Filmy
Na nabrzeżach

Ocena ogólna:  Dobry (+3)

Tytuł oryginalny
On the Waterfront
Data premiery (świat)
24 czerwca 1954
Rok produkcji
1954
Gatunek
Dramat
Czas trwania
108 minut
Reżyseria
Elia Kazan
Scenariusz
Budd Schulberg
Obsada
Marlon Brando, Eva Marie Saint, Karl Malden, Lee J. Cobb, Rod Steiger, Martin Balsam, Leif Erickson
Kraj
USA
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Głównym bohaterem tego filmu jest Terry Malloy. Ten dobiegający trzydziestki były bokser słabo sobie radzi w życiu poza ringiem. Terry ma jednak starszego, bardziej zaradnego brata, który pracuje dla szefa miejscowego związku zawodowego, człowieka zwanego „Przyjemny Johnny”. Organizacja ta, choć działa legalnie, ma w zasadzie charakter mafijny, a jej główną zasadą jest praca tylko dla tych, którzy płacą związkowi i są absolutnie posłuszni jego szefowi. Związek ten wprawdzie znajduje się na celowniku policji, jednak w mieście brak jest osób, które odważyłyby się zaznawać. Wyjątek stanowi pewien młody człowiek, znajomy głównego bohatera filmu. „Przyjemny Johnny” nie ma jednak zamiaru tolerować „kapusia”. Z jego polecenia Terry wybawia zatem na dach domu owego młodego dokera, skąd chłopak zostaje zrzucony przez zbirów Johnn’ego. Terry jest tym głęboko poruszony, gdyż myślał, że chłopak zostanie jedynie „napomniany”. Głównym bohaterem, jako że ostatni widział żywą ofiarę, zaczyna się więc teraz interesować policja, która chce go namówić do zeznań i wydania sprawców oraz zleceniodawcy morderstwa. Poza funkcjonariuszami policji dojść do prawdy i sprawiedliwości w tej sprawie usiłuje też dzielna siostra zamordowanego. Do dziewczyny dołącza wkrótce pewien nieustępliwy ksiądz katolicki, który chce poruszyć sumienia pracowników doków i skłonić ich do oporu wobec zła, jakie reprezentują władze związku i walki o swoją zapomnianą robotniczą godność.

Pinterest

Ten nagrodzony m.in. ośmioma Oskarami, nieco dziś zapomniany film, wart jest z pewnością uwagi widza. Mamy w nim bowiem jednoznaczną moralnie historię, opowiedzianą w ciekawy i żywy sposób. Na dodatek jest tu wiele pozytywnych odniesień do chrześcijaństwa (a nawet kazanie nawiązujące bezpośrednio do ofiary Jezusa Chrystusa na krzyżu). Całość zaś wieńczy happy end. Nic więc dziwnego, że w 1995 roku, z okazji stulecia narodzin kina, obraz ten znalazł się na watykańskiej liście 45 filmów fabularnych, propagujących szczególne wartości religijne, moralne lub artystyczne.

Jedną z najistotniejszych rzeczy w tej opowieści jest wybór, który stoi przed głównym bohaterem od momentu, kiedy uświadamia on sobie, że przyczynił się do zamordowania niewinnego człowieka. Z jednej strony może się on schować za faktem, że przecież nie wiedział, iż jego kumple zamierzają zamordować tego człowieka. Z drugiej strony jak ma zachować milczenie wobec siostry ofiary, z którą łączy go coraz większa więź? Nie może być lojalny wobec brata, kolegów i pracodawcy i jednocześnie ukochanej dziewczyny. Kogoś tu będzie musiał „wystawić”, pytanie tylko kogo i co na tym straci. Terry ma też świadomość, że społeczność w której żyje rządzi się swoimi prawami i nie lubi „kapusiów i mącicieli”. Sam zresztą przed laty zakładał gang młodzieżowy, przez co nawet teraz cieszy się pewnym szacunkiem ze strony miejscowych podrostków. Bohaterowi trudno będzie stracić te resztki społecznego poważania, gdyż szacunek do samego siebie utracił już dawno (kiedy zgodził się przegrać w ustawionej walce, co złamało jego karierę boksera). Najważniejszym jednak argumentem, który przemawia za tym, żeby mimo wszystko zeznawał, jest głos jego własnego sumienia.

Oprócz kwestii indywidualnej odpowiedzialności każdego człowieka za zło w świecie bardzo ważny jest w tym filmie problem odpowiedzialności danej zbiorowości, zwłaszcza za różnego rodzaju mafijne układy, w jakie może być uwikłana. Obraz ten jest panoramą różnych osobowości i postaw, jakie mogą przyjmować również w prawdziwym życiu ludzie wobec mafijnych systemów dominujących życie danej społeczności. Tak więc niektórzy z bohaterów „Na nabrzeżach” ze skorumpowanym związkiem chętnie współpracują, czerpiąc z tego korzyści. Inni robią to niechętnie, nie widząc innych możliwości, czy wręcz ze strachu o życie swoje bądź bliskich. Większość jednak wydaje się po prostu „płynąć z prądem” i obojętnie przyjmować, że takie po prostu jest życie. Ta milcząca większość czasami jednak przyjmuje rolę strażników systemu, kiedy dochodzi do wniosku, że opór wobec zła może ją za dużo kosztować i wtedy za swoich głównych wrogów uznaje „wichrzycieli”. Ta dominująca liczebnie część społeczności daje się tu przez lata wykorzystywać i poniżać ludziom, których działania są jednakowo złe jak bezprawne, gdyż są to „swoi ludzie”, grający wedle dobrze znanych, choć niepisanych reguł. Z dużo większą rezerwą społeczność doków traktuje natomiast policję czy inne organy sprawiedliwości, chociaż to właśnie ze strony funkcjonariuszy prawa może spodziewać się realnej pomocy.

Niewątpliwą zaletą filmu jest też to, że oprócz głównego bohatera, który przechodzi moralną odnowę, przedstawia też postaci, które właściwie od samego początku prezentują zdrowy kręgosłup i dobrą postawę. A są to siostra zamordowanego chłopaka i ksiądz Barry. Te dwie postaci są też najwyraźniej promowane jako wzór dobrze pojętej chrześcijańskiej odwagi i niezłomności. Szczególnie zapada w pamięć scena, w której o. Barry wygłasza do agresywnie nastawionych robotników rodzaj kazania, w którym mówi on o ludziach niejako współcześnie krzyżujących Chrystusa poprzez czynione zło.

Jeśli chodzi o pewne mankamenty filmu, to za takowe uznać można:

  • Pośrednie pochwalanie boksu, czyli krwawych i niebezpiecznych walk dla zabawiania publiczności.
  • Dość namiętne pocałunki zakochanych bohaterów, z których jeden ma nadto miejsce, kiedy dziewczyna ubrana jest tylko w halkę.
  • Lekkie przytulanie się w tańcu tejże pary.

Niemniej polecamy „Na nabrzeżach” jako dzieło jednoznaczne w swojej pozytywnej moralnej wymowie. Nadto jest to obraz w sposób oczywisty oparty na chrześcijańskim fundamencie, mówiący o tym, że nie tylko w życiu prywatnym, ale też społecznym musimy budować na nauczaniu Pana Jezusa Chrystusa i szukać Jego sprawiedliwości. Inaczej nawet rzeczy takie jak chociażby związki zawodowe, czyli z zasady powołane, żeby chronić ludzi przed wyzyskiem i niesprawiedliwością, mogą obrócić się w zaprzeczenie tych idei.

Marzena Salwowska

23 kwietnia 2020 18:38