Filmy
Marzyciel

Ocena ogólna:  Dobry ale z poważnymi zastrzeżeniami (+2)

Tytuł oryginalny
Finding Neverland
Data premiery (świat)
4 września 2004
Data premiery (Polska)
4 lutego 2005
Rok produkcji
2004
Gatunek
Dramat
Czas trwania
103 minuty
Reżyseria
Marc Forster
Scenariusz
David Magee
Obsada
Johnny Depp, Kate Winslet, Julie Christie, Radha Mitchell, Dustin Hoffman
Kraj
USA/Wielka Brytania
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Film zainspirowany autentycznymi wydarzeniami z życia twórcy postaci Piotrusia Pana, Jamesa Barriego. Na tyle jednak odległy od faktów, że nie można traktować go jako biografii tego słynnego pisarza. Fabuła „Marzyciela” jest dość prosta: Ostatnia sztuka Barriego okazała się klapą. Nie układa mu się też w małżeństwie. Sporo czasu czasu spędza za to na spacerach z psem. Podczas jednego z takich spacerów w parku  poznaje przypadkowo rodzinę Davies – młodą wdowę Sylvię i jej czterech synów. Barrie zaprzyjaźnia się z całą piątką i dużo czasu poświęca na zabawę z chłopcami, co pomaga im odzyskać, zapomniane po stracie ojca, radosne dzieciństwo, a dla ich zapracowanej matki jest jest pewnym odciążeniem. Dla pisarza zaś wejście w dziecięcy świat jest inspiracją do stworzenia nowej sztuki, która bawić będzie zarówno dzieci jak i dorosłych …

Najistotniejszą zaletą „Marzyciela” jest pokazanie w postaci głównego bohatera niezwykle cenionej przez Słowo Boże postawy opiekuna sierot i wdów. Pismo św. bowiem nieraz chwali i zachęca do takiej postawy, choćby tymi słowami: „wymierzajcie sprawiedliwość sierocie, wstawiajcie się za wdową” (Iz 1,17), Bądź jakby ojcem dla sierot a jakby mężem dla ich matki, a staniesz się jakby synem Najwyższego, i miłować cię On będzie bardziej niż twoja matka(Syr 4,10). Tak też czyni główny bohater „Marzyciela” roztaczając bezinteresowną opiekę nad wdową i jej dziećmi. Warto podkreślić tę bezinteresowność, gdyż wbrew „romantycznym” schematom, mimo że w małżeństwie Jamesa Barriego nie dzieje się najlepiej, a pani Davies jest atrakcyjną kobietą, na dodatek stanowi też przeciwieństwo jego zimnej i wyniosłej żony, to mężczyzna nie czyni tu żadnych prób, by zamienić ich relacje w coś więcej niż przyjaźń. Nie ma tu żadnego flirtu na poziomie słów, czy gestów ani nawet spojrzeń.

Mimo że te relacje wyglądają na czyste i pozbawione cudzołożnego podtekstu, otoczeniu trudno jest uwierzyć w bezinteresowność działań Barriego. Wkrótce pojawiają się oszczercze plotki o romansie pisarza z panią Davies, a nawet o jego niezdrowym zainteresowaniu chłopcami. Tu za kolejną zaletę filmu uznać można, iż pokazuje, że dla ważnej sprawy czasami trzeba poświęcić dobre imię i reputację.

Przejdźmy teraz do wad omawianej produkcji. Najistotniejszą z nich jest niewątpliwie wątek relacji małżeńskiej Jamesa Barriego. Przez większość czasu nie robi on praktycznie nic, aby zapobiec rozpadowi małżeństwa. Później zaś podejmuje bardzo mizerne działania. Kiedy zaś wreszcie dowiaduje się o zdradzie żony przyjmuje to ze stoickim spokojem i chyba też ulgą. Taką bierność i apatię trudno uznać za najlepszy przykład dla par w kryzysie. Również cudzołóstwo nie jest tu napiętnowane w sposób, na jaki zasługuje, a nawet nie widać jakiejś wyraźnej nagany tego grzechu. Twórcy filmu wydają się bagatelizować wątek rozpadu małżeństwa Państwa Barrie. Co gorsza jako „gwóźdź do trumny” tego związku pokazana jest kluczowa dla całego filmu relacja Jamesa z rodziną Davies, z którą spędza on więcej czasu niż z własną żoną. Co prawda, James nie oszukuje swojej żony i z początku próbuje ją nawet zaangażować w pomaganie rodzinie wdowy. Pani Barrie nie jest jednak chętna do takiej dobroczynności, nie jest też w stanie zaakceptować postępowania męża i chyba postrzega je jako formę zdrady. I tu widać właśnie największą moralną słabość „Marzyciela”, w kwestii, która mogłaby być najistotniejsza w tym filmie – czy wolno ryzykować własne małżeństwo, by pomóc bliźnim w potrzebie – nie ma on właściwie nic do powiedzenia.

W filmie jest też kilka pomniejszych „humanistycznych ” dwuznaczności. I tak, na przykład, Barrie mówi jednemu z chłopców, że jego mama „odeszła do Nibylandii”. Jest to nieco dwuznaczne stwierdzenie, gdyż można je rozumieć w duchu chrześcijańskim, czyli Nibylandia to po prostu Niebo w języku dostosowanym do dziecka, ale też w całkiem inny sposób, na przykład tak, że zmarli odchodzą do jakiejś lepszej krainy, która istnieje tylko w i dzięki naszej wyobraźni.

Jednakże, z uwzględnieniem powyższych zastrzeżeń polecamy film przez wzgląd na przypomnienie o Bożym nakazie otaczania szczególną opieką wdów i sierot.

Marzena Salwowska

filmweb.pl

filmweb.pl

26 lutego 2015 19:07