Leave a Comment Film ten jest czymś w rodzaju futurystycznej fantazji na temat historii miłości indiańskiej księżniczki Pocahontas i kapitana Smitha, których tu zastępują ziemianin – Jake Sully i mieszkanka pewnego księżyca w innym niż nasz układzie – Neytiri. W opowieści tej nasza planeta jest już zniszczona i wyeksploatowana do tego stopnia, że ziemskie koncerny przenoszą swoją ekspansję poza nią, na księżyc Pandora w układzie Alfa Centauri, wyzyskując tam złoża pewnego bardzo cennego minerału. Te poczynania niezbyt przypadają do gustu mieszkańcom Pandory – plemieniu Na’vi. Ziemianie, którzy z powodu niesprzyjających im dożycia warunków, jakie panują na Pandorze, sami nie mogą jej zamieszkiwać, utrzymują kontakt z Na’vi przez swoje awatary, czyli alternatywne ciała wytworzone przez połączenie genów ludzi i Na’vi, którymi sterują za pomocą swoich umysłów z bezpiecznego laboratorium. Z jednym z takich awatarów połączony jest właśnie główny bohater filmu – Jake Sully, częściowo sparaliżowany młody żołnierz. Jego misją jest zdobyć zaufanie Na’vi i pełnić funkcję kogoś w rodzaju „informatora”.
Oglądając ów film, z początku jeszcze można żywić nadzieję, że mamy tu do czynienia, z utrzymaną co prawda w dziwnej estetyce, ale jednak słuszną przypowieścią o tym, jakim złem jest chciwość, cynizm, nieliczenie się z innymi istotami, nieszanowanie miejsca, które dane nam zostało na zamieszkanie, czy dążenie do wojny z wątpliwych moralnie pobudek. I zasadniczo film mówi nam o tych wszystkich rzeczach, słusznie je piętnując, problem jednak w tym, że jest to tylko pretekst do szerzenia, już nawet nie humanistycznej (co jest przypadłością lwiej części współczesnej kinematografii), lecz wręcz antyludzkiej ideologii. Wszyscy prawie ludzcy bohaterowie filmu, z wyjątkiem tych, którzy przechodzą na stronę Na’vi, są tu ukazani jako czarne charaktery. Rodzaj ludzki jest tu, zgodnie z niektórymi modnymi poglądami tzw. głębokiej ekologii, pokazany jako rodzaj raka, który najpierw wyniszcza własną planetę, a później przerzuca się na inne. Sugerowanym w końcówce filmu rozwiązaniem tego „ludzkiego problemu” jest ograniczenie naszej populacji do małej liczby najlepszych jednostek (przez co rozumie się chyba osoby o najbardziej „światłych” poglądach), a zatem miałaby nastąpić jakaś niesprecyzowana co do metod redukcja rzekomego przeludnienia Ziemi. W filmie takie koncepcje znajdują swoje odzwierciedlenie w scenie, gdy na Pandorze pozwala się pozostać tylko garstce wybranych ludzi, reszta zaś zostaje odesłana na naszą planetę, by na niej (cytuję) zginęli.
Poza tym ogólnie antyludzkim wydźwiękiem filmu zwracają szczególną uwagę jeszcze takie jego negatywne elementy jak promowanie pogaństwa oraz sugerowanie rzekomej wyższości prymitywnych pogańskich kultur nad cywilizacją chrześcijańską, a także krytyczne aluzje do antropocentryzmu i „międzygatunkowego rasizmu”. O pierwszym z tych aspektów będzie mowa później, co zaś do drugiego i trzeciego to są one dostrzegalne już w warstwie wizualnej filmu, gdyż Na’vi są najwyraźniej wzorowani po części na plemionach indiańskich, po części zaś na zwierzętach (najbardziej przypominają duże koty). Wzorowanie Na’vi na Indianach ma tu oczywiście dać zestawienie typu „niewinni dzicy autochtoni” kontra „źli cywilizowani przybysze”. Poza szerzeniem pewnej oświeceniowej mrzonki, że ludzie (tu humanoidy) w stanie naturalnym (czy raczej nisko rozwiniętej kultury) są moralnie lepsi od przedstawicieli wyżej rozwiniętych cywilizacji, jest to też oczywiste skojarzenie z historią relacji pomiędzy Indianami a osadnikami z Europy, mające wywoływać negatywne odczucia wobec tych drugich. Idąc jeszcze dalej, to zastawienie ma też, być może, unaoczniać rzekomą wyższość kultur pogańskich nad cywilizacją chrześcijańską. W filmie tym bowiem mamy właściwie odwróconą historię prawdziwej Pocahontas, która przyjęła największe dobrodziejstwo, jakie przyniosła także jej ludowi cywilizacja przybyła z Europy, czyli Ewangelię. W „Avatarze” zaś mamy sytuację odwrotną – to szamanka Na’vi naucza swoich „prawd” przybysza z cywilizowanego świata, by skłonić jego serce ku różnym pogańskim gusłom i wierzeniom. Kolejny z wyżej wspomnianych aspektów, mianowicie to, że Na’vi wyglądają jak ludzko-zwierzęce hybrydy, jest jeszcze bardziej kuriozalny. Ich wygląd jest nie tylko dziwaczny i estetycznie dość odpychający, ale też niepokojący, gdy weźmie się pod uwagę, że w jednej z takich półzwierzęcych postaci zakochuje się ludzki bohater i jest to „zwieńczone” współżyciem tejże pary.
Największą chyba jednak z wad filmu jest to, że promuje on różne formy pogaństwa i neopogaństwa. Mamy tu bowiem pokazane w pozytywnym świetle takie fałszywe i bałwochwalcze praktyki jak:
panteizm, na Pandorze wszystko jest „jednią”, gdyż każda żywa istota jest jakby częścią składową wspólnego umysłu czy duszy tego miejsca;
oddawanie czci „świętym drzewom”;
kult Wielkiej Bogini Matki, którego to wątku nie da się w żaden sposób usprawiedliwić fantastycznym charakterem filmu, gdyż, jak wiadomo, owa forma bałwochwalstwa jest jak najbardziej realna i obecnie dość mocno promowana.
Ta neopogańska agitacja łączy się na domiar złego z całkowitą nieobecnością w filmie chrześcijaństwa (nie tylko zresztą chrześcijaństwa nie ma tu bowiem mowy o żadnej monoteistycznej religii). W przeciwieństwie do pogańskich Na’vi, którzy wciąż się modlą, odprawiają swoje obrzędy i okazują żywą wiarę, ludzie zdają się pozbawieni jakichkolwiek religijnych uczuć czy przekonań. Twórcy filmu albo więc założyli, że przekonująca wizja przyszłości Ziemi musi zakładać całkowite wyrugowanie chrześcijaństwa i innych monoteistycznych religii, które uznają Boga Ojca, albo jest to ich bezbożne życzenie, które znajduje w filmie taki, a nie inny wyraz.
Na koniec trzeba też wspomnieć, że z półdziką-półzwierzęcą estetyką filmu wiąże się też spora nieskromność ubiorów (jeśli można tu mówić o ubraniu) postaci.
Nie będzie więc chyba dla nikogo zaskoczeniem, że nie polecamy „Avatara”, zwłaszcza młodym widzom. I choć dla osób dojrzałych może on stanowić pewną ciekawostkę z rodzaju – ile fałszywych idei i doktryn da się upchnąć w jednym filmie fantasy, to i tak ze względu na jego długość, radzimy zastanowić się, czy nie wystarczy, zapoznać się z jego opisem i zaoszczędzić w ten sposób sporo czasu.
Marzena Salwowska
/.../