Filmy
Konklawe

Ocena ogólna:  Wyraźnie zły (-2)

Tytuł oryginalny
Conclave
Data premiery (świat)
30 sierpnia 2024
Data premiery (Polska)
8 listopada 2024
Rok produkcji
2024
Gatunek
Dramat
Czas trwania
120 minut
Reżyseria
Edward Berger
Scenariusz
Peter Straughan
Obsada
Ralph Fiennes, Stanley Tucci, John Lithgow, Lucian Msamati, Sergio Castellitto, Isabella Rossellini, Jacek Koman, Carlos Diehz
Kraj
USA/Wielka Brytania
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Film „Konklawe” z 2024 r., to dramat z elementami thrillera politycznego osadzony w Watykanie, ukazujący tajemniczy i pełen napięć proces wyboru nowego papieża po śmierci poprzednika. Scenariusz tej produkcji został oparty na podstawie powieści Roberta Harrisa. Akcja skupia się na kardynałach z całego świata, którzy zbierają się na konklawe, gdzie próbując wsłuchać się w głos Ducha Świętego, jednocześnie muszą zmierzyć się z ludzkimi intrygami, osobistymi ambicjami oraz ujawnionymi skandalami. Głównym bohaterem filmu jest osobisty przyjaciel zmarłego papieża kardynał Lawrence, którego obowiązkiem jest kierowanie konklawe. Dla większości kardynałów jest jasne, że o wyborze nowej głowy Kościoła zdecyduje próba sił pomiędzy frakcją liberalną a konserwatywną, czy raczej neomodernistami a tradycjonalistami. Żaden z frakcyjnych faworytów nie zyskuje jednak przewagi, co zapowiada wyjątkowo trudne i długie konklawe, które, w ocenie Lawrenca, będzie osłabiać pozycję Kościoła w oczach świata. Ten impas zostaje jednak przerwany, gdy dramatyczne wydarzenia kierują oczy kardynałów na „czarnego konia” – nieznanego nikomu meksykańskiego kardynała z Kabulu – Beniteza. Jest to człowiek, który został w ostatnich dniach życia ostatniego papieża wyświęcony w tajemnicy, wcześniej zaś pełnił misje w tak niebezpiecznych miejscach jak Kongo, Irak i Afganistan. Mimo powściągliwości jego wypowiedzi, można się też domyślać, iż bliżej mu do neomodernistów niż tradycjonalistów. To, czego dowiadujemy się o nowym kardynale, to też fakt, że ma on jakieś zagadkowe problemy zdrowotne. Mimo swojej tajemniczości (tu nastąpi celowy spoiler) Benitez zostaje obrany nową głową Kościoła i wtedy zwierza się Lawrensowi, że choć zewnętrznie jest w pełni mężczyzną, i jako taki też przyjął święcenia, to posiada również macicę i jajniki, a chromosomy identyfikują go jako kobietę …

Film ten nie jest pozbawiony pewnych zalet. Można przykładowo pochwalić napiętnowanie wśród wyższego duchowieństwa przywar i grzechów takie jak chciwość, pijaństwo, nadmierna ambicja, skłonność do intryg, grzechy seksualne (tu romans 30-letniego księdza z dorosłą, lecz bardzo młodą jeszcze zakonnicą), pijaństwo czy pogarda wobec imigrantów. Rzeczy te są nadto pokazane w dość zniuansowany sposób, mamy tutaj zatem bohaterów, którzy wyraźnie żałują za swoje przewiny, takich, którzy są rozdarci i wreszcie tych, którzy, póki co, idą w zaparte. Nie ma więc w tym obrazie demonizowania kleru katolickiego, a raczej jest on pokazywany jako barwne zbiorowisko mniej lub bardziej sympatycznych ludzi, którzy mimo wszystko nie kierują się wyłącznie swoim interesem i ambicjami, ale też wyższymi pobudkami. Mimo różnych intryg zdecydowanie nie jest to obraz duchowieństwa katolickiego zbliżony chociażby do tego w serialu „Rodzina Borgiów”.

Pewną zaletą tej produkcji jest również podkreślanie wizualnego piękna i majestatu Kościoła katolickiego w taki sposób, że widz może odczuwać, iż nie chodzi w tych rzeczach o pustą formę, lecz raczej o przybliżanie człowieka do piękna i majestatu Boga.

Niestety, pomimo powyższych zalet, nie sposób nie zauważyć, że jest to film, rzec można, z lewicową misją. Widzimy, to już na samym początku, gdy widz jest zachęcany, aby sympatyzować głównie z postacią głównego bohatera, a potem również kardynała Beniteza. Obaj kardynałowie związani są z „wizją kościoła otwartego” (w znaczeniu traktowanie prawd wiary i moralności relatywnie, otwartość na „gejów”, kapłaństwo kobiet, itp.). Wprawdzie jeden z kardynałów tej opcji okazuje się kandydatem niegodnym papiestwa, jednak całość filmu jest tak prowadzona, żeby widz sympatyzował jednak z taką wizją Kościoła i za największe zagrożenie uważał wizję bardziej tradycyjną.

Neomodernistyczno-lewicowe zapędy twórców tego filmu widzimy, chociażby gdy Lawrence w swoim przemówieniu otwierającym konklawe stwierdza: „Jednego grzechu boję się najbardziej: pewności. Gdybyśmy mieli tylko ją, bez cienia wątpliwości, nie byłoby żadnej tajemnicy„. Tę scenę filmu można uznać za chyba najbardziej dwuznaczną w tym obrazie. Z jednej strony łatwo tu zobaczyć niebezpieczny relatywizm, są przecież prawdy wiary, które wręcz jesteśmy zobowiązani przyjmować za pewne. Problem w tym, że kardynał nie precyzuje właściwie, co tak dokładnie ma na myśli. Czy chodzi mu jedynie o pewną ludzką pewność wynikającą z pychy i przekonania o własnej nieomylności? Czy grzechem ma być może duchowe lenistwo i wygodnictwo, czy może też rodzaj tchórzostwa, które wzdraga się przed wszelką niepewnością i zbyt szybko każe wchodzić na bezpieczne pozycje pewności? Gdyby intencją twórców filmu było zawarcie w tych słowach tylko czegoś takiego – pewnej pochwały odwagi w przechodzeniu kryzysów wiary i osobistych zmagań człowieka z Bogiem, to można by tę scenę nawet pochwalić. Z drugiej strony nasuwa się tu, chyba niebezzasadne podejrzenie, iż w słowach Lawrenca chodzi o to, że owym „grzechem” jest wszelkie dogmatyzowanie wiary, i nawet Kościół nie ma prawa do wyrażania pewności w kwestiach wiary apostolskiej. Gdyby przyjąć tę drugą interpretację za pewną, byłaby to najbardziej heretycka scena tegoż filmu. Jako że jednak scena ta wymyka się jednoznacznym interpretacjom, lepiej ją chyba określić jako bardzo dwuznaczną, acz jeszcze nie wprost heretycką.

Nad oceną tego filmu można by się dość długo zastanawiać, ponieważ przez większość czasu balansuje on na granicy, unikając jakby o włos treści wprost heretyckich. Jednakże zakończenie tej produkcji (w stylu latynoskiej telenoweli) ułatwia ocenę całości, gdyż ujawnia przesłanie całego filmu. Otóż finał „Konklawe” mówi widzowi, że wszelkie prawdziwe (i te urojone też) problemy Kościoła wynikają z zamknięcia na Świat (tu symbolicznego), a przede wszystkim z zamknięcia na pomysł kapłaństwa kobiet. Za wszystkie bowiem problemy, takie jak nadmiar ambicji, żądza władzy czy brak miłosierdzia odpowiada niczym w piosence Kayah sprzed lat testosteron. Wystarczy więc ograniczyć poziom tego hormonu, zmienić przywództwo mężczyzn na przywództwo kobiet i wszystko będzie w porządku. Twórcy filmu idą w swojej argumentacji dla takich pomysłów naprawdę bardzo daleko, a mianowicie sugerują, że jest to wolą Ducha Świętego. Do takiej konkluzji prowadzi cały rozwój wypadków, który ma wskazywać, że to Opatrzność Boża chce widzieć na Stolicy Piotrowej konkretną, taką, a nie inną osobę. Co więcej mamy nadto scenę, która wprost sugeruje widzowi, że na tym konklawe właśnie powiał wiatr Ducha. Przekaz więc jest jasny – Kościół katolicki dusi się i wyniszcza w zamknięciu na skutek nadmiaru toksycznej męskości, a sytuację tę uratować może już tylko wprowadzenie na Tron Piotrowy osoby z żeńskimi chromosomami. Co więcej, to już nawet nie lud pragnie takiego rozwiązania, ani nawet postępowi kardynałowie, ale, taka ma być rzekomo wola Boga … .

Promowanie w filmie tego rodzaju pomysłów jako rozwiązania na wszelkie bolączki Kościoła jest główną wadą tej produkcji, i sprzeciwia się to nie tylko zdrowemu rozsądkowi, ale co ważniejsze przykładowi danemu przez samego Jezusa Chrystusa oraz oficjalnemu nauczaniu i ciągłej Tradycji Kościoła. Ze zdrowym rozsądkiem sprzeczne jest chociażby dlatego, że gdyby nawet kapłaństwo kobiet ograniczyło pewne problemy, to jednocześnie wprowadziłoby szereg nowych, nie mówiąc już o tym, że przecież panie potrafią być nie mniej dominujące, ambitne, pyszne, chciwe czy bezwzględne od panów. Ważniejsze niż zdroworozsądkowe argumenty przeciwko takim „reformom” Kościoła podaje jednak chociażby List apostolski „Ordinatio sacerdotalis” papieża Jana Pawła II o udzielaniu święceń kapłańskich wyłącznie mężczyznom. Papież Polak przypomina w nim słowa Pawła VI skierowane do braci anglikanów (wypowiedziane w czasie gdy we Wspólnocie Anglikańskiej zaczęto rozpatrywać kwestię udzielania święceń kobietom): „Kościół uważa, że udzielanie święceń kapłańskich kobietom jest niedopuszczalne z racji zasadniczych. Racje te są następujące: poświadczony przez Pismo Święte przykład Chrystusa, który wybrał swoich Apostołów wyłącznie spośród mężczyzn; stała praktyka Kościoła, który naśladuje Chrystusa wybierając tylko mężczyzn; wreszcie żywe Magisterium Kościoła, konsekwentnie głoszące, że wykluczenie kobiet z kapłaństwa jest zgodne z zamysłem Boga wobec swego Kościoła.” (Paweł VI, Odpowiedź na list Jego Ekscelencji Ks. Abpa Dr F. D. Coggana, Arcybiskupa Canterbury, o kapłaństwie urzędowym kobiet, 30 listopada 1975: AAS 68 (1976), 599 — 600).

Zakończenie filmu uderza nadto w porządek Bożego stworzenia, W rozmowie z Lawrencem Benitez stwierdza, że Bóg go takim stworzył (w domyśle osobą, której nie da się określić płciowo) i jest to pozytywną wolą Stwórcy. Nie ma tutaj mowy o tym, że choroby i zaburzenia są konsekwencjami grzechu pierworodnego. Takie politycznie poprawne zakończenie filmu promuje oczywiście propagandę ideologii LGBTQ. W ten sposób produkcja ta wspiera fałszywe przekonanie, iż tożsamość seksualna jest płynna i może być całkowicie nieokreślona. To pojęcie jest jednak fałszywe. Każda osoba, w tym mężczyźni, którzy mają pewne cechy fizyczne kojarzone z kobietami, i kobiety, które mają pewne cechy fizyczne kojarzone z mężczyznami, i tak rodzi się albo jako mężczyzna, albo jako kobieta. Ponadto, wbrew temu, co twierdzi zakończenie filmu, nikt nigdy nie rodzi się z w pełni funkcjonalnymi męskimi narządami rozrodczymi i hormonami oraz w pełni funkcjonalnymi żeńskimi narządami rozrodczymi i hormonami. Tak że wymyślona „sytuacja płciowa” postaci kardynała Beniteza i jego przemyślenia czy teorie odnośnie do tego stanu wypowiedziane w zakończeniu filmu mają najwyraźniej podważać biblijną prawdę, iż: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boga go stworzył; stworzył ich mężczyzną i kobietą”. (Rdz 1:27)

Podsumowując, film ten, mimo pewnych pozytywnych elementów, oceniamy negatywnie ze względu na promowanie w nim relatywizującego podejścia do wiary i nauczania Kościoła, propagandę ideologii spod znaku LGBT oraz radykalnych form feminizmu.

Marzena Salwowska

31 lipca 2025 12:01