Leave a Comment Opowieść o walce agenta FBI, Seana Archera z groźnym i bezwzględnym przestępczą, Castorem Troyem oraz jego szajką. W pewnym momencie okazuje się, iż Troy wraz ze swym bratem (który przebywa w więzieniu) podłożyli bombę w jednym z punktów Los Angeles. Kiedy ciężko postrzelony Troy, trafia do szpitala, zostaje przeprowadzona na nim specyficzna operacja mająca na celu ochronę mieszkańców Los Angeles przed eksplozją bomby. Otóż, nieprzytomnemu Troyowi zostaje wycięta twarz, która w wyniku operacji plastycznej zostaje przeszczepiona Archerowi. Następnie ów agent FBI ma zostać umieszczony w więzieniu razem z bratem Troya i podszywając się pod Castora wyciągnąć informacje odnośnie miejsca podłożenia bomby. Niestety jednak, Castor nagle budzi się po operacji i odkrywając, iż jest pozbawiony swej twarzy, zmusza chirurga by przeszczepił mu twarz Archera. W ten sposób, obaj wrogowie zamieniają się swymi twarzami, a jako, że planowana operacja miała charakter ściśle tajny, Troyowi po zabiciu pewnych osób, które mogłyby go zdekonspirować, udaje się podszyć pod Seana Archera.
Jeśli chodzi o moralny i światopoglądowy wymiar tego filmu, to cóż, chyba nie ma się co oszukiwać, iż jego podstawową funkcją było dostarczenie widzom jakichś wzniosłych i budujących lekcji. „Bez twarzy” jest bowiem typową „strzelanką” ala Hollywood, w której krew leje się gęsto i co rusz słyszymy huk wystrzałów. I niestety widać też, iż przemoc umieszczona w tej produkcji nie jest tylko kwestią tzw. realizmu wynikającego z powiązania zawartych tam scen z fabułą, ale stanowi też próbę uczynienia filmu bardziej atrakcyjnym i emocjonującym dla widza. W rzeczywistości bowiem, przynajmniej niektóre z pokazanych w „Bez twarzy” scen walk nie miały szansy zdarzyć się w rzeczywistości i ich obecność siłą rzeczy musi być więc tłumaczona próbą uczynienia z przemocy rozrywki. I to jest chyba główna wada omawianego filmu. Mimo to jednak, twórcom „Bez twarzy” udało się do owego rozrywkowego pokazu przelewania krwi wpleść kilka z wartości moralnych.
Z pewnością dość ciekawie zostały przeciwstawione sobie dwie postawy życiowe uosobione w postaciach dwóch głównych bohaterów. A więc z jednej strony, mamy stróża prawa i porządku, Seana Archera, który jest też wiernym mężem i troskliwym ojcem, a nawet w pewnych momentach wykazuje pewne oznaki pobożności (modli się w kościele). Choć Archer wydaje się nam być miejscami nudny, to jednak po jego stronie twórcy filmu próbują usytuować sympatię widzów. Z drugiej strony, widzimy zaś Castora Troya, który jest złym bohaterem i ucieleśnia libertyńskie wartościowanie życia. Troy lubi więc pozamałżeński seks, narkotyki, papierosy i ogólnie coś co można by nazwać „imprezowym stylem życia”. Mimo, że w pewnych momentach, jego postawa życiowa jawi się jako bardziej ciekawa, barwna i atrakcyjna niż podejście Archera, to jednak nie ma wątpliwości, iż to Troy jest tu „czarnym charakterem”. Nawet zatem, jeśli nie było to do końca uświadomionym działaniem za strony autorów „Bez twarzy” można być im wdzięcznym za to, iż w pewien sposób wsparli konserwatywny system wartości utożsamiając dobrego bohatera z przywiązaniem do pewnych tradycyjnych wartości, a złemu przypisując wybitnie libertyńskie i hedonistyczne cechy.
Poza powyższym, budującym elementem tego filmu jest wątek z udziałem małego synka Castora Troya. Otóż matka synka Troya w pewnym momencie prosi Archera (biorąc go za Castora) by „nie pozwolił by stał się taki jak my”. Po tym jak Sean Archer w walce zabija Castora, postanawia zaopiekować się jego małym synem, przyjmując go do własnego domu. W ten sposób, mamy więc nadzieję, iż pokoleniowy ciąg uczenia złych zachowań zostanie przerwany i mały Troy będzie miał dobrą okazję wyrosnąć na porządnego człowieka.
Dla wskazanych więc powyżej dobrych elementów tego filmu warto go obejrzeć, ale już dla pokazanych w nim krwawych popisów niekoniecznie.
/.../