Leave a Comment Robert to miły i już nieco starszy pan, który w dzień pracuje w jednym z amerykańskich hipermarketów, a wieczorami czyta książki w kawiarni. Tam też poznaje Teri, młodocianą, rosyjską prostytutkę, która jak się później okazuje jest terroryzowana i zastraszana przez pochodzących z Rosji gangsterów. Pewnego dnia Teri zostaje przez nich okrutnie pobita i wówczas Robert postanawia uwolnić ją z rąk rosyjskiej mafii. Początkowo chce on to uczynić w sposób, można by rzec „pokojowy”, gdyż proponuje szefowi gangu sumę kilku tysięcy dolarów w zamian za wypuszczenie Teri na wolność i nieprzymuszanie jej już więcej do uprawiania prostytucji. Jego propozycja zostaje jednak odrzucona przez tych przestępców i wówczas Robert postanawia w walce z nimi wykorzystać nabyte niegdyś przez siebie umiejętności żołnierza sił specjalnych.
Choć film ten został przez nas oceniony zasadniczo rzecz biorąc negatywnie, to trzeba przyznać, iż ciężko nie mieć do niego sympatii z różnych względów. Jego głównym i pozytywnym bohaterem jest wszak bardzo życzliwie nastawiony do innych i spokojny człowiek, który nie szuka zwady, ale gdy trzeba podejmuje krwawą walkę z bandą bezwzględnych i okrutnych rzezimieszków, którzy terroryzują słabszych. Mamy tu więc pewien, można by powiedzieć „tradycyjnie rycerski” rys uosabiany przez postać Roberta. I gdyby główny wątek tego filmu ograniczał się do tego, moglibyśmy go spokojnie pochwalić. Problem polega jednak na tym, iż różne dobre działania podejmowane przez głównego bohatera (w tym również te o charakterze bardziej „krwawym”) mieszają z jego bardziej dwuznacznymi i wątpliwymi moralnie zachowaniami. Można wszak usprawiedliwiać np. sytuację, w której Robert sam zabija gangsterów, którzy bezpośrednio atakują go i jego znajomych z pracy (gdyż mieści się to w ramach tzw. obrony koniecznej), albo też unieszkodliwia rzezimieszków i oddaje ich w ręce policji. Znacznie trudniej jest jednak czynić to wówczas, gdy główny bohater specjalnie udaje się do innego kraju, gdzie – bez konieczności bronienia siebie i innych oraz upoważnienia ze strony władz cywilnych – dokonuje masakry gangsterów. I choć na płaszczyźnie emocjonalnej chcemy kibicować wszystkim tym poczynaniom Roberta, bo wszak walczy on z bardzo złymi ludźmi, to rozum mówi nam wówczas raczej: „Hola, hola, dość już tego rozlewu krwi”.
Ponadto, w omawianym obrazie jest dużo wulgarnej mowy, czego jednak chyba dało by się uniknąć, nawet gdy tematyka danej produkcji jest brutalna. Ostatecznie wszak, zawsze można „wypikować” nieprzyzwoite słowa.
A zatem, z „ciężkim sercem”, ale jednak, dostrzegając jego niemałe zalety, oceniamy ów film jako moralnie dwuznaczny.
Mirosław Salwowski.
/.../