8 komentarzy Nieco „przerobiona” wersja klasycznej baśni o księżniczce mającej pocałować pięknego księcia zaklętego w brzydką żabę. Tym razem księżniczką jest Tiana, wywodząca się z biednej rodziny, czarna dziewczyna, która żyjąc i pracując w Nowym Orleanie, marzy o otwarciu wielkiej restauracji. „Księciem” zaś jest pewien młody lekkoduch z zamożnej rodziny, któremu jednak rodzice odcięli dopływ do pieniędzy (na imię mu Naveen). Tak się składa, iż w wyniku zaklęć magicznych jednego z czarowników Voo Doo, oboje oni zostają zamieni w żaby i aby znów stać się ludźmi nie wystarcza, iż się pocałują. Dlatego też, Tiana i Naveen udają się przez bagna Luizjany do mieszkającej na odludziu kapłanki Voo Doo (zwanej „Mama Odie”) , która za pomocą „białej magii” ma przywrócić im ludzką postać.
Trzeba przyznać, iż jeśli chodzi o stronę wizualną i „artystyczną” tej filmowej baśni, to ogląda się ją całkiem dobrze. Tradycyjna, ale zarazem nowoczesna animacja, ciekawy pomysł na fabułę, wartka akcja, intrygujące postaci – to czyni ów film na wspomnianych płaszczyznach atrakcyjnym i ciekawym. Niestety znacznie gorzej to wygląda, gdy przejdziemy do analizy moralnych i światopoglądowych aspektów wspomnianej produkcji. Prawdą jest, że są tu dobre i cenne rzeczy, spośród których przede wszystkim należy wymienić pochwałę ciężkiej pracy, dowartościowanie tradycyjnego małżeństwa, a także pewną niechęć do materializmu (czyli wskazanie na starą prawdę, iż „pieniądze szczęścia nie dają”). Niestety jednak te kawałki dobrego i pożywnego mięsa są tu zanurzone w gęstym, ciężkim do strawienia i zepsutym sosie, który karmi złe skłonności w naszych duszach. Toksycznymi składnikami tego zepsutego sosu są:
Wspieranie przekonania o istnieniu tzw. białej magii. Mimo że, bajka ta pokazuje złe działanie praktyk okultystycznych związanych z kultem VooDoo, jednocześnie jednak jako receptę na takowe wskazuje sięgnięcie po pomoc w postaci tzw. białej magii. Tiana i Naveen będąc przemienionymi w żaby udają się bowiem do „Mamy Odie”, okultystycznej kapłanki i czarownicy (zwanej zresztą tu wyraźnie jako „dobry lekarz VooDoo”), po to by zdjęła z nich zły urok. I w istocie rzeczy, owa kobieta, w pewien sposób, za pomocą swych czarów pomaga im wrócić do ludzkiej postaci.
Duch zmysłowości, przepychu i nieskromności objawiający się w większej części tego filmu. Akcja tej filmowej bajki toczy się w Nowym Orleanie, czyli mieście słynącym z tzw. „wielkiego luzu” (który ma z kolei wiele swych ciemnych i złych moralnie stron). Niestety, część z objawów dekadencji i degeneracji owego miasta została pokazana w „Księżniczce i Żabie” w sposób sugerujący raczej aprobatę dla takowych, aniżeli zganienie czy krytykę tego stanu rzeczy. Chodzi tu przede wszystkim o bliskie i poufałe tańce pomiędzy mężczyznami a niewiastami, wyraźnie nieskromne i próżne stroje kobiet, a także po prostu pewien dziwaczny duch objawiający się w ciągłym dążeniu do „imprezowania” i „balowania”. Na końcu okazuje się nawet, iż wymarzona przez Tianę wielka restauracja pełni też rolę dancingu, czyli mówiąc bardziej tradycyjnie „tancbudy”.
Podsumowując zatem: „Księżniczka i Żaba” mocno miesza ze sobą biblijne i tradycyjnie chrześcijańskie wartości z de facto pogańskimi i światowymi pseudowartościami. Wyszedł więc z tego brzydki potworek.
/.../