7 komentarzy Słynna produkcja autorstwa braci Wachowskich. Tym razem twórcy serii filmowej „Matrix” przedstawiają nam wizję Wielkiej Brytanii pod panowaniem konserwatywnej, chrześcijańskiej i w domyśle faszystowskiej dyktatury pod której rządami prześladowani są homoseksualiści i muzułmanie (co znajduje swój wyraz m.in. w tym, iż zakazane jest wydawanie Koranu). Rządy te są totalitarne, gdyż próbują kontrolować niemal każdą ze sfer życia obywateli, a także charakteryzują się brutalnością (sankcjonują tortury i popierają biologiczny terroryzm). Przeciwko nim, występuje tajemniczy mężczyzna odziany w czarny płaszcz, kapelusz, którego twarz zakrywa maska przedstawiająca Guya Fawkesa (inspiratora XVII-wiecznego tzw. spisku prochowego). Kiedy ratuje on z rąk agentów rządowych napastowaną przez nich młodą kobietą o imieniu Evey, ta zaczyna angażować się w jego spisek mający na celu wywołanie rewolucji, która ma obalić chrześcijańsko-konserwatywną dyktaturę.
Cóż można powiedzieć dobrego, jeśli chodzi o moralną i światopoglądową płaszczyznę „V jak Vendetta”? Z pewnością trudno zaprzeczyć, iż w filmie tym wyeksponowano takie – same w sobie – dobre i chwalebne postawy jak: odwaga, męstwo i poświęcenie. Niestety jednak, wszystkie te wartościowe rzeczy zostały tu wciągnięte w służbę na rzecz różnych wywrotowych i bezbożnych idei, które to z kolei są widoczne chyba w każdym z głównych wątków tego obrazu.
„V jak Vendetta” oferuje nam bowiem:
Antychrześcijańskie uprzedzenia. Despotyczne rządy z którymi walczy tajemniczy mściciel są wyraźnie pokazane jako ściśle nawiązujące do chrześcijaństwa. Dyktator w swych przemowach używa tradycyjnie chrześcijańskiej retoryki, mówiąc np. o karze Bożej dla grzeszników, czy przedstawiając muzułmanów i homoseksualistów jako zagrożenie dla społeczeństwa. Poza tym, symbolem owej dyktatury jest krzyż, który tylko trochę odbiega od znanej nam wszystkim jego tradycyjnej formy. Co więcej, w filmie tym ukazano anglikańskiego hierarchę, który współpracuje z dyktatorskim rządem, jednocześnie będąc zdemoralizowanym zboczeńcem uwodzącym młode kobiety. Nie ma tutaj natomiast żadnej postaci, która zostałaby przedstawiona jako w wyraźny sposób identyfikująca się z chrześcijaństwem, a jednocześnie ukazana by była w bardziej życzliwy sposób. Najwyraźniej więc, „Va jak Vendetta” ma nas prowadzić do sugestii, iż chrześcijanie to zazwyczaj poplecznicy totalitaryzmu, szaleńcy albo seksualni degeneraci.
Sympatię dla homoseksualizmu. Jednym z wrogów znienawidzonego i zwalczanego przez głównego bohatera reżimu są homoseksualiści, co już może sugerować pozytywne uczucia względem żywionego przez nich zboczenia. Dodatkowo w filmie tym zawarte są sceny lesbijskich pocałunków.
Poparcie dla politycznego i światopoglądowego liberalizmu. Film kojarzy cenzurę, represjonowanie homoseksualistów oraz przypominanie o tym, iż Bóg rzeczywiście karze niegodziwców z brutalnymi totalitarnymi rządami. Patrzący na coś takiego widz może łatwo dojść do wniosku, iż wszelkie formy powyższych działań i wypowiedzi są złe, gdyż wynikają z totalitarnego ducha. A stąd jest już tylko krok do uznania liberalizmu politycznego (czyli np. zniesienia wszelkiej cenzury i karania za homoseksualizm) i światopoglądowego (który objawia się np. w pomijaniu milczeniem takich bardziej „surowych” cech Bożego charakteru jak wymierzanie kary złoczyńcom) za wzór prawidłowych poglądów.
Akceptację dla terroryzmu i zbrojnego buntu przeciw rządzącym. „Tajemniczy mściciel” w walce z chrześcijańską i konserwatywną dyktaturą posuwa się do zabijania członków rządu, a także detonowania ładunków wybuchowych w budynkach rządowych. W ten też sposób wywołuje rewolucję w całym kraju. Taki sposób walki nawet z tymi rządami, które rzeczywiście są złe i niesprawiedliwe jest jednak zasadniczo niemoralny. Jakże inaczej postępowali starożytni chrześcijanie, którzy mimo, że też byli uciskani przez rządzących, to jednak – jak uczył papież Leon XIII w swej encyklice „Diuturnum illud”: „Inna sprawa była, gdy cesarze przez swoje dekrety lub pretorzy przez swoje groźby chcieli ich zmusić do sprzeniewierzenia się wierze chrześcijańskiej lub innym obowiązkom: w takich chwilach woleli zaiste odmówić posłuszeństwa ludziom niż Bogu. Wszakże i w podobnych okolicznościach dalecy byli od tego, aby jakikolwiek wszczynać bunt i majestat cesarski obrażać, a jednego tylko żądali, aby wolno im było swoją wiarę otwarcie wyznawać i być jej niezachwianie wiernymi. Poza tym nie myśleli o żadnym buncie, a na tortury szli tak spokojnie i ochoczo, że wielkość ich ducha brała górę nad wielkością zadawanych im mąk„.
„V jak Vendetta” jest zatem czymś w rodzaju zatrutego kociołka, w którym aromat dobrych przypraw ma nas kusić do zakosztowania toksycznych w swej istocie potraw.
/.../