Leave a Comment
Głównym bohaterem tej smętnej historii jest 38-letni rysownik Oliver. Cały film składa się właściwie z przeskoków czasowych, w których dowiadujemy się, co stoi za ustawicznym smutkiem bohatera. Oliver jest singlem, który nie potrafi na dłuższą metę utrzymać relacji z żadną ze swoich „poważnych partnerek”. Po śmierci matki zamieszkuje on z psem. Ojciec Olivera (Hal) też postanawia zmienić swoje życie, po tym jak zostaje wdowcem. 75-latek oświadcza, że jest „gejem”, zawsze nim był i teraz chce, żeby jego życie odzwierciedlało, to kim się czuje. Starszy pan nie tylko znajduje sobie dużo młodszego partnera, ale też zostaje gejowskim aktywistą i z dumą obnosi się ze swoim zboczeniem, aż do śmierci, która nadchodzi kilka lat po jego „coming out”. Oliver tymczasem poznaje mieszkającą w USA francuską aktorkę. Mężczyzna szybko zakochuje się w Annie, ta jednak, tak jak i Oliver, ma problemy z nawiązywaniem trwałych relacji. Sporą więc część filmu wypełniają zmagania tej pary o utrzymanie związku, na którym ich obojgu mimo wszystko jakoś zależy.
Dla czytelników naszej strony nie będzie zapewne zaskoczeniem stwierdzenie, iż przesłanie tego filmu jest moralnie nie do zaakceptowania. Przede wszystkim dlatego, iż pokazuje się w nim jako rzecz dobrą i godną pochwały, to że starszy człowiek postanawia zostać jawnogrzesznikiem i otwarcie oddawać się wołającemu o pomstę do nieba grzechowi sodomskiemu. Można powiedzieć, że podeszły wiek Hala czyni sprawę jeszcze gorszą, gdyż jego złe wybory wydają się nie tylko przemyślane, ale też trwałe. A niestety, kiedy starszy człowiek decyduje się świadomie na grzeszny tryb życia, to prawdopodobieństwo nawrócenia, wydaje się już niewielkie. Tak też dzieje się w tym przypadku – Hal, mimo że świadomy śmiertelnej choroby, która go toczy, ciągle trwa przy swoich złych wyborach i wszystko wskazuje na to, że umiera on w stanie grzechu śmiertelnego. Co gorsza, po swoim „coming out” Hal znajduje sobie także zdeklarowanie homoseksualnego duchownego (zdaje się nawet księdza katolickiego), który cały czas wspiera go na drodze sodomii, nawet na łożu śmierci, czyli w chwili, kiedy ostatecznie decyduje się pośmiertny los człowieka. Wątek tego duchownego może oczywiście utwierdzać wielu widzów w fałszywym przekonaniu, że da się spójnie i bez hipokryzji połączyć praktykowanie pewnych grzechów z byciem „dobrym chrześcijaninem”. Jako piękny i budujący przykład postawiony jest tutaj więc duszpasterz, który zamiast prowadzić powierzone sobie owce do skruchy i nawrócenia, prowadzi je do zguby niczym wilk w owczej skórze. Zamieszanie co do pojmowania prawd chrześcijańskich widać też w scenie, gdy Hal czyta swoją wersję życia Jezusa Chrystusa, w której dożywa On późnych lat, starzejąc się i chorując. Widać więc ogólnie bardzo „luźny” stosunek tego bohatera do Słowa Bożego, co również pokazane jest w filmie przychylnie.
W filmie tym pokazuje się też niestety jako dobrą rzecz proces dekryminalizacji praktyk sodomickich. Jako że w czasach młodości Hala tego rodzaju czyny były w kręgu cywilizacji chrześcijańskiej jeszcze dość powszechnie zagrożone pewnymi sankcjami karnymi, człowiek ten dokonywał ich w ukryciu. Twórcy tej produkcji pokazują więc sytuację, w której starszy sodomita może bezkarnie dawać gorszący przykład młodszym jako rzekomo zmianę na lepsze.
Innym problemem jest tu też oczywiście bezkrytycznie pokazanie intymnego pożycia Olivera i Anny, którzy nie są (przynajmniej póki co) małżeństwem. Choć na tle promowania sodomii w tym filmie łatwo pominąć ów problem, to warto zwrócić uwagę, iż również jeśli chodzi o pary heteroseksualne, to ich pozamałżeńskie pożycie nie powinno być pokazywane w kinie jako rzecz dobra, czy moralnie obojętna. Z innych wad tej produkcji wskazać też można na przychylne pokazywanie wandalizmu w scenach, kiedy główny bohater wraz z przyjacielem piszą sprajem po nie swoich murach.
Film ten ma też pewne zalety takie jak na przykład pokazywanie na przykładzie Olivera i Anny przyczyn, jakie mogą dwojgu dorosłych ludzi utrudniać tworzenie trwałych i udanych relacji, jednakże ta jaśniejsza strona tego obrazu jest całkowicie przyćmiona przez wyżej opisane jego wady.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment
Film oparty zasadniczo na prawdziwych wydarzeniach. Wiosną 1969 roku szpital na Bronxie zatrudnia nowego lekarza. Jest nim dr Malcolm Sayer, naukowiec, który wcześniej prowadził badania na robakach i nie ma właściwie doświadczenia w pracy z ludźmi. Wbrew jednak obawom dr Sayer szybko odnajduje się w pracy z pacjentami. Szczególną jego uwagę zwracają ofiary epidemii śpiączkowego zapalenia mózgu, które wydają się nie mieć żadnego świadomego kontaktu z otoczeniem. Doktor Sayer namawia matkę jednego z pacjentów, by udzieliła zgodę na zastosowanie wobec syna eksperymentalnej terapii, z użyciem nowego leku na inną chorobę. Ów mężczyzna – Leonard Lowe staje się pierwszym z „przebudzonych”. Wkrótce cały oddział szpitala wypełnia się ludźmi, jakby cudownie wróconymi do życia …
Na wstępie warto może zaznaczyć, że poniższa recenzja dotyczyć będzie jedynie treści i przesłania samego filmu, bez odniesień do jego książkowego pierwowzoru. Obraz ten sam w sobie prezentuje całkiem pozytywne przesłanie. Przede wszystkim jest tu dobitnie wyrażana myśl, że życie z jego różnymi prostymi radościami jest darem, za który powinniśmy być wdzięczni. Wprawdzie w filmie nie jest powiedziane wprost, że za ten dar powinniśmy być wdzięczni konkretnie Bogu, ale jest scena, w której Leonard mówiąc o tym, wyraźnie wskazuje w górę, gestem, który zwyczajowo oznacza odniesienie do Boga. Wybudzeni ze śpiączki pacjenci uświadamiają otoczeniu, że zbyt łatwo uznajemy wiele rzeczy w naszym życiu za oczywiste i nam należne, podczas gdy powinniśmy zawsze być wdzięczni za takie możliwości jak chociażby swobodna komunikacja z innymi ludźmi, spacery, kontakt z przyrodą czy też samodzielne wykonywanie najprostszych nawet czynności. Z drugiej strony nie ma też w filmie sugestii, że życie pozbawione tych możliwości traci swoją wartość. Jest tu raczej podkreślona tajemnica takiego cierpienia, to że nie wiemy, dlaczego tak poważne choroby dotykają niektórych ludzi. W historii tej podkreślony jest fakt, że życie ludzkie jest pewną tajemnicą, która przekracza wiedzę naukową, stąd też nigdy nie wiadomo do końca, co się dzieje w człowieku, który zdaje się nie mieć właściwie żadnej świadomości, ani też czy człowiek taki nie zostanie kiedyś „przebudzony”.
Sam tytuł filmu oczywiście ma podwójne znaczenie i odnosi się nie tylko do wybudzonych chorych. Równolegle bowiem do historii pacjentów rozwija się historia dr Sayera, który budzi się do bardziej świadomego życia. Postać ta uświadamia sobie wartość takich kwestii jak przyjaźń, budowanie bliższych relacji z bliźnimi, cieszenie się dobrymi, prostymi rzeczami. A ponieważ ten rodzaj przebudzenia, jak sugeruje film, jest trwały, całość zachowuje mimo wszystko pewien optymizm. Odnośnie tego wątku trzeba również zauważyć, że postaci dr Sayera nie można też do końca utożsamiać z jej odpowiednikiem w rzeczywistości, czyli dr Sacks’em oraz jego życiową postawą i moralnymi wyborami.
Inną zaletą filmu jest niewątpliwie pokazanie pozytywnych wzorców pracowników szpitala, których empatia i życzliwość wobec pacjentów wykracza znacznie poza zawodowy obowiązek.
Jeśli chodzi o bardziej wątpliwe elementy filmu, to pewien niepokój budzić tu może użycie tabliczki ouija do komunikacji z pacjentem. Wprawdzie przedmiot ten nie ma w tym kontekście zastosowania spirytystycznego, a jedynie ułatwia choremu odpowiadanie na pytania, to jednak pozostaje pewna wątpliwość, czy nie chodzi w tej scenie o coś więcej. Czy nie jest to może jakaś sugestia, że również dusze zmarłych są tak naprawdę takimi osobami, które nie mogą się z nami skontaktować i trzeba im tę komunikację ułatwić? W każdym razie użycie przedmiotu tak bezpośrednio kojarzącego się z licznymi grzechami spirytyzmu może budzić pewne zasadne wątpliwości. Jeśli chodzi o inne minusy filmu, to można wskazać na lekkomyślne pokazywanie męsko -damskich tańców, którym towarzyszy obejmowanie się par jako zupełnie niewinnej rozrywki. Rażące jest też użycie bardzo wulgarnego przymiotnika w połączeniu ze słowem „cud”. Trudno też powiedzieć, czy w pewnym momencie Leonard dłużej przygląda się dziewczynie w bardzo krótkiej sukience w nieczystych intencjach, czy też jest tak zaskoczony drastyczną zmianą w kobiecych ubiorach, jaka zaszła w przeciągu zaledwie trzech dekad.
Można też nieraz spotkać się z opinią, że film ten jest przygnębiający. Trudno jednak mieć do jego twórców pretensje, że nie dokleili na siłę do tej opowieści wyraźnego happy endu, w związku z czym nie wszystkie wątki w tej opartej na faktach historii kończą się optymistycznie. Zdaje się, że o ile to możliwe, obraz ten pozostawia jednak widzom nadzieję, że podobny „cud”, co pokazany w tej historii, może nawet trwalszy zawsze może się powtórzyć, jeśli tylko nie stracimy nadziei.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment
Uliczny irlandzki grajek poznaje imigrantkę z Czech, która w obcym dla siebie kraju, wraz ze swą matką i małą córeczką, próbuje ułożyć sobie na nowo życie. Okazuje się przy tym, iż tych dwoje ludzi łączy miłość oraz pasja do muzyki.
Na płaszczyźnie moralnej oraz światopoglądowej film ten zasługuje na pochwałę głównie dlatego, iż z jednej strony pokazuje wzajemne wspieranie się i okazywanie sobie pomocy, z drugiej zaś mimo jego motywu przewodniego – którym jest przyjaźń dwojga młodych ludzi płci przeciwnej – twórcy uniknęli tu wpadnięcia w pułapkę polegającą na przekazywaniu widzom opowieści o tym, jak taka para zaczęła ze sobą seksualnie współżyć (co jest wszak niestety bardzo częstym motywem w filmach o podobnej treści). Przeciwnie, w obrazie tym, dziewczyna z Czech opiera się pokusie popełnienia cudzołóstwa z nowo poznanym irlandzkim przyjacielem, mimo że miałaby ku temu dobrą okazję i sposobność.
Jeśli chodzi o wady tego filmu, to najpewniej za takową można uznać obecność w nim wielu wulgarnych słów, ale z drugiej strony nie jest to połączone z innymi popularnymi dla przemysłu filmowego niebezpieczeństwami, czyli np. eksponowaniem obsceniczności, seksu, nagości albo tez przemocy pokazywanej w wymyślny i wręcz rozrywkowy sposób. Tak też, co prawda z pewną niepewnością, ale – pomimo wulgarnej mowy – zawartej w tym filmie, zdecydowaliśmy się na przyznanie mu jednej z wyższych ocen na naszym portalu, czyli +3 („Dobry”).
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment
Spokojna nauczycielka biologii Jessica Martin staje się pewnego dnia ofiarą porywaczy, którzy najpierw zabijają jej pomoc domową, a potem ją samą zamykają na strychu. Pani Martin nie ma pojęcia, dlaczego akurat ona stała się ofiarą tychże bandytów. Na domiar złego jest świadoma, że w podobnym niebezpieczeństwie znajdą się wkrótce jej syn i mąż. Z roztrzaskanego przez porywaczy telefonu udaje jej się dodzwonić pod jeden, zupełnie nieznany numer. Jej rozmówcą okazuje się Ryan, raczej beztroski dwudziestolatek, który z początku traktuje telefon Jessici jako żart. Kiedy przekonuje się, że sprawa jest poważna, zgłasza się oczywiście jak najszybciej na policję. W skutek jednak pewnego zamieszania na komisariacie, pomoc z tej strony nie przychodzi zbyt szybko i Ryan zdaje sobie sprawę, że los nieznanej rozmówczyni, właściwie spoczywa w jego rękach. Oznacza to też, że cały czas będzie musiał utrzymać kontakt telefoniczny z panią Martin …
Film ten, choć jego intryga może dla wielu widzów być trochę naciągana czy nieprzekonująca, zasadniczo wciąż dobrze się ogląda. Jest to w dużej części zapewne zasługą wartkiej akcji i lekkiego humoru, przede wszystkim chyba jednak optymistycznego i bardzo pozytywnego przesłania tej produkcji. Główny bohater filmu Ryan ucieleśnia bowiem w swoim postępowaniu wobec pani Martin i jej rodziny ideał biblijnego „Dobrego Samarytanina”. Przyjmuje on wszak na siebie niespodziewaną odpowiedzialność za los nieznanych sobie, zupełnie obcych ludzi. Postępuje tak, mimo że sam naraża się przez to na śmierć, nie ma w tym żadnego interesu, mógłby też pewnie podać wiele całkiem zasadnych argumentów na rzecz tego, że nie jest zobowiązany moralnie do aż takiego angażowania się w tę sprawę. Ryan postępuje tu więc niczym „Dobry Samarytanin” z biblijnej przypowieści, który schodzi ze swojej drogi i ponosi trud, żeby pomóc zupełnie sobie obcej, nieznanej osobie, która w normalnych okolicznościach byłaby mu zupełnie obojętna. Promowanie takiej postawy jest oczywiście niepodważalną zaletą tego filmu.
Z innych pozytywnych rzeczy, które warto w tym obrazie zauważyć, wymienić można to, że do odpowiedzialnej postawy głównego bohatera wobec pani Martin przyczynia się w dużej mierze jego była dziewczyna – Chloe. Rzuca ona Ryana, gdyż uważa, że jest on nieodpowiedzialny, egoistyczny i niedojrzały. W postępowaniu chłopaka wobec porwanej Jessici widać, że te zarzuty bierze on sobie do serca i głowy znacznie głębiej, niż by się mogło wydawać. Film ten pokazuje więc, jak pozytywny wpływ na młodych mężczyzn mogą mieć dziewczyny, które stawiają im właściwe wymagania i nie obniżają poprzeczki.
Pochwalić również można dzielną postawę porwanej pani Martin, która zachowując się z kobiecą godnością, jednocześnie stara się czynić wszystko, co w jej mocy, nie przekraczając moralnych granic, by ratować siebie i rodzinę. Choć widać, że nie czerpie żadnej satysfakcji z przemocy (a wręcz przeciwnie), to, gdy sytuacja tego wymaga, jest gotowa, by zdecydowanie dać odpór tej bezprawnej agresji, nawet jeśli wiązać się to będzie z zabiciem napastnika.
Zdecydowanie pozytywną postacią jest też z pewnością sierżant Bob Mooney. Jest to uczciwy i dobry policjant, który jednak zmęczony 27 latami ciężkiej służby daje się już niemal przekonać przez żonę do otwarcia salonu spa. Wydaje się jednak, że sprawa porwania Jessici i jej rodziny przypomina mu o policyjnym powołaniu i wartości tej służby.
Jeśli chodzi o zarzuty moralne, jakie można wysunąć wobec tego filmu, to niewątpliwie zasadniczym będą nieskromne stroje młodych ludzi płci obojga, eksponowane na początku tej produkcji. Chodzi tu zwłaszcza o dziewczyny w bikini (co jest nadto obiektem żartów, pokazanych jako niewinne) oraz głównego bohatera bez skrępowania chodzącego bez koszulki przy młodych niewiastach. Na domiar złego ten „luźny” ubiór postaci wydaje się też sugerować z sympatią ich dość luźny stosunek do spraw obyczajowych. Co nieco do życzenia zostawia też słownictwo używane w filmie.
Pewien natomiast zamęt w głowach młodych widzów mogą wywoływać niektóre środki podejmowane przez głównego bohatera. Chodzi głównie o to, że kilka razy bierze on bez zgody właścicieli, czy nawet stosując pewien nacisk, rzeczy takie jak ładowarka, telefon czy samochód, gdy są mu niezbędne, by ratować życie niewinnych osób. W tym celu łamie również nieraz przepisy drogowe. Taka sytuacja wymaga wytłumaczenia młodym widzom, że są pewne czyny, których nie wolno wprawdzie dokonywać w normalnych okolicznościach i bez wyraźnej potrzeby, ale które dopuszcza zarówno nauczanie katolickie jak i zazwyczaj ludzkie prawo w szczególnym warunkach. Takim czynem jest na przykład zabranie bez zgody właściciela jakiejś rzeczy niezbędnej dla ratowania bliźniego. W rozumieniu doktryny katolickiej takie postępowania jak głównego bohatera filmu w ogóle nie może być nazwane kradzieżą. Jak bowiem objaśnia punkt numer 2408 Katechizmu Kościoła Katolickiego: Siódme przykazanie zabrania kradzieży, która polega na przywłaszczeniu dobra drugiego człowieka wbrew racjonalnej woli właściciela. Nie mamy do czynienia z kradzieżą, jeśli przyzwolenie może być domniemane lub jeśli jego odmowa byłaby sprzeczna z rozumem i z powszechnym przeznaczeniem dóbr. Ma to miejsce w przypadku nagłej i oczywistej konieczności, gdy jedynym środkiem zapobiegającym pilnym i podstawowym potrzebom (pożywienie, mieszkanie, odzież…) jest przejęcie dóbr drugiego człowieka i skorzystanie z nich.
Podsumowując, polecamy ten film ze względu na ogólne przesłanie i optymistyczny klimat bezinteresownej życzliwości wobec bliźnich. Nie mniej znacznie obniżamy jego ocenę przez eksponowanie nieskromnych strojów i żartów (głównie w początkowych scenach).
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment
Tytułowa Grbavica to dzielnica Sarajewa, w której żyje główna bohaterka filmu Esma. Esma wychowuje samotnie dorastającą córkę i stara się jakoś związać koniec z końcem. Po tym, jak zamknięto klub, w którym pracowała jako kelnerka, zatrudnia się szybko w innym, dość szemranym miejscu, którego właściciel świetnie pasuje do określenia „typ spod ciemnej gwiazdy”. W lokalu tym poznaje Peldę, który pracuje tu jako ochroniarz. Mężczyzna jest miły i opiekuńczy wobec Esmy i zdaje się żywić do niej głębsze uczucia. Ta relacja uczuciowa głównej bohaterki niezbyt przypada do gustu jej córce, która i tak sprawia już wiele kłopotów wychowawczych. Bunt nastoletniej Sary narasta, zwłaszcza kiedy jej matka z niezrozumiałych przyczyn nie chce przedstawić w jej szkole zaświadczenia, że ojciec dziewczyny zginął jako żołnierz – szahid. Dzieci szahidów, których uważa się tu za bohaterów narodowych, mają różne przywileje, w tym również zniżkowe, bądź bezpłatne wycieczki szkolne, a na taką wycieczkę wybiera się właśnie Sara. Ociąganie matki jest więc dla nastolatki, dumnej z nieznanego ojca, coraz bardziej niezrozumiałe i frustrujące …
Film ten, mimo że przedstawia koszmar i zniszczenia po wojnie w byłej Jugosławii (zniszczenia nie tylko w budynkach, ale i w ludziach, tak poszczególnych, jak i w ich wzajemnych relacjach). Stłuczone szkło trudno posklejać, jak pokazuje ten obraz. Bohaterowie filmu zdają sobie sprawę, że nie są już tymi samymi ludźmi, co przed wojną. Przykładowo, dawni studenci uniwersytetów, z całkiem dobrymi widokami na zawodową karierę dziś wysługują się prymitywnemu, szemranemu właścicielowi klubu nocnego jako kelnerka i ochroniarz. Wojna, którą przeżyli, wciąż jest jakoś obecna w każdym aspekcie ich życia. Uderzająca jest na przykład scena, w której Pelda chcąc podtrzymać rozmowę z interesującą go koleżanką z pracy, „podrywa” ją na wspólne doświadczenie z chodzeniem na ekshumacje. Ten temat zresztą później jeszcze wróci w najbardziej chyba romantycznej scenie filmu, kiedy Esma będzie próbowała powstrzymać ukochanego przed emigracją z kraju. Również dorastająca Sara przeżywa swoją pierwszą miłość, ćwicząc z rówieśnikiem strzelanie w jednym ze zrujnowanych budynków.
Film ten można uznać za ostrzeżenie przed długofalowymi skutkami wojen. Przypomina też o tym, że w takich konfliktach często najbardziej cierpią najsłabsi, gdyż poczucie bezkarności i wojenne zdziczenie, o które zresztą szczególnie łatwo w wojnach domowych, przyczyniają się do takich obrzydliwości jak torturowanie jeńców czy zbiorowe gwałty. Sprawcy takich zbrodni nieraz niestety całkiem trafnie zakładają bowiem, że prawdopodobieństwo ich rozliczenia po wojnie jest stosunkowo niewielkie, ba nawet może będą w swoich środowiskach chodzić jeszcze w glorii bohaterów. Warto więc pochwalić twórców tego filmu, że zajmują się tak delikatnym i bolesnym tematem jak wojenne gwałty na kobietach. Jeśli chcemy, żeby to wreszcie sprawcy takich zbrodni wstydzili się i bali o swój los, a nie ich ofiary, to warto, żebyśmy doceniali takie produkcje, które otwarcie mówią o tym problemie.
Obraz ten mimo ciężkiej tematyki jest jednak na swój sposób optymistyczny. Można powiedzieć, że daje on nadzieję zwłaszcza kobietom. Choć główna bohaterka nie jest tu zawsze osobą godną naśladowania (okłamuje swoją córkę, pali, lekko wspomina wąchanie kleju w czasach studenckich), to godna podziwu jest to, jak zachowała siłę i kobiecą godność, której zapewne chcieli pozbawić jej na zawsze oprawcy. Najpiękniejsze jednak jest w Esmie to, że nie utraciła ona zdolności kochania. Niezaprzeczalna jest miłość, jaką darzy swoją córkę (która mimo buntowniczej postawy odwzajemnia to uczucie), nadto jest też w stanie mimo swoich doświadczeń zaufać jeszcze mężczyźnie i odwzajemnić jego uczucia.
Dlaczego zatem film ten nie został oceniony wyżej? Niestety poza sporą ilością wulgarnej mowy, mamy tu też przy okazji wątku z nocnym klubem pokazane sceny lubieżnego tańca oraz kelnerkę, która obnaża się do połowy, ukazując obfity biust (przy czym kamera mocną eksponuje te sceny). Wprawdzie są to wątki poboczne i raczej nie pokazane w pozytywnym świetle, jednakże widać, że mają one przyciągać oko widza, a nie być tylko mniej lub bardziej uzasadnionym elementem narracji.
Mimo istotnych zastrzeżeń polecamy jednak ten film, gdyż pokazuje, że człowiek w każdych okolicznościach potrzebuje prawdy i miłości, że prawda wyzwala, a miłość daje siłę, by znieść nawet najtrudniejszą prawdę.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment
Dwóch przestępców napada na nowojorską restaurację należącą do lokalnej mafii, by ukraść z niej kilkadziesiąt kilogramów narkotyków. W wyniku tego napadu ginie jednak ośmiu policjantów. Choć sprawcom udaje się zbiec z miejsca zdarzenia, ściągają oni na siebie uwagę całej nowojorskiej policji, w tym dowodzącego śledztwem w ich sprawie detektywa Andrew Davisa, który znany jest z tego, iż bynajmniej „nie patyczkuje się” z przestępcami. Za jego też inspiracją Manhattan (dzielnica, na terenie której dokonano napadu) zostaje na czas pościgu za rabusiami odcięty od pozostałej części Nowego Jorku.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ten zasługuje na uznanie oraz pochwałę, gdyż w swej treści przedstawia wzór dobrego policjanta, który, choć nie jest łagodny wobec groźnych przestępców, to jednak też swój zawód traktuje jako służbę na rzecz sprawiedliwości, ładu i porządku. Główny bohater ceni sobie też prawdę oraz uczciwość, przez co w miarę rozwoju filmowej akcji, będzie musiał też stanąć przeciwko swym skorumpowanym kolegom z policji.
Ponadto, choć jak już wspomnieliśmy, bohater tego obrazu nie jest łagodny wobec groźnych przestępców, to wbrew pozorom nie wydaje się też z drugiej strony nadużywać wobec nich siły. Sugeruje to scena, w której jedna z jego koleżanek strzela do przestępcy niezagrażającego już swym postępowaniem innym ludziom, co spotyka się z jego (Andrew Davisa) wyraźnym niezadowoleniem. Dodać można również, iż w filmie tym znajdują się pewne odniesienia do wiary w Boga, religii chrześcijańskiej oraz Pisma świętego, które nie są bynajmniej utrzymane w sceptycznym duchu.
Polecamy zatem ów film z tym jednym poważniejszym zastrzeżeniem, iż wydaje się w nim być zbyt dużo wulgarnej mowy.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment
Film ten opowiada opartą na faktach historię jedynej udanej ucieczki z Alcatraz. Więzienie to uchodziło do 11 czerwca 1962 roku za doskonale strzeżoną fortecę. Akcja filmu rozpoczyna się z chwilą przybycia do tego zakładu penitencjarnego Franka Morrisa. Ów rabuś przeniesiony trafia do Alcatraz, gdyż wiele razy uciekał już z innych więzień. Dyrektor tego więzienia zdaje sobie sprawę, że ów mężczyzna będzie starał się usilnie opuścić również jego placówkę, dlatego przygląda mu się z większą uwagą niż pozostałym osadzonym. Mimo jednak czujności służby więziennej Frank Morris szybko rozpoznaje słabe punkty Alcatraz. A kiedy do placówki przybywa jeszcze trzech recydywistów dobrze znanych głównemu bohaterowi, plan ucieczki nabiera kształtu i rozmachu … .
Film ten oceniamy negatywnie dlatego, że dość wyraźnie sympatyzuje on z głównym bohaterem i jego wspólnikami. Przedstawia ich poczynania w ten sposób, by widz kibicował uciekinierom, mimo że bynajmniej nie są to niewinnie osadzeni ludzie, ale „zawodowi” wręcz przestępcy. Cała linia podziału przebiega zresztą w ten sposób, że tymi złymi mają być dyrektor więzienia i strażnicy, a dobrymi osadzeni (z wyjątkiem oczywiście niejakiego Wolfa, który napastuje seksualnie głównego bohatera, a później odtrącony stara się go zabić). Ktoś może powiedzieć, że twórcy tego filmu po prostu opowiadają ciekawą historię, która przecież naprawdę się wydarzyła. Jednakże jest duża różnica pomiędzy snuciem opowieści o przestępcach, a sympatyzowaniem z ich poczynaniami i czynieniem z nich bohaterów.
Co ciekawe, jeśli przyjrzeć się na chłodno obrazowi Alcatraz, który wyłania się nawet z samego filmu, to trudno powiedzieć, żeby to było miejsce jakiejś szczególnej opresji. Ludzie tam osadzeni po prostu ponoszą sprawiedliwą karę pozbawienia wolności za swoje przestępstwa, a nieraz wręcz zbrodnie. Choć dyrektor i strażnicy nie zawsze postępują wobec nich sprawiedliwie, to nie ma tu mowy o takich rzeczach jak tortury, bicie czy głodzenie więźniów. Zasadniczo dba się o ich najważniejsze potrzeby, mogą też na przykład czytać książki i czasopisma, zajmować się sztuką, mają prawo do widzeń z bliskimi, dość swobodnych rozmów z innymi osadzonymi, a także do płatnej i nie nadmiernie ciężkiej pracy. Nie twierdzę, że system penitencjarny w krajach demokratycznych również nie ma jakichś poważniejszych mankamentów i zagrożeń, które zresztą po części zostały pokazane w filmie (co akurat jest jego zaletą). Nie twierdzę nawet, że jest to najlepszy z możliwych system karania przestępców. Jednakże oglądając ten film raczej ma się wrażenie, że jego twórcy niezbyt cenią sobie przedstawicieli prawa i ładu w ogólności, za to przestępców chętnie wybielają, a z ich bezkarności czynią happy end.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment
Polska w połowie lat 70-tych XX wieku. „Legendarny” szuler karciany, zwany Wielkim Szu, wychodzi po pięciu latach z więzienia. Planuje rozpocząć teraz spokojne życie, jednak okazuje się, że jego młoda żona bynajmniej nie czekała na starzejącego się męża z utęsknieniem. Wielki Szu zostaje więc sam, z połową majątku, za którą zamierza kupić upatrzony dom w miasteczku Lutyń. Nieruchomość ta jest wystawiona na licytacji, ta jest jednak z góry ustawiona. Dom ten wolno kupić jedynie rządzącemu miasteczkiem cukiernikowi Mikunowi. Rozczarowany Szu postanawia zemścić się na nieuczciwym konkurencie, wciągając go w grę pokera. Mikun oczywiście przegrywa równowartość domu, Wielki Szu musi zaś uciekać w obawie przed zemstą z jego strony. W ucieczce pomaga mu Jurek, młody taksówkarz, który podziwia starszego mężczyznę i pragnie by ten został jego „mistrzem”.
Zanim przejdziemy do głównego przesłania tego filmu, należy niestety zwrócić uwagę na jego poboczny jednakże rażący element, jakim jest uderzająco nieskromne eksponowanie kobiecej nagości. I niestety hańba twórców tego filmu jest tym większa, że był on dość pionierski pod tym względem w kinie polskim, przez co demoralizował naszych rodaków nieprzywykłych jeszcze (w większości) do takich widoków na ekranie. Nagość ta nie jest zresztą nawet zbyt uzasadniona akcją filmu. Przykładowo w otwierającej scenie piękna i młoda żona głównego bohatera lubieżnie podkreśla swój negliż za pomocą prześwitującego szlafroka, mimo że jak najprędzej pragnie pozbyć się męża. Poza nagością trzeba też zauważyć bardzo nieskromny taniec pewnej rzeczywiście funkcjonującej grupy tanecznej, co mogło być reklamą tej niemoralnej działalności.
PHOTO: EAST NEWS/POLFILM
Inną ewidentnie złą rzeczą w tym filmie jest życzliwe pokazywanie prywatnej zemsty. Mamy tu bowiem „sojusz” Wielkiego Szu z prostytutką Jolą, zawiązany celem zemsty na byłym chłopaku dziewczyny, który swego czasu wykorzystał i porzucił zakochaną Jolę. Nikczemność takiego postępowania nie usprawiedliwia jednak prywatnej zemsty, dokonanej na dodatek przy pomocy kłamstw i karcianych sztuczek.
W wątkach pobocznych mamy zatem pewne jednoznacznie złe rzeczy pokazane w życzliwy sposób. Co jednak z głównym przesłaniem filmu, najistotniejszym przecież dla jego oceny? Zdaje się ono wyjątkowo dwuznaczne. Z jednej strony możemy w jakimś stopniu odczytać film jako ostrzeżenie przed wciągającym jak bagno światem hazardu i powiązanej z nim przestępczości. Sam Wielki Szu kończy tu bowiem tragicznie, zamordowany i porzucony na śmietniku. Wprawdzie w całym filmie pokazywany jest z wyraźną sympatią jako postać obdarzona swoistą charyzmą, inteligencją, zamiłowaniem do wiedzy, otwartym i głębokim umysłem. Podkreśla się tu też takie pozytywne cechy głównego bohatera jak hojność i brak małostkowości. Wszystko to jednak nie oznacza jeszcze, że proceder, którym zajmuje się Wielki Szu, jest tutaj pochwalany. Wręcz przeciwnie, takie podkreślanie pewnych zalet głównego bohatera może przecież pokazywać, że zmarnował on swój potencjał przez niewłaściwe wybory. I rzeczywiście, wydaje się, że Wielki Szu nie jest zadowolony z drogi życiowej, jaką obrał i czuje się nią bardzo zmęczony.
Największe jednak wątpliwości budzi w całej historii postać Jurka i relacja uczeń-mistrz, jaka zachodzi pomiędzy nim a Wielkim Szu. Niejasny jest sens, w jaki kończy tę znajomość Wielki Szu. Na pierwszy rzut oka może się nawet wydawać, że starszy szuler pragnie ustrzec młodszego przed własnym losem, „organizując” klęskę własnego ucznia, tak by ten po bolesnej nauczce nie sięgnął więcej po karty. Z drugiej strony pewne tropy w filmie wskazują, że chodzi tu raczej o formę drastycznej inicjacji. Mowa tu jest bowiem o przekazaniu sztafety i o największej tajemnicy pokera, którą ma być to, by nikomu nie ufać. Idąc więc takim tropem, można powiedzieć, że uczeń dostaje od mistrza ostatnią lekcję, by nikomu nie ufać i zdaje ten trudny egzamin, ponieważ podnosi się po klęsce i szybko znowu sięga po karty. Mamy więc tutaj może do czynienia z pewną „mistyką pokera dla szulerów”, pokazywaniem tego procederu jako formy tajemnej wiedzy, dostępnej nielicznym, przekazywanej z mistrza na ucznia, gdzie prawdziwa inicjacja musi być trudna, ale też daje adeptowi rzekomy dostęp do jakiejś głębszej wiedzy i większych możliwości, niedostępnych ludziom, którzy kroczą prostymi ścieżkami.
Nie polecamy zatem tego filmu, gdyż jego przesłanie jest bardzo niejasne i dwuznaczne, w wątkach zaś pobocznych zawiera takie wyraźnie złe rzeczy jak lubieżnie ukazana nagość czy pochwała prywatnej zemsty.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment
Scenariusz filmu opiera się na „wyczynach” słynnego oszusta czasów PRL-u – Czesława Śliwy (tu pod nazwiskiem Wiśniak). „Koronnym numerem” tego przestępcy było podawanie się za konsula Austrii i organizowanie we Wrocławiu rzekomego konsulatu generalnego tego państwa. Tak w filmie, jak i w rzeczywistości oszustowi udało się zaangażować w to przedsięwzięcie nie tylko zwykłych obywateli, ale też lokalne władze.
Historia pokazana w filmie sama w sobie jest nawet ciekawa. Można też powiedzieć, że z jednej strony dobrze pokazuje ona różne absurdy właściwe dla kraju „ludowej demokracji”, z drugiej strony unaocznia też pewne przypadłości właściwe ludzkiej upadłej naturze niezależnie od czasu i ustroju. Film ten uwidacznia bowiem, że samemu będąc nieuczciwym, łatwo można paść ofiarą innego oszusta, tyle że sprytniejszego. Pokazuje też, że takie rzeczy jak chciwość, łapownictwo, karierowiczostwo czy kombinatorstwo, mogą zaślepiać człowieka i czynić łatwym łupem dla różnych hochsztaplerów.
Można więc powiedzieć, że film ten miał potencjał wręcz na moralitet. Niestety potencjał ten został zmarnowany. Przede wszystkim dlatego, że jest to jeden z tych filmów, które najwyraźniej sympatyzują z przestępcami. W obrazie tym wyraźna jest sugestia, że główny bohater nie miał w życiu właściwie innych opcji (choć przypomnijmy, że mówimy o czasach, kiedy w Polsce nie było bezrobocia). Nadto twórcy filmu starają się utwierdzać pewien dość często powtarzany mit, jakoby nie dało się oszukać uczciwej osoby (czemu przeczy chociażby osławiona metoda „na wnuczka”). Dlatego zapewne, aby sympatia widza zawsze była po stronie oszusta, a nie jego ofiar, twórcy filmu pokazują jedynie takie działania głównego bohatera, w których ofiary są sobie same po części winne.
Nadto Wiśniaka vel Śliwę pokazuje się tu jako wolnego, kolorowego ptaka, który wzbija się ponad szarą rzeczywistość PRL-u, niejako uwidaczniając jej małość i absurdy. Ma się wręcz wrażenie, że główny bohater jest tu kreowany na niejako zapowiedź prawdziwego opozycjonisty.
Na domiar złego nie tylko przestępcza działalność Wiśniaka jest pokazywana z sympatią. Podobnie ukazywane jest w filmie również cudzołóstwo. Romantyzowany jest głównie wątek romansu głównego bohatera z zamężną Anką.
Mimo zatem, iż sama w sobie historia przedstawiona w „Konsulu” jest ciekawa i pouczająca, to sposób jej przedstawienia jest w najlepszym przypadku dwuznaczny.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment
Filmowa biografia znanego amerykańskiego rapera Curtisa Jamesa Jacksona III, który szerszej publiczności znany jest pod swym artystycznym pseudonimem jako „50 Cent”. W produkcji tej widzimy tak jego dziecięce lata, podczas których był wychowywany częściowo przez swą matkę (będącą dilerką narkotyków), jak i przez jej rodzinę. Po tym, jak jego matka zostaje w skutek swej przestępczej działalności zamordowana, chłopak idzie w jej ślady i sam zaczyna handlować narkotykami, z czasem stając się cenionym przez swych gangsterskich przełożonych dilerem. Jednocześnie Curtis zajmuje się tworzeniem rapu, gdzie również idzie mu coraz lepiej.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ten jest dwuznaczny. Z jednej bowiem strony pokazuje raczej bez większej życzliwości różne patologie dręczące czarną społeczność w USA (przestępczość, przemoc, rozbite rodziny, narkotyki), z drugiej zaś nie wskazuje na nie recepty – chyba, że za takową uznać dalsze życie 50 Centa, a więc pójście przez niego raczej drogą kariery muzycznej, aniżeli przestępczo-narkotykowej. Można jednak słusznie zapytać, czy to pierwsze – czyli uprawianie gangsta rapu – było aby o wiele lepsze, od tego drugiego, a więc handlu narkotykami i związanej z tym przemocy? Nawet wszak zakładając, iż raper 50 Cent w pewnym momencie swego życia porzucił całkowicie bycie narkotykowym dilerem i bandytą, a zajął się w zamian tego tylko muzyką, to przecież i tak ciągle zatruwał dusze młodych ludzi (zwłaszcza jego rasowych pobratymców) utworami, w których życzliwie albo w najlepszym razie ambiwalentnie przedstawiał takie złe rzeczy jak handlowanie narkotykami, przestępczość, rozwiązłość seksualną oraz nienawiść i pogardę wobec policjantów.
Mirosław Salwowski
/.../