Tag Archive: ekranizacja gry komputerowej

  1. Lara Croft: Tomb Raider

    Leave a Comment Lady Lara Croft to dziedziczka sławy, fortuny i rezydencji swojego ojca lorda Crofta. Ta młoda kobieta jest kimś w rodzaju damskiego odpowiednika Indiany Jonesa, tyle że od swojego „konkurenta” jest lepiej uzbrojona, bardziej wysportowana i niebezpieczna dla swoich wrogów. A wrogów jej akurat nie zabraknie, zwłaszcza gdy podejmie się dokończenia dzieła swojego ojca, z którego tragiczną śmiercią zresztą wciąż nie może się pogodzić. Zadaniem Lary będzie odnalezienie i połączenie części magicznego trójkąta, który daje władzę nad czasem i przestrzenią. Z jakichś przyczyn części te należy połączyć przed koniunkcją trzech planet, która ma nastąpić za kilka dni. Oznacza to, że Lara będzie musiała się nieco pośpieszyć, gdyż następna taka okazja trafi się dopiero za 5 tys. lat. Lady Croft nie może jednak pozwolić, aby przedmiot o takiej mocy wpadł w niepowołane ręce. Przejąć magiczny trójkąt, a z nim władzę nad światem pragnie zwłaszcza usilnie stowarzyszenie Illuminatów, dla którego pracuje główny czarny charakter filmu –  Manfred Powell. Po tym zaś panu spodziewać się można wszystkiego złego, tym bardziej, że wykonuje on złowieszczy zawód prawnika … Film ten śmiało nazwać można wydmuszką. I nie będzie to zapewne żaden afront dla jego twórców. Obraz ten jest tak ewidentnie pusty, jego scenariusz tak wydumany, sztuczny i głupawy, że gdyby nie to, że swego czasu był on przebojem kinowym, nie warto by się nim w ogóle zajmować. Ktoś może powiedzieć, że czego można się było spodziewać po filmie opartym na grze komputerowej. Jednak powstawały już przecież dobre czy nawet bardzo dobre filmy oparte przykładowo na tak nikłym materiale jak komiksy, zatem i ta próba nie była chyba z góry skazana na artystyczną porażkę. Nasz serwis nie skupia się jednak na artystycznych walorach filmowych produkcji, przejdźmy więc do ważniejszych rzeczy. Dlaczego zatem oceniamy ten film negatywnie? Przede wszystkim z powodu wykorzystywania przerysowanej kobiecej seksualności w celu sprzedaży określonego produktu (tu biletów na film). Rzuca się tu w oczy nieskromność „roboczego” stroju głównej bohaterki, w którym prezentuje się przez sporą część akcji. I nie jest to kwestia poboczna, a raczej zasadnicza w ocenie filmu, gdyż najwyraźniej z założenia jego popularność opierać się miała (poza licznymi scenami walk) na eksponowaniu kobiecych walorów głównej bohaterki. Pomysł sprzedawania jakiegoś towaru za pomocą seksualnej atrakcyjności tej czy innej niewiasty nie jest niczym nowym, za pewne nowum można tu uznać dodawanie do tego smaczków feministycznych. Tyle że to połączenie wypada nieco śmiesznie, gdyż skrojona pod względem charakteru i fizycznej sprawności na modłę feministyczną Lara Croft pozostaje komputerową seks zabawką, tyle że dzięki pani Jolie ta zabawka zyskuje twarz prawdziwej kobiety. Nieskromność nie jest jednak jedyną moralną wadą tego filmu. Mamy tu też pewną promocję fałszywych wierzeń. Już sam pomysł, że człowiek za pomocą jakichś magicznych przedmiotów (a nie wyłącznie Bóg) może kontrolować czas, jest czymś głęboko sprzecznym z Biblią i chrześcijaństwem. Nadto w produkcji tej jest też pozytywnie pokazana scena, w której Lara poddaje się jakimś buddyjskim obrządkom religijnym. Natomiast jeśli chodzi o przemoc, to ma raczej ona charakter mało realistyczny i niezbyt krwawy i wydaje się, że taki jej rodzaj raczej nie stanowi zagrożenia moralnego dla większości widzów. Jeśli chodzi o zalety filmu, to w sumie za takie można uznać dwie rzeczy. Pierwsza to wybór wroga – tymi złymi są tu bowiem Illuminaci – tajemnicza, wpływowa, elitarna organizacja, która z miejsca kojarzy się z Masonerią. Za plus można taż uznać to, że w końcu Lara opiera się pokusie, by „być jak Bóg” i władać czasem. Niemniej choć twórcy filmu starają się zamaskować fakt, że chodzi tu jedynie o sprzedaż biletów za pomocą kobiecej seksualności, to inne warstwy filmu są zbyt cienkie, żeby to ukryć. Marzena Salwowska /.../
  2. Angry Birds

    Leave a Comment

    Akcja tej animacji opartej na popularnej grze komputerowej rozgrywa się na wyspie zamieszkałej przez pokojowo usposobione ptaki. Red, główny bohater bajki, ma jednak poważne problemy z panowaniem nad gniewem, przez które pewnego dnia trafia na ławę oskarżonych. Wyrokiem sądu zostaje przymusowo skierowany na terapię grupową, której nie będzie mógł opuścić, dopóki nie upora się z tym problemem. Tymczasem na ptasią wyspę przybija statek zielonych świń, które, mimo że bardzo różnią się od tubylców, zostają przez nich przyjęte niezwykle ufnie i przyjaźnie. Rezerwę wobec zielonych przybyszów zachowuje jedynie Red, który postanawia wkraść się na ich statek i wybadać, jakie mają zamiary. Przyłączają się do niego dwa inne ptaki z terapii, Chuck i Bomb, mające również poważne problemy z funkcjonowaniem w ptasim społeczeństwie. Od powodzenia tej „misji trzech” zależy teraz los całej wyspy …

    Na pewną ironię zakrawa fakt, że bajka ta, choć opiera się raczej na analogii do (mocno uproszczonej i niekoniecznie sprawiedliwej) opowieści – naiwni i dobroduszni Indianie spotykają podstępnych i żądnych złota Europejczyków, przez wielu widzów będzie dziś zapewne odczytana jako przestroga przed przyjmowaniem uchodźców. Tym sposobem odczytywania „Angry Birds” nie będziemy się jednak zajmować, gdyż, mimo że „bardzo na czasie”, wydaje się jednak sprzeczny z intencjami samych twórców tej animacji. Natomiast podobieństwo przywódcy zielonych świń do „rozdającego tubylcom paciorki i świecidełka” konkwistadora wydaje się nieprzypadkowe. I jest to jeden z negatywnych punktów filmu, gdyż w ten sposób w umysłach dzieci może się utrwalać niesprawiedliwe wyobrażenie o tym, jak to źli i podstępni Europejczycy przybyli zniszczyć dobre i wspaniałe cywilizacje obu Ameryk.

    Innym minusem filmu jest wątek, w którym okazuje się, że terapeutka „od gniewu” jest najwyraźniej pod wpływem filozofii (religii?) zen i, co gorsza, w jej duchu prowadzi swoje zajęcia. Wprawdzie jest to wątek humorystyczny, jednak nie ma tu ostrzeżenia, że w prawdziwym życiu uczęszczanie na tego rodzaju zajęcia jest dla chrześcijanina rzeczą co najmniej wątpliwą.

    Z innych wad filmu należy wymienić pewne upodobanie jego twórców do prostackiego humoru (widoczne zwłaszcza w scenie, w której Mocarny Orzeł przez dłuższy czas oddaje mocz do jeziora, w którym przedtem kąpali się dwaj ptasi bohaterowie tej animacji dla dzieci). W produkcji tej znajduje się też kilka nieskromnych aluzji do kontaktów męsko-damskich, jest nawet scena, gdzie kaczor Chuck proponuje samicom, by zamiast płakać nad porwanymi jajami, szybko zajęły się z nim „robieniem nowych”.

    Mimo jednak powyższych zastrzeżeń animacja ta zasługuje na ogólnie pozytywną ocenę, gdyż najważniejsze zmagania dobrych bohaterów ze złymi toczą się tu w obronie najniewinniejszych i najbardziej bezbronnych członków ptasiego społeczeństwa (konkretnie o jajka z pisklętami, co w świecie ludzkim odpowiadałoby nienarodzonym jeszcze dzieciom w łonach matek). W ogóle ptasi bohaterowie tej opowieści są bardzo prorodzinni, posiadanie potomstwa i jego dobre wychowanie jest najwyraźniej wysoko w hierarchii ich wartości.

    Ponadto film promuje takie tradycyjne prawdy i wartości jak:

    Prawo do obrony koniecznej.
    Idea wojny sprawiedliwej.
    Istnienie słusznego gniewu czy inaczej mówiąc „świętego oburzenia”, które nie jest grzechem, jeśli nie przebiera miary, lecz przeciwnie dobrą postawą wobec pewnych występków, która prowadzi do dobrych działań (patrz: Jezus przepędzający przekupniów ze świątyni).

    W „Angry Birds” nie zabrakło również, jak przystało na dobrą bajkę, pozytywnej przemiany głównego bohatera z wiecznie zagniewanego i sfrustrowanego samotnika w odważnego lidera, który potrafi przezwyciężyć swoje zranienia i złe doświadczenia z przeszłości, by w chwili próby pomóc społeczności, za którą dotąd (z wzajemnością) nie przepadał i zyskać jej wdzięczność, szacunek, a nawet paru prawdziwych przyjaciół.

    Marzena Salwowska /.../