Tag Archive: chrześcijański thriller

  1. Doonby. Każdy jest kimś

    Leave a Comment Do małego miasteczka gdzieś na amerykańskiej prowincji przybywa nieco tajemniczy włóczykij, który przedstawia się jako Sam Doonby. Przybysz zatrudnia się jako barman w miejscowym lokalu, gdzie zwraca na siebie szczególną uwagę jednej ze stałych klientek – Laury, rozpieszczonej i rozrywkowej córki miejscowego lekarza. Doonby zaskoczy wkrótce wszystkich zadziwiającą zdolnością do bycia we właściwym miejscu o właściwym czasie – a to ocali komuś życie, a to karierę i dobre imię. Czy jednak jego obecność jest naprawdę potrzebna mieszkańcom miasteczka, a może mogliby się z powodzeniem obyć bez tego włóczęgi? „Doonby” przez większość czasu jego oglądania wydaje się po prostu w miarę przyzwoitym, niskobudżetowym obrazem z pogranicza hollywoodzkich produkcji i filmów klasy „B”. Nie ma w nim też żadnych bezpośrednich odniesień do Pana Jezusa, czy wiary w Niego, tak że przez większość projekcji można się nawet zastanawiać, dlaczego jest on reklamowany jako chrześcijański. Wyjaśnia te wątpliwości i w sporej mierze wynagradza dopiero (naprawdę zaskakujący) finał, który nie pozostawia wątpliwości, że od początku mieliśmy tu do czynienia z jak najbardziej chrześcijańską produkcją z takim też przesłaniem. By jednak nie zdradzać tego zakończenia, powiem tylko, iż wyraża on, może niezbyt odkrywczą, ale jakże prawdziwą myśl, że każdy z nas jest kimś niepowtarzalnym i ważnym, istotą stworzoną, chcianą i kochaną przez Boga. Zaletą tego filmu jest też pokazanie destrukcyjnego działania na osobowość człowieka „imprezowego” stylu życia, który skupia się na zaspakajaniu własnych zachcianek i szukaniu chwilowych przyjemności. Taki styl życia reprezentuje tu Laura (dzięki pieniądzom ojca może sobie na to pozwolić), która notorycznie nadużywa alkoholu, wszczyna pijackie burdy, lubi kiepskie towarzystwo i jest otwarta na przygodne „romanse”. Na przykładzie Laury i jej bliskich pokazany jest też tu zresztą głębszy problem pozornie dobrze ułożonej, miłej, kulturalnej, obfitującej we wszelkie dobra i społeczny szacunek rodziny, na której jednak cieniem kładzie się poważna nieprawość ojca tejże rodziny. Ów mężczyzna jest bowiem nie tylko zwykłym ginekologiem, ale i aborterem. Jeśli chodzi o pewne wątpliwe strony filmu, to można za taką uznać „mięczakowatą” postawę głównego bohatera wobec pewnych otaczających go przejawów zła. Jest to o tyle rażące, że postać ta jest kreowana jeśli nie na figurę samego Jezusa Chrystusa to przynajmniej na rodzaj tak zwanego „świętego głupca”. W pewnym  momencie mamy tu nawet więcej niż z bierną akceptacją dla złych czy wątpliwych zachowań, gdyż Doonby całuje się dość namiętnie ze swoją dziewczyną, która zresztą ma w zwyczaju ubierać się i zachowywać niezbyt skromnie. Scena ta nasuwa nawet chwilowe podejrzenia, że para ta tworzy ze sobą konkubinat (co na szczęście okazuje się mylnym tropem). Jakby na osłodę mamy tu za to epizod, w którym główny bohater zdecydowanie wyrzuca ze swego pokoju narzucającą mu się dziewczynę. Bardzo natomiast wątpliwym pomysłem wydaje się to, że Doonby pracuje w barze o dość kiepskiej reputacji. Jest to bowiem rodzaj lokalu, do którego wielu stałych klientów przychodzi z zamiarem nadużywania alkoholu. Trudno więc wyobrazić sobie, by Samowi udawało się wykonywać tego rodzaju pracę bez dopomagania w grzechu pijaństwa (przez podawanie alkoholu osobom nietrzeźwym). Teoretycznie jest to nawet i możliwe, nie mamy tu jednak niestety sceny na potwierdzenie takiej optymistycznej tezy, to znaczy nie widzimy, by główny bohater odmawiał obsługi nietrzeźwych klientów (choć też nie widzimy, jak ich obsługuje). Jednakże pomimo tych zastrzeżeń polecamy film przez wzgląd na jego (finałowe) jednoznacznie chrześcijańskie i afirmujące wartość ludzkiego życia przesłanie. Marzena Salwowska /.../