Leave a Comment Opowieść o libertynie i przeciwniku tradycyjnego małżeństwa- Connorze Meadzie, który niespodziewanie podczas przygotowań do ślubu młodszego brata zostaje zmuszony do gruntownej weryfikacji swych poglądów i pryncypiów odnośnie miłości, seksu i odpowiedzialności z tym związanej. Jedną z pierwszych scen filmu jest ujęcie, w którym Connor wygłasza krytykę małżeństwa, jako zbytecznej instytucji, która tylko zniewala i obciąża ludzi. On sam podkreśla, że ważna jest dla niego przede wszystkim dobra zabawa i seksualne uwodzenie co raz to nowych piękności, z którymi jednak nie chce wiązać się na dłużej. Niedługo po wygłoszeniu owych libertyńskich tyrad, Connorowi niespodziewanie ukazuje się duch Wayne’a, jego zmarłego wuja, który za życia też był podobnym lekkoduchem, a co więcej nauczył swego bratanka właśnie takiego podejścia do relacji damsko-męskich. Tym razem Wayne jednak mówi Connorowi, że takie życie na dłuższą metę nie daje szczęścia i jeszcze tej nocy odwiedzą Connora duchy jego byłych dziewczyn, by mu to pokazać. Tak też się dzieje i głównemu bohaterowi rzeczywiście pokazują się owe dusze, przenosząc go tak do przeszłości, jak i tej wersji przyszłości, która ziści się, jeśli nie porzuci on swego dotychczasowego rozwiązłego stylu życia. Connor zaczyna więc widzieć, jak stopniowo zatracał się w kolejnych seksualnych podbojach, tracąc przez to jedyną kobietę, którą rzeczywiście kochał, a mianowicie Jenny. Zostaje mu też pokazane, że jeśli nie zawróci ze swej dotychczasowej drogi, straci serce Jenny już na zawsze, gdyż ta poślubi innego mężczyznę.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film „Duchy moich byłych” ma z pewnością bardzo mocny punkt, którym jest zdecydowane odrzucenie seksualnej rozwiązłości, uznanie dla wierności, miłości i odpowiedzialności w seksualnych relacjach oraz wsparcie dla tradycyjnego małżeństwa.
Produkcja ta ma jednak też swe oczywiste i poważne wady, niebezpieczeństwa i dwuznaczności. Mnogość obscenicznych aluzji, dowcipów odnoszących się do seksualnych grzechów, a także niemała liczba wulgaryzmów -zdecydowanie rażą i odstręczają od tej produkcji. Również nie jest godny pochwalenia fakt, iż mimo wyraźnej dezaprobaty dla seksualnego libertynizmu reprezentowanego tu przez Connora i Wayne, nierząd (czyli seks przedmałżeński) nie tylko nie został tu wyraźnie napiętnowany, ale pokazano ów występek tak, jakby był moralnie do zaakceptowania (o ile czyni się takowy ze stałym partnerem, którego darzy się miłością). Pewien niepokój budzi wreszcie sama konwencja filmu, w której dusze zmarłych pojawiają się Connorowi – choć nie wzywa on ich z własnej inicjatywy, więc nie mamy tu jeszcze do czynienia z grzechem spirytyzmu sensu stricte. Wszystko to mocno psuje dobre wrażenie wyłaniające się z głównego przesłania tego filmu.
Posługując się więc porównaniami bardziej z dziedziny bardziej politycznej, omawiany obraz można uznać za „konserwatywno-liberalny”. W swym głównym przesłaniu niesie on bowiem umiarkowanie konserwatywne i zdecydowanie antylibertyńskie treści odrzucające rozwiązłość oraz chwalące małżeństwo i wierność, jednak mimo to pewne jego poboczne wątki przynajmniej dwuznacznie przedstawiają względnie łagodne formy obyczajowego liberalizmu, a więc seksualne współżycie bez ślubu, które połączone jest jednak ze wzajemną wiernością, oddaniem i zaangażowaniem. Poza tym film ów nawet jeśli jest konserwatywny w swej głównej treści, to zarazem jest libertyński w zastosowanej formie i środkach wyrazu. Dlatego też i tym razem trudno jest nam bardziej jednoznacznie ocenić ten obraz. Myślimy jednak, iż możemy zaryzykować nadanie mu najniższej z pozytywnych ocen, czyli „+1”. Zastrzegamy przy tym, że nie polecamy go raczej chrześcijanom, ale jeśli chodzi o osoby przejawiające libertyńskie podejście do małżeństwa i seksualności, to ufamy, iż ów film może dać im trochę do myślenia.
Mirosław Salwowski
/.../