Filmy
Biegnij, chłopcze, biegnij

Ocena ogólna:  Wyraźnie niebezpieczny albo dwuznaczny (-1)

Tytuł oryginalny
Lauf, Junge, lauf
Data premiery (świat)
5 listopada 2013
Data premiery (Polska)
4 stycznia 2014
Rok produkcji
2013
Gatunek
Dramat/Wojenny
Czas trwania
108 minut
Reżyseria
Pepe Danquart
Scenariusz
Heinrich Hadding
Obsada
Andrzej Tkacz, Kamil Tkacz, Zbigniew Zamachowski, Mirosław Baka, Grażyna Szapołowska, Przemysław Sadowski, Olgierd Łukaszewicz, Izabela Kuna
Kraj
Francja/Niemcy/Polska
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o żydowskim chłopcu (Sruliku), który po tym, jak niemieccy żołnierze wymordowali jego rodzinę, ucieka z getta i błąkając się po lasach, a także ukrywając w różnych polskich rodzinach, próbuje uratować swe życie.  Dla ocalenia chłopiec nie tylko ukrywa się, ale także zaprzecza swej żydowskiej tożsamości i dziedzictwu, udając przed innymi chrześcijanina.

Jeśli chodzi o płaszczyznę etyczną oraz światopoglądową tego filmu,  z pewnością jego dużym plusem jest to, iż pokazuje on szereg dobrych i wartościowych postaw okazywanych w bardzo trudnych, by nie powiedzieć,  ekstremalnych okolicznościach. Obok wszak, nieodłącznego dla rzeczywistości wojennej zła w postaci wielkiego okrucieństwa, brutalności oraz podłości, krzepiące jest widzieć ukazane tu dobroć, miłosierdzie i pomoc, jaką w potrzebie żydowskiemu chłopcu okazywali Polacy. Od strony zaś bardziej historycznej, można powiedzieć, iż produkcja ta stanowi cenny wkład w dyskusję o zachowaniu się Polaków wobec Żydów w czasie II wojny światowej, próbując pokazać, chyba jednak bardziej rzeczywisty i zrównoważony ich obraz. Twórcy filmu nie ukrywając przypadków zupełnie niemoralnej i okrutnej postawy Polaków względem Żydów (szmalcownictwo, odmowa mogącej uratować przed kalectwem chłopca operacji ze strony jednego z lekarzy, itd.) pokazują też wiele mniej lub bardziej szlachetnych postaw naszych rodaków w tym względzie.

Pochwała twórcom tego filmu należy się także za to, iż raczej nie eksponują oni w nim scen przemocy, nieskromności, bezwstydu czy nagości, co pozytywnie wyróżnia ów obraz od wielu innych dzieł, gdzie nieraz podobnego rodzaju tematyka jest łatwo wykorzystywana, by takie rzeczy eksploatować, tłumacząc to troską o „realizm” danej produkcji. Jak widać, da się snuć opowieści, w których duża część poświęcona jest złu w wykonaniu ludzi, nie wylewając jednak przy tym na widzów litrów ekranowej krwi, błota, kału czy spermy.

Dlaczego zatem, ogólnie rzecz biorąc, zdecydowaliśmy się, nie polecać tego filmu? Uczyniliśmy to z dwóch głównych powodów. Po pierwsze: sugerowany „Happy End” tej produkcji trudno nazwać „Happy Endem”. Po drugie: w filmie tym główny bohater, czyli wspomniany żydowski chłopiec używa różnych wątpliwych etycznie środków, by ocalić swe życie, a także po to, by polepszyć swój ziemski los (np. zdobyć więcej i lepszej jakości jedzenia).

O co chodzi więc z tym „Happy Endem”, który w rzeczywistości nie jest „Happy Endem”? Mianowicie, pod koniec filmu, Srulik zostaje postawiony przed następującym dylematem: ma albo wrócić do chrześcijańskiej (katolickiej) rodziny, która się nim opiekowała, albo też wybrać życie będące kontynuacją jego żydowskiego dziedzictwa, którego na czas wojny  zapierał się  po to, by uniknąć śmierci. W scenach, które pokazują ów dylemat małego Srulika zasugerowane  zostaje, że przez powrót chłopca do żydowskich korzeni, nie rozumie się bynajmniej tylko pamięci i kontynuacji tych z ich aspektów, które są dobre (ewentualnie obojętne pod względem etycznym lub religijnym), ale także chodzi tu o powrót do wszak błędnej religii jego rodziców i rodaków. Nowy opiekun chłopca, który wiezie go do żydowskiego sierocińca i w trakcie podróży namawia go, by powrócił do swej żydowskości, w pewnym momencie gwałtownie zrywa krzyżyk z szyi Srulika i rzuca go w pole. Niedługo po tym chłopiec ostatecznie decyduje się nie wracać do opiekującej się nim poprzednio chrześcijańskiej rodziny i pod pieczą swego nowego opiekunka udaje się do żydowskiego sierocińca.

Taki morał owej historii jest aż nadto dwuznaczny i wątpliwy, gdyż chrześcijaństwo zostaje tu porzucone na rzecz judaistycznego zaślepienia (lub w łagodniejszej wersji „niewiedzy”), w którym odnośnie do osoby naszego Pana i Zbawcy Jezusa Chrystusa, od prawie 2000 lat tkwi większość Żydów. Judaizm bowiem, choć do czasów ukrzyżowania i zmartwychwstania Pana Jezusa był prawdziwą religią, to jednak po tych wydarzeniach  stał się fałszywy, gdyż jego przywódcy nie rozpoznali prawdziwego Mesjasza, zaprzeczyli Jego Boskiej misji, a przez następne stulecia formowali swych wyznawców w nienawiści, pogardzie, a najlepszym wypadku obojętności względem Chrystusa i religii chrześcijańskiej. W ten sposób, rabiniczny, istniejący „po Chrystusie” judaizm obok rzecz jasna wielu pozytywnych aspektów, co do najbardziej fundamentalnej kwestii, tkwi w zaślepieniu i niewiedzy. Oczywiście, Kościół Chrystusa ma swe żydowskie korzenie (którymi są Stary Testament i hebrajskie pochodzenie Jego założycieli), jednak współczesny judaizm co do swego rdzenia jest po prostu religią błędną i fałszywą. Warto w tym miejscu zacytować słowa św. Pawła Apostoła tyczące się Żydów żyjących już w czasach Nowego Testamentu: „Co prawda – gdy chodzi o Ewangelię – są oni naszymi nieprzyjaciółmi ze względu na wasze dobro; gdy jednak chodzi o wybranie, są oni ze względu na pra0jców – umiłowani” (Rzymian 11: 28).

Oczywiście, w obronie owego „Happy Endu” można by wskazywać na szereg możliwych subiektywnych czynników, które mogły zajść w przypadku naszego głównego bohatera, a które mogły zwalniać go z moralnej winy za powrót do religii swych przodków. Można by więc mówić, że ostatecznie rzecz biorąc był on ciągle małym chłopcem, a bycie chrześcijaninem było przez niego udawane, a nie rzeczywiste. Nam jednak nie chodzi o rozstrzyganie, czy ten konkretny chłopiec w swym sumieniu ciężko zgrzeszył przeciw Bogu, wybierając judaizm zamiast chrześcijaństwa, ale o bardziej symboliczną wymowę owego filmowego zakończenia. Na tej płaszczyźnie zaś taki „Happy End” podsuwa widzom dwie możliwe interpretacje i sugestie: albo judaizm jest lepszy od chrześcijaństwa i w takim razie należy ów wybrać; albo kwestia wyznawania tej czy innej religii jest w pierwszym rzędzie sprawą szacunku dla dziedzictwa przekazanego nam przez naszych rodziców, a nie szukania Prawdy i woli Bożej i dlatego też zawsze należy trwać przy religii swych przodków. Nie trzeba zaś chyba przypominać, że obie interpretacje są fatalne i heretyckie.

filmweb.pl

filmweb.pl

Druga wspomniana dwuznaczność względem tego filmu to fakt, iż zostały w nim pokazane (a przy tym nie zganione) różne co najmniej wątpliwe etycznie zachowania czynione nie tylko po to by uratować swe życie, ale także w celu polepszenia swego ziemskiego bytu. Główny bohater w tych celach  zatem kłamie, mówi nieprawdę, udaje chrześcijanina. Tradycyjnym nauczaniem chrześcijańskim jest jednak prawda, iż „Lepiej jest umrzeć niż zgrzeszyć” oraz, że „Dobry cel nie uświęca złych środków„. Zacytujmy w tym w punkcie kilka spośród wielu wypowiedzi na ów temat:

„(…)normy negatywne prawa naturalnego mają moc uniwersalną: obowiązują wszystkich i każdego, zawsze i w każdej okoliczności. Chodzi tu bowiem o zakazy, które zabraniają określonego działania semper et pro semper, bez wyjątku, ponieważ wyboru takiego postępowania w żadnym przypadku nie da się pogodzić z dobrocią woli osoby działającej, z jej powołaniem do życia z Bogiem i do komunii z bliźnim. Nikomu i nigdy nie wolno łamać przykazań, które bezwzględnie obowiązują wszystkich do nieobrażania w drugim człowieku, a przede wszystkim w samym sobie, godności osoby wspólnej wszystkim ludziom. (…) Z drugiej strony fakt, że tylko przykazania negatywne obowiązują zawsze i w każdej sytuacji, nie oznacza, że w życiu moralnym zakazy są donioślejsze od obowiązku czynienia dobra, na który wskazują przykazania pozytywne. Ma to następujące uzasadnienie: przykazanie miłości Boga i bliźniego ze względu na swą pozytywną dynamikę nie wyznacza żadnej górnej granicy, określa natomiast granicę dolną, którą przekraczając człowiek łamie przykazanie. Ponadto, to co należy czynić w określonej sytuacji, zależy od okoliczności, których nie można z góry dokładnie przewidzieć; natomiast istnieją zachowania, które nigdy i w żadnej okoliczności nie mogą uchodzić za działania właściwe – to znaczy za zgodne z ludzką godnością. (…) Kościół zawsze nauczał, że nie należy nigdy popełniać czynów zabronionych przez przykazania moralne, ujęte w formie negatywnej w Starym i Nowym Testamencie (…). Dzięki świadectwu rozumu wiemy (…), że istnieją przedmioty ludzkich aktów, których nie można przyporządkować Bogu, ponieważ są one radykalnie sprzeczne z dobrem osoby stworzonej na jego obraz. Tradycyjna nauka moralna Kościoła mówi o czynach, które są „wewnętrznie złe”: są złe zawsze i same w sobie, to znaczy ze względu na swój przedmiot, a niezależnie od ewentualnych intencji osoby działającej i od okoliczności. Dlatego nie umniejszając w niczym wpływu okoliczności, a zwłaszcza intencji na moralną jakość czynu, Kościół naucza, że << istnieją akty, które jako takie, same w sobie niezależnie od okoliczności, są zawsze wielką niegodziwością ze względu na przedmiot>> (…) Jeśli czyny są wewnętrznie złe, dobra intencja lub szczególne okoliczności mogą łagodzić ich zło, ale nie mogą go usunąć: są to czyny nieodwracalnie złe, same z siebie i same w sobie niezdatne do tego, by je przyporządkować Bogu i dobru osoby(…). Tak więc okoliczności lub intencje nie zdołają nigdy przekształcić czynu ze swej istoty niegodziwego ze względu na przedmiot w czyn <<subiektywnie>> godziwy lub taki którego wybór można usprawiedliwić Jan Paweł II, „Veritatis Splendor”, n. 52, 80 i 81.

„Nie trzeba mniemać, iż kłamstwo nie jest grzechem, skoro posługuje na korzyść cudzą (…) Czy kłamstwo może kiedykolwiek nie być złem? Czy może kiedykolwiek być dobrem? (…) Powinniśmy nienawidzieć powszechnie wszelkiego rodzaju kłamstwa, ponieważ nie ma żadnego, które przeciwnym nie byłoby prawdzie. Podobnie jak nie masz zgody pomiędzy światłem a ciemnością, między religią a bezbożnością, zdrowiem a chorobą, życiem a śmiercią: tak też nie ma żadnej godziwej umowy między kłamstwem a prawdą. O ile ta jest dla nas drogą, o tyle kłamstwem brzydzić się powinniśmy. Ale oto jest człowiek niewinny, któremu trzeba ocalić życie, oświadczając wbrew prawdzie, że nie wiemy gdzie się ukrył. Czy powiedzielibyście to samo w obecności najwyższego Sędziego, któryby wam zadał to pytanie? Czyliż nie jest większą odwagą i cnotą odpowiedzieć: <>. Biskup Thagaste, imieniem Firmus wezwany imieniem cesarza, o wydanie człowieka, który się ukrywał u niego, odpowiedział śmiało, że nie chce ani kłamać, ani wydać nieszczęśliwego, woląc raczej wycierpieć najsroższe męki, niżeli uczynić to, czego wymagają po nim, lub powiedzieć fałsz. (…) Gdy nas przymuszają do kłamania z powodu zbawienia wiekuistego jakiej osoby, na przykład gdy idzie o udzielenie jej sakramentu chrztu świętego, do kogoż wtedy mam się uciec, jeżeli nie do ciebie; o prawdo święta? Ale czy prawda może pozwolić dopuścić się kłamstwa? (…) Nie uważane są za kłamstwa, pewne żarty, w których jawnie okazuje się ze sposobu, w jakim je wyrażamy, że nie mamy zamiaru oszukiwać, nawet mówiąc nieprawdę” – św. Augustyn.

„Pismo św. Starego i Nowego Zakonu przestrzega nas przed kłamstwem. Czynią to i Święci, mówiąc, że nawet dla uratowania świata całego od zagłady nie należałoby kłamać. Choćby nawet przez kłamstwo można z piekła uwolnić potępionych i wprowadzić ich do nieba, nie wolnoby nam było tego uczynić. (…) Choć bmyśmy mogli kogoś uchronić od śmierci kłamstwem, nie wolnoby go popełnić. (…) Dla ocalenia życia i majątku nie wolno zasmucać Boga, bo życie i majątek trwają do czasu, a Bóg i szczęśliwość duszy trwać będą na wieki” – św. Jan Maria Vianney.

 

Ps.  Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.

Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski

 

 

3 października 2015 14:26