciół”, które wciąż powtarzają z fałszywym miłosierdziem na ustach. Te „dobre rady” wyrażają się najpełniej w śnie, który na początku pontyfikatu ma Pius XIII, kiedy to do zgromadzonego na Placu św. Piotra tłumu wiernych mówi o tym, że najważniejsza jest przyjemność, oraz że rzeczy takie jak masturbacja, czyny homoseksualne, zapłodnienie in vitro czy eutanazja są teraz jak najbardziej OK i że Kościół je zaaprobuje. Ta wizja okazuje się jednak tylko złudzeniem, a młody papież zaczyna wkrótce prowadzić Kościół wąską drogą, która dla wielu jest zbyt niewygodna. Na początku zrywa on też z wizerunkiem uśmiechniętego papy, którego (prawie) wszyscy lubią, lecz (prawie) nikt nie słucha. Zamierza być medialnie niedostępny, przynajmniej do czasu, gdy ludzie nie zaczną poszukiwać bardziej Boga niż jego, gdyż nie chce, by jego twarz przysłaniała im oblicze Chrystusa (w pierwszej homilii do wiernych mówi: „Zapomnieliście o Bogu! Nie pokaże wam swojej twarzy, dopóki sobie o Nim nie przypomnicie!”). Nie zależy mu bowiem na wielkiej rzeszy pozorantów i „alekatolików”, lecz woli Kościół nawet nieliczny, jednak złożony z ludzi, którzy kochają Boga i świadomie opowiadają się za nauką Jezusa Chrystusa z wszelkimi tego konsekwencjami. Pius XIII nie jest jednak wymagający jedynie wobec „zwykłych” wiernych, lecz jeszcze bardziej wobec kleru i kandydatów na księży. Zwalcza on w ich szeregach sodomię (aby zapobiec rozprzestrzenianiu się tego grzechu w przyszłości, wprowadza procedury mające nie dopuszczać osób o skłonnościach homoseksualnych do nauki w seminariach) i pedofilię (podejmuje zdecydowane kroki przeciw podejrzanemu o tę ohydę biskupowi). Nie toleruje również korupcji, zachłanności i żerowania na potrzebujących (przypadek siostry Antonii). Nadto młody papież nie zamierza również oddawać pola złu w życiu publicznym i śmiało domaga się właściwych kroków ze strony premiera Włoch, takich jak np. delegalizacja aborcji i rozwodów.
Jak zatem widać pewną siłą tego serialu jest to, iż pokazuje on Kościół jako ostoje wielu wartości i prawd, które są solą w oku różnej maści buntownikom przeciw Bożemu porządkowi. Walorem filmu jest też to, że w raczej nie kwestionujący sposób unaocznia on siłę i wartość żarliwej wiary, miłości do Boga i bliźnich czy gorliwej modlitwy. Zwłaszcza to ostatnie, w wykonaniu głównego bohatera pokazane jest jako głęboka i owocna rozmowa z Bogiem, która w kilku przypadkach skutkuje nawet cudami. Wśród postaci duchownych jest tu też dużo takich, których poczynania (czasami złe i godne nagany) motywowane są szczerą miłością do Kościoła i troską o jego dobro. Raczej pozytywnie jest tu też pokazane społeczne zaangażowanie Kościoła, np. przez moralne wsparcie dla walki z kartelami narkotykowymi w Ameryce Łacińskiej czy prowadzenie domów dla osieroconych bądź porzuconych dzieci. To drugie zobrazowane jest na przykładzie samego głównego bohatera, który porzucony przez rodziców hippisów, otoczony zostaje troską i miłością przez siostry zakonne. Tak na marginesie, jest to ciekawy wątek, gdyż liberalni wszak rodzice przerzucają odpowiedzialność za własne dziecko na Kościół, który jest twierdzą kontestowanych przez nich wartości.
Niestety, pomimo tych licznych zalet i wysokiej wartości artystycznej, serial ten ma również poważne wady, które nie pozwalają na jego pozytywną ocenę. Rażącym złem są tu przede wszystkim dość częste i nieraz wyuzdane sceny erotyczne (nawiązujące też do seksualnych perwersji), które, na domiar złego pojawiają się zwykle niespodziewanie, w taki sposób, by widz zanim zdąży użyć pilota, wystawiony był nawet wbrew swojej woli na obsceniczne widoki. Jest tu więc natrętne epatowanie odbiorcy pornografią. Innym elementem, który może prowadzić widzów na manowce jest dość pokrętne pokazywanie postaci młodego papieża, z jednej strony jako człowieka, który pod wieloma względami przypomina świętych, a nawet „ma już na swoim koncie” kilka autentycznych cudów, z drugiej bezwzględnego manipulatora, który nie waha się prośbą, groźbą i przekupstwem skłaniać watykańskiego spowiednika do notorycznego łamania tajemnicy spowiedzi. Jest to niebezpieczny wątek, gdyż może utwierdzać niektórych widzów w błędnym przekonaniu, że Bóg wysłuchuje zatwardziałych grzeszników, którzy nie mają żadnego zamiaru odwrócić się od danego grzechu. Wątek ten może też sugerować, że w służbie Bogu można posługiwać się kłamstwem czy innymi brudnymi metodami.
Innym dwuznacznym elementem, który może zapowiadać negatywne zmiany w ewentualnym następnym sezonie serialu jest wyraźne łagodzenie pod koniec tej serii stanowiska Piusa XIII w odniesieniu do kwestii homoseksualizmu, zwłaszcza w szeregach duchowieństwa. Taka nagła wolta osłabia dobrej wrażenie, jakie robiła bezwzględna walka z sodomią w wykonaniu młodego papieża i sugerować widzom, że jednak mylił się on w tej kwestii.
Podsumowując, pomimo powyżej opisanych zalet tego serialu i pewnego pozytywnego zaskoczenia, które się z nim wiąże, jako całości nie możemy go polecić, a tym, którzy jednak zdecydują się na jego obejrzenie doradzamy dużą ostrożność i czujność.
Marzena Salwowska
/.../