Filmy
Sin City – Miasto grzechu

Ocena ogólna:  Ekstremalnie zły (-4)

Tytuł oryginalny
Sin City
Data premiery (świat)
28 marca 2005
Data premiery (Polska)
10 czerwca 2005
Rok produkcji
2005
Gatunek
Dramat
Czas trwania
124 minuty
Reżyseria
Robert Rodriguez, Frank Miller, Quentin Tarantino
Scenariusz
Robert Rodriguez, Frank Miller
Obsada
Bruce Willis, Jessica Alba, Elijah Wood, Mickey Rourke, Clive Owen, Benicio Del Toro, Brittany Murphy
Kraj
USA
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Film nakręcony na podstawie trzech komiksów Franka Millera z serii „Sin City”, które tworzą na ekranie przeplatające się jednak niezależne historie. Opowieści te są do siebie dość podobne – w każdej mamy „twardziela”, który nie potrafi odmówić wszelkiej pomocy pięknej kobiecie w tarapatach, dla której gotów jest poświęcić wszystko łącznie z własnym życiem (i dziesiątkami innych istnień). Rzecz by można taki współczesny „rycerz damy swego serca”. Niestety, ideał tego rycerza sięgnął w „Mieście Grzechu” bruku zmieniając się w okrutną bestię zabijającą w obronie swojej pani lub na jej rozkaz.

W „Sin City” od razu znać styl Roberta Rodrigueza i Quentina Tarantino – takie nagromadzenie niezwykle sadystycznych i zarazem plastycznie wystylizowanych scen przemocy nie mogło być dziełem przypadku. Choć tak wielki ładunek „rozrywkowego sadyzmu” nie jest tu żadną niespodzianką, to w niektórych scenach, jego reżyserom, zwykle szczególnie kreatywnym w tym zakresie, udało się przejść nawet samych siebie. Znajdujemy tu takie „perełki” jak:

– jedna z bohaterek opowiada o tym,  jak kanibal odgryzał jej palce i kazał na to patrzeć;

– pies wyjada wnętrzności swego (jeszcze żywego) pana;

– na ścianie domu kanibala wiszą, niczym trofea łowieckie, głowy zamordowanych kobiet;

– człowiek z przekłutym na wylot torsem wygłasza „zabawny” monolog, który skraca dopiero kolejny szpikulec wbity tym razem w  głowę nieszczęśnika.

Tym podobne sceny można by wymieniać jeszcze długo. Ogrom zła ukazanego w tym filmie jest oczywisty. Pytanie zatem, czy można doszukać się w nim jakiegoś wyraźniejszego dobra? Pozornie tak, wszak takie zachowania, jak ochrona słabszych z narażeniem własnego życia są same w sobie godne pochwały. Niestety jednak, nie mamy tu do czynienia z pokazaniem klasycznego wątku walki dobra ze złem, lecz zmagań wielkiego zła ze złem jeszcze większym. Pewne okruchy dobra są tu po prostu cynicznie wykorzystywane dla uspokojenia sumienia widza. Trudno przecież czuć się dobrze po seansie, w którym czerpało się przyjemność z dręczenia niewinnej ofiary. Ale już oglądanie wielkiego złoczyńcy torturowanego przez  innego złoczyńcę (który jednak jest w naszych odczuciu szlachetniejszy, bo kieruje się jeszcze jakimiś zasadami) to już zupełnie inna sprawa. Niestety też, jedyny wątek w filmie (policjanta Johna Hartigana), który zapowiada się na naprawdę dobry, rozwija się  w tym samym kierunku co pozostałe i kończy tragicznie.

Pielęgnowanie w widzach bezpiecznego kanapowego sadyzmu, to niestety nie jedyna wada tego filmu. Ma on kilka innych równie poważnych mankamentów. Myślę, że w tym miejscu możemy dla oszczędności czasu pominąć kwestię nieskromności i bezwstydu, gdyż jest ona aż nadto oczywistym i rzucającym się w oczy elementem tego obrazu. Trudno też mieć większe wątpliwości co do aprobaty, z jaką odnoszą się twórcy filmu wobec różnych „wolnych związków”, a także wobec prostytucji.

Przejdźmy więc od razu do mniej oczywistego wątku wyraźnie antypaństwowych, anarchistycznych sympatii twórców „Sin City”. Znajdują one wyraz szczególnie w przedstawianiu bohaterów reprezentujących z założenia społeczny ład i porządek. Poza jednym wyjątkiem, wspomnianego już Johna Hartigana, są to zarazem najwięksi niegodziwcy w Basin City.  Pomiędzy największym łotrostwem i najgorszym zepsuciem a legalną władzą jest tu postawiony znak równości. Chyba żaden wrażliwy młody człowiek po obejrzeniu tego filmu długo nie zamarzy, by w przyszłości zostać policjantem czy senatorem. Podważaniu kompetencji legalnych władz sprzyja też zapewne bardzo rozbudowany motyw „prawa” do prywatnej zemsty.

filmweb.pl

filmweb.pl

Ostatnim, ale nie mniej ważnym, zarzutem wobec filmu jest jego dość wyraźnie antychrześcijańskie nastawienie. Wizualnie rażące są  tu już liczne krzyże na obnażonych ciałach kobiet trudniących się prostytucją. Nadto, do jednego z mordów dochodzi w konfesjonale, podczas spowiedzi. Najbardziej jednak rażąca jest tu osoba kardynała, najwyższego duchownego w mieście Basin City, który jest jednocześnie jednym z jego najbardziej niegodziwych mieszkańców. Perwersyjnie, to właśnie ów człowiek mówi w filmie najwięcej o Bogu i sugeruje, że jest z Nim blisko. Kardynał ma do zbrodni podejście wręcz mistyczne – wyraźnie podziwia uduchowienie swojego sługi, mordercy – kanibala, o którym mówi, że „miał głos anioła” i „czuł oddech Boga Wszechmogącego„. Oczywiście, mamy świadomość, że pośród duszpasterzy zdarzają się ludzie oddani grzechowi, a czasem nawet tacy, którzy potrafią gładko łączyć swoje zepsucie z jakąś formą wypaczonej religijności, to jednak pokazywanie chrześcijaństwa, które niezależnie od błędów i grzechów poszczególnych wyznawców, jest niezaprzeczalnym „światłem tego świata (Mateusz 5,14) wyłącznie w takim kontekście, daje do myślenia.

Jeśli więc, drogi czytelniku, szukasz rozrywki, która, o ile nie przyniesie Ci żadnej korzyści, to przynajmniej nie wyrządzi szkody Twojej duszy, to omijaj ten film szerokim łukiem. Jeśli natomiast obejrzałeś go już z przyjemnością i bez poczucia obrzydzenia, to może czas już wyrzucić telewizor. Jeżeli zaś teraz oburzasz się, że owszem obejrzałeś ten film z przyjemnością, a przecież Twoja kondycja moralna nie poniosła żadnego uszczerbku, to może zastanów się, czy czasem nie odnosi się już do Ciebie znane powiedzenie – „zgorszonego nic nie zgorszy.”

Marzena Salwowska

11 lutego 2015 13:33